Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Rozdział 2 1 страница



 

Tiril doskonale czuł a się w goś cinie u Ester. Był o jej tu tak dobrze, ż e gdy rybaczka pytał a, czy dziewczyna nie zechciał aby zostać jeszcze kilka dni, a pó ź niej jeszcze kilka, Tiril zawsze odpowiadał a twierdzą co. Strach przed dwoma zł oczyń cami wcią ż jej nie opuszczał, szczegó lnie drę czył o ją wspomnienie widoku Nera, skopanego, leż ą cego bez ż ycia na drodze. Podobna sytuacja nie mogł a się powtó rzyć, Tiril musiał a go chronić. A tutaj był bezpieczny.

 

Czę sto wyprawiał y się w morze na poł ó w. Z począ tku utrzymywał a się dobra pogoda, tak ż e Tiril zdoł ał a z grubsza przyswoić sobie arkana tego nowego dla niej zaję cia. Ester nie został a obdarzona najwię kszą cierpliwoś cią na ś wiecie, polecenia wydawał a wrzeszczą c, a jeś li Tiril nie mogł a zrozumieć któ regoś z fachowych wyraż eń, przekleń stwa sypał y się jak grad. W gł osie Ester nie był o ż adnego tł umika.

 

Od czasu do czasu Ester pł ynę ł a ł ó dką do swego są siada na Sotrę, zawoził a mu ś wież o zł apane ryby. Nigdy nie chciał a zabierać ze sobą Tiril. Dziewczyna parokrotnie widział a z daleka postać swej gospodyni, dź wigają cej do ł odzi tajemnicze pakunki. Ester nigdy nie przywoził a ich z powrotem na szkier.

 

Tak, wyspa bowiem nie był a niczym innym jak tylko szkierem. Wraz z Nerem prę dko ją zbadali i na rozpoznanie nie potrzebowali wię cej niż godziny. Wszę dzie tylko skał y, nagie skał y, mię dzy nimi dwie albo trzy plaż e. Ale, Nero doskonale się czuł na wyspie, jak dzień dł ugi uganiał się za ptakami. I zawsze znalazł przy brzegu coś interesują cego dla siebie, co morze wyrzucił o nocą.

 

Ester czę sto narzekał a na pogodę. „Jeś li wkró tce nie nadcią gnie sztorm, cienko bę dziemy przę dł y tej zimy”. Tiril nie mogł a tego zrozumieć, jej zdaniem ł owienie ryb na spokojnej toni był o o wiele przyjemniejsze.

 

Ester miał a wiele tajemnic, na przykł ad ogniska wysoko na skał ach na krań cach wyspy. Doglą dał a ich z najwię kszą starannoś cią, ś cią gał a tam wiele drewna wyrzuconego przez morze. Zdziwionej tym Tiril Ester wyjaś nił a, ż e ogniska mają niezwykle istotne znaczenie dla statkó w, któ re zboczył y z kursu. Tiril zrozumiał a wó wczas, ż e rozpalanie ognisk podczas niepogody jest mił osiernym uczynkiem, w ten sposó b bowiem wskazywano szyprom bezpieczny szlak do Bergen.

 

Dowiedziawszy się o tym, Tiril z wię kszym zapał em znosił a drewno.

 

Czę sto wieczorami, po oprawieniu ryb i powieszeniu ich do suszenia, siadywał y przy ogniu i wó wczas czuł a na sobie wzrok Ester. Po cał ym dniu pracy dziewczyna bywał a bardzo zmę czona, ale to był o przyjemne zmę czenie, bo poł ą czone ze ś wiadomoś cią, ż e wykonał o się coś poż ytecznego. Ester też coraz czę ś ciej okazywał a prawdziwe zadowolenie z jej towarzystwa i pomocy na morzu.

 

Pewnego razu oś mielił a się zapytać, dlaczego Ester przyglą da jej się tak badawczo.

 

– W twoich oczach, Tiril, wiele moż na wyczytać! Pojawia się w nich ż al, tę sknota albo smutek. O czym wtedy myś lisz?

 

Tiril westchnę ł a.

