Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Podziękowania 72 страница



- Pomó ż cie im - rozkazał ser Edmure. Trzej ż oł nierze zeszli na stopnie zanurzone już w wodzie i przycią gnę li ł ó dź dł ugimi bosakami. Kiedy Szary Wicher wyskoczył na schody, jeden z nich rzucił gwał townie drą g i cofną ł się, siadają c w wodzie. Pozostali roześ miali się, a ich towarzysz spuś cił gł owę zawstydzony. Theon Greyjoy wyskoczył ponad burtą ł odzi i ują wszy Catelyn wpó ł, podnió sł ją i postawił na suchym stopniu nad sobą; woda chlupotał a wokó ł jego butó w.

Edmure zszedł po schodach, by uś ciskać siostrę. - Kochana siostro - powiedział przez ś ciś nię te gardł o. Miał ciemnoniebieskie oczy i usta stworzone do uś miechu, chociaż teraz się nie uś miechał. Wyglą dał na bardzo zmę czonego trudami bitwy. Ranę na szyi miał przewią zaną bandaż em. Catelyn uś ciskał a go mocno.

- Cat, smucę się razem z tobą - powiedział, kiedy go puś cił a.

- Kiedy usł yszeliś my o lordzie Eddardzie… Lannisterowie zapł acą, przysię gam, pomś cimy go.

- Jeś li to pozwoli mi odzyskać Neda… - odrzekł a zdecydowanym gł osem. Wydarzenia był y zbyt ś wież e, jeszcze nie czas na ł agodniejsze sł owa. Nie mogł a teraz myś leć o Nedzie. Nie chciał a. Musi być silna.

- Pó ź niej o tym pomó wimy. Teraz chcę zobaczyć się z ojcem.

- Oczekuje cię w swojej samotni - powiedział Edmure.

- Lord Hoster od pewnego czasu nie wstaje, pani - wyjaś nił steward jej ojca. Kiedy ten dobry czł owiek zdą ż ył tak posiwieć? - Polecił, abym natychmiast cię przyprowadził do niego.

- Ja ją zaprowadzę. - Edmure poprowadził Catelyn w gó rę schodó w i przez niż szy mur, gdzie kiedyś Petyr Baelish i Brandon Stark walczyli o jej wzglę dy. Masywne mury z piaskowca pochylał y się wysoko nad nimi. Kiedy weszli przez drzwi mię dzy dwoma straż nikami w heł mach z grzebieniami w kształ cie ryby, spytał a: - Jak bardzo jest chory? - Zadał a to pytanie, chociaż bał a się usł yszeć odpowiedź.

Twarz Edmure’a spochmurniał a. - Nie zostanie już z nami dł ugo. Tak mó wi maester. Bó l… nie ustę puje.

Poczuł a ś lepą wś ciekł oś ć, wś ciekł oś ć skierowaną do cał ego ś wiata, do jej brata, Edmure’a, siostry Lysy, do Lannisteró w, maesteró w, a takż e do Neda, jej ojca i ohydnych bogó w, któ rzy chcieli zabrać jej obu. - Powinieneś był mnie zawiadomić - powiedział a. - Przysł ać wiadomoś ć, gdy tylko się dowiedział eś.

- Zakazał mi. Nie chciał, ż eby wrogowie dowiedzieli się, ż e umiera. Czasy tak niespokojne, obawiał się, ż e gdyby Lannisterowie dowiedzieli się, jak jest sł aby…

- …mogliby zaatakować? - skoń czył a za niego Catelyn. Wszystko przez ciebie, przez ciebie, podszeptywał jej gł os. Gdybyś nie uwię ził a karł a…

Wchodzili po krę tych schodach w milczeniu.

Wież a miał a trzy boki; podobnie jak cał y Riverrun, takż e samotnia lorda Hostera był a tró jką tna, a jej kamienny balkon wystawał na wschó d niczym dzió b ogromnego statku zbudowanego z piaskowca. Z niego pan zamku mó gł spoglą dać na mury i umocnienia swojej siedziby i dalej, tam gdzie spotykał y się rzeki. Ł ó ż ko jej ojca został o przeniesione na balkon. - Lubi siedzieć w sł oń cu i patrzeć na rzeki - wyjaś nił Edmure. - Ojcze, zobacz, kogo przyprowadził em. Cat przyszł a do ciebie…

Hoster Tully zawsze był ogromnym mę ż czyzną, wysoki i barczysty za mł odu, w pó ź niejszym wieku bardziej przysadzisty. Teraz wydał jej się skurczony, jakby jego ciał o i mię ś nie stopił y się. Nawet twarz miał obwisł ą. Kiedy widział a go ostatnim razem, wł osy i brodę miał brą zowe, przypró szone tylko siwizną. Teraz był y biał e jak ś nieg.

