Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Spider i Jeanne Robinson. Gwiezdny Taniec. (przełożył Jacek Manicki). CZĘŚĆ I - GWIEZDNY TANIEC. Rozdział 1



Spider i Jeanne Robinson

Gwiezdny Taniec

(przeł oż ył Jacek Manicki)

Ż eby odnaleź ć swe miejsce

w nieskoń czonoś ci istnienia

trzeba być zdolnym zaró wno

do dzielenia, jak i jednoczenia.

I Cing

 


CZĘ Ś Ć I - GWIEZDNY TANIEC

Rozdział 1

 

Nie mogę twierdzić, ż e naprawdę ją znał em, a już na pewno nie tak, jak Seroff znał Isadorę. Cał a moja wiedza o jej dzieciń stwie i dorosł ym ż yciu opiera się na anegdotach, jakie zdarzył o mi się od niej zasł yszeć - akurat tyle, ż ebym nabrał pewnoś ci, iż wszystkie trzy sprzeczne ze sobą biografie z bież ą cej listy bestselleró w są zmyś lone. Wszystko, co mi wiadomo o jej dojrzał ym ż yciu, pochodzi z tych kilku godzin, któ re spę dził a w moim towarzystwie i na moich monitorach - a to aż nadto, abym się przekonał, iż każ da wzmianka w prasie, jaką czytał em, jest fikcją. Carrington są dził prawdopodobnie, ż e zna ją lepiej ode mnie i w pewnym stopniu miał rację - nigdy jednak o niej nie napisał, a teraz nie ma go już wś ró d ż ywych.

Ale ja był em od samego począ tku jej wideo - operatorem i znał em ją od kulis: był to typ zwią zku, któ rego odpowiednika nie znajdziecie ani na Ziemi, ani nigdzie indziej. Wą tpię, ż eby udał o się go opisać komuś, kto nie uprawia czynnie tego zawodu - moż na to w przybliż eniu poró wnać do wię zi, jakie panują miedzy wspó ł pracownikami albo kumplami z wojska. Był em z nią tego dnia, gdy peł na leku i zdecydowania przybył a na “Skyfac", by w imię marzeń ryzykować wł asnym ż yciem. Obserwował em ją przy pracy. Przez cał e te dwa miesią ce wypeł nione nie koń czą cymi się pró bami, harował em razem z nią i zachował em wszystkie taś my z tamtego okresu.

No i oczywiś cie widział em “Gwiezdny taniec". Był em tam. Filmował em go.

Wydaje mi się, ż e mogę wam coś niecoś o niej opowiedzieć.

***

Zacznę od tego, ż e nie zafascynowanie kosmosem i podró ż ami kosmicznymi, jak to sugerują “Taniec wyzwolony. Narodziny nowej fali" Derskiego i “Shara" Cahilla, doprowadził o do tego, ż e został a. pierwszą tancerką, któ ra wystę pował a w stanie nieważ koś ci. Kosmos był dla niej ś rodkiem, nie celem i bezmiar jego pustki z począ tku ją przeraż ał. Nie stał o się też tak dlatego, jak twierdzi Melberg w luksusowym wydaniu swojej “Prawdziwej Shary Drummond", ż e brakował o jej talentu, by zostać tancerką na Ziemi. Jeś li wyobraż acie sobie, ż e taniec w pró ż ni jest ł atwiejszy od tań ca konwencjonalnego, to sami spró bujcie. Nie zapominajcie o torebce na wymiociny.

Ale w oszczerstwach Melberga, jak we wszystkich wielkich oszczerstwach, tkwi ziarnko prawdy. Nie mogł a tań czyć na Ziemi, ale nie z braku talentu.

Po raz pierwszy spotkał em ją w lipcu 1989 roku w Toronto. Kierował em wtedy dział em wideo Torontoń skiego Teatru Tań ca i mierził a mnie każ da minuta tej roboty. Mierził o mnie wtedy wszystko. Harmonogram na ten dzień przewidywał spę dzenie cał ego popoł udnia na filmowaniu pró by studentó w - strata czasu i taś my, a to mierził o mnie najbardziej ze wszystkiego, z wyją tkiem moż e towarzystwa telefonicznego. Nie oglą dał em jeszcze tegorocznego narybku w akcji i wcale mi się do tego nie ś pieszył o. Przepadał em za patrzeniem na taniec w dobrym wykonaniu - wysił ki nowicjusza są dla mnie zwykle czymś tak ujmują cym jak rzę polenie studenta pierwszego roku wiolonczeli.

Gdy wkraczał em do studio, noga rwał a mnie bardziej niż zwykle. Norrey dostrzegł a malują cy się na mej twarzy grymas i odł ą czywszy się od grupy obiecują cej mł odzież y podeszł a do mnie.

 - Charlie...?

 - Wiem, wiem. To nieopierzone ż ó ł todzioby, Charlie, o duszach tak kruchych, jak wielkanocne jajo w grudniu. Nie ugryź ich, Charlie. Nawet na nich nie warcz, jeż eli potrafisz, Charlie.