 

– O ró ż nych sprawach. Smutno mi z powodu tego wszystkiego, co się wydarzył o, i ż al mi, ż e nigdy już nie ujrzę Mó riego. Wiele też rozmyś lał am o Erlingu. Zawiodł am go wszak, po prostu zniknę ł am bez sł owa, o niczym go nie zawiadamiają c. To mi nie daje spokoju. Okazał mi przecież tyle dobroci, chciał pomó c w odnalezieniu mych korzeni. Gdybym tylko mogł a przesł ać mu wiadomoś ć o tym, ż e Nero i ja mamy się dobrze!

 

Ester spojrzał a na nią zdumiona.

 

– Dlaczego wcześ niej o tym nie wspomniał aś? Upł ynę ł o już kilka tygodni! Kiedy nastę pnym razem wybiorę się na Sotrę, mogę wzią ć twoją wiadomoś ć. Syn są siada czę sto pł ywa do miasta, moż e pó jś ć do tego Erlinga. Jeś li, oczywiś cie, jemu nie przeszkadza rozmowa z prostym rybakiem!

 

– Ach, naprawdę mogę tak zrobić? – wykrzyknę ł a uradowana Tiril. – Natychmiast zabieram się do pisania listu. Chł opiec bę dzie mó gł mi przywieź ć odpowiedź od Erlinga. Nikt jednak nie powinien się dowiedzieć o miejscu mojego pobytu, nikt, nawet Erling. Chł opiec chyba też nic o mnie nie wie?

 

– Nie, nie wspominał am o tobie – zapewnił a Ester. – Bo chyba nie chcemy tu na wyspie ż adnych nocnych zalotnikó w?

 

Tiril z przeję cia na przemian bladł a i czerwieniał a, ś ciskają c w dł oniach drewnianą miseczkę, z któ rej pił a mleko. Dostał y je od są siada.

 

– Z listem to rzeczywiś cie ś wietny pomysł – stwierdził a Ester z lekką ironią w gł osie. – Ale na czym masz zamiar go napisać? I czym?

 

– Hm, to rzeczywiś cie kł opot – przyznał a Tiril. – Przypuszczam, ż e nie masz tutaj oł ó wka ani papieru?

 

Ester w odpowiedzi prychnę ł a tylko pogardliwie.

 

Rozwią zał y jednak ten problem. Tiril nasmarował a list zwę glonym koń cem patyczka na kawał ku kory. Efekt nie był doskonał y, lecz Erling z pewnoś cią zdoł a odczytać bazgroł y.

 

Tiril bardzo się cieszył a z moż liwoś ci nawią zania kontaktu z przyjacielem. Nie mogł a przecież zostać na szkierze przez cał e ż ycie, chociaż ż ył o się jej tu stosunkowo spokojnie. Wiedział a jednak, ż e Ester po rozstaniu z nią bę dzie się czuć po dwakroć bardziej samotna. Od czasu do czasu poznawał a to po oczach brzydkiej kobiety.

 

Zasmucał o to Tiril. Na morzu, kiedy wykonał a jakiś niewł aś ciwy manewr ł odzią lub sprzę tem rybackim, Ester nie szczę dził a jej kuksań có w. Nie szkodził o to jednak ich przyjaź ni. Ester pomogł a jej wszak w tak trudnym momencie.

 

Na kawał ku kory, któ ry przypł yną ł tu z jakiejś poroś nię tej brzozą wyspy, niewiele był o miejsca do pisania. Zmieś cił a zaledwie kilka zdań:

 

 

Miewam się dobrze, lecz boję się wracać do domu. Nie szukaj mnie, tylko daj znać, co się tam dzieje. Przyjadę, kiedy powiadomisz mnie, ż e jestem bezpieczna. Wybacz mi moje zniknię cie. Nie mogł am postą pić inaczej.

 

 

Tiril.

 

 

Ostatnie sł owa był y z koniecznoś ci bardzo mał e i prawdopodobnie prawie nieczytelne. Musiał a jednak jakoś się usprawiedliwić.

 

Potem pozostawał o już tylko czekać.