Otworzył oczy na dź wię k gł osu Edmure’a. - Mał a Cat - powiedział cicho sł abym, przepeł nionym bó lem gł osem. - Moja mał a Cat. - Po jego twarzy przemkną ł drż ą cy uś miech, a jego dł oń poszukał a jej rę ki. - Wyglą dał em ciebie…

- Zostawię was samych - powiedział jej brat. Pocał ował ojca delikatnie w czoł o i wyszedł.

Catelyn klę knę ł a i uję ł a dł oń ojca w swoje rę ce. Był a duż a, lecz prawie bezwł adna, pozbawiona ciał a, koś ci pod skó rą poruszał y się luź no. - Powinieneś był mnie zawiadomić - powiedział a. - Wysł ać posł ań ca albo kruka…

- Posł ań ca moż na zatrzymać, wypytać - odparł - a kruka ustrzelić. - Zacisną ł palce na jej dł oni po kolejnym spazmie bó lu. - Te kraby w moim brzuchu… wcią ż szczypią. W dzień i w nocy. Mają ostre szczypce. Maester Vyman przyrzą dza mi senne wino, makowe mleko… duż o ś pię … ale nie chciał em przespać twojego przyjazdu. Bał em się … kiedy Lannisterowie wzię li do niewoli twojego brata, oblę ż enie. .. bał em się, ż e odejdę i nigdy cię już nie zobaczę … bał em się …

- Jestem tutaj, ojcze - powiedział a. - Razem z Robbem, moim synem. Też chciał by przyjś ć do ciebie.

- Twó j chł opak - wyszeptał. - Miał moje oczy, pamię tam…

- Tak, dalej je ma. Przywieź liś my ci zakutego w ł ań cuchy Jaime’a Lannistera, ojcze. Riverrun znowu jest wolny.

Lord Hoster uś miechną ł się. - Widział em. Wczoraj w nocy, kiedy to się zaczę ł o, mó wił em im… musiał em zobaczyć. Zanieś li mnie na mury nad bramą. Ach, jaki wspaniał y widok… ta fala pochodni, sł yszał em krzyki niosą ce się przez rzekę … jakie sł odkie odgł osy… kiedy padł a wież a oblę ż nicza, bogowie… mó gł bym już wtedy umrzeć, gdybym tylko widział przedtem moje dzieci. Czy twó j chł opak tego dokonał? Twó j Robb?

- Tak - odpowiedział a Catelyn z dumą. - Robb… i Brynden. Twó j brat takż e jest tutaj.

- On? - Ojciec mó wił ledwo sł yszalnym szeptem. - Czarna ryba… wró cił? Z Doliny?

- Tak.

- A Lysa? - Chł odny wiatr poruszył jego rzadkimi, siwymi wł osami. - Dobrzy bogowie, a twoja siostra… czy i ona jest z wami?

Trudno był o jej powiedzieć mu prawdę, jego gł os wyraż ał tak ogromną nadzieję … - Nie. Przykro mi…

- Och. - Twarz mu spochmurniał a, a w oczach zgasł a czę ś ć ś wiatł a. - Miał em nadzieję … bardzo chciał bym ją zobaczyć, zanim…

- Jest ze swoim synem w Orlim Gnieź dzie.

Lord Hoster skiną ł gł ową sł abo. - Teraz lord Robert, biedny Arryn odszedł … pamię tam… dlaczego nie przyjechał a z tobą?

- Boi się. Jedynie w Orlim Gnieź dzie czuje się bezpieczna. - Pocał ował a jego pomarszczone czoł o. - Robb czeka. Przyjmiesz go? A Bryndena?

- Twó j syn - wyszeptał. - Tak. Dziecko Cat… miał moje oczy, pamię tam. Kiedy się urodził. Przyprowadź go…

- A twó j brat?

Ojciec spojrzał w dal, ponad rzeki. - Czarna ryba - powiedział. - Oż enił się wreszcie? Wzią ł sobie jaką ś … dziewczynę za ż onę?