Uś miechnę ł a się.

 - Coś w tym rodzaju. Noga?

 - Noga.

Norrey Drummond jest tancerką, któ rej w jakiś niewytł umaczalny sposó b udaje się nie wyglą dać na dojrzał ą kobietę, bo jest mał a. Jest jej raptem jakieś sto pię tnaś cie funtó w, a wię kszoś ć z tego to serce. Mierzy sobie okoł o metra sześ ć dziesię ciu, ale bez problemu potrafi gó rować nad najwyż szym studentem. Ma w sobie wię cej energii niż pó ł nocnoamerykań ska sieć energetyczna i wykorzystuje ją tak wydajnie, jak pompa skrzydeł kowa (czy znacie zasadę dział ania pompy skrzydeł kowej? Jeż eli nie, to zapoznajcie się z nią ). Jej taniec nacechowany jest jaką ś niepowtarzalnoś cią. Jest to, wedł ug mnie, jedyny powó d, dla któ rego aż do nadejś cia nowej fali tań ca nowoczesnego, dostawał a tak mał o intratnych ró l. Lubił em ją, bo nie litował a się nade mną. Kiedyś ż yliś my ze sobą, ale nam nie wyszł o.

 - To nie tylko noga - przyznał em. - Nie mogę patrzeć jak te ofiary katują twoją choreografię.

 - No to moż esz się uspokoić. Kawał ek, któ ry dzisiaj krę cisz jest dzieł em... jednej ze studentek.

 - O, to wspaniale. Wiedział em, ż e trzeba był o pó jś ć na zwolnienie.

Norrey skrzywił a się.

 - O co chodzi?

 - A co?

 - Dlaczego zmienia ci się gł os, gdy mó wisz “jednej ze studentek"?

Zarumienił a się.

 - Bo to moja siostra, cholera.

Norrey i ja czę sto się dawniej widywaliś my, ale nigdy nie spotkał em jej siostry - wydaje mi się, ż e nie jest to takie cał kiem normalne w dzisiejszych czasach. Moje brwi powę drował y w gó rę.

 - A wię c musi być dobra.

 - No wiesz, Charlie, dzię kuje.

 - Gadanie. Albo mó wię komplementy szczerze, albo wcale - nie mam na myś li dziedzicznoś ci. Chodzi mi o to, ż e jesteś tak beznadziejnie etyczna, iż skrę cił abyś się, ż eby tylko unikną ć nepotyzmu. Twoja siostra musi być przebojowa, jeż eli pozwolił aś jej na taki wystę p.

 - Charlie, ona taka jest - powiedział a po prostu Norrey.

 - Zobaczymy. A jak ma na imię?

 - Shara - Norrey wskazał a mi ją ruchem gł owy i wtedy zrozumiał em resztę aluzji. Shara Drummond był a o dziesię ć lat mł odsza od swojej siostry, dobre osiemnaś cie centymetró w wyż sza i o pię tnaś cie, a moż e nawet osiemnaś cie kilo cię ż sza. Spostrzegł em nadto, ż e jest uderzają co pię kna, ale to w niczym nie zmniejszył o mojej konsternacji - Sophia Loren w swoich najlepszych latach za ż adne skarby nie został aby tancerką nowej fali. Tam, gdzie Norrey był a drobna, Shara był a duż a, a gdzie Norrey duż a, Shara jeszcze wię ksza. Gdybym zobaczył ją na ulicy, gwizdną ł bym z uznaniem - ale w studio twarz mi spochmurniał a.

 - Mó j Boż e, Norrey, ależ ona jest wielka.

 - Drugi mą ż naszej matki był futbolistą - powiedział a ponuro. - Ona jest strasznie dobra.

 - Jeż eli jest dobra, to to jest straszne. Biedna dziewczyna. No nic, czego ode mnie oczekujesz?

 - Czemu są dzisz, ż e czegoś od ciebie oczekuje?

 - Bo wcią ż tu stoisz.

 - Och. Chyba rzeczywiś cie. No wiec... czy zjesz z nami lunch, Charlie?

 - Dlaczego? - doskonale wiedział em dlaczego, ale spodziewał em się niewinnego kł amstewka.

Nie usł yszał em go od Norrey Drummond.

 - Bo wydaje mi się, ż e wy dwoje macie ze sobą coś wspó lnego.

Odpł acił em jej za szczeroś ć, przeł ykają c ten komplement bez mrugnię cia okiem. - Przypuszczam, ż e tak.

 - A zatem zgoda?

 - Zaraz po sesji.

Puś cił a do mnie oko i już jej nie był o. W zadziwiają co kró tkim czasie zorganizował a studio peł ne wł ó czą cych się po nim, rozgadanych mł odych ludzi w coś, co z grubsza przypominał o zespó ł tancerzy. Podczas gdy rozstawiał em i sprawdzał em mó j sprzę t, przeprowadzili dwudziestominutową rozgrzewkę. Jedną kamerę ustawił em przed nimi, jedną za nimi, a trzecią zatrzymał em przy sobie do uję ć z rę ki. Nigdy dotą d jej nie wł ą czał em.