 

 

Doprawdy, ostatnimi czasy jej ż ycie obfitował o w wydarzenia! Leż ał a pod swą wspaniał ą koł drą na mię ciutkim posł aniu z delikatnej weł nianki, a myś li szybował y daleko. W stoją cej na brzegu szopie unosił się przyjemny aromat morza i wodorostó w, pomieszany z zapachem smoł y. Ś ciany nie był y wprawdzie zbyt szczelne, od czasu do czasu ś wistał w nich wiatr, ale tak ł agodny, ż e Tiril w niczym to nie przeszkadzał o.

 

Nero jej nie odstę pował. Nauczył się wreszcie, ż e fale pod podł ogą to nie zł oczyń cy, zamierzają cy wyrzą dzić krzywdę jego pani, ale nocą pozostawał czujny. Zawsze, nawet we ś nie, jedno oko i ucho czuwał o. Czasami potrafił zerwać się z histerycznym ujadaniem, aż Tiril ze strachu krew ś cinał o w ż ył ach, ale tak naprawdę nic się nie dział o.

 

Mó ri…

 

Gdzie teraz był? Czy dotarł na Islandię? Czy kiedykolwiek o niej myś lał?

 

O, tak, na pewno. We ś nie jego twarz ukazywał a jej się tak wyraź nie, ż e pamię tał a ją nastę pnego ranka. Oczy Mó riego uś miechał y się do niej, wszechwiedzą co, uspokajają co.

 

Dostrzegł a w nich jeszcze coś, co tł umaczył a jako tę sknotę, lecz zdawał a sobie sprawę, ż e jest to jedynie ż yczenie z jej strony.

 

W takie noce budził a się zał amana swą samotnoś cią, bez nadziei na przyszł oś ć.

 

Rzecz jasna wiele myś lał a takż e o Erlingu, zastanawia się, co robić, ale po wysł aniu mu wiadomoś ci uspokoił a się, czekają c na jego odpowiedź.

 

Starał a się nie wspominać okresu spę dzonego w miejscu, któ re kiedyś nazywał a domem, był o to zbyt bolesne. Jeszcze mniej zastanawiał a się nad praktycznymi sprawami, któ re musi uporzą dkować, jeś li powró ci do Bergen. Został a wszak jedyną dziedziczką mają tku konsula. Dom stał teraz pusty, każ dy, kto chciał by się tam dostać nielegalnie, mó gł uczynić to bez trudu. No i co ze sł uż ą cymi? Czy wró cili do swoich domostw, jeś li w ogó le mieli jakieś domostwa, czy mieli z czego ż yć, kto się nimi zajmował, czy moż e cał kiem zagubili się w ś wiecie, nie wiedzą c, czy mają zostać, czy nie?

 

Powinna był a iś ć na pogrzeb przybranych rodzicó w. Powinna zają ć się chorymi w dzielnicach ubogich, zadbać o bezpań skie psy, uporzą dkować rzeczy w domu…

 

Od wszystkiego jednak uciekł a.

 

Ale nie uczynił a tego z wł asnej woli, usprawiedliwiał a się sama przed sobą. Dwaj prześ ladowcy chcieli ją zamordować, nie był o co do tego ż adnych wą tpliwoś ci.

 

Ale dlaczego, dlaczego? Có ż ona takiego zł ego zrobił a? Czy zł o tkwił o już w samym fakcie jej istnienia?

 

Takie myś li sprawiał y wielki bó l.

 

Polubił a ryboł ó wstwo. Umiał a już chodzić po marynarsku z szeroko rozstawionymi nogami, wiedział a, gdzie są najlepsze ł owiska. Nero takż e przyzwyczaił się do morza, me musiał stać samotnie na brzegu i wyć, kiedy wypł ywał y. Nauczył się, gdzie jego miejsce, i zaczę ł y zabierać go do ł odzi teraz wię c i on okazywał zapał, widzą c przygotowania do kolejnej wyprawy. Pewnego razu Ester wró cił a do domu po sprawdzeniu ognisk i z dumą oznajmił a, ż e Nero towarzyszył jej wiernie jak pies i wykonywał każ de najdrobniejsze polecenie. Nie zdawał a sobie przy tym sprawy, ż e wyraził a się „jak pies”, co Tiril uznał a za prawdziwy komplement dla osobowoś ci Nera. A wię c liczył się wś ró d ludzi! Jeś li, rzecz jasna, jest się czym szczycić …

 

Tiril nie lubił a natomiast patroszenia ryb. Zastanawiał a się, czy czuć już od niej rybą jak od Ester. Prawdo, podobnie tak.

