Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Rozdział VII



Pierwszy kwartał pobytu w Lowood wydał mi się wiekiem - i to bynajmniej nie zł otym.

Przykrą walkę musiał am staczać, by się przyzwyczaić do nowych reguł i zadań. Obawa, ż e pod tym wzglę dem moż e mi się coś nie udać, wię cej mnie drę czył a niż fizyczne trudy i dokuczliwoś ci, chociaż i te był y niemał e.

Przez styczeń, luty i czę ś ć marca leż ał y gł ę bokie ś niegi, a gdy te stopniał y, nieprzebyte prawie drogi nie pozwalał y nam wyjrzeć poza mury ogrodu, z wyją tkiem tylko gdy musiał yś my pó jś ć do koś cioł a; w obrę bie jednak tych muró w musiał yś my codziennie spę dzać godzinę na ś wież ym powietrzu. Ubranie nasze niedostatecznie chronił o nas od ostrego zimna; nie miał yś my wysokich bucikó w, ś nieg wchodził w niskie trzewiki topnieją c w nich; rę ce bez rę kawiczek grabiał y i odmraż ał y się tak jak i nogi. Dobrze pamię tam okropne swę dzeniae, któ rego doś wiadczał am co wieczora, gdy się nogi zaognił y, i mę kę wkł adania co rano napuchł ych, bolą cych i sztywnych palcó w w trzewiki. Poza tym szczupł a iloś ć poż ywienia był a sprawą bardzo cię ż ką. Przy dobrych apetytach dorastają cych dzieci dostawał yś my zaledwie tyle, ile mogł oby utrzymać przy ż yciu delikatnego chorego. Z tej szczupł oś ci poż ywienia wynikł o naduż ycie, któ re zwł aszcza mł odszym uczennicom cię ż ko dawał o się we znaki: ilekroć wygł odzone duż e dziewczę ta znalazł y sposobnoś ć, proś bą lub groź bą wył udzał y od mał ych ich porcje. Wiele razy musiał am podzielić z dwiema starszymi koleż ankami drogocenny kawał ek ciemnego chleba dawany nam na podwieczorek, a dopijają c odrobinę pozostawionej mi w garnuszku kawy, ocierał am skrycie ł zy, któ re mi gł ó d wyciskał.

Niedziele w zimie był y straszne. Musiał yś my iś ć dwie mile do koś cioł a w Brocklebridge, gdzie nasz patron odprawiał naboż eń stwo.

Wychodził yś my zzię bnię te, przychodził yś my do koś cioł a jeszcze gorzej zzię bnię te; podczas rannego naboż eń stwa drę twiał yś my po prostu z zimna.

Za daleko był o, by wracać na obiad, wydzielano nam tedy, mię dzy rannym a poobiednim naboż eń stwem, te same gł odowe porcyjki chleba z mię sem.

Po skoń czonym poobiednim naboż eń stwie wracał yś my odsł onię tą pagó rkowatą drogą.

Ostry wiatr zimowy cią gną cy od ś nież nych szczytó w pó ł nocy, nieomal zdzierał nam skó rę z twarzy.

Przypominam sobie pannę Temple idą cą lekko i szybko wzdł uż naszych chwieją cych się szeregó w, w kratkowanym pł aszczu, któ rym mroź ny wiatr trzepotał; ś cią gał a go ciasno dokoł a siebie i szł a dodają c nam odwagi, sł owem i przykł adem zachę cają c, byś my nie upadł y na duchu i maszerował y naprzó d „jak dzielni ż oł nierze”. Inne nauczycielki same bywał y tak strapione, biedaczki, ż e nie pró bował y nawet nas pocieszać.

Jakż e tę sknił yś my po powrocie do ś wiatł a i ciepł a buchają cego na kominku ognia! Ale dla mał ych dziewczynek i to bywał o niedostę pne: każ dy kominek w pokoju szkolnym otaczał natychmiast podwó jny rzą d duż ych dziewczyn, a za nimi przysiadał y na ziemi gromadkami mał e, otulają c fartuchami zzię bnię te ramiona.

Mał ą pociechę miał yś my podczas podwieczorku; dawano nam podwó jną porcję chleba - cał ą zamiast pó ł kromki - z wybornym dodatkiem cieniutkiej warstwy masł a; był a to uczta, na któ rą cieszył yś my się naprzó d od niedzieli do niedzieli. Mnie zazwyczaj udawał o się zatrzymać dla siebie poł owę tego przysmaku, ale resztę musiał am zawsze oddawać.