Jest taka gra, któ rą prowadzi się w myś lach. Zawsze, gdy ktoś przykuwa waszą uwagę, zaczynacie snuć na jego temat rozmaite domysł y. Pró bujecie, opierają c się na jego wyglą dzie, okreś lić jego charakter i przywary. Ten? Gburowaty, niedbał y - nie zakrę ca tubki z pastą do zę bó w i pije whisky bez wody. Ta? Typ studentki szkoł y teatralnej, uż ywa prawdopodobnie wkł adki domacicznej i pisze listy stylizowaną kaligrafią swego wynalazku. Ci? Wyglą dają na nauczycieli z Miami, któ rzy przybyli tutaj, ż eby po raz pierwszy w ż yciu zobaczyć prawdziwy ś nieg i prawdopodobnie uczestniczą w jakimś zjeź dzie. Czasami był em bardzo blisko. Nie pamię tam, jak w tych pierwszych dwudziestu minutach zaszufladkował em Sharę Drummond. Gdy zaczę ł a tań czyć, wszystkie uprzedzenia wyparował y mi z gł owy. Stał a się dla mnie czymś nieziemskim, czymś niepoznawalnym, ż ywym mostem pomię dzy naszym ś wiatem, a ś wiatem, w któ rym mieszkają Muzy.

Wiem chyba wszystko, co moż na wiedzieć o tań cu, a jednak nie potrafił em zaliczyć do jakiejkolwiek kategorii, sklasyfikować ani nawet zrozumieć tań ca, któ ry wykonywał a tego popoł udnia. Ś ledził em go, nawet mi się podobał, ale nie był em w stanie go poją ć. Tancerze mó wią o swoim “centrum", miejscu, wokó ł któ rego koncentrują się wykonywane przez nich ruchy, czę sto bardzo bliskim ś rodka cię ż koś ci. Starają się tań czyć “od centrum", a pojecie “skurczu i rozkurczu", na któ rym w tak wielkim stopniu opiera się Taniec Nowoczesny zależ y wł aś nie od tego centrum, bo w nim skupia się cał a energia. Centrum Shary zdawał o się zgodnie z jej wolą przemieszczać po cał ej sali. Koń czyny był y z nim zwią zane raczej z wyboru niż z koniecznoś ci. Jakim to sł owem nazywana jest najbardziej zewnę trzna cześ ć sł oń ca, cześ ć, któ rą widać nawet podczas zać mienia? Korona? Tym wł aś nie był y jej koń czyny: cztery wydł uż one jeż yki pł omieni, podą ż ają ce za centrum po jego mimoś rodowej, wirują cej orbicie, wiją ce się pł ynnie po jego powierzchni. To, ż e dwie dolne czę sto stykał y się z podł ogą wyglą dał o na przypadek - prawdę powiedziawszy, drugie dwie dotykał y podł ogi niemal tak samo regularnie.

Inni studenci też tań czyli. Wiem to stą d, ż e dwie automatyczne wideokamery nie zaniedbywał y się w pracy jak ja i zarejestrował y ten taniec jako cał oś ć. Zatytuł owany był “Narodziny" i opisywał tworzenie się galaktyki, któ ra w koń cu przypominał a Andromedę. Nie był o to dokł adne odmalowanie tego procesu i nie miał o takim być. Symboliczna wymowa przywodził a na myś l narodziny galaktyki.

Gdy to teraz wspominam, uś wiadamiam sobie, ż e dostrzegał em wtedy tylko ją dro tej galaktyki: Sharę. Towarzyszą cy jej studenci przesł aniali ją od czasu do czasu, a ja tego nawet nie zauważ ył em. Patrzenie na nią sprawiał o bó l.

Jeż eli wiecie coś niecoś o tań cu, wszystko to musi dla was brzmieć strasznie. Taniec o mgł awicy? Wiem, wiem, to ś mieszne. Ale udał o się. Udał o w najnormalniejszy, przyziemny sposó b - z tym tylko, ż e Shara był a za dobra w poró wnaniu z resztą zespoł u. Nie należ ał a do tej gorliwej grupy niezgrabnych, niedouczonych terminatoró w. Przypominał o to sł uchanie Stevelanda Wondera usił ują cego ś piewać z przygodną kapelą w jakimś montrealskim barze.

Ale nie to sprawiał o bó l.

***

“Le Maintenant" był a skromną restauracją, ale jedzenie podawano w niej dobre i cieszył a się ś wietną opinią. Już jej nie ma. Norrey i Shara nie chciał y trawki, ale przy moim stylu pracy to pomaga. Poza tym potrzebował em paru sztachó w, bo jak tu powiedzieć tej uroczej damie, ż e jej marzenie jest nieziszczalne.

