Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Podziękowania 58 страница



- Och, tak. Cersei dał a bukł ak i powiedział a, ż e to ulubiony trunek Roberta. - Eunuch wzruszył ramionami. - Ż ycie myś liwego pozostaje wcią ż w niebezpieczeń stwie. Zamiast dzika mó gł to być upadek z konia, ż mija, przypadkowa strzał a… las to istna rzeź nia bogó w. Nie wino zabił o Kró la, ale twoje mił osierdzie.

Ned zastanawiał się już nad tym. - Niech mi bogowie wybaczą.

- Jeś li istnieją - odparł Yarys. - Pewnie ci wybaczą - dodał. Tak czy inaczej, Kró lowa nie czekał aby dł uż ej. Robert stawał się coraz bardziej niesforny, wię c musiał a się go pozbyć, ż eby mó c się rozprawić z jego brać mi. Dobrana z nich para. Ż elazna rę kawica i jedwabna rę kawiczka. - Gł upio postą pił eś, mó j panie. Powinieneś był posł uchać Littlefingera, kiedy nakł aniał cię do uznania sukcesji Joffreya.

- Ską d… ską d o tym wiesz?

Yarys uś miechną ł się. - Wiem o wszystkim, co dotyczy ciebie. Wiem też, ż e rano odwiedzi cię Kró lowa. Ned podnió sł wolno wzrok. - Dlaczego?

- Cersei boi się ciebie… chociaż ma wrogó w, któ rych obawia się jeszcze bardziej. W tej chwili jej ukochany Jaime walczy z lordami z dorzecza. Lysa Arryn okopał a się w Orlim Gnieź dzie, schowana za tarczami i kamiennym murem - nie ż ywią do siebie zbyt przyjaznych uczuć. W Dorne Martellowie wcią ż rozpamię tują ś mierć księ ż niczki Elii i jej dzieci. Do tego jeszcze twó j syn nadcią ga z sił ami z pó ł nocy.

- Robb to jeszcze chł opiec - powiedział Ned przeraż ony.

- Chł opak z armią - odparł Yarys. - Ale chł opak, tak jak powiedział eś. Jednak najbardziej niepokoją Cersei bracia Kró la… a w szczegó lnoś ci lord Stannis. Ma prawo do tronu, dał się poznać jako wyś mienity dowó dca w czasie bitwy i potrafi być bezlitosny. Nie znajdziesz w ś wiecie bardziej niebezpiecznej istoty od prawdziwie sprawiedliwego mę ż a. Nikt. nie wie, co Stannis robi na Smoczej Wyspie, ale zał oż ę się, ż e zebrał wię cej mieczy niż muszli. Oto, co spę dza sen z powiek Cersei: jej ojciec i brat wyczerpują swoje sił y w walkach ze Starkami i Tully’ami, tymczasem lord Stannis przybę dzie na lą d, ogł osi siebie Kró lem i obetnie zł ote loczki razem z gł ową jej synka… a moż e też i jej gł owę, chociaż jestem przekonany, ż e bardziej troszczy się o niego niż o siebie.

- Prawdziwym spadkobiercą Roberta jest Stannis Baratheon - powiedział Ned. - Jemu należ y się tron. Chę tnie zobaczę, jak na nim zasiada.

Yarys cmokną ł. - Cersei nie bę dzie chciał a o tym sł yszeć, uwierz mi. Stannis moż e zdobyć tron, ale jeś li nie bę dziesz trzymał ję zyka za zę bami, to ucieszy się jedynie twoja zgnił a gł owa. Sansa prosił a tak ł adnie, wstyd był oby to zaprzepaś cić. Darują ci ż ycie, jeś li je przyjmiesz. Cersei nie jest gł upia. Dobrze wie, ż e oswojony wilk jest wię cej wart niż martwy.

- Chcesz, ż ebym sł uż ył kobiecie, któ ra zamordował a mojego Kró la, wyrż nę ł a moich ludzi i okaleczył a mojego syna? - spytał Ned gł osem ochrypł ym z niedowierzania.

