Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Podziękowania 62 страница



Nikt nie patrzył na niego. Nikt się do niego nie odzywał. Nikt nie zwracał uwagi. Wokó ł otaczali go ludzie zaprzysię ż eni Domowi Lannisteró w, dwudziestotysię czna armia, a mimo to czuł się samotny.

Usł yszawszy grzmią cy ś miech Shaggy, poszedł w kierunku tego zauł ka nocy, któ ry zajmował y Kamienne Wrony. Conn, syn Coratta, podnió sł do gó ry cynowy kufel peł en piwa.

- Tyrion Pó ł mę ż czyzna! Chodź do nas, siadaj przy ognisku i poczę stuj się mię sem Kamiennych Wron. Mamy woł u.

- Widzę, Connie, synu Coratta. - Nad huczą cym ogniem wisiał o ogromne cielsko nabite na roż en wielkoś ci mał ego drzewa. Bez wą tpienia był o to mał e drzewo. Tł uszcz i krew zaskwierczał y w ogniu, kiedy dwó ch ludzi obró cił o woł u. - Dzię kuję. Dajcie znać, kiedy się upiecze. - Z tego, co widział, mogł o to nastą pić jeszcze przed bitwą. Poszedł dalej.

Każ dy klan rozpalił swoje ognisko. Czarne Uszy nie jadł y z Kamiennymi Wronami, Kamienne Wrony nie jadł y z Księ ż ycowymi Brać mi, a poza tym nikt nie jadł ze Spalonymi. Skromny namiot, któ ry wył udził od lorda Lefforda, ustawiono mię dzy czterema ogniskami. Kiedy nadszedł Tyrion, Bronn raczył się winem z nowymi sł ugami. Lord Tywin przysł ał mu parobka i sł uż ą cego; nalegał nawet, aby przyją ł giermka. Wszyscy siedzieli wokó ł ż aru niewielkiego ogniska. Towarzyszył a im dziewczyna: szczupł a, ciemnowł osa, są dzą c z wyglą du, nie miał a wię cej niż osiemnaś cie lat. Tyrion przyglą dał się jej twarzy przez chwilę, zanim dostrzegł w ogniu oś ci. - Co jedliś cie?

- Pstrą ga, panie - odpowiedział parobek. - Bronn zł apał. Pstrą g, pomyś lał. Prosię. Cholerny ojciec. Popatrzył ż ał oś nie na oś ci i znowu usł yszał burczenie w brzuchu.

Jego giermek, chł opak o doś ć nieszczę ś liwym imieniu, Podrick Payne, przeł kną ł ś linę, poł ykają c to, co chciał powiedzieć. Był dalekim kuzynem ser Ilyna Payne’a, kró lewskiego kata… był tak samo milczą cy, choć nie z powodu braku ję zyka. Tyrion kazał mu nawet kiedyś go pokazać, tak dla pewnoś ci. - To jest ję zyk, jestem tego pewien - powiedział wtedy. - Kiedyś musisz się nauczyć go uż ywać.

W tej chwili nie miał ochoty wycią gać jakiejś sensownej myś li z chł opaka, któ rego - jak sadził - przydzielono mu dla ż artu. Jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. - To ona? - spytał Bronna.

Dziewczyna podniosł a się i spojrzał a na niego z wysokoś ci pię ciu stó p albo i wię cej. - Tak, panie. Bę dzie mó wić sama za siebie, jeś li pozwolisz, panie.

Przechylił gł owę na bok. - Jestem Tyrion, z Domu Lannisteró w. Nazywają mnie Karł em.

- Matka dał a mi imię Shae. Ale ludzie czę sto nazywają mnie… Bronn roześ miał się. Tyrion takż e się uś miechną ł. - Chodź my do namiotu, Shae, jeś li jesteś tak dobra. - Unió sł klapę wejś cia i przytrzymał ją dla niej. Wszedł szy do ś rodka, przyklę kną ł, by zapalić ś wiecę.