Wieczó r niedzielny schodził na powtarzaniu z pamię ci katechizmu, pią tego, szó stego i sió dmego rozdział u ś w. Mateusza, i na sł uchaniu dł ugiego kazania, czytanego przez pannę Miller, któ rej niepohamowane ziewanie ś wiadczył o o jej wielkim zmę czeniu. Czę sto dywersję w tym naboż eń stwie sprawiał y mał e dziewczynki z dwu najniż szych klas, któ re zmorzone snem spadał y po kilka na raz z ł awek na podł ogę, ską d podnoszono je na wpó ł ż ywe. Zaradzał o się temu przenoszą c je na ś rodek sali, zmuszają c, by stał y aż do koń ca kazania. Zdarzał o się, ż e nie dopisywał y im nó ż ki i ż e przewracał y się jedne na drugie; wtenczas podpierano je wysokimi krzesł ami dyż urnych. Nie wspomniał am jeszcze o wizytacjach pana Brocklehursta.

Pana tego istotnie nie był o w domu przez wię kszą czę ś ć pierwszego miesią ca po moim przybyciu; moż e przedł uż ył pobyt u przyjaciela swego, archidiakona; nieobecnoś ć jego był a ulgą dla mnie. Nie potrzebuję mó wić, ż e miał am powó d obawiać się jego przybycia - przybył jednakż e.

Pewnego popoł udnia (był am wtedy od trzech tygodni w Lowood), gdy z tabliczką w rę ku siedział am zastanawiają c się nad jakimś dzieleniem dł ugiej cyfry, ujrzał am, podnió sł szy przypadkiem oczy do okna, przechodzą cą wł aś nie postać.

Prawie instynktownie poznał am tę chudą figurę; a gdy w dwie minuty pó ź niej cał a szkoł a, nie wył ą czają c nauczycielek, powstał a en masse, nie potrzebował am patrzeć, ż eby się przekonać, czyje wejś cie w ten sposó b witano. Dł ugie kroki przemierzył y pokó j szkolny i niebawem obok panny Temple, któ ra sama takż e się był a podniosł a, stanę ł a ta sama czarna kolumna, któ ra z tak zł owró ż bnym marsem patrzył a na mnie przed kominkiem w Gateshead. Spojrzał am teraz spod oka na ten twó r architektury.

Tak, miał am sł usznoś ć: to był pan Brocklehurst, w surducie, zapię ty na wszystkie guziki, jak gdyby jeszcze dł uż szy, wę ż szy i sztywniejszy niż kiedykolwiek.

Miał am powody, ż eby odczuć na jego widok przykre zaniepokojenie; aż nazbyt dobrze pamię tał am przewrotne objaś nienia, jakimi pani Reed opisywał a mó j charakter, oraz obietnicę daną przez pana Brocklehursta, ż e powiadomi pannę Temple i nauczycielki o moich wadach i zł ych skł onnoś ciach. Przez cał y czas drż ał am przed speł nieniem tej obietnicy, codziennie wyglą dał am „tego, któ ry przyjdzie... ” i opowie o mojej przeszł oś ci i rozmowie ze mną i odtą d napię tnuje mnie na zawsze jako zł e dziecko. A oto teraz zjawił się.

Stał obok panny Temple; mó wił jej do ucha; nie wą tpił am, ż e odsł ania przed nią moje niegodziwoś ci, i z bolesnym lę kiem ś ledził am jej oczy, spodziewają c się, ż e lada chwila ciemne ich ź renice cisną na mnie spojrzenie peł ne wstrę tu i pogardy. Nasł uchiwał am takż e, a ponieważ przypadkiem siedział am niezbyt daleko, pochwycił am wię kszoś ć tego, co mó wił: treś ć jego sł ó w uspokoił a na razie mó j lę k.

- Przypuszczam, ż e nici, któ re kupił em w Lowton, bę dą dobre; zauważ ył em, ż e to odpowiedni gatunek do perkalowych koszul, i dobrał em takż e odpowiednie igł y.

Niech pani powie pannie Smith, ż e zapomnniał em zapisać sobie o igł ach do cerowania, ale przyś lę jej kilka paczek w przyszł ym tygodniu; i ż eby nigdy, pod ż adnym pozorem, nie dawał a uczennicom wię cej niż po jednej na raz; jeż eli dostają wię cej, stają się niedbał e i gubią igł y. I chciał bym, ż eby weł nianych poń czoch lepiej pilnowano!... Bę dą c tu ostatnim razem, zaszedł em do warzywnego ogrodu i przejrzał em bieliznę suszą cą się na sznurach; był a tam moc czarnych poń czoch w bardzo zł ym stanie; są dzą c po wielkoś ci dziur, nie był y one dobrze naprawione zawczasu.