 

Najbardziej pozytywne ze wszystkiego był o jednak to, ze Tiril odzyskał a swe prawdziwe ja. Ż ycie na wyspie przebudził o jej dawną ś miał oś ć i radoś ć ż ycia, mił oś ć bliź niego i dobry humor, wszystko to, co przez ostatnie miesią ce, po ś mierci Carli, pozostawał o jakby w uś pieniu. Teraz Tiril na powró t stał a się sobą. O tym, ż e Ester nie był a moż e najlepszym wzorem do naś ladowania, należ ał o po prostu zapomnieć. Najważ niejsze, ż e Tiril znó w potrafił a serdecznie ś miać się z bł ahostek, na przykł ad kiedy wiatr targał jej wł osy lub gdy potknę ł a się ó czerpak leż ą cy na dnie ł odzi, kiedy mewy draż nił y się z Nerem albo Ester zaraż ał a ją swoją wesoł oś cią.

 

Niestety Tiril nauczył a się przeklinać, choć wcią ż jeszcze był a bardziej powś cią gliwa niż Ester. Zaczę ł a poruszać się trochę po mę sku i spluwać na boki, a kiedy miał a woł ać na wietrze, raczej wrzeszczał a niż woł ał a. Sama nie zauważ ał a zmian w swym zachowaniu, czuł a się po prostu szczę ś liwa i wolna. Jeś li chodzi o poczucie humoru, doskonale zgadzał y się z Ester. Tiril opanował a sztukę ostrego ripostowania, a takż e szybkiego wybaczania, kiedy spadał na nią grad wymó wek. Wiedział a, ż e taki jest sposó b bycia Ester, ż e tak naprawdę nie kryją się za tym zł e intencje.

 

Najlepiej jak potrafił a zajmował a się zranionymi ptakami morskimi. Ester, widzą c to, z począ tku mruczał a pod nosem, ż e „nad tymi przeklę tymi ptaszyskami nie warto się litować ”, prę dko jednak nabrał a szacunku wobec bezgranicznej mił oś ci Tiril do wszystkiego, co ż yje. Dziewczyna miał a też wł asny, osobliwy sposó b kontaktowania się z przyrodą. Potrafił a na przykł ad przemawiać do smaganego wiatrem krzewu w zatoce albo prosić nadmorskie osty o wybaczenie za to, ż e po nich stą pa, a raz Ester widział a ją, jak stał a na skale i zaklinał a wiatr, by zmienił kierunek i mogł y wypł yną ć na poł ó w.

 

Najgorsze, ż e wiatr w istocie zawró cił! Najbardziej przeraził a się tym sama Tiril. Ś mieją c się nerwowo oś wiadczył a Ester, ż e musiał o się to stać dzię ki wpł ywowi Mó riego.

 

Nie był o jednak ż adnych wą tpliwoś ci: Tiril doskonale czuł a się na wyspie.

 

Dobrze jej robił a surowoś ć ż ycia w nowym otoczeniu. Lubił a stać wsł uchana w szum fal uderzają cych o brzeg, w skargę wiatru zawodzą cego za wę gł em. Chyba nie moż e być mi lepiej, myś lał a czasami. Czy jednak wolno mi zapomnieć o wszystkim, co istnieje poza tą wyspą? Czy wolno mi ż yć tylko chwilą? Cudownymi wieczorami przy kominku, kiedy ciał o ogarnia bł ogosł awione zmę czenie po pracowitym dniu? Otoczona szczerą przyjaź nią Nera i Ester?

 

Ester przekazał a dalej list Tiril do Erlinga. Opowiadają c o tym, przestraszył a i jednocześ nie ucieszył a dziewczynę.

 

– Syn są siada, kiedy u nich był am, wspomniał, ż e w mieś cie Bergen, tę sknią za pię kną có rką konsula – oznajmił a.