- Chcę, ż ebyś sł uż ył Kró lestwu - odparł Yarys. - Powiedz Kró lowej, ż e przyznasz się do zdrady, każ esz synowi zł oż yć broń i uznasz Joffreya za prawowitego nastę pcę tronu. Obiecaj też, ż e potraktujesz Stannisa i Renly’ego jak zdradzieckich uzurpatoró w. Nasza zielonooka lwica wie, ż e jesteś czł owiekiem honoru. Jeś li zapewnisz jej spokó j umysł u, jakiego potrzebuje, ż eby się rozprawić ze Stannisem, i obiecasz, ż e zabierzesz jej tajemnicę do grobu, z pewnoś cią pozwoli ci przywdziać czarny stró j i doż yć staroś ci na Murze, razem z bratem i tym twoim pierworodnym.

Na wspomnienie Jona Ned poczuł ukł ucie wstydu, a takż e ogromny smutek. Gdyby tylko mó gł jeszcze raz zobaczyć chł opca, usią ś ć i porozmawiać z nim… strumień bó lu przelał się przez jego nogę oblepioną brudnym, szarym gipsem. Zamrugał, zaciskają c i rozwierają c bezradnie pię ś ć. - Sam obmyś lił eś ten plan - wycedził - czy też razem z Littlefingerem?

Eunuch wyglą dał na rozbawionego. - Prę dzej bym poś lubił Czarną Kozę z Qohor. Littlefinger jest prawie niezró wnany w swojej przebiegł oś ci. Och, podsuwam mu moje najlepsze pają ki, tak ż eby myś lał, ż e jestem jego… podobnie są dzi Cersei.

- Ja ró wnież tak myś lał em. Powiedz mi, Lordzie Yarysie, komu ty naprawdę sł uż ysz?

Yarys uś miechną ł się sł abo. - Kró lestwu, mó j panie. Jak mogł eś wą tpić? Przysię gam na moją utraconą mę skoś ć. Sł uż ę Kró lestwu, a Kró lestwo potrzebuje pokoju. - Wypił do koń ca wino i odrzucił na bok bukł ak. - A zatem, jaka jest twoja odpowiedź, lordzie Eddard? Daj sł owo, ż e powiesz Kró lowej wszystko, czego zaż ą da, kiedy cię odwiedzi.

- Nawet gdybym to uczynił, moje sł owo był oby puste jak pusta zbroja. Ż ycie nie jest mi aż tak drogie.

- Szkoda. - Eunuch wstał. - A ż ycie twojej có rki? Jak bardzo jest ci drogie?

Chł ó d zmroził serce Neda. - Moja có rka…

- Chyba nie są dzisz, ż e zapomniał em o twoim sł odkim maleń stwie. Kró lowa z pewnoś cią nie zapomniał a.

- Nie - ję kną ł Ned. - Yarys, zró b ze mną, co chcesz, ale zostaw moją có rkę w spokoju. Sansa to jeszcze dziecko.

- Rhaenys też był a dzieckiem. Có rka księ cia Rhaegara. Maleń stwo, mł odsza od twoich có rek. Miał a malutkiego czarnego kotka, Baleriona, wiedział eś? Zawsze się zastanawiał em, co się z nim stał o. Rhaenys lubił a udawać, ż e to jest prawdziwy Balerion, Czarna Bestia z dawnych czasó w. Lannisterowie szybko pokazali jej, jaka jest ró ż nica mię dzy kotkiem a smokiem, gdy tylko wył amali drzwi jej domu. - Yarys wydał z siebie dł ugie westchnienie, westchnienie czł owieka, któ ry nió sł na swoich barkach smutki cał ego ś wiata. - Wielki Septon powiedział mi kiedyś, ż e tak cierpimy, jak grzeszymy. Jeś li ma rację, lordzie Eddardzie, to powiedz mi… dlaczego niewinni cierpią najbardziej, kiedy wy, wielcy panowie, zaczynacie swoje gry o trony? Zastanó w się nad tym, czekają c na Kró lową. I pomyś l też o czymś jeszcze: nastę pny, któ ry cię tutaj odwiedzi, moż e ci przynieś ć chleba z serem i makowego mleka na uś mierzenie bó lu… albo gł owę twojej Sansy. Wybó r należ y cał kowicie do ciebie, drogi lordzie Eddardzie.


Catelyn

 

W miarę jak wojska wychodził y drogą na grobli, któ ra prowadził a przez Przesmyk, i rozlewał y się na nizinie dorzecza, Catelyn zaczynał a odczuwać coraz wię kszy strach. Dobrze chował a swoje obawy pod maską spokoju i rozwagi, lecz one był y tam przez cał y czas, coraz wię ksze z każ dą przebytą przez nich milą. Nie znajdował a spokoju ani w dzień, ani w nocy, zaciskał a zę by na widok każ dego kruka.