Zamilkł.

- Zastosujemy się do pań skich wskazó wek - odpowiedział a panna Temple.

- Dalej, proszę pani, mó wił a mi praczka, ż e niektó re dziewczę ta dostawał y po dwa czyste koł nierzyki na tydzień; to za wiele; reguł a ogranicza się do jednego.

- Zdaje mi się, ż e mogę wytł umaczyć tę okolicznoś ć, proszę pana. Agnieszka i Katarzyna Johnstone był y zaproszone na herbatę w czwartek do znajomych w Lowton, pozwolił am im wię c przy tej sposobnoś ci wł oż yć czyste koł nierzyki.

Pan Brocklehurst kiwną ł gł ową.

- Dobrze na ten raz; ale proszę, niech się taka sposobnoś ć zbyt czę sto nie powtarza. I jeszcze jedna rzecz mnie zadziwił a; znalazł em, robią c rachunki z gospodynią, ż e drugie ś niadanie, skł adają ce się z chleba i sera, został o dwa razy podane dziewczę tom w cią gu minionych dwó ch tygodni. Jakż e to? Przejrzał em regulamin i nie znalazł em tam ż adnej wzmianki o drugich ś niadaniach. Kto wprowadził tę nowoś ć i jakim prawem?

- To ja muszę być odpowiedzialna za ten wyją tkowy przypadek - odpowiedział a panna Temple. - Ś niadanie tak był o ź le ugotowane, ż e uczennice po prostu nie mogł y go jeś ć, a ja nie ś miał am zostawić je o gł odzie aż do obiadu.

- Niech pani pozwoli. Wiadomo pani, ż e zamiarem moim w wychowaniu tych dziewczą t nie jest przyzwyczajanie ich do zbytkó w i dogadzania sobie, chcę z nich uczynić zahartowane, cierpliwe, peł ne zaparcia siebie istoty. O ileby przypadkowo apetyt ich doznał zawodu na skutek niedogotowanej albo przegotowanej potrawy, nie powinno się dawać w zastę pstwie czegoś delikatniejszego, co by sprawiał o przyjemnoś ć podniebieniu. Był oby to dogadzaniem ciał u i paczeniem zadań tej instytucji; przeciwnie, powinno się zdarzenie takie wyzyskać ku duchowemu zbudowaniu uczennic, ku zachę cie, by okazał y mę stwo wobec chwilowego braku. Kró tka przemowa w takich wypadkach był aby na miejscu; przemowa, w któ rej mą dra nauczycielka korzystają c ze sposobnoś ci wspomniał aby o cierpieniach pierwszych chrześ cijan, o torturach mę czennikó w, o napomnieniach samego Pana naszego, któ ry polecał uczniom wzią ć swó j krzyż i iś ć za Nim; o jego naukach, ż e czł owiek nie samym chlebem ż yć winien, ale sł owem Boż ym; o Jego boskich pocieszeniach, ż e kto gł ó d cierpi i pragnienie dla Niego, szczę ś liwy jest. O pani, jeż eli pani kł adzie tym dzieciom do ust chleb z serem zamiast przypalonej kaszy, karmi pani zaiste, ich nę dzne ciał a, lecz nie myś li, ż e gł odem morzy ich nieś miertelne dusze!

Pan Brocklehurst znowu przerwał - moż e pod wpł ywem nawał u uczuć. Panna Temple patrzył a w ziemię, gdy zaczą ł do niej mó wić; teraz jednak patrzył a prosto przed siebie, a twarz jej, z natury marmurowej bladoś ci, zdawał a się przybierać takż e chł ó d i twardoś ć marmuru; zwł aszcza silnie zacię te usta i czoł o przybrał y stopniowo wyraz skamieniał ej surowoś ci.

Pan Brocklehurst tymczasem, stoją c przed kominkiem z zał oż onymi w tył rę kami, majestatycznie rozglą dał się po cał ej szkole. Nagle mrugną ł oczami, jak gdyby napotkał coś, co albo go olś nił o, albo raził o jego ź renice; odwró ciwszy się, przemó wił szybciej niż dotychczas:

- Panno Temple, panno Temple, co... co to za dziewczyna, ta, któ ra ma krę cą ce się wł osy? Rude wł osy, pani, w lokach na cał ej gł owie? - i wycią gną wszy laskę wskazał ten okropny przedmiot, a rę ka trzę sł a mu się, gdy to uczynił.