Nie potrzebował em pytać Shary, by wiedzieć, ż e jej najwię kszym marzeniem jest taniec. Wię cej - taniec profesjonalny. Czę sto rozważ ał em motywy, jakimi kierują się zawodowi artyś ci, wybierają c swó j zawó d. Jedni szukają narcystycznego zapewnienia, ż e inni zapł acą za bilet, ż eby ich zobaczyć lub posł uchać. Inni są tak niekompetentni albo niezaradni, ż e nie potrafią w ż aden inny sposó b zarobić na ż ycie. Jeszcze inni mają w zanadrzu coś, co jak są dzą, wymaga przekazania ś wiatu. Przypuszczam, ż e w przypadku wię kszoś ci artystó w ma miejsce kombinacja wszystkich trzech motywó w. To nie zarzut potrzebujemy tego, co dla nas robią. Powinniś my być zadowoleni, ż e mają jakieś motywy.

Ale Shara należ ał a do tych najmniej licznych. Tań czył a, bo po prostu czuł a tego potrzebę. Musiał a mó wić rzeczy, któ rych nie sposó b wyrazić w ż aden inny sposó b i z mó wienia ich musiał a czerpać sens ż ycia. Wszystko inne wypaczył oby i zdeformował o wymowę jej tań ca. Wiedział em to po obejrzeniu jednego jej wystę pu.

Na nabieraniu jedzenia w usta, przeż uwaniu go, przeł ykaniu i ponownym nabieraniu (umiarkowanych iloś ci, celem zyskania niewielkiej zwł oki czasowej, jaką przynosi konsumpcja) upł ynę ł o wię cej niż pó ł godziny. Dopiero potem zaż ą dano ode mnie, ż ebym powiedział coś wię cej ponad sporadyczne chrzą knię cia w odpowiedzi na obiadową paplaninę pań. Gdy pojawił a się kawa, Shara spojrzał a mi prosto w oczy i zapytał a:

 - Potrafisz mó wić, Charlie?

To był a cał a siostra Norrey.

 - Tylko bzdury.

 - Nic podobnego.

 - Lubi pani tań czyć, panno Drummond?

 - Co to znaczy “czy lubię "? - spytał a poważ nie. - I na mił oś ć boską, niech mi pan wreszcie powie, czemu pan się tak uparł, ż eby ze mną nie rozmawiać? Martwię się o pana.

 - Sharo! - Norrey sprawiał a wraż enie skonsternowanej.

 - Cicho. Chce to wiedzieć.

 - Sharo - spró bował em. - Miał em zaszczyt spotkać się z Bertramem Rossa. Był em kiedyś na jego wystę pie i podziwiał em jego taniec. Znajomy reż yser zabrał mnie za kulisy tak, jak zabiera się dzieciaka, ż eby mu pokazać Ś wię tego Mikoł aja. Spodziewał em się, ż e gdy wypoczywa po zejś ciu ze sceny, wyglą da starzej. Wyglą dał mł odziej. Przemó wił do mnie. Po chwili przestał em otwierać usta, bo i tak nie dobywał się z nich ż aden dź wię k.

Milczał a, spodziewają c się dalszego cią gu. Dopiero stopniowo zaczę ł a pojmować komplement i jego wymiar. Zakł adał em, ż e bę dzie oczywisty. Wię kszoś ć artystó w oczekuje komplementó w. Gdy go wreszcie zrozumiał a, nie zaczerwienił a się ani nie uś miechnę ł a z zaż enowaniem. Nie pochylił a gł owy i nie powiedział a “Och, przestań ". Nie powiedział a “Pochlebiasz mi", nie spuś cił a wzroku.

Pokiwał a powoli gł ową i powiedział a:

 - Dzię kuje, Charlie. To duż o wię cej warte niż pusta gadanina - w jej uś miechu czaił się cień smutku, jakbyś my oboje dzielili ze sobą puentę cię tego dowcipu.

 - Nie ma za co.

 - Na mił oś ć boską, Norrey. Czemu wyglą dasz na taką wś ciekł ą?

 - Ona jest zł a na mnie - wtrą cił em. - Powiedział em coś niewł aś ciwego.

 - To był o coś niewł aś ciwego?

 - Ano był o, panno Drummond. Są dzę, ż e powinna pani zrezygnować z tań ca.

 - Zwracaj się do mnie po imieniu. Są dzisz, ż e powinnam... co?

 - Charlie... - zaczę ł a Norrey.

 - Miał em ci powiedzieć, ż e nie wszyscy moż emy być zawodowymi tancerzami. Miał em ci, Sharo, powiedzieć, ż ebyś rzucił a taniec... zanim on rzuci ciebie.

W tym pragnieniu bycia dla niej mił ym, był em chyba jeszcze brutalniejszy niż to konieczne. Miał em się dopiero nauczyć, ż e szczeroś ć nigdy nie zraż ał a Shary Drummond. Ona jej wymagał a.