Ż ycie ż oł nierza miał o swoje dobre strony. Za każ dym obozem podą ż ali maruderzy. Kiedy dzień miał się ku schył kowi, Tyrion wysł ał Bronna, ż eby znalazł mu jaką ś odpowiednią dziwkę. - Tylko niech bę dzie w miarę mł oda i ł adna - poinstruował go. - Wybierz taką, któ ra mył a się już w tym roku. Jeś li nie, to ją umyj. I ż eby wiedział a, do kogo idzie i jak wyglą dam. - Jyck nie zawsze o tym pamię tał. Potem Tyrion czę sto widział to spojrzenie w oczach dziewczyn, któ re miał y go zadowolić … spojrzenie, któ rego Tyrion Lannister nie chciał wię cej oglą dać.

Podnió sł ś wiecę i przyjrzał się dziewczynie. Bronn dobrze się spisał: szczupł a, o ł agodnym spojrzeniu, mał ych ję drnych piersiach i uś miechu, w któ rym na przemian zapalał y się iskierki wstydu, buty i przewrotnoś ci. Spodobał mu się ten uś miech. - Czy mam się rozebrać, panie? - spytał a.

- W swoim czasie. Jesteś dziewicą, Shae?

- Jeś li tak ma być - odparł a skromnie.

- Chcę prawdy.

- Ach, to bę dzie cię kosztował o dwa razy tyle.

Tyrion uznał, ż e pasują do siebie. - Jestem Lannisterem. Zł ota u nas nie brak i nie poż ał uję go… ale oczekuję wię cej niż to, co masz mię dzy nogami, choć tym też nie pogardzę. Bę dziesz mieszkał a ze mną tutaj, usł ugiwał a przy stole, ś miał a się z moich dowcipó w, masował a mi nogi wieczorem… i nie pó jdziesz do ł ó ż ka z ż adnym innym tak dł ugo, jak bę dziesz u mnie, bez wzglę du na to, czy zostaniesz tutaj na dzień czy na rok.

- Zgoda. - Opuś cił a ramiona i jednym ruchem ś cią gnę ł a przez gł owę swoją suknię z surowego materiał u. Pod nią był a tylko Shae. - Jeś li nie odstawisz tej ś wiecy, panie, poparzysz sobie palce.

Tyrion odstawił ś wiecę, ują ł dziewczynę za rę kę i przycią gną ł do siebie. Pochylił a się, ż eby go pocał ować. Jej usta pachniał y miodem i goź dzikami, a wprawne palce szybko znalazł y zapię cia jego ubrania.

Kiedy wszedł w nią, przyję ł a go szeptem zachę ty i drż eniem rozkoszy. Tyrion podejrzewał, ż e udawał a, ale robił a to tak dobrze, ż e przestał o tym myś leć. Nie spodziewał się aż takiej prawdy.

Potem, kiedy leż ał a cicho w jego ramionach, zdał sobie sprawę, ż e potrzebował jej. Jej albo kogoś takiego jak ona. Już prawie rok nie spał w ł ó ż ku z kobietą, od czasu kiedy wyruszył w podró ż do Winterfell, towarzyszą c swojemu bratu i kró lowi Robertowi. Mó gł zginą ć nastę pnego ranka czy trochę pó ź niej, a gdyby tak się miał o stać, wolał raczej pó jś ć do grobu, myś lą c o Shae niż o swoim ojcu panu, o Lysie Arryn czy o lady Catelyn Stark.

Czuł mię kkoś ć jej piersi przyciś nię tych do jego ramienia. Jakż e mił e uczucie. Usł yszał w myś lach piosenkę. Zaczą ł gwizdać cicho.

- Co to, panie? - spytał a szeptem.

- Nic - odparł. - Piosenka, któ rej się nauczył em, gdy był em chł opcem. Ś pij, sł odziutka.

Kiedy zamknę ł a oczy, a jej oddech stał się gł ę boki i regularny, Tyrion wysuną ł się spod niej ostroż nie, ż eby jej nie obudzić. Nagi, wypeł zł na zewną trz, przeszedł nad giermkiem i okrą ż ył namiot, udają c się za potrzebą.

Bronn siedział pod kasztanowcem, niedaleko miejsca, w któ rym zostawili konie. Ostrzył swó j miecz. Wydawał o się, ż e najemnik potrzebował o wiele mniej snu niż inni. - Gdzie ją znalazł eś? - spytał go Tyrion, oddają c mocz.

- Zabrał em ją jakiemuś rycerzowi. Począ tkowo nie palił się, ż eby ją oddać, ale dź wię k twojego nazwiska przekonał go. No i jeszcze mó j sztylet na jego gardle.