- To Julia Severn - odpowiedział a panna Temple bardzo spokojnie.

- Julia Severn! A dlaczego ona albo któ rakolwiek inna ma loki?

Dlaczego wbrew wszelkim przepisom i zasadom tego domu tak się otwarcie stosuje do ś wiatowej mody - tu, w zakł adzie dobroczynnym, prowadzonym na zasadach Ewangelii - ż e ś mie nosić wł osy cał e w lokach?

- Wł osy Julii krę cą się z natury - odpowiedział a panna Temple jeszcze spokojniej.

- Z natury! Tak, ale my się nie mamy stosować do natury; ja pragnę, by te dzieci był y dzieć mi ł aski; a na có ż taka obfitoś ć wł osó w? Mó wił em tyle i tyle razy, ż e pragnę, aż eby wł osy czesano gł adko, prosto.

Panno Temple, wł osy tej dziewczyny trzeba zupeł nie obcią ć; przyś lę jutro golibrodę; ta wysoka dziewczyna, niech jej się pani każ e odwró cić. Niech pani powie cał ej najstarszej klasie, ż e mają wstać i odwró cić się twarzami do ś ciany.

Panna Temple przesunę ł a chusteczką po ustach, jak gdyby ś cierają c uś miech, któ ry na nich mimo woli zagoś cił; wydał a jednakż e rozkaz, a pierwsza klasa, skoro tylko zrozumiał a, czego chcą od niej, usł uchał a.

Przechylają c się trochę w tył na mojej ł awce, mogł am widzieć spojrzenia i miny, jakimi reagował y na ten manewr; szkoda, ż e pan Brocklehurst nie mó gł ich widzieć; był by się moż e przekonał, ż e cokolwiek czyni z zewnę trzną powł oką tych istot, ich wnę trze był o mu bardziej niedostę pne, niż sobie wyobraż ał.

Przyglą dał się odwrotnej stronie tych ż yją cych modeli przez jakieś pię ć minut, wreszcie wydał wyrok.

Nastę pują ce sł owa padł y jak grom potę pienia:

- Wszystkie te koki na czubku gł owy muszą być obcię te.

Panna Temple wyglą dał a, jakby chciał a zaprotestować.

- Ja - mó wił dalej - sł uż ę Panu, któ rego kró lestwo nie jest z tego ś wiata; moim posł annictwem jest umartwić w tych dziewczynach popę dy cielesne; uczyć je ubierać się wstydliwie i prosto, a nie chodzić z uł oż onymi wł osami i w kosztownych szatach. Każ da z tych mł odych osó b przed nami ma wł osy zaplecione w warkocze, któ re tylko pró ż noś ć uwić mogł a; te, powtarzam, należ y obcią ć; niech pani pomyś li, ile czasu straconego, ile...

W tym miejscu przerwano panu Brocklehurstowi: do pokoju weszł y trzy inne panie. Powinny był y przyjś ć nieco wcześ niej, ż eby wysł uchać wykł adu o strojach, gdyż był y wspaniale ubrane w jedwabie, aksamity i futra. Dwie mł ode z tej tró jki (ł adne panny szesnasto_ i siedemnastoletnie) miał y popielate filcowe kapelusze, modne naó wczas, zdobne w strusie pió ra, a spod ronda tych wdzię cznych kapdluszy spadał a obfitoś ć jasnych wł osó w, kunsztownie ufryzowanych; starsza dama otulał a się w kosztowny aksamitny szal, obszyty gronostajami, i miał a wedł ug mody francuskiej grzywkę upię tą z fał szywych loczkó w.

Panna Temple z uszanowaniem powitał a te damy – panią Brocklehurst z có rkami - i przeprowadził a je na poczesne miejsce. Zdaje się, ż e przybył y one powozem razem z szanownym rodzicem i gospodarował y robią c przeglą d w pokoju na gó rze, podczas gdy on zał atwiał interesy z gospodynią, wypytywał praczkę i dawał reprymendę przeł oż onej. Teraz zaczę ł y robić ró ż ne uwagi i zarzuty pannie Smith, pod któ rej opieką był a bielizna i nadzó r nad sypialniami; nie miał am jednakż e czasu sł uchać tego, co mó wił y; inne sprawy zaprzą tnę ł y i przykuł y moją uwagę.