 - Dlaczego ty? - tylko tyle powiedział a.

 - Jedziemy na tym samym wó zku, ty i ja. Oboje mamy taki ś wierzb, któ rego nasze ciał a nie pozwalają nam podrapać.

Jej oczy zł agodniał y - A jaki jest ten twó j ś wierzb?

 - Taki sam jak twó j.

 - Hmmm?

 - Ten czł owiek miał przyjś ć we wtorek i naprawić telefon. Moja wspó ł lokatorka Karen i ja mieliś my pró by przez cał y dzień. Zostawiliś my w drzwiach kartkę: “Panie od telefonó w, musieliś my wyjś ć, a z pewnoś cią nie mogliś my do pana zadzwonić, che, che. Proszę wzią ć sobie klucz od dozorcy i wejś ć; telefon jest w sypialni". Czł owiek od telefonó w wcale się nie pokazał. Oni nigdy nie przychodzą. - Rę ce zaczynał y mi drż eć. - Weszliś my do mieszkania kuchennymi schodami od strony alei. Telefon był nadal gł uchy, a nie przyszł o mi do gł owy, ż eby zdją ć kartkę z drzwi frontowych. Nastę pnego ranka poczuł em się ź le. Skurcze. Wymioty. Karen i ja byliś my tylko przyjació ł mi, ale został a w domu, ż eby się mną opiekować. Przypuszczam, ż e w nocy z pią tku na sobotę kartka w drzwiach wyglą dał a na jeszcze bardziej wiarygodną. Odsuną ł zasuwę kawał kiem plastyku i rozł ą czał wł aś nie aparaturę, stereo, gdy Karen wyszł a z kuchni. Był tym tak oburzony, ż e strzelił do niej. Dwa razy. Hał as go spł oszył: zanim tam dotarł em, był już jedną nogą za drzwiami. Miał jeszcze czas, ż eby wł adować mi kule w staw biodrowy i już go nie był o. Nigdy go nie zł apali. Nigdy też nie przyszli naprawić telefonu. - Panował em już nad dł oń mi. - Karen był a cholernie dobrą tancerką, ale ja był em lepszy. W gł owie nadal taki jestem.

Jej oczy okrą glał y z wolna.

 - Ty chyba nie jesteś Charlie... Charles Armstead?

Skiną ł em gł ową.

 - O mó j Boż e. A wię c to tutaj wylą dował eś.

Był em zaszokowany jej reakcją. Zawró cił o mnie to z zimnej i wietrznej granicy litowania się, nad samym sobą. Znowu zrobił o mi się jej trochę ż al. Powinienem się domyś lić gł ę bi jej empatii. No i w sposó b, któ ry naprawdę się liczył byliś my tak cholernie do siebie podobni - dzieliliś my ten sam okrutny ż art. Zastanawiał em się, dlaczego pragną ł em nią wstrzą sną ć.

 - Nie potrafili naprawić ci stawu? - spytał a cicho.

 - Chodzę ś wietnie, tylko trochę asymetrycznie. Gdy mam wystarczają co silną motywacje, mogę nawet przebiec kró tki dystans. Tań czyć nie mogę.

 - Został eś wię c wideooperatorem?

 - Trzy lata temu. Ludzi, któ rzy ró wnie dobrze znają się na tań cu, jak na technice wideo moż na dzisiaj policzyć na palcach jednej rę ki. Zgoda, taniec rejestruje się na taś mie już od lat siedemdziesią tych - zwykle z wyobraź nią kamerzysty dziennika telewizyjnego. Jeż eli filmuje się sztukę sceniczną dwiema kamerami z kanał u dla orkiestry, to czy jest to kino?

 - Starasz się uczynić dla tań ca to, co kamera filmowa zrobił a dla dramatu?

 - Doś ć zgrabna analogia. Tylko zał amuje się na tym, ż e taniec ma wię cej wspó lnego z muzyką niż z dramatem. Nie moż na go tak po prostu przerwać w dowolnym momencie, a potem kontynuować dalej od miejsca, w któ rym się go przerwał o, ani też wracać i powtó rnie krę cić scenę, któ ra nie wyszł a od razu tak jak trzeba, czy też odwracać chronologii, ż eby zachować cią gł oś ć harmonogramu zdję ć. Nastę pują zdarzenia i rejestruje się je. Moja praca jest opł acana przez przemysł nagraniowy najwyż szymi stawkami, na któ re zasł uguje czł owiek z wystarczają cą iloś cią oleju w gł owie, ż eby wiedzieć, jakie uję cie wykonać w danej chwili i robić to bez pudł a. Jest jeszcze paru takich jak ja. Ja jestem ten najlepszy.