Nawet na ł oż u ś mierci, pomyś lał a Catelyn ze smutkiem. - Nie oż enił się. Wiesz o tym, ojcze. I nie zrobi tego.

- Mó wił em mu… kazał em mu się oż enić. Był em jego lordem. On wie o tym. Miał em prawo wybrać mu kandydatkę na ż onę. Dobra partia. Z Redwyne’ó w. Stary ró d. Sł odka dziewczyna, ł adna… gł adka. .. Bethany, tak. Biedne dziecko. Wcią ż czeka. Tak. Wcią ż …

- Bethany Redwyne poś lubił a lorda Rowana już wiele lat temu - przypomniał a mu Catelyn. - Mają troje dzieci.

- A nawet gdyby - mrukną ł lord Hoster. - Pluć na nią. Redwynowie. Pluć na mnie. Jego lord, jego brat… czarna ryba. Mam inne partie. Dziewczyna lorda Brackena. Walder Frey… któ raś z trzech, powiedział … Czy on się oż enił? Z kimkolwiek?

- Nie - odpowiedział a Catelyn. - Ale przebył daleką drogę, ż eby cię zobaczyć. Mieczem musiał sobie torować drogę powrotną do Riverrun. Nie był oby mnie tutaj, gdyby nie pomó gł nam ser Brynden.

- Zawsze był wojownikiem - powiedział jej ojciec ochrypł ym gł osem. - To potrafił robić. Rycerz Bramy, tak. - Odchylił się do tył u i zamkną ł oczy ogromnie znuż ony. - Niech przyjdzie, ale pó ź niej. Teraz się prześ pię. Jestem zbyt chory, ż eby walczyć. Niech przyjdzie pó ź niej, czarna ryba…

Catelyn pocał ował a go delikatnie w czoł o i pozostawił a w cieniu jego wież y, wysoko, ponad jego rzekami. Zdą ż ył zasną ć, zanim wyszł a z komnaty.

Kiedy wró cił a na niż szy mur, ser Brynden stał na schodach po kostki w wodzie, zaję ty rozmową z kapitanem straż y Riverrun. Przyszedł do niej od razu. - Czy on? …

- Umiera - powiedział a. - Tak jak przypuszczaliś my. Oblicze jej wuja pociemniał o. Przeczesał palcami swoje gę ste siwe wł osy. - Przyjmie mnie?

Skinę ł a gł ową. - Mó wi, ż e jest zbyt chory, by walczyć.

Brynden Blackfish zachichotał. - A ja jestem zbyt doś wiadczonym ż oł nierzem, ż eby w to uwierzyć. Hoster bę dzie mi wypominał tę dziewczynę jeszcze po zapaleniu jego stosu cał opalnego.

Catelyn uś miechnę ł a się, wiedział a, ż e ma rację. - Nie widzę Robba.

- Zdaje się, ż e poszedł z Greyjoyem do ś rodka.

Theon Greyjoy siedział na ł awie w wielkiej sali Riverrun, gdzie z rogiem peł nym piwa w dł oni opowiadał ż oł nierzom jej ojca o tym, co wydarzył o się w Szepcą cym Lesie. - Niektó rzy pró bowali uciec, ale zamknę liś my dolinę z obu stron i wypadliś my z ciemnoś ci uzbrojeni w miecze i lance. Lannisterowie pomyś leli pewnie, ż e Inni ich napadli, kiedy wpadł mię dzy nich wilk Robba. Widział em, jak oderwał komuś rę kę. Ich konie pł oszył y się, przestraszone jego zapachem. Nie potrafię wam powiedzieć, ilu padł o…

- Theonie? - przerwał a mu. - Gdzie jest mó j syn?

- Lord Robb poszedł do boż ego gaju, pani.

Ned tak by uczynił. Powinnam pamię tać, ż e jest tak samo synem swojego ojca jak i moim. Och, bogowie, Ned…

Znalazł a go pod zielonym baldachimem, poś ró d wysokich sekwoi i starych potę ż nych wią zó w; klę czał pod drzewem sercem, któ rego twarz wyrzeź biona w smukł ym pniu wyraż ał a raczej smutek niż zaciekł oś ć. Jego dł ugi miecz tkwił wbity w ziemię przed nim, a on opierał na rę kojeś ci dł onie w rę kawicach. Wokó ł niego klę czeli też: Greatjon Umber, Rickard Karstark, Maege Mormont, Galbart Glover i inni. Był wś ró d nich takż e Tytos Blackwood, któ ry rozł oż ył za sobą swó j obszerny, czarny pł aszcz. Oni wcią ż modlą się do starych bogó w, pomyś lał a. Pró bował a odpowiedzieć samej sobie, do jakich bogó w ona się teraz modli, lecz nie potrafił a.