Niepokoił a się o los pana ojca, nie wiedział a, co znaczy jego milczenie. Bał a się o brata, Edmure’a, i modlił a do bogó w, ż eby go strzegli, jeś li bę dzie musiał zmierzyć się w bitwie z Kró lobó jcą. Martwił a się o Neda i dziewczynki, a takż e o kochanych synó w, któ rych zostawił a w Winterfell. Niestety, nie potrafił a im pomó c w ż aden sposó b, dlatego postanowił a o nich nie myś leć. Musisz zachować wszystkie sił y dla Robba, powiedział a sobie. Tylko jemu moż esz pomó c. Catelyn Tully, musisz okazać zaciekł oś ć i surowoś ć pó ł nocy. Teraz musisz być jak Starkowie, jak twó j syn.

Robb jechał na czele kolumny, nad jego gł ową powiewał biał y sztandar Winterfell. Każ dego dnia prosił jednego z lordó w, by mu towarzyszył. Rozmawiał w czasie jazdy z każ dym bez wyją tku, bez specjalnych wzglę dó w; sł uchał tak, jak sł uchał ich jego ojciec pan, rozważ ają c ich sł owa. Tak duż o nauczył się od Neda, pomyś lał a, patrzą c na niego, tylko czy wystarczają co duż o?

Blackfish wzią ł stu najlepszych ludzi i stu szybkich jeź dź có w i pojechał do przodu na zwiady. Raporty od ser Bryndena niespecjalnie ją ucieszył y. Lord Tywin wcią ż znajdował się o wiele dni na poł udnie od nich… ale Walder Frey, Lord Crossing, zebrał cztery tysią ce ludzi wokó ł swoich zamkó w przy Zielonych Widł ach.

- Znowu za pó ź no - powiedział a do siebie, kiedy usł yszał a wieś ci. To samo co pod Tridentem, a niech go! Jej brat, Edmure, zwoł ał wojska i Lord Frey powinien był przył ą czyć się do Tullych w Riverrun, a mimo to siedział tam.

- Cztery tysią ce ludzi - powtó rzył Robb, bardziej zdziwiony niż zł y. - Chyba nie zamierza walczyć z Lannisterami w pojedynkę. Na pewno przył ą czy się do nas.

- Jesteś pewny? - spytał a Catelyn. Ruszył a szybciej, by przył ą czyć się do Robba i Robetta Glovera, któ ry mu towarzyszył tamtego dnia. Straż przednia przypominał a koł yszą cy się powoli las lanc, chorą gwi i kopii. - Nie był abym taka pewna. Lepiej niczego nie oczekiwać od Waldera Freya.

- Jest chorą ż ym twojego ojca.

- Jedni traktują swoją przysię gę poważ niej, inni mniej. Zdaniem mojego ojca lord Walder zawsze pozostawał w zbyt zaż ył ych stosunkach z Casterly Rock. Jeden z jego synó w oż enił się z siostrą Tywina Lannistera. Niby nie ma to wię kszego znaczenia, lord Walder spł odził bowiem duż o dzieci przez wszystkie te lata, wię c potrzebują wspó ł mał ż onkó w, a jednak…

- Czy uważ asz, pani, ż e on przejdzie na stronę Lannisteró w? - spytał z powagą Robett Glover.

Catelyn westchnę ł a. - Szczerze mó wią c, wą tpię, czy sam lord Frey wie, co chce zrobić. Posiada ostroż noś ć starca i ambicję mł odzień ca, a do tego nigdy nie zbywał o mu na przebiegł oś ci.

- Matko, musimy mieć Bliź niaki - powiedział Robb. - Nie da się inaczej przejś ć rzeki. Wiesz o tym.

- Tak. Podobnie jak Walder Frey, moż esz być pewien.