 

– Musiał o chodzić o Carlę – westchnę ł a Tiril. – Pomyś leć tylko, ż e ją pamię tają!

 

– Najwidoczniej nie chodził o o Carlę, co to, to nie. Moż e Carla chodził a do portu i rozmawiał a z ludź mi? Wiele usł yszał am o pannie konsuló wnie, i to same tylko dobre sł owa! Wszyscy wychwalali pod niebiosa zaginioną dziewczynę, wprost niedobrze się robił o na myś l o tym, jaka musiał a być wspaniał a.

 

Ester powiedział a to z kwaś ną miną, ż eby Tiril przypadkiem nie wpadł a w samouwielbienie.

 

– Naprawdę? – cichutko szepnę ł a Tiril, kraś nieją c z zaż enowania.

 

– Owszem, i wszyscy biedacy tę sknili za tą Tiril Dahl, bo przynosił a im jedzenie, ubranie i pienią dze, opiekował a się chorymi i niedoł ę ż nymi, a bezpań skie psy karmił a kotletami schabowymi.

 

– Wcale tego nie robił am!

 

– No, no, już ja dobrze wiem, co z ciebie za jedna. Jak moż na tak chować ś wiatł o pod statkiem!

 

Tiril nawet nie starał a się poprawić dziwacznego wyraż enia przyjació ł ki.

 

– Nie mó wił aś chyba nikomu o tym, ż e jestem tutaj?

 

– Aż taka gł upia nie jestem. Taką brył kę szczerego zł ota zatrzymam, oczywiś cie, dla siebie.

 

Tiril uś miechnę ł a się.

 

– Nie moż na powiedzieć, ż ebyś się na mnie wzbogacił a!

 

– Owszem, wyobraź sobie, ż e tak – odparł a Ester, z gniewem patrzą c jej w oczy. – Mam najlepsze towarzystwo, o jakim moż e marzyć samotna i okropna baba. Tak to już jest.

 

Ester opowiadał a jej czasami o swym wcześ niejszym ż yciu. Urodził a się jako najmł odsza z rodzeń stwa, odziedziczył a wyspę wraz z domem, ł odzią i ogniskami, wychował a się na morzu i innego ś wiata nie znał a.

 

Sprawiał a wraż enie zadowolonej z takiego ż ycia. Jeś li czegoś jej brakował o – poczucia bliskoś ci, czuł oś ci, mił oś ci – i tak nigdy o tym nie wspominał a. A Tiril nie chciał a pytać. Był y to sprawy zbyt intymne, a pytania mogł y tylko zranić.

 

 

Potem nadcią gnę ł y jesienne sztormy.

 

W Ester nagle jakby wstą pił o ż ycie. Oczy lś nił y jej niemal diabelskim blaskiem, wykazywał a gorą czkową aktywnoś ć, gł ó wnie w zwią zku z ogniskami. Stos drewna na poł udniowym krań cu wyspy palił się nieprzerwanie dzień i noc, ogień pł oną ł tu w zaciszu, mó gł też być podtrzymywany wę glem drzewnym, nie musiał y wię c biegać nocą i do niego dokł adać. Wielkiego ogniska na pó ł nocnym brzegu nigdy nie zapalano. Ester mę tnie wyjaś niał a, ż e trzyma je w rezerwie; nie miał a ochoty odpowiadać na podobne pytania. Ale oczy jej ś wiecił y.

 

I tak wszystko, co mó wił a, Tiril przyjmował a za dobrą monetę. Przynajmniej do tej nocy, kiedy poznał a sens starego wyraż enia: „ż niwa w szaleją cej burzy”.

 

Rozdział 3

 

Erling Mü ller stał przy oknie w swoim gabinecie i spoglą dał na port.

 

Jego myś li, jak zwykle, krą ż ył y wokó ł Tiril. Szukał jej od tygodni, lecz dziewczyna jakby zapadł a się pod ziemię.

 

Mimo wszystko jednak nie wierzył, ż e Tiril nie ż yje, nie on jeden bowiem jej poszukiwał. Dwaj tajemniczy mę ż czyź ni ostroż nie rozpytywali o nią wszę dzie, takż e w jego biurze, oczywiś cie podczas jego nieobecnoś ci.