Nie chciał a przeszkadzać im w modlitwie. Trzeba oddać cześ ć bogom, nawet tym okrutnym, któ rzy zabrali jej Neda, a takż e jej ojca pana. Czekał a. Wiatr znad rzeki poruszał gał ę ziami, tak ż e widział a z prawej strony Wież ę Koł a obroś nię tą bluszczem z jednej strony. Kiedy się rozejrzał a, natychmiast powró cił y wspomnienia. Wś ró d tych drzew ojciec uczył ją jeź dzić konno, z tamtego wią zu spadł Edmure i zł amał rę kę, a tam w altance obie z Lysą udawał y, ż e cał ują się z Petyrem.

Dawno nie wracał a myś lami do tamtych czasó w. Jakż e mł odzi byli wtedy. Ona sama niewiele starsza od Sansy, Lysa mł odsza od Aryi, a Petyr jeszcze mł odszy, ale chę tnie się z nim bawił. Dziewczynki przekazywał y go sobie na przemian peł ne powagi albo rozchichotane. Wspomnienie powró cił o tak ż ywe, ż e niemal poczuł a jego spocone palce na swoich ramionach, poczuł a zapach mię ty w jego oddechu. W boż ym gaju zawsze rosł a mię ta, a Petyr lubił ż uć jej liś cie. Był takim ś miał ym chł opcem, przez co wcią ż popadał w kł opoty. - Pró bował wł oż yć mi ję zyk do ust - Catelyn wyznał a swojej siostrze po spotkaniu z nim, kiedy był y same.

- Mnie też - odpowiedział a wtedy Lysa, zawstydzona. - Podobał o mi się to.

Robb podnió sł się powoli i schował miecz do pochwy, a Catelyn zaczę ł a się zastanawiać, czy jej syn kiedykolwiek pocał ował dziewczynę w boż ym gaju. Widział a, jak Jeyne Poole wodził a za nim oczyma, a nawet sł uż ą ce, i to te starsze, osiemnastoletnie… Brał udział w bitwie, zabijał mieczem ludzi, z pewnoś cią poznał też smak pocał unku. Ł zy napł ynę ł y jej do oczu. Otarł a je gniewnym ruchem.

- Mamo - powiedział Robb, gdy tylko ją zobaczył. - Musimy zwoł ać radę. Trzeba podją ć decyzję.

- Twó j dziadek chciał by się z tobą zobaczyć - powiedział a. - On jest bardzo chory.

- Tak, mó wił mi o tym ser Edmure. Przykro mi, mamo, ze wzglę du na lorda Hostera i na ciebie, ale najpierw musimy się naradzić. Otrzymaliś my wiadomoś ć z poł udnia. Renly Baratheon zaż ą dał korony swojego brata.

- Renly? - spytał a szczerze zdziwiona. - Są dził am, ż e… lord Stannis…

- Podobnie jak i my, pani - powiedział Galbart Glover. Rada wojenna zebrał a się w Sali Tronowej, przybyli zasiedli przy czterech prowizorycznych stoł ach ustawionych w kwadrat. Lord Hoster był zbyt sł aby, by wzią ć w niej udział; pogrą ż ony we ś nie na balkonie, ś nił o sł oń cu nad rzekami swojej mł odoś ci. Edmure zasiadał na tronie Tullych, u jego boku Brynden Blackfish, chorą ż owie zaś jej ojca po prawej i lewej stronie przy bocznych stoł ach. Wieś ć o zwycię stwie pod Riverrun dotarł a do odszczepień czych lordó w znad Tridentu, co skł onił o ich do powrotu. Karyl Yance przył ą czył się do nich, teraz już lord, jego ojciec zginą ł pod Zł otym Zę bem. Razem z nim był ser Marq Piper. Przyprowadzili też jednego z Darrych, syna ser Raymuna, mł odzień ca w wieku Brana. Lord Jonos Bracken przybył, pozostawiwszy za sobą ruiny Stone Hedge, ciskają c gromami, zają ł miejsce moż liwie najdalej od Tytosa Blackwooda.