Tej nocy rozł oż yli obó z na poł udniowym skraju bagien, w poł owie drogi mię dzy kró lewskim traktem a rzeką. Tam też Theon Greyjoy przywió zł im kolejne wieś ci od wuja. - Ser Brynden polecił przekazać, ż e starł się z Lannisterami. Tuzin zwiadowcó w nie zaniesie już wiadomoś ci lordowi Tywinowi. - Uś miechną ł się. - Na czele ich forysió w stoi ser Addam Marbrand. Idzie na poł udnie, palą c wszystko po drodze. Zna naszą pozycję, mniej wię cej, ale Blackfish przysię ga, ż e nie bę dzie wiedział, kiedy się rozdzielimy.

- Jeś li nie powie mu lord Frey - wtrą cił a Catelyn. - Theonie, kiedy wró cisz do wuja, powiedz mu, ż eby rozstawił wokó ł Bliź niakó w najlepszych ł ucznikó w, mają pilnować w dzień i w nocy i zestrzelić każ dego kruka, któ ry by wyfruną ł z muró w. Nie chcę, ż eby jakakolwiek wiadomoś ć o poczynaniach mojego syna przedostał a się do lorda Tywina.

- Pani, ser Brynden, już się tym zają ł - odparł Theon, uś miechają c się dumnie. - Jeszcze kilka ptakó w i bę dziemy mogli upiec pasztet. Pió ra zatrzymam na kapelusz dla ciebie.

Nie zdziwił a się. Brynden Blackfish był doś wiadczonym rycerzem. - Co robili Freyowie, kiedy Lannisterowie palili ich pola i plą drowali ich posiadł oś ci?

- Doszł o do walk mię dzy ser Addamem a lordem Walderem - odpowiedział Theon. - Niecał y dzień drogi stą d znaleź liś my dwó ch zwiadowcó w Lannisteró w, któ rymi karmił y się wrony. Dosię gł y ich tam strzał y Freyó w. Jednak gł ó wne sił y lorda Waldera pozostają w Bliź niakach.

Oto cał y Walder Frey, pomyś lał a z goryczą Catelyn, zawsze przyczajony z tył u, wyczekują cy, ż adnego ryzyka bez potrzeby. - Skoro starł się z Lannisterami, to moż e ma zamiar dochować wiernoś ci - powiedział Robb.

Catelyn wydawał a się bardziej powś cią gliwa w swoich przypuszczeniach. - Bronić swoich ziem to jedno, co innego jednak wypowiedzieć otwartą wojnę lordowi Tywinowi.

Robb odwró cił się do Theona Greyjoya. Czy Blackfish znalazł inne przejś cie przez rzekę?

Theon potrzą sną ł gł ową. - Poziom wody jest zbyt wysoki i prą d za szybki. Ser Brynden twierdzi, ż e nie znajdziemy innego brodu.

- Muszę mieć ten bró d! - wycedził Robb. - Konie pewnie by dał y radę przepł yną ć przez rzekę, ale nie z rycerzami. Trzeba by zbudować tratwy do przewiezienia mieczy, kopii, heł mó w i kolczug, ale nie mamy tyle drewna. Ani czasu. Lord Tywin maszeruje na pó ł noc… - Zacisną ł dł oń w pię ś ć.

- Lord Frey był by gł upcem, gdyby spró bował nam przeszkodzić - powiedział Theon Greyjoy z charakterystyczną dla niego pewnoś cią siebie. - Nasze sił y przewyż szają jego pię ciokrotnie. Jeś li zechcesz, Robb, moż esz mieć Bliź niaki.

- Nie bę dzie to takie ł atwe - ostrzegł a go Catelyn - z powodu braku czasu. Rozpoczniesz oblę ż enie, tymczasem lord Tywin nadcią gnie ze swoim wojskiem i zaatakuje cię od tył u.

Robb zerkał to na nią, to na Greyjoya, szukają c odpowiedzi, lecz jej nie otrzymał. Przez chwilę wyglą dał na mł odszego niż jest, pomimo kolczugi, miecza i zarostu na twarzy. - Jak by postą pił mó j pan ojciec? - spytał.

- On by pró bował znaleź ć przejś cie przez rzekę - odpowiedział a. - Za wszelką cenę.

Nastę pnego ranka przyjechał sam ser Brynden Tully. Cię ż ką zbroję i heł m, któ re nosił jako Rycerz Bramy, zamienił na skó rzany stró j i kolczugę forysia, jego pł aszcz spinał a obsydianowa ryba.