- Wybornie - odparł Tyrion, strzą sają c ostatnie krople. - O ile pamię tam, to kazał em ci znaleź ć mi dziwkę, a nie nowego wroga.

- Te ł adne zawsze do kogoś należ ą - powiedział Bronn. - Mogę ją oddać, jeś li wolisz jakiegoś szczerbatego kocmoł ucha.

Tyrion przykuś tykał bliż ej pod drzewo. - Mó j ojciec pan uznał by takie sł owa za zniewagę i wysł ał cię do kopalni.

- W takim razie moje szczę ś cie, ż e nie jesteś swoim ojcem - odparł Bronn. - Widział em taką jedną, cał ą w pryszczach, moż e masz na nią ochotę?

- Miał bym ci zł amać serce? - odcią ł się Tyrion. - Zatrzymam Shae. Moż e zapamię tał eś imię rycerza, któ remu ją zabrał eś? Nie chciał bym znaleź ć się zbyt blisko niego w czasie bitwy.

Bronn podnió sł się ze zwinnoś cią kota i obró cił miecz w dł oni. - Ja bę dę blisko ciebie w czasie bitwy, karle.

Tyrion skiną ł gł ową. Czuł na skó rze ciepł e nocne powietrze. - Dopilnuj, ż ebym przeż ył bitwę, a dostaniesz wszystko, czego zaż ą dasz.

Bronn przerzucił dł ugi miecz z prawej rę ki do lewej i zamachną ł się. - Kto by chciał zabijać takich jak ty?

- Przede wszystkim mó j ojciec. Dał mnie do straż y przedniej.

- Zrobił bym to samo. Mał y czł owieczek z duż ą tarczą. Doprowadzisz ł ucznikó w do szał u.

- Dziwne, ale potrafisz podtrzymać mnie na duchu - powiedział Tyrion. - Ja chyba zwariował em.

Bronn wsuną ł miecz do pochwy. - Z pewnoś cią.

Kiedy Tyrion wró cił do namiotu, Shae podniosł a się na ł okciu i odezwał a zaspanym gł osem: - Obudził am się, a tu mojego pana nie ma.

- Twó j pan wró cił. - Poł oż ył się obok niej.

Jej dł oń powę drował a mię dzy jego pał ą kowate nogi i napotkał a twardoś ć. - Tak, wró cił - wyszeptał a, pieszczą c go.

Kiedy zapytał ją o czł owieka, od któ rego zabrał ją Bronn, wymienił a kogoś ze ś wity jednego z mniej waż nych lordó w. - Nie musisz się obawiać takich jak on, panie - powiedział a dziewczyna, nie przestają c go pieś cić. - To ktoś mał y.

- A ja to niby kto? - spytał. - Olbrzym?

- Och, tak - mruknę ł a. - Mó j olbrzym Lannister. - Weszł a na niego i przez jakiś czas był skł onny uwierzyć jej sł owom. Tyrion zasną ł z uś miechem na ustach…

…i otworzył oczy w ciemnoś ci, obudzony dź wię kiem trą bek. Shae potrzą sał a jego ramieniem. - Panie - szeptał a. - Obudź się, panie. Boję się.

Zaspany, usiadł i odrzucił koc. Z ciemnoś ci dochodził o natarczywe woł anie rogó w. Ś pieszcie się, ś pieszcie się, zdawał y się mó wić. Usł yszał krzyki, szczę k wł ó czni i rż enie koni, lecz nie był o to cokolwiek, co by bezpoś rednio wskazywał o na walkę. - Rogi mojego ojca - powiedział. - Wzywają do bitwy. Myś lał em, ż e Stark jest o dzień drogi od nas.

Shae potrzą snę ł a gł ową przestraszona. Bł ysnę ł a biał kami szeroko otwartych oczu. Postę kują c, Tyrion dź wigną ł się na nogi, i wyszedł na zewną trz, po czym przywoł ał giermka. Znad rzeki napł ywał y dł ugie biał e palce mgł y. Ludzie i konie poruszał y się po omacku w chł odzie przedś witu; zacią gano poprę gi, ł adowano wozy, gaszono ogniska. Znowu zagrał y trą bki: poś piesz się, poś piesz się, poś piesz. Rycerze dosiadali parskają cych rumakó w, a zbrojni zapinali pasy z pochwami. Tyrion znalazł Poda pogrą ż onego w gł ę bokim ś nie. Obudził go kopniakiem w ż ebra. - Moja zbroja - powiedział - i to szybko. - Z ciemnoś ci wył onił się Bronn, ubrany już i na koniu w swoim powyginanym pó ł heł mie. - Wiesz, co się stał o? - spytał go Tyrion.