Przyję ł a to tak, jak wcześ niej komplement pod swym adresem - wzię ł a za dobrą monetę. Zwykle, gdy mó wię takie rzeczy, nie daje zł amanego szelą ga za reakcje, jaką wywoł am. Lub jestem akurat dowcipny i pragnę kogoś oburzyć. Ale pochlebił mi sposó b, w jaki odebrał a moje sł owa, pochlebił wystarczają co, ż eby mnie wprawić w lekkie zakł opotanie. To z kolei popchnę ł o mnie znowu do brutalnoś ci, chociaż wiedział em z gó ry, ż e nie wywoł a ona poż ą danego skutku.

 - A zmierzam do tego, ż e Norrey ma nadzieje, iż zasugeruje ci jaką ś zbliż oną formę sublimacji, bo mam już w tym doś wiadczenie.

 - Nie ma mowy, Charlie - upierał a się. - Wiem, o czym mó wisz, nie jestem taka gł upia, ale wydaje mi się, ż e jakoś sobie poradzę.

 - O, na pewno. Jesteś za duż a, moja panno. Masz cycki jak dwie poł ó wki melona, nagrodzonego na wystawie rolniczej i dupę, za któ rą każ da aktorka z Hollywood sprzedał aby wł asnych rodzicó w, ale to dyskwalifikuje cię jako tancerkę nowej fali. Nie masz ż adnych szans. I co, dasz sobie z tym radę? Najpierw puknij się w czoł o. Jak mi idzie, Norrey?

 - Na mił oś ć boską, Charlie!

Zmię kł em, Nie mogę doprowadzić Norrey do rozpaczy - za bardzo ją lubię. Kiedyś przez to niemal zaczę liś my razem mieszkać.

 - Przepraszam, skarbie. To wszystko przez te nogę - doprowadza mnie do szał u. Powinno się jej udać - ale się nie uda. Jest twoją siostrą i dlatego to cię smuci. No có ż, ja jestem obcy i mnie trafia szlag.

 - A jak wedł ug ciebie, wpł ywa to na moje samopoczucie - wybuchnę ł a Shara, zaskakują c nas oboje. Nie wiedział em, ż e ma taki silny gł os. - Ż ą dasz ode mnie, ż ebym zwinę ł a ż agle, a ty poż yczasz mi kamerę, co Charlie? A moż e mam handlować pod studio jabł kami? - Po jej szczę ce przebiegał leciutki skurcz. - Dowiedz się, ż e niech mnie przeklną wszyscy bogowie poł udniowej Kalifornii, jeś li zrezygnuje. Bó g obdarzył mnie obfitymi kształ tami, ale nie ma w nich ani jednego zbę dnego funta, pasują na mnie jak ulał, potrafię, wprawić je w taniec i zrobię to. Moż e masz rację. - moż e najpierw powinnam pukną ć się w czoł o, ale dopnę, swego. - Zaczerpnę ł a tchu. - Dzię kuje ci teraz za dobre chę ci, Char... panie Armst..., a mam to gdzieś! - Z jej oczu trysnę ł y ł zy. Zerwał a się z miejsca, wylewają c na kolana Norrey ć wierć filiż anki zimnej kawy i wybiegł a z restauracji.

 - Charlie - wycedził a przez zaciś nię te zę by Norrey - za co ja cię tak lubię?

 - Tancerze są tę pi - podał em jej swą chusteczkę,

 - Aha - klepał a się przez chwile po kolanie - a jak to się dzieje, ż e ty mnie lubisz?

 - Wideooperatorzy są inteligentni.

 - Aha.

***

Popoł udnie spę dził em w swoim mieszkaniu, przeglą dają c metry nakrę conej dzisiejszego dnia taś my i im dł uż ej patrzył em, tym wię ksza ogarniał a mnie wś ciekł oś ć.

Taniec wymaga silnej motywacji od nadzwyczaj wczesnego wieku - ś lepego poś wiecenia, zawierzenia niewykształ conym jeszcze potencjał om dziedzicznoś ci i odpowiedniego odż ywiania się. W przypadku baletu, zwykle ryzyko był o wię ksze, ale pod koniec lat osiemdziesią tych tak samo ryzykowny stał się taniec nowoczesny. Naukę w szkole baletu klasycznego moż na zaczą ć, dajmy na to, w wieku sześ ciu lat... a koń czą c lat czternaś cie stwierdzić, iż ma się za szerokie ramiona i stracił o się bezpowrotnie lata wielkiego wysił ku. Shara pasjonował a się tań cem nowoczesnym od wczesnego dzieciń stwa i za pó ź no stwierdził a, ż e Bó g obdarzył ją ciał em kobiety.

Nie był a potę ż na - widzieliś cie ją przecież. Był a wysoka, o grubych koś ciach i na tym szkielecie był o zbudowane bogate ciał o dojrzał ej kobiety. Gdy wcią ż od nowa przeglą dał em taś mę “Narodzin", narastał we mnie bó l i w koń cu zapomniał em nawet o nieustę pują cym rwaniu w nodze. Przypominał o to ś wietnie zapowiadają cego się koszykarza, któ ry mierzy zaledwie cztery stopy.