Po drugiej stronie zasiadali lordowie z pó ł nocy, Catelyn i Robb naprzeciwko jej brata. Stanowili mniej liczną grupę. Po lewej rę ce Robba siedział Greatjon, potem Theon Greyjoy; Galbart Glover i lady Mormoni zaję li miejsca po prawej stronie Catelyn. Lord Rickard Karstark, wychudzony, przepeł niony ż alem, siedział jak postać z koszmaru, brudny, z potarganą brodą. Dwó ch spoś ró d jego synó w zginę ł o w Szepcą cym Lesie, o trzecim, najstarszym, nikt nie potrafił nic powiedzieć, to on poprowadził wł ó cznikó w przeciwko Tywinowi Lannisterowi pod Zielonymi Widł ami.

Dyskusje przecią gnę ł y się do pó ź nej nocy. Każ dy z obecnych miał prawo zabrać gł os i każ dy z tego skorzystał … krzyczą c, przeklinają c, przekonują c, ż artują c, targują c się, niektó rzy walili kuflami o stó ł, grozili, wychodzili wzburzeni, po czym wracali posę pni albo uś miechnię ci. Catelyn wysł uchał a wszystkich.

Roose Bolton przegrupował pozostał oś ci swoich rozbitych sił przy koń cu grobli. Ser Helman Tallhart i Walder Frey wcią ż trzymali Bliź niaki. Armia lorda Tywina przeszł a na drugi brzeg Tridentu i maszerował a na Harrenhal. W kró lestwie panował o dwó ch kró ló w. Dwó ch kró ló w i ani odrobiny ugody.

Wielu spoś ró d lordó w chorą ż ych chciał o pó jś ć prosto na Harrrenhal, by stawić czoł o lordowi Tywinowi i ostatecznie rozbić Lannisteró w.

Mł ody, porywczy Marą Piper proponował uderzenie na Casterly Rock. Jeszcze inni zalecali cierpliwoś ć. Jason Mallister zauważ ył, ż e Riverrun leż y na linii dostaw zaopatrzenia Lannisteró w, dlatego powinni dać odpoczą ć wł asnym wojskom, tym samym uniemoż liwiliby Lannisterom uzupeł nienie zapasó w. Lord Blackwood mó wił jeszcze coś innego. Powinni byli skoń czyć robotę, któ rą zaczę li w Szepcą cym Lesie. Trzeba iś ć na Harrenhal i zgnieś ć też armię Rose’a Boltona. Jak zawsze, nie zgadzał się z nim Bracken. Zdaniem lorda Jonosa Brackena powinni zł oż yć hoł d lenniczy kró lowi Renly’emu i udać się na poł udnie, ż eby poł ą czyć z nim sił y.

- Renly nie jest kró lem - powiedział Robb. Pierwszy raz jej syn zabrał gł os. Podobnie jak jego ojciec, umiał sł uchać innych.

- Chyba nie myś lisz przystać do Joffreya, panie - powiedział Galbart Glover. - On zabił twojego ojca.

- To czyni go zł ym - odparł Robb. - Ale nie wiem, w jaki sposó b czyni to kró lem Renly’ego, Joffrey wcią ż pozostaje najstarszym prawowitym synem Roberta, tak wię c zgodnie z prawem tron jemu się należ y. Gdyby jednak umarł, do czego mam zamiar doprowadzić, ma mł odszego brata. Tommen jest nastę pny.

- Tommen takż e jest Lannisterem - warkną ł ser Marq Piper.

- To prawda - przyznał Robb zasmucony. - Ale nawet gdyby ż aden z nich nie został Kró lem, dlaczego miał by nim być lord Renly? On jest mł odszym bratem Roberta. Tak jak Bran nie moż e zostać lordem Winterfell przede mną, tak samo Renly nie moż e wyprzedzić lorda Stannisa.

- Lord Stannis ma pierwszeń stwo - przyznał a lady Mormont.