Kiedy zsiadł z konia, Catelyn zobaczył a bardzo poważ ne oblicze wuja. - Pod murami Riverrun doszł o do bitwy - przemó wił ponurym gł osem. - Dowiedzieliś my się o tym od forysia Lannisteró w, któ rego wzię liś my do niewoli. Kró lobó jca pokonał sił y Edmure’a i rozpę dził lordó w z dorzecza.

Catelyn poczuł a, jakby zimna dł oń ś cisnę ł a ją za gardł o. - A mó j brat?

- Ranny, w niewoli - odpowiedział ser Brynden. - Wojska Jaime’a oblegają Riverrun, któ rego broni lord Blackwood z garstką ludzi.

Robb zmarszczył brwi zdesperowany. - Musimy przejś ć przez tę przeklę tą rzekę, jeś li w ogó le chcemy im pomó c.

- Nie bę dzie to ł atwe - ostrzegł go wuj. - Lord Frey wycofał wszystkie swoje sił y za mury zamkó w i mocno pozamykał bramy.

- A niech go - warkną ł Robb. - Jeś li ten stary gł upiec nie pozwoli mi przejś ć, bę dę zmuszony wedrzeć się sił ą. Nie zostawię kamienia na kamieniu w Bliź niakach. Zobaczymy, jak mu się to spodoba.

- Robb, teraz mó wisz jak obraż ony chł opiec - wtrą cił a ostro Catelyn. - Chł opiec na widok przeszkody pró buje ją obejś ć albo zburzyć. Lord wie, ż e czasem sł owa posiadają wię kszą moc niż miecz.

Robb zaczerwienił się, skarcony. - Co masz na myś li, matko. - Spytał ł agodnym tonem.

- Freyowie trzymają bró d od sześ ciuset lat i od sześ ciuset lat zawsze potrafili ś cią gną ć należ ne im myto.

- Jakie myto? Czego on chce?

Catelyn uś miechnę ł a się. - Tego musimy się dowiedzieć.

- A jeś li nie zechcę zapł acić ceny, jakiej zaż ą da?

- W takim razie lepiej od razu wycofaj się do Fosy Cailin i przygotuj się na spotkanie z lordem Tywinem albo… zapuś ć skrzydł a. - Catelyn ś cisnę ł a boki konia i odjechał a, zostawiają c syna, by rozważ ył jej sł owa. Nie chciał a, ż eby pomyś lał, iż matka chce zają ć jego miejsce. Ned, czy nauczył eś go zaró wno mą droś ci, jak i odwagi?, pomyś lał a. Czy nauczył eś go klę kać? Na cmentarzach Siedmiu Kró lestw spoczywał o wielu odważ nych, któ rzy nie nauczyli się tej lekcji.

Okoł o poł udnia ich przednia straż ujrzał a Bliź niaki, siedzibę Lordó w Przeprawy. Nurt Zielonych Wideł był tutaj szybki i gł ę boki, lecz Freyowie poł ą czyli oba brzegi wieki temu i wzbogacili się na opł atach, któ re wnoszono im za przeprawę. Brzegi rzeki ł ą czył masywny ł uk mostu z szarego gł adkiego kamienia na tyle szeroki, by mogł y przejechać po nim obok siebie dwa wozy. Na jego ś rodku wznosił a się Wodna Wież a; jej otwory strzelnicze, mordercze dziury i opuszczane kraty pozwalał y kontrolować zaró wno drogę, jak i rzekę. Most budował y trzy pokolenia Freyó w, a kiedy go wreszcie ukoń czono, na obu brzegach wzniesiono solidne drewniane umocnienia, tak by nikt nie mó gł go przekroczyć bez ich pozwolenia.

Pó ź niej drewniany budulec zastą piono kamieniem. Bliź niaki - przysadziste, brzydkie, straszliwe, bliź niacze zamki postawione na obu koń cach mostu - strzegł y przeprawy od wiekó w. Wysokie mury obronne, gł ę bokie fosy oraz cię ż kie bramy z ż elaza i dę bu, podstawy mostó w wznoszą ce się z masywnych warowni wewnę trznych, do tego barbakan, opuszczane kraty i Wodna Wież a.

Jedno spojrzenie wystarczył o, ż eby Catelyn zrozumiał a, ż e nie wezmą zamku szturmem. Blanki bł yskał y kolcami wł ó czni i mieczy, w każ dym otworze strzelniczym czaił się ł ucznik, zwodzony most był podniesiony, krata opuszczona, bramy zamknię te.