Przysł uchują c się rozmowie pana Brocklehursta z panną Temple, nie zaniedbywał am jednakż e przezornie osobistego bezpieczeń stwa; są dził am, ż e dopnę tego, jeż eli tylko ujdę uwagi. W tym celu siedział am gł ę boko wsunię ta w ł awkę i udają c, ż e pilnie jestem zaję ta rachunkami, trzymał am w ten sposó b tabliczkę, ż eby nią twarz zasł onić, i był abym uszł a uwagi, gdyby nie to, ż e zdradziecka tabliczka jakimś przypadkiem wysunę ł a mi się z rę ki i upadają c z hał asem ś cią gnę ł a oczy wszystkich wprost na mnie.

Wiedział am, ż e teraz wszystko przepadł o, i schylają c się, by podnieś ć pę knię tą na dwoje tabliczkę, skupił am wszystkie sił y, by wytrzymać najgorsze. I przyszł o.

- Niedbał a dziewczyna! - powiedział pan Brocklehurst i zaraz dodał: - To ta nowa uczennica, jak widzę! - i zanim zdą ż ył am odetchną ć, mó wił dalej:

- Ż ebym nie zapomniał, ż e mam o niej sł ó wko do powiedzenia.

A potem powiedział gł oś no, ach, jakż e gł oś ne wydał y mi się jego sł owa:

- Niech to dziecko, któ re stł ukł o tabliczkę, wystą pi naprzó d!

O wł asnej mocy nie był abym się poruszył a; był am jak sparaliż owana; ale dwie duż e dziewczyny, mię dzy któ rymi siedział am, postawił y mnie na nogi i popchnę ł y ku strasznemu sę dziemu, a wtedy panna Temple ł agodnie poprowadził a mnie do niego i dosł yszał am jej wyszeptane sł owa:

- Nie bó j się, Jane, widział am, ż e to był przypadek: nie bę dziesz ukarana.

Ten dobrotliwy szept zranił mi serce.

„Za chwilę ona pogardzi mną uwierzywszy, ż e jestem obł udnicą! ” - pomyś lał am i zatrzę sł am się od wś ciekł ego gniewu przeciw panu Brocklehurstowi, pani Reed i im wszystkim. Nie był am Heleną Burns.

- Przynieś cie to krzesł o - rzekł pan Brocklehurst, wskazują c na bardzo wysokie krzesł o, z któ rego jedna z dyż urnych wł aś nie wstał a.

Przyniesiono je.

- Postawcie to dziecko na nim.

I postawiono mnie na nim; kto mnie postawił, nie wiem; nie był am w stanie zauważ yć szczegó ł ó w; wiedział am tylko, ż e został am podniesiona do poziomu nosa pana Brocklehursta, ż e znajduję się w odległ oś ci jarda od niego i ż e fala pomarań czowych i fioletowych jedwabnych okryć oraz obł ok srebrnych pió r rozpoś ciera się i powiewa poniż ej mnie.

Pan Brocklehurst odchrzą kną ł.

- Moje p anie - przemó wił zwracają c się do swojej rodziny - panno Temple, panie nauczycielki i wy, dzieci, czy widzicie tę dziewczynkę?

Oczywiś cie widział y mnie, gdyż czuł am na sobie palą cy ich wzrok.

- Widzicie, jaka jeszcze jest mał a; widzicie, ż e wyglą da tak jak inne dzieci. Bó g ł askawie obdarzył ją takim samym kształ tem, jakim obdarzył nas wszystkich; ż adne wybitne kalectwo jej nie wyró ż nia. Kto by pomyś lał, ż e zł y duch znalazł już w niej powolną sł ugę i wspó lniczkę? A jednak z bó lem powiedzieć muszę, ż e tak jest.

Przerwał, a ja zaczę ł am opanowywać nerwowe drż enie i czuć, ż e Rubikon został przekroczony i ż e mę kę, któ rej już unikną ć nie moż na, należ y mę ż nie wytrzymać.

- Moje drogie dzieci - cią gną ł dalej patetycznie czarny, kamienny duchowny - bardzo to smutna i ż ał osna sprawa; mam bowiem obowią zek przestrzec was, ż e ta dziewczynka, któ ra mogł aby być jedną z owieczek boż ych, jest mał ym wyrzutkiem; nie czł onkiem wiernej gromadki, ale przybł ę dą i obcą. Musicie się jej strzec i musicie unikać jej przykł adu; jeś li potrzeba, musicie stronić od jej towarzystwa, wył ą czać z zabaw i wykluczać od rozmó w z wami.