- Renly został koronowany - upierał się Marą Piper. - Popierają go w Wysogrodzie i Koń cu Burzy, Dornijczycy też nie bę dą się ocią gać. Jeś li Winterfell i Riverrun przył ą czą się do niego, bę dzie miał po swojej stronie pię ć z siedmiu wielkich rodó w. Sześ ć, jeś li Arrynowie się ruszą! Sześ ć rodó w przeciwko Rock! Nie minie rok, a nabijemy napalę ich gł owy, gł owę Kró lowej i jej chł opaka, lorda Tywina, karł a, Kró lobó jcy, ser Kevana, wszystkich! Oto, czego moż emy oczekiwać, jeś li przył ą czymy się do kró la Renly’ego. Có ż takiego posiada lord Stannis, co kazał oby nam odrzucić to wszystko?

- Prawo. - Robb nie dawał za wygraną. Catelyn pomyś lał a, ż e w tej chwili bardzo przypomina jej ojca.

- Radzisz wię c staną ć po stronie Stannisa?

- Nie wiem - przyznał Robb. - Modlił em się o radę, lecz bogowie mi nie odpowiedzieli. Lannisterowie zabili mojego ojca za zdradę. Wszyscy wiemy, ż e to kł amstwo, lecz jeś li Joffrey jest prawowitym Kró lem, a my wystą pimy przeciwko niemu, wtedy nas uznają za zdrajcó w.

- Mó j ojciec pan radził by zachować ostroż noś ć - przemó wił sę dziwy ser Stevron, a na jego ustach pojawił się przebiegł y uś miech Freyó w. - Czekać. Niech obaj kró lowie zagrają o tron. Kiedy skoń czą walczyć, zł oż ymy hoł d zwycię zcy albo staniemy przeciwko niemu; tylko wtedy moż emy podją ć decyzję. Wiedzą c, ż e Renly zbroi się, lord Tywin chę tnie przystał by pewnie na zawieszenie broni… i bę dzie liczył na bezpieczny powró t syna. Dostojni lordowie, pozwó lcie, bym udał się do niego do Harrenhal i uzgodnił dogodne warunki ugody i okupó w…

Jego gł os utoną ł w fali okrzykó w oburzenia. - Tchó rz! - zagrzmiał Greatjon.

- Bł agają c o zawieszenie broni, przyznamy się do wł asnej sł aboś ci - oś wiadczył a lady Mormont. - Co nam po okupach, nie wolno oddawać Kró lobó jcy - zawoł ał Rickard Karstark.

- Dlaczego nie pomyś licie o pokoju?

Wszyscy skierowali wzrok na nią, lecz ona czuł a na sobie tylko spojrzenie Robba. - Pani, oni zamordowali mojego ojca pana, twojego mę ż a - powiedział ponurym gł osem. Wyją ł z pochwy dł ugi miecz i poł oż ył go na stole przed sobą. Jasna stal wyraź nie odcinał a się od surowego drewna. - To jedyny pokó j, jaki mogę oferować Lannisterom.

Greatjon poparł go gł oś no, a zaraz potem pozostali przył ą czyli się do niego, krzyczą c, wycią gają c miecze z pochew albo uderzają c pię ś ciami w stó ł. Catelyn czekał a, aż się uspokoją. - Moi panowie - powiedział a - lord Eddard był waszym suwerenem, lecz ja dzielił am z nim ł oż e i rodził am mu dzieci. Myś licie, ż e kocham go mniej niż wy? - Jej gł os, przepeł niony ż alem, prawie się zał amał, ale wcią gnę ł a gł ę boko powietrze i uspokoił a się. - Robb, gdybyś potrafił sprowadzić go z powrotem swoim mieczem, nie pozwolił abym ci schować go do pochwy, dopó ki nie zobaczył abym Neda u mojego boku… Lecz on odszedł, podobnie jak Daryn Hornwood, dzielni synowie lorda Karstarka i wielu innych i nic ich nam nie zwró ci. Czy muszą umierać nastę pni?

- Pani, jesteś kobietą - odparł Greatjon swoim niskim gł osem.

- Kobiety nie rozumieją takich rzeczy.

- Należ ysz do ł agodniejszej pł ci - powiedział lord Karstark; bruzdy ś wież ego smutku wcią ż był y wyraź ne na jego twarzy. - Mę ż czyzna odczuwa potrzebę zemsty.

