Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Paweł Jaszczuk. Akuszer śmierci. PAWEŁ JASZCZUK. AKUSZER ŚMIERCI



Paweł Jaszczuk

Akuszer ś mierci

 

 

PAWEŁ JASZCZUK

AKUSZER Ś MIERCI

 

 

 

Rozpierał a go duma. Czuł, ż e wkró tce bę dzie ojcem. Zakrzywionym dziobem schwycił nadł amaną gał ą ź i przesuną ł na brzeg gniazda. Potem przewró cił szponiastymi ł apami dwa ż ó ł tawe jaja. Nie ś pieszą c się, uderzył dziobem w ł eb ryby wciś nię ty mię dzy dwa patyki. Rozerwał jej skrzela i starannie wydziobał oczy. Dokazują cy wiatr odchylił gniazdo od pionu, lecz orzeł nic sobie z tego nie robił. Najedzony patrzył w stronę lasu, za któ rym rano, lecą c ku rzece, skrył a się samica.

Mę ż czyzna podnió sł niedbale rę kę i przywoł ał kelnera, któ ry natychmiast staną ł przy stoliku.

– Czegu szanuwny pan sobi ż yczy? – wyrecytował pryszczaty chł opak, podają c menu i poprawiają c lnianą ś ciereczkę przewieszoną na przedramieniu.

Klient odł oż ył menu na blat stolika i uś miechną ł się zagadkowo.

– Poproszę szklankę zimnej wody – powiedział ze wzrokiem utkwionym w biał ą ró ż ę, stoją cą w kamionkowym flakoniku.

– Wysoce trafny wybó r – zachrypiał kelner, zapalają c ś wiecę. – W mieś ci dziwna duchota i pewni rychł o luni.

– Bo przyszł a wiosna! – powiedział goś ć tym samym co poprzednio tonem.

– Wł aś ni! To moż y zechcy skusztować lody? Mamy orzychowe, prosto od Zalywskiego. Goś cie mó wią, ż y samy rozpł ywają si w ustach.

– Na lody jeszcze nie zasł uż ył em – odparł grzecznie mę ż czyzna, oglą dają c wypielę gnowane palce w ś wietle peł gają cego pł omienia.

– Jak szanuwny pan uważ a – oznajmił kelner, wcią ż pozostają c przy stoliku. – Nie chciał bym si naprzykrzać, ali... – przerwał na widok bł yskawicy. Gdy Hetmań ską wstrzą sną ł grzmot, odchrzą kną ł gł oś no. – Moż y reflektuji pan na maderę? Jest idealna na aperitif, lecz jeś li pan zechcy, mogi przyniś ć schł odzone porto.

– Na wino ró wnież jeszcze nie zasł uż ył em – oś wiadczył klient, dotykają c palcem pł atka ró ż y, jakby chciał sprawdzić, czy to naprawdę ż ywy kwiat.

– Jak pan sy uważ a! Szklanka zimnyj wody raz! – zawoł ał kelner do stoją cego przy ladzie pikolaka. Potem rozdraż niony zabrał kartę menu i przylizał pokryte ł upież em wł osy. Był gotó w zał oż yć się z każ dym, ż e ó w ciapowaty graf w popielatym garniturze poską pi mu napiwku.

– Dobrzy zapamnię taj, cymbalowski, moi ojcowski sł owa: dupy szkł ym ni oskrobisz – obwieś cił i strzelił pikolaka pię ś cią w kark.

 

 



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.