- Chł opak Starkó w zbliż ył się niespodziewanie - wyjaś nił Bronn. - Podszedł nocą traktem i znalazł się o niecał ą milę na pó ł noc od nas. Formuje szyk bojowy.

Poś piesz się, woł ał y trą bki, poś piesz się, poś piesz.

- Niech klany bę dą gotowe do drogi. - Tyrion wszedł z powrotem do namiotu. - Gdzie moje ubranie? - warkną ł do Shae. - Nie to, skó rzane, a niech to! Przynieś buty.

Zanim skoń czył się ubierać, giermek czekał już ze zbroją, taką, jaką miał do dyspozycji. Tyrion posiadał wspaniał ą zbroję, doskonale dopasowaną do jego zniekształ conego ciał a, lecz, niestety, spoczywał a ona bezpiecznie w Casterly Rock, czego nie moż na był o powiedzieć o nim. Musiał zadowolić się tym, co znalazł u lorda Lefforda: otrzymał od niego kolczugę, naszyjnik po zabitym rycerzu, nagolenniki, rę kawice i stalowe buty ze szpicami. Niektó re czę ś ci był y zdobione, inne proste, nic nie pasował o do siebie, nic nie pasował o na niego. Jego napierś nik przeznaczony był dla kogoś wię kszego, za to na jego za duż ą gł owę znaleziono ogromny heł m w kształ cie kubł a zakoń czony u gó ry dł ugim na stopę tró jką tnym szpicem.

Shae pomagał a Podowi zapią ć wszystkie klamry i sprzą czki. - Opł akuj mnie, jeś li umrę - powiedział Tyrion do dziwki.

- Ską d bę dziesz wiedział, ż e pł aczę? Bę dziesz martwy.

- Bę dę wiedział.

- Pewnie tak. - Shae opuś cił a ogromny heł m na jego gł owę, a Pod poł ą czył go zapię ciem z naszyjnikiem. Tyrion zapią ł pas obcią ż ony mocno kró tkim mieczem i sztyletem. Stajenny zdą ż ył już przyprowadzić jego wierzchowca, strasznego brą zowego rumaka uzbrojonego ró wnie mocno jak on sam. Potrzebował pomocy, by go dosią ś ć. Miał wraż enie, ż e waż y tysią c kamieni. Pod podał mu jego tarczę, solidny kawał magidrewna wzmocniony stalą. Na koń cu podano mu berdysz. Shae odsunę ł a się do tył u i przyjrzał a mu się. - Mó j pan wyglą da groź nie.

- Twó j pan wyglą da jak karzeł w ź le dobranej zbroi - zauważ ył kwaś no Tyrion - ale dzię kuję za dobre sł owo. Podrick, gdyby wynik bitwy nie okazał się dla nas pomyś lny, odwieź damę bezpiecznie do domu. - Zasalutował jej toporem, obró cił konia i odjechał. W ż oł ą dku czuł bolesny ucisk. Sł yszał dochodzą ce z tył u odgł osy sł uż ą cych, któ rzy poś piesznie zwijali jego namiot. Bladoszkarł atne palce mgł y dotarł y na wschó d, kiedy nad horyzontem pojawił y się pierwsze promienie sł oń ca. Na ciemnym zachodnim niebie ś wiecił y jeszcze gwiazdy. Tyrion zastanawiał się, czy jest to ostatni wschó d sł oń ca, któ ry oglą da… a takż e czy takie myś lenie jest oznaką tchó rzostwa. Czy jego brat, Jaime, rozmyś lał kiedykolwiek o ś mierci przed bitwą?

W oddali odezwał się wojenny ró g. Tyrion poczuł dreszcz, sł yszą c ten niski, ż ał osny dź wię k. Ludzie z klanó w dosiadali swoich chudych gó rskich konikó w, przeklinają c i dowcipkują c. Niektó rzy nie wytrzeź wieli jeszcze. Tyrion poprowadził ich przez ulatują ce szybko smugi mgł y. Resztki trawy, któ rej nie rozdeptał y konie, lś nił y od rosy, jakby jakiś przechodzą cy tamtę dy bó g rozrzucił po ziemi diamenty. Przybysze z gó r ustawiali się za nim, każ dy z klanó w formował szyk za swoim przywó dcą.