- Przyprowadź tu Cersei Lannister, a zobaczysz, jak ł agodna potrafi być kobieta - odpowiedział a mu Catelyn. - Moż e nie znam się na taktyce i strategii… ale wiem, co to niemoc. Wyruszyliś my na wojnę, kiedy armie Lannisteró w pustoszył y niziny nad rzekami, a Ned gnił w lochu fał szywie oskarż ony o zdradę. Stanę liś my, by bronić się i przywró cić wolnoś ć mojemu mę ż owi. Pierwsze z zadań został o ukoń czone, drugie pozostaje niemoż liwe do zrealizowania. Bę dę opł akiwał a ś mierć Neda do koń ca moich dni, ale muszę też myś leć o tych, któ rzy jeszcze ż yją. Chciał abym odzyskać moje có rki, a wię zi je Kró lowa. Nawet jeś li miał abym wymienić czterech Lannisteró w za dwó ch Starkó w, uznam to za dogodną transakcję i podzię kuję bogom. Dla ciebie, Robb, takż e pragnę bezpieczeń stwa, ż ebyś mó gł zasią ś ć na miejscu ojca i panować w Winterfell. Pragnę, abyś przeż ył cał e ż ycie, pocał ował dziewczynę, poś lubił kobietę, miał syna. Chcę to wszystko zakoń czyć. Pragnę wró cić do domu i opł akiwać ś mierć mojego mę ż a.

Kiedy skoń czył a mó wić, w sali zapanował a cał kowita cisza.

- Pokó j - odezwał się jej wuj Brynden. - Pię knie, moja pani, ale na jakich warunkach? Nie moż na przerabiać miecza na lemiesz, skoro rano znowu trzeba go przekuć na miecz.

- Po co umarli Torrhen i Eddard, jeś li miał bym wró cić do domu tylko z ich koś ć mi? - spytał Rickard Karstark.

- Prawda - powiedział lord Bracken. - Gregor Clegane spustoszył moje pola, wybił moich ludzi i puś cił z dymem Stone Hedge. Miał bym teraz klę kać przed tymi, któ rzy go wysł ali? Po coś my walczyli, skoro wszystko ma zostać tak jak dawniej?

Lord Blackwood przyznał mu rację, co zdumiał o i zasmucił o Catelyn. - Nawet jeś li zawrzemy pokó j z kró lem Joffreyem, czy nie zostaniemy uznani za zdrajcó w wobec kró la Renly’ego? Co bę dzie z nami, jeś li jeleń zwycię ż y lwa?

- Cokolwiek postanowicie, ja nigdy nie nazwę Lannistera moim Kró lem? - oś wiadczył Marą Piper.

- Ani ja! - zawoł ał mał y Darry. - Nigdy!

Znowu rozległ y się krzyki. Cat siedział a zrezygnowana. Był a już tak blisko. Nieomal skł onni byli jej wysł uchać, prawie… lecz stosowna chwila już minę ł a. Nie bę dzie pokoju, nie bę dzie czasu na leczenie ran, nie bę dzie bezpieczeń stwa. Spojrzał a na syna, przyglą dał a się, jak sł ucha pozostał ych, marszczy brwi zatroskany, lecz cał ą duszą jest przy swojej wojnie. Przyrzekł poś lubić có rkę Waldera Freya, lecz ona wiedział a dobrze, ż e jego prawdziwą narzeczoną jest miecz, któ ry leż y przed nim na stole.

Catelyn myś lał a o swoich dziewczynkach, zastanawiał a się, czy jeszcze kiedyś je zobaczy, kiedy Greatjon wstał.

- Moi lordowie! - zawoł ał, a jego gł os odbił się echem wysoko mię dzy krokwiami. - Oto, co myś lę o dwó ch kró lach! - powiedział i spluną ł. - Renly Baratheon nic mnie nie obchodzi, podobnie jak Stannis. Dlaczego mieliby sprawować nade mną rzą dy z jakiegoś kwiecistego tronu w Wysogrodzie albo Dorne? Co oni wiedzą o Murze, wilczym lesie czy kurhanach Pierwszych Ludzi? Nawet ich bogowie są ź li. Niech Inni wezmą Lannisteró w, ich też mam doś ć. - Się gną ł za plecy i wycią gną ł z pochwy swó j ogromny miecz. - Dlaczego my nie mielibyś my znowu sprawować rzą dó w? My poś lubiliś my smoki, a one już wymarł y! - Wskazał mieczem na Robba. - Tutaj siedzi jedyny Kró l, przed któ rym zegnę kolano. - Kró l na Pó ł nocy!



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.