 

Westchną ł cię ż ko. Upł ynę ł o już tyle czasu…

 

Czuł się w pewnym sensie odpowiedzialny za Tiril. Nie miał a przecież nikogo innego, kto by się o nią troszczył.

 

Mó ri był na Islandii i szukał tej przeklę tej „Rö dskinny”. Erling zarazem cieszył się i smucił, ż e nie ma go wł aś nie teraz w Bergen. Cieszył się, bo Mó ri był wszak groź nym rywalem w walce o wzglę dy Tiril, a martwił, ponieważ przydał aby mu się pomoc tajemniczego czarnoksię ż nika w poszukiwaniach zaginionej.

 

Erling miał ś wiadomoś ć, ż e uczynił wszystko, co w jego mocy, aby pomó c Tiril. Osobiś cie dopilnował spraw zwią zanych z pogrzebem jej przybranych rodzicó w. Był a to nieprzyjemna uroczystoś ć, wygł oszono wiele napuszonych mó w o wspaniał oś ci i wielkoś ci konsula Dahla, o tym, ile znaczył dla miasta. Erling ledwie zdoł ał opanować gniew na wspomnienie dwó ch mł odych dziewczą t, któ rych ż ycie zrujnował Dahl.

 

Na cmentarzu, kiedy trumny skł adano do grobu, Erling dostrzegł dwó ch mę ż czyzn, wyglą dem odpowiadają cych opisowi zł oczyń có w, przekazanemu mu przez Tiril. Starszy z nich miał kozią bró dkę, drugi był mł odszy i wł aś ciwie niczym się nie wyró ż niał. Stali daleko, w cieniu koś cioł a, a Erling nie mó gł do nich podejś ć, bo nie chciał przerywać mowy pastora. Pó ź niej zniknę li mu z oczu; z pewnoś cią szukali Tiril na pogrzebie.

 

Erling udał się do wó jta i opowiedział mu o mę ż czyznach, twierdzą c, ż e to oni zamordowali konsula i jego ż onę, usił owali też zabić Tiril.

 

– To nonsens! – zaoponował wó jt. – Wiemy przecież, ż e zrobił to jakiś czł owiek znają cy się na czarach, wyglą dają cy jak ś mierć we wł asnej osobie.

 

– To absolutnie niemoż liwe – zapewnił go Erling tak przygnę biony, ż e wó jt wreszcie mu uwierzył. – Czarnoksię ż nik był przyjacielem Tiril i jej jedyną ochroną przez pewien czas, kiedy konsul ją napastował.

 

Wó jt zapragną ł dowiedzieć się czegoś wię cej na ten temat, chociaż z począ tku gł ę boko uraż ony zawoł ał, ż e nie wolno ź le mó wić o zmarł ych. Erling wyjaś nił mu wię c, co wie o cał ej sprawie, któ ra, jego zdaniem, miał a zwią zek z Tiril i jej prawdziwym pochodzeniem.

 

– No có ż, i tak musimy dopaś ć tego czarnoksię ż nika – mrukną ł wó jt. – Nie moż e chodzić wolno i straszyć ludzi do szaleń stwa.

 

– O nim moż na zapomnieć. Nie ma go już w Norwegii.

 

– Ach, tak? Wobec tego chcę poznać cał ą historię sió str Dahl!

 

– Chę tnie ją opowiem. Bardzo bę dę sobie cenił wspó ł pracę z panem, bo trzymam stronę Tiril, lecz jestem, trzeba przyznać, doś ć w tym osamotniony. Tych dwó ch mę ż czyzn, z któ rych jeden nosi imię Georg, najchę tniej zobaczył bym za kratkami, i to jak najprę dzej.