Greatjon zaklą ł na widok zamku. Lord Rickard Karstark patrzył zł owrogo w milczeniu. - Nie ma mowy o szturmie, moi panowie - oś wiadczył Roose Bolton.

- Oblę ż enie też na nic się nie zda, jeś li nie mamy wojska na drugim brzegu, aby otoczyć drugi zamek - dodał Helman Tallheart ponurym gł osem. Zachodni bliź niak trwał nieruchomo po drugiej stronie gł ę bokiej, zielonej wody, niczym odbicie swojego wschodniego brata. - Nawet gdybyś my mieli doś ć czasu, któ rego, oczywiś cie, nie mamy.

Kiedy lordowie z pó ł nocy wpatrywali się w zamek, brama wypadowa otworzył a się i na fosę opadł drewniany mostek, po któ rym przejechał tuzin rycerzy. Jechali im naprzeciw, prowadzeni przez czterech spoś ró d licznych synó w lorda Waldera. Na ich proporcu widniał y bliź niacze wież e, ciemnoniebieskie na srebrzystoszarym polu. Przemawiał ser Stevron Frey, spadkobierca lorda Waldera. Wszyscy Freyowie przypominali ł asice. Ser Stevron, ponad sześ ć dziesię cioletni mą ż z wnukami, przypominał szczegó lnie starą i zmę czoną ł asicę, lecz w sł owach okazał się uprzejmy. - Pan ojciec wysł ał mnie, bym was powitał i spytał, kto prowadzi tak znaczną sił ę.

- Ja. - Robb podjechał do przodu. Miał na sobie zbroję z tarczą z wilkorem przypię tą do siodł a; u jego boku szedł Szary Wicher.

Stary rycerz spojrzał na jej syna, a w jego szarych, rozmytych oczach bł ysnę ł y iskierki rozbawienia, chociaż jego wał ach odsuną ł się od wilkora. - Ojciec pan bę dzie zaszczycony, jeś li przyjmiesz jego poczę stunek i wyjaś nisz cel przybycia.

Jego sł owa raził y stoją cych z tył u lordó w niczym rzucony z katapulty kamień. Zaczę li przeklinać, kł ó cić się i krzyczeć, ani jeden nie okazał zadowolenia z tego, co usł yszał.

- Nie wolno ci tego uczynić, panie - zwró cił się do Robba Galbart Glover. - Nie należ y ufać lordowi Walderowi.

Roose Bolton przytakną ł mu. - Jeś li pó jdziesz tam sam, zatrzyma cię. Sprzeda Lannisterom, wsadzi do lochó w albo poderż nie gardł o.

- Skoro chce z nami rozmawiać, niech otworzy bramy i wszystkich nas uraczy swoim poczę stunkiem - oś wiadczył ser Wendel Manderly.

- Albo niech wyjdzie i tutaj rozmawia z Robbem - zaproponował jego brat, ser Wylis.

Catelyn Stark podzielał a ich obawy, lecz spojrzawszy na ser Stevrona, od razu się zorientował a, ż e nie przyją ł z zadowoleniem sł ó w, któ re usł yszał. Jeszcze kilka sł ó w i stracą szansę. Musiał a dział ać, i to szybko. - Ja pó jdę - oś wiadczył a gł oś no.

- Ty, pani? - Greatjon zmarszczył brwi.

- Jesteś pewna, matko? - spytał Robb.

- Najzupeł niej - skł amał a gł adko Catelyn. - Lord Walder jest chorą ż ym mojego pana ojca. Znam go od dzieciń stwa. On by mnie nie skrzywdził. - Chyba ż e miał by w tym swó j interes, dodał a w myś lach, ponieważ wiedział a, ż e pewne prawdy muszą pozostać niewypowiedziane, tak jak trzeba niekiedy kł amać.

- Z pewnoś cią ojciec pan z radoś cią przyjmie lady Catelyn - powiedział ser Stevron. - W dowó d naszych przyjaznych intencji, mó j brat, ser Perwyn, zostanie tutaj do jej powrotu.

- Przyjmiemy go z honorami - odparł Robb. Ser Perwyn, najmł odszy z czterech przybył ych Freyó w, zsiadł z konia i oddał wodze jednemu z braci. - Ser Stevronie, oczekuję powrotu matki przed zmierzchem - mó wił dalej Robb. - Nie zamierzał em pozostawać tutaj dł uż ej.