W ś wietle poranka armia lorda Tywina rozwijał a się niczym ż elazna ró ż a o lś nią cych kolcach.

Jego wuj miał poprowadzić gł ó wne sił y. Ser Kevan wznió sł sztandar nad traktem. Piesi ł ucznicy utworzyli trzy dł ugie szeregi na wschó d i na zachó d od drogi i czekali spokojnie z napię tymi ł ukami. Pikinierzy uformowali mię dzy nimi kwadraty, za któ rymi stał y rzę dy zbrojnych wyposaż onych w wł ó cznie, miecze i topory. Trzystu uzbrojonych jeź dź có w otoczył o ser Kevana i chorą ż ych Lefforda, Lyddena i Serretta wraz z ich zaprzysię ż onymi rycerzami.

Prawe skrzydł o tworzył a kawaleria, cztery tysią ce ludzi w zbrojach. Znajdował o się tam ponad trzy czwarte rycerzy skupionych blisko siebie niczym ogromna ż elazna pię ś ć. Dowodził nimi ser Addam Marbrand. Tyrion widział, jak ż oł nierz rozwija jego chorą giew: pł oną ce drzewo, pomarań czowa dymna smuga powiewają ca na wietrze. Za nim ukazał się szkarł atny jednoroż ec ser Flementa, potem cę tkowany dzik Crakehalla, karł owaty kogut Swyfta i inne godł a.

Jego ojciec pan zają ł pozycję na wzgó rzu, gdzie nocował. Tam też zebrał y się posił ki; pię ć tysię cy ludzi, konnych i piechuró w. Lord Tywin prawie zawsze dowodził posił kami. Zwykle zajmował pozycję na wzgó rzu. Stamtą d ś ledził przebieg bitwy i wysył ał ludzi tam, gdzie uznał za stosowne.

Stanowił on imponują cą postać ró wnież z odległ oś ci. Bojowa zbroja Tywina Lannistera przyć miewał a nawet pozł acaną zbroję Jaime. Jego pł aszcz, uszyty z niezliczonych warstw zł ocienia, był tak cię ż ki, ż e prawie nie poruszał się na wietrze, i tak obszerny, ż e zakrywał prawie cał y zad rumaka, któ rego dosiadał rycerz. Zwykł a klamra nie utrzymał aby takiego cię ż aru, dlatego przytrzymywał a go para lwó w, któ re przycupnę ł y na jego ramionach gotowe do skoku. Ich towarzysz, samiec o bujnej grzywie, spoczywał na heł mie lorda Tywina, gdzie ryczą c, drapał ł apą ziemię. Wszystkie trzy lwy o rubinowych oczach wykuto ze zł ota. Jego zbroję wykonano z grubej stali emaliowanej ciemną purpurą, a rę kawice i nagolenniki ozdobiono zł otą wolutą. Zdobił y ją takż e dwa rozpalone sł oń ca i pozł acane klamry, a stal tak lś nił a, ż e w blasku wschodzą cego sł oń ca wydawał a się pł oną ć wł asnym ogniem.

Tyrion usł yszał już bę bny wroga.

Przypomniał sobie Robba Starka takiego, jakim widział go po raz ostatni, kiedy zasiadał na miejscu swojego ojca w Wielkiej Sali w Winterfell z nagim mieczem w dł oniach. Przypomniał sobie, jak napadł y go wilkory; w jednej chwili wydał o mu się, ż e znowu widzi ich kł y tuż przy swojej twarzy. Czy zabrał je ze sobą na wojnę? Na myś l o tym poczuł się nieswojo.

Wró g powinien być zmę czony po dł ugim marszu i bezsennej nocy. Tyrion zastanawiał się, co myś li tamten chł opak. Czy spodziewał się zaskoczyć ich w czasie snu? Niewielka szansa, Tywin Lannister nie był gł upcem, cokolwiek by o nim mó wić. Przednia straż gromadził a się na lewej stronie. Najpierw zobaczył chorą giew, potem trzy czarne psy na ż ó ł tym polu. Pod nią siedział ser Gregor; dosiadał najwię kszego rumaka, jakiego Tyrion kiedykolwiek widział. Bronn spojrzał na niego i powiedział: - Zawsze jedź do bitwy za kimś duż ym.