Dzisiaj podstawowym warunkiem uprawiania tań ca nowoczesnego jest dostanie się do duż ego zespoł u. Nie moż na być zauważ onym, o ile nie jest się widocznym, subsydia rzą dowe zaś udzielane są na zasadzie Duż e Jest Lepsze - zespoł y mniejsze i amatorskie muszą wcią ż walczyć ze sobą na noż e o każ dego pensa, z tym, ż e od począ tku lat osiemdziesią tych nie zobaczyli nawet jednego.

" Jej taniec widział Merce Cunningham, Charlie. Tuż przed ś miercią jej taniec widział a Martha Graham. Oboje nie ską pili pochwał zaró wno choreografii, jak i wykonaniu. Ż adne nie wyszł o z jaką kolwiek propozycją. Nie wiem nawet, czy mieć o to do nich ż al - trochę ich, u diabł a, rozumiem".

Tak, Norrey potrafił a to zrozumieć. To był a jej wł asna wada, spotę gowana i ustokrotniona: indywidualizm. Czł onek zespoł u musi być zdolny do ś wietnej pracy solowej - ale musi też posią ś ć umieję tnoś ć wtopienia się w wysił ek grupy, umieję tnoś ć pracy zespoł owej. Już sama indywidualnoś ć Shary czynił a ją praktycznie nieprzydatną dla zespoł u. Ś cią gał a na siebie cał ą uwagę widza i nic na to nie mogł a poradzić.

Oko mę ż czyzny, raz przycią gnię te, już się nie odwró ci. Tancerki nowoczesne muszą czasami wystę pować nago i dlatego zdarza się, ż e mają ciał a czternastoletnich chł opcó w. Aktorka, pianistka, ś piewaczka czy malarka mogą się szczycić bujnymi, zachwycają co zaokrą glonymi kształ tami - ale tancerka musi być niemal taić bezpł ciowa, jak modelka. Bó g jeden wie dlaczego. Shara nie był a stanie oczyś cić swego tań ca z seksu, nawet gdyby był a tym zainteresowana, a oglą dają c jej taniec na monitorze i wcześ niej, w studio, dochodził em do przekonania, ż e nie jest.

Ż e też jej geniusz musiał się objawić w tym jedynym, poza modelką i zakonnicą, zawodzie, w któ rym seks jest niepoż ą danym brzemieniem! To ł amał o mi serce.

 - Do niczego, prawda?

 - Jasna cholera - warkną ł em odwracają c się gwał townie. - Przez ciebie o mał o nie ugryzł em się w jeż yk.

 - Przepraszam. - Weszł a z korytarza do pokoju. - Norrey powiedział a mi, gdzie mieszkasz. Drzwi był y Uchylone.

 - Zapomniał em je zamkną ć.

 - Zostawił eś otwarte?

 - Uczę się na bł ę dach. Ż aden wł amywacz, ż eby nie wiem jak napalony, nie wejdzie do mieszkania, w któ rym drzwi są uchylone i gra radio. Wtedy na pewno ktoś jest w domu. Masz rację, to jest do niczego. Siadaj.

Usiadł a na kozetce. Wł osy miał a teraz rozpuszczone i to podobał o mi się duż o bardziej. Wył ą czył em monitor, zwiną ł em taś mę, i odł oż ył em ją na pó ł kę.

 - Przyszł am cię przeprosić. Nie powinnam tak wsiadać na ciebie przy obiedzie. Starał eś się mi pomó c.

 - Musiał aś się w koń cu rozł adować. Przypuszczam, ż e wzbierał o to w tobie od dł uż szego czasu.

 - Od pię ciu lat. Doszł am do wniosku, ż e lepiej zaczą ć w Stanach niż w Kanadzie, ż e tam szybciej się wybije. Teraz jestem z powrotem w Toronto i nie wydaje mi się, by udał o mi się to tutaj. Ma pan rację, panie Armstead - jestem za duż a. Amazonki nie tań czą.

 - Mó w mi dalej Charlie. Sł uchaj, chce cię o coś zapytać, o ten ostatni gest na koń cu “Narodzin". Co on miał oznaczać? Odebrał em go jako przywoł anie, Norrey mó wi, ż e to był o poż egnanie, a teraz, kiedy obejrzał em taś mę, wydaje mi się, ż e wyraż a tę sknotę, ż e jest się ganiem po coś.

 - A wię c wyszł o.

 - Pardon?

 - W moim odczuciu narodziny galaktyki ł ą czą w sobie wszystkie te trzy aspekty. Są one tak do siebie zbliż one duchem, ż e wedł ug mnie niezrę cznoś cią był oby wyraż enie każ dego osobnym gestem.

 - Mmmm. - Coraz gorzej. Przypuś ć my, ż e Einstein miał by afazje? - Dlaczego nie został aś lichą tancerką? To by był a tylko ironia losu. To - wskazał em na taś mę - jest wielką tragedią.