Ser Stevron skiną ł uprzejmie gł ową. - Tak bę dzie, panie. - Catelyn spię ł a konia, nie oglą dają c się za siebie. Synowie i wysł ań cy lorda Waldera pojechali za nią.

Kiedyś jej ojciec powiedział o Walderze Freyu, ż e jest to jedyny lord w cał ych Siedmiu Kró lestwach, któ remu starczył oby nasienia na spł odzenie cał ej armii. Zrozumiał a, co ojciec miał na myś li, gdy tylko ujrzał a lorda Crossinga, któ ry powitał ją w wielkiej sali wschodniego zamku w otoczeniu dwudziestu ż yją cych synó w (nie liczą c ser Perwyna, któ ry był by dwudziesty pierwszy), trzydziestu sześ ciu wnukó w, dziewię tnastu prawnukó w oraz licznych có rek, prawnuczek, bę kartó w i prabę kartó w.

Dziewię ć dziesię cioletni lord Walder przypominał zasuszoną ró ż ową ł asicę o ł ysej, cę tkowanej gł owie, zbyt starą, by staną ć o wł asnych sił ach. Jego obecna ż ona, blada, szesnastoletnia dziewoja, chodził a obok lektyki, w któ rej go noszono. Był a już ó smą lady Frey.

- To ogromna przyjemnoś ć mó c znowu cię ujrzeć, mó j panie, po tylu latach - powiedział a Catelyn.

Starzec zmruż ył oczy i spojrzał na nią podejrzliwie. - Czyż by? Lady Catelyn, oszczę dź mi swoich sł odkich sł ó wek, jestem na to za stary. Dlaczego tu przyszł aś? Czy twó j chł opak jest zbyt dumny, by samemu staną ć przede mną? Dlaczego miał bym rozmawiać z tobą?

W czasie swojej ostatniej wizyty w Bliź niakach Catelyn był a dziewczynką, ale już wtedy lord Walder znany był z cię tego ję zyka, draż liwoś ci i bezpoś rednioś ci. Wydawał o się, ż e z wiekiem cechy te jeszcze się u niego pogł ę bił y. Bę dzie musiał a bardzo uważ ać na sł owa.

- Ojcze - przemó wił Ser Stevron z nutą przygany w gł osie - zapominasz się. Lady Stark przybył a tutaj na twoje zaproszenie.

- Czyja cię o coś pytał em? Czy ja wyglą dam na nieboszczyka? Nie jesteś jeszcze lordem Freyem, wię c nie pouczaj mnie.

- Ojcze, nie godzi się przemawiać w ten sposó b w obecnoś ci naszego dostojnego goś cia - odezwał się jeden z jego mł odszych synó w.

- A teraz bę karty bę dą mnie uczył y manier - ję kną ł lord Walder. - A niech was, bę dę mó wił, jak mi się podoba. W swoim ż yciu goś cił em już tutaj trzech Kró li i Kró lowe. Myś lisz, Roger, ż e potrzebuję lekcji od takich jak ty? Twoja matka doił a kozy, kiedy pierwszy raz napompował em ją swoim nasieniem. - Pstryknię ciem palcó w odesł ał czerwonego na twarzy mł odzień ca i dał znak dwó m innym spoś ró d swoich synó w. - Danwell, Whalen, pomó ż cie mi usią ś ć na krześ le.

Dź wignę li lorda Waldera z jego lektyki i zanieś li na tron Freyó w, wysokie krzesł o z czarnego dę bu, któ rego oparcie wyrzeź biono w kształ cie dwó ch wież poł ą czonych mostem. Jego mł oda ż ona podeszł a nieś miał o i przykrył a mu nogi kocem. Usadowiwszy się wygodnie, starzec skiną ł na Catelyn, by podeszł a bliż ej, i zł oż ył suchy jak papier pocał unek na jej dł oni. - No - powiedział. - Skoro już dopeł nił em formalnoś ci, moż e moi synowie wyś wiadczą mi przysł ugę i zamkną się wreszcie. Po co przyjechał aś?

- Prosić cię, abyś otworzył bramy, panie - odpowiedział a mu uprzejmie Catelyn. - Mó j syn i jego lordowie pragną jak najszybciej przejś ć przez rzekę i udać się w dalszą drogę.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.