Tyrion zmierzył go surowym spojrzeniem. - Dlaczegó ż to?

- Stanowią doskonał y cel. Ktoś taki jak on przycią gnie uwagę wszystkich ł ucznikó w przeciwnika.

Tyrion roześ miał się i spojrzał na Gó rę, jakby zobaczył go po raz pierwszy. - Muszę przyznać, ż e nigdy nie rozważ ał em tego w podobnym ś wietle.

Clegane nie miał zwyczaju pysznić się strojem; miał na sobie szarą zbroję poznaczoną rysami licznych uderzeń bez ozdó b i herbu. Swoim obusiecznym mieczem wskazywał ludziom pozycje, któ re mają zają ć; machał nim, jakby to był sztylet. - Każ dego, kto zacznie uciekać, posiekam na kawał ki - ryczał. - Karle! - krzykną ł, ujrzawszy Tyriona. Ustaw się z lewej strony. Trzymaj rzekę. Jeś li moż esz. Lewa lewej. Ż eby przeł amać ich flankę, Starkowie musieliby dysponować koń mi, któ re potrafią biegać po wodzie. Tyrion poprowadził swoich ludzi w kierunku brzegu rzeki. - Patrzcie - zawoł ał, wskazują c toporem. - Rzeka. - Nad ciemnozieloną powierzchnią wody wcią ż wisiał a zasł ona bladej mgł y. Bł otniste pł ycizny porastał a trzcina. - Rzeka jest nasza. Bez wzglę du na wszystko trzymajcie się blisko wody. Nie wolno stracić jej z oczu. Nie moż emy pozwolić, ż eby wró g dostał się mię dzy rzekę a naszych ludzi. Jeś li zmą cą nam wodę, poobcinać im kutasy i nakarmić nimi ryby.

Shagga trzymał topory w obu dł oniach. Uderzył gł oś no jednym drugi. - Pó ł mę ż czyzna! - zawoł ał. Pozostali czł onkowie Kamiennych Wron zawtó rowali mu i zaraz przył ą czyli się do nich Księ ż ycowi Bracia i Czarne Uszy. Spaleni nie krzyczeli, ale potrzą snę li mieczami wł ó czniami. - Pó ł mę ż czyzna! Pó ł mę ż czyzna! Pó ł mę ż czyzna!

Tyrion obró cił swojego rumaka, ż eby spojrzeć na pole. Teren był tutaj pagó rkowaty i nieró wny, mię kki i bł otnisty od strony rzeki, wznosił się ł agodnie w kierunku traktu, dalej na wschó d, nieró wny i kamienisty. Na zboczach pagó rkó w sterczał y pojedyncze drzewa, lecz teren był raczej odkryty. Czuł, jak jego serce bije w rytm bę bnó w, a czoł o, schowane pod warstwą skó ry i stali, ma mokre od potu. Patrzył, jak ser Gregor jeź dzi wzdł uż linii i wydaje komendy, gestykulują c. To skrzydł o takż e tworzył a w znacznym stopniu kawaleria, lecz w przeciwień stwie do prawej flanki, gł ó wnej sił y zł oż onej z kwiatu rycerstwa i zbrojnych lansjeró w, przednia straż stanowił a zbieraninę resztek z zachodu: byli tam konni ł ucznicy w skó rzanych kaftanach, ogromna masa niezdyscyplinowanych wolnych i najemnikó w, wieś niacy, któ rzy przybyli tam na swoich pocią gowych koniach uzbrojeni w kosy i zardzewiał e miecze ich ojcó w, niedoś wiadczeni chł opcy prosto z burdeli Lannisport… a takż e Tyrion i jego gó rskie klany.

- Padlina - mrukną ł Bronn. Wyraził gł oś no obawy Tyriona, któ ry mó gł mu tylko przytakną ć. Czy jego ojciec postradał zmysł y? Ż adnych pikinieró w, za mał o ł ucznikó w, garstka rycerzy, reszta sł abo albo w ogó le nie uzbrojona, a wszyscy pod dowó dztwem bezmyś lnego osił ka, któ ry, powodowany wś ciekł oś cią … czyjego ojciec spodziewał się utrzymać lewą flankę przy pomocy takiej zbieraniny?