Nauczycielki, musicie czuwać nad nią: nie spuszczajcie z oczu jej uczynkó w, waż cie dobrze jej sł owa, badajcie dokł adnie jej postę powanie; karć cie jej ciał o, by zbawić duszę - jeż eli, istotnie, to zbawienie jest moż liwe, gdyż (ję zyk mó j zacina się, gdy mam to powiedzieć ) ta dziewczynka, to dziecko chrześ cijań skiego kraju, gorsza jest od wielu mał ych pogan, co modlą się do Brahmy i klę kają przed Baalem, ta dziewczyna kł amie!

Nastą pił a teraz przerwa kilkuminutowa, w czasie któ rej ja, zupeł nie już teraz przytomna, zauważ ył am, ż e wszystkie panie Brocklehurst wycią gnę ł y chusteczki i przytknę ł y je do oczu, podczas gdy starsza pani kiwał a się naprzó d i w tył, a obie mł odsze szeptał y: „Ach, to szkaradnie! ”

Pan Brocklehurst cią gną ł dalej:

- Dowiedział em się tego od jej dobrodziejki, od naboż nej i mił osiernej pani, któ ra zaadoptował a tę sierotę, wychowywał a jak wł asną có rkę, a któ rej dobroć i wspaniał omyś lnoś ć ta nieszczę sna dziewczynka odpł acił a niewdzię cznoś cią tak brzydką, tak okropną, ż e w koń cu szlachetna jej opiekunka widział a się zmuszona odł ą czyć ją od wł asnych dzieci w obawie, ż e zł y przykł ad moż e zarazić czyste ich dusze; przysł ał a ją tutaj, aby ją uzdrowić, tak jak dawni Ż yczi posył ali chorych do mę tnego jeziorka w Betsedzie; a was, panie nauczycielki, pani przeł oż ono, proszę, nie pozwó lcie, ż eby wody dokoł a niej stanę ł y.

Po tym wzniosł ym zakoń czeniu pan Brocklehurst zapią ł najwyż szy huzik surduta i szepną ł coś swojej rodzinie, któ ra wstał a, ukł onił a się pannie Temple, po czym wszyscy ci wielcy ludzie uroczyś cie wyszli z pokoju. Odwracają c się w drzwiach mó j sę dzia powiedział:

- Niech ona stoi jeszcze pó ł godziny na tym krześ le i niech nikt się do niej nie odzywa przez resztę dnia.

Tak wię c stał am tam, na wzniesieniu; ja, któ ra mó wił am, ż e nie zniosł abym wstydu stania na wł asnych nogach na ś rodku pokoju, wystawiona był am teraz na widok publiczny na hań bią cym piedestale. Co czuł am, tego nie opiszą ż adne sł owa; ale wł aś nie gdy uczucia moje aż oddech dusił y mi w piersiach, dł awią c i ś ciskają c za gardł o, przeszł a obok mnie jedna z uczennic; przechodzą c podniosł a na mnie oczy. Jakież dziwne ś wiatł o jaś niał o w tych oczach! Jakim niezwykł ym uczuciem ten promień ś wiatł a mnie przeją ł! Jakż e mnie to nowe uczucie podniosł o! Był o to tak, jak gdyby mę czennik, bohater, przeszedł obok niewolnika albo ofiary i w przejś ciu dodał mu sił y.

Opanował am groż ą cy mi wybuch nerwowego pł aczu, podniosł am gł owę, stanę ł am silnie na stoł ku. Helena Burns zapytał a pannę Smith o jakiś drobiazg przy swojej robocie, dostał a burę, ż e pyta o takie drobnostki, wró cił a na swoje miejsce i znowu uś miechnę ł a się do mnie przechodzą c. Co za uś miech! Pamię tam go dobrze i wiem teraz, ż e był to promień pię knej duszy, prawdziwej odwagi: rozś wietlił jej wybitne rysy, jej szczupł ą twarz, jej zapadł e siwe oczy jak odblask istoty anioł a. A jednak w tej chwili Helena Burns nosił a na ramieniu opaskę „nieporzą dna”; ledwie godzinę temu usł yszał am, jak panna Scatcherd skazywał a ją na obiad z chleba i wody na jutro za to, ż e poplamił a ć wiczenie przepisują c je na czysto. Tak niedoskonał a jest natura ludzka! Takie plamy widnieją na powierzchni najjaś niejszych planet, a oczy takie jak oczy panny Scatcherd mogą dojrzeć tylko te maleń kie skazy, ś lepe na peł ne ś wiatł o gwiazdy.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.