 

Erling przedstawił wó jtowi zawił e ukł ady rodzinne Dahló w. Pani Dahl poś lubił a ż oł nierza i miał a z nim có rkę, Carlę. Po ś mierci owego ż oł nierza powtó rnie wyszł a za mą ż, za Dahla. Ich dziecko zmarł o podczas porodu. Tak się zł oż ył o, ż e akuszerka wł aś nie wtedy miał a u siebie noworodka, któ ry przyszedł na ś wiat w najgł ę bszej tajemnicy. Tym dzieckiem był a Tiril. Dahlowie wzię li ją do siebie i przez te wszystkie lata dostawali pienią dze od nieznanej matki dziewczynki. Dahl otrzymał tytuł konsula, ich sytuacja materialna znacznie się poprawił a.

 

– Do tej pory wszystko toczył o się w miarę gł adko – cią gną ł Erling. – Potem jednak Dahl zaczą ł napastować mał ą Carlę, księ ż niczkę z bajki.

 

– Tak, Carla rzeczywiś cie był a czarują cym, wprost uroczym dzieckiem – pokiwał gł ową wó jt, ale już nastę pne sł owa zdradził y, jak kiepsko zna się na ludziach. – Natomiast jeś li chodzi o tę drugą, to nie był a powodem do dumy.

 

Twarz Erlinga spochmurniał a.

 

– Moim zdaniem, z kogo jak z kogo, ale z Tiril moż na być naprawdę dumnym. Dajmy jednak temu spokó j. Z tego, co mi mó wił a, konsul zaczą ł wykorzystywać Carlę bardzo wcześ nie. Tiril nie potrafił a ustalić dokł adnie, przypuszczał a jednak, ż e zaczą ł, kiedy siostra miał a sześ ć lat.

 

– Do kroć set! – wykrzykną ł wó jt z oburzeniem. – I pomyś leć, ż e utrzymywał o się kontakty z takim ł ajdakiem!

 

– Przypuszczam, ż e Carla bardzo chciał a mnie poś lubić – rzekł Erling, utkwiwszy wzrok gdzieś w niezmierzonej dali. – Tiril o tym wspominał a. Ale jak moż na wyjś ć za mą ż z takim obcią ż eniem jak Carli? Rozumiem, ż e to popchnę ł o ją do samobó jstwa.

 

– Hm – mrukną ł wó jt, pobielał y na twarzy.

 

– W sprawę zamieszana jest jeszcze jedna osoba – powiedział Erling. – Pewien lichwiarz, zaczą ł em już o niego rozpytywać, wykorzystują c moje koneksje. Tiril widział a go wielokrotnie i potrafił a dobrze go opisać. On ma chyba niewiele wspó lnego z popeł nionymi morderstwami, wiedział jednak o pochodzeniu Tiril. A to naprawdę waż ne! Tiril jest bowiem kluczową osobą w cał ej tej zawikł anej sprawie.

 

– Tak, już pan o tym wspominał – mrukną ł wó jt. – I mó wił pan, ż e konsul nastawał takż e i na jej cześ ć?

 

– Tak, cał kiem niedawno, Tiril nie jest jednak lalką z porcelany. Zł amał a koś ć nosową swemu przybranemu ojcu, a potem uciekł a z domu.

 

Wó jt przez dobrą chwilę milczał, usił ował przetrawić bulwersują cą historię. Do tej pory wyobraż ał sobie, ż e wspaniał y tytuł stanowi jednocześ nie gwarancję wspaniał oś ci jego wł aś ciciela, teraz jednak wszystkie jego iluzje legł y w gruzach. Gotó w był skrę cić kark konsulowi Dahlowi.

 

Ktoś jednak zrobił to już wcześ niej…

 

W koń cu kiwną ł gł ową.

 

– Dobrze, panie Mü ller. Jestem do pań skiej dyspozycji.

 

– Dzię kuję. Proszę o pomoc w odnalezieniu Tiril! Prawda o jej pochodzeniu, a takż e ci dwaj mordercy mają w tej chwili podrzę dne znaczenie, wierzę, ż e pan to pojmuje. To ona jest dla mnie najważ niejsza.

 

– Doskonale rozumiem. Zrobię, co w mojej mocy.

 

 

Dział ania rozpoczę li od odszukania lichwiarza.

 

Zaję ł o im to trochę czasu, wł aś ciwie o wiele wię cej niż przewidywał Erling. Lichwiarz musiał być szczwany jak lis, potrafił zacierać ś lady.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.