Nie miał czasu na dł uż sze rozmyś lania. Bę bny grał y już tak blisko, ż e czuł ich bicie pod skó rą, a jego dł onie zaczę ł y drgać miarowo. Bronn wycią gną ł dł ugi miecz i nagle ujrzeli wroga: niczym kipią ca woda przelewał się przez grzbiety wzgó rz, spł ywają c miarowym krokiem, schowany za ś cianą tarcz i pik.

Przeklę ci bogowie, patrzcie na nich, pomyś lał Tyrion, chociaż pamię tał, ilu ludzi ma w polu jego ojciec. Dowó dcy wroga prowadzili swoje oddział y na uzbrojonych rumakach, każ dy oddział poprzedzany powiewają cym sztandarem. Dostrzegł ł osia Hornwoodó w, sł oneczną tarczę Karstarkó w, berdysz lorda Cerwyna i pię ś ć w rę kawicy Gloveró w… a takż e bliź niacze wież e Freyó w, bł ę kitne na szarym polu. To tyle, jeś li chodzi o przekonanie jego ojca, ż e lord Walder nie ruszy się z miejsca. Wszę dzie peł no był o sztandaró w Starkó w; ich szare wilkory wydawał y się biec, kiedy proporce ł opotał y na wietrze.

Zagrał ró g. Uuuuu, woł ał niskim i zimnym gł osem niczym pó ł nocny wiatr. Natychmiast odpowiedział y mu trą bki Lannisteró w, da-da da-da da-daaaa, woł ał y dź wię cznie i wojowniczo, lecz - jak uznał Tyrion - jakby mniej wojowniczo. Poczuł nieprzyjemne bulgotanie w ż oł ą dku i uznał, ż e nie chciał by umierać drę czony nudnoś ciami.

Gdy tylko ucichł y rogi, rozległ się gł oś ny syk i z jego prawej strony poleciał y strzał y wypuszczone przez ł ucznikó w ustawionych przy drodze. Przybysze z pó ł nocy ruszyli biegiem z okrzykiem na ustach, któ ry szybko przeszedł w ję ki i zawodzenie, kiedy spadł na nich deszcz strzał Lannisteró w. Nie zdą ż yli jeszcze upaś ć na ziemię, kiedy okrył a ich druga chmura, a ł ucznicy zakł adali na cię ciwy trzecią strzał ę.

Trą bki ponownie zagrał y, da-daaa da-daaa da-da da-da da-daaaa. Ser Gregor wznió sł swó j ogromny miecz i wydał komendę. Odpowiedział mu krzyk tysią ca gardeł. Tyrion spią ł konia i doł ą czył swó j gł os do ogó lnej kakofonii: - Rzeka! - krzykną ł do ludzi z klanó w, któ rzy ruszyli za nim. - Pamię tajcie, przebijać się do rzeki! - Prowadził ich jeszcze, kiedy przeszli w cwał, lecz po chwili Chetta wrzasną ł przeraź liwie i miną ł go galopem, a Shagga zawył i podą ż ył za nim. Tyrion pozostał sam w tumanach kurzu.

Pikinierzy wroga utworzyli pó ł księ ż yc najeż ony stalą; czekali za wysokimi dę bowymi tarczami oznaczonymi sł oneczną tarczą Karstarkó w. Pierwszy dopadł ich Gregor Clegane na czele uzbrojonych weteranó w w szyku klina. Poł owa z ich koni przestraszył a się w ostatnim momencie, ł amią c linię tuż przed rzę dem wł ó czni. Pozostali zginę li, stalowe groty przebił y ich piersi. Tyrion widział, jak tuzin z nich pada. Rumak Gó ry staną ł dę ba, przebierają c podkutymi ż elazem kopytami, kiedy grot wł ó czni drasną ł jego szyję. Oszalał e zwierzę natarł o na ś cianę tarcz. Z obu stron wysuwał y się ku niemu wł ó cznie, lecz tarcze musiał y ustą pić pod jego cię ż arem. Wrogowie cofali się przed ś miertelnymi razami kopyt. Kiedy jego rumak padł, parskają c czerwoną pianą i gryzą c ostatkiem sił, Gó ra podnió sł się i zaczą ł siec mieczem na prawo i lewo.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.