 - Czy nie zamierzasz mi czasem poradzić, ż ebym tań czył a dalej dla siebie?

 - Nie. Dla ciebie był oby to gorsze, niż w ogó le nie tań czyć.

 - Mó j Boż e, jesteś spostrzegawczy. A moż e tak ł atwo mnie rozgryź ć?

Wzruszył em ramionami.

 - Och, Charlie - wybuchnę ł a - co ja mam robić?

 - Lepiej mnie o to nie pytaj - mó j gł os brzmiał zabawnie.

 - Dlaczego?

 - Bo już w dwó ch trzecich jestem w tobie zakochany. I dlatego, ż e ty mnie nie kochasz i nigdy nie pokochasz. A wię c jest to ten rodzaj pytania, któ rego nie powinnaś mi zadawać.

Trochę ją to zaskoczył o, ale szybko odzyskał a panowanie nad sobą. Jej spojrzenie zł agodniał o i powoli potrzą snę ł a gł ową.

 - Ty nawet wiesz, dlaczego cię nie kocham, prawda?

 - I dlaczego mnie nie pokochasz.

Bał em się okropnie, ż e zaraz powie “Przepraszam, Charlie", ale znowu mnie zadziwił a. Powiedział a:

 - Na palcach jednej rę ki mogę policzyć dojrzał ych mę ż czyzn, któ rych spotkał am. Jestem ci wdzię czna. Ironiczne tragedie chodzą chyba parami.

 - Czasami.

 - No có ż, teraz pozostaje mi tylko zastanowić się, co począ ć ze swym ż yciem. To mi zepsuje cał y weekend.

 - Bę dziesz kontynuował a nauką w szkole?

 - Chyba tak. Nauka nigdy nie jest stratą czasu. Norrey uczy mnie wielu rzeczy.

Nagle mó j umysł zaczą ł pracować na zwię kszonych obrotach. Czł owiek jest zwierzę ciem rozumnym, no nie? No tak!

 - A co byś powiedział a, gdybym przedstawił ci lepszy pomysł?

 - Jeś li masz jakiś inny pomysł, to na pewno bę dzie on lepszy. Mó w.

 - Czy musisz mieć widownie? To znaczy, czy musi być ona ż ywa?

 - Wyraż aj się jaś niej.

 - Moż e istnieje droga od kuchni. Sł uchaj, we wszystkich telewizjach instalują teraz urzą dzenia do rejestracji na taś mach, prawda? I do tej pory każ dy nagrał już sobie wszystkie stare filmy i programy Ernie'ego Kovacsa i to, co zawsze chciał mieć na wł asnoś ć, a teraz wszyscy szukają nowego materiał u. Materiał u egzotycznego, zbyt egzotycznego dla sieci telewizyjnej czy telewizji przewodowej, materiał u, któ ry...

 - Mó wisz o niezależ nych towarzystwach wideo?

 - Wł aś nie. TDT nosi się z zamiarem wejś cia na rynek, a towarzystwo Grahama już to zrobił o.

 - No wiec?

 - No wię c przypuś ć my, ż e otwieramy wł asny interes. Ty i ja. Ty tań czysz, ja to rejestruje: prosta sprawa. Mam trochę, znajomoś ci, mogę ich nawią zać wię cej. W tej chwili potrafię ci wymienić dziesię ć widowisk w przemyś le muzycznym, któ re nigdy nie wyruszą na tournee - tylko nagrania i jeszcze raz nagrania. Dlaczego nie miał abyś ominą ć struktury zespoł ó w tanecznych i zaryzykować poś redniego pokazania się publicznoś ci? Moż e w ten sposó b...

Jej twarz zaczę ł a się rozjaś niać jak bł ę dny ognik.

 - Są dzisz, Charlie, ż e to mogł oby się udać? Naprawdę tak myś lisz?

 - Nie wydaje mi się, by szansa był a wię ksza niż ta, któ rą ma ś nież na piguł a w lecie. - Wstał em, przeszedł em przez pokó j, otworzył em chł odziarkę do piwa i wyją ł em z niej ś nież ną kule, któ rą zawsze trzymał em tam latem. Cisną ł em nią w Sharę. Zł apał a ją z trudnoś cią, a kiedy zorientował a się, co to jest, wybuchnę ł a ś miechem. - Jestem wystarczają co przekonany do tego pomysł u, ż eby porzucić prace w TDT i poś wiecić mu swó j czas. Ja inwestuje swó j czas, swoją taś mę, swó j sprzę t i swoje oszczę dnoś ci. Wnoś swó j udział.

Starał a się opanować; ale ś nież na kula zię bił a jej palce, wię c znowu się rozkleił a.

 - Ś nież na piguł a w lipcu. Ty wariacie. Licz na mnie. Mam trochę zaoszczę dzonych pienię dzy. I... i nie mam chyba wielkiego wyboru, prawda?

 - Mnie się też tak wydaje.




  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.