Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Podziękowania 56 страница



Shagga puś cił wreszcie lejce, patrzą c groź nie na stajennego. - To jest koń Shaggi, syna Dolfa - rykną ł.

- Jeś li ci nie odda konia, moż esz odrą bać mu mę skoś ć i nakarmić nią kozice - powiedział Tyrion. - Jeś li w ogó le coś znajdziesz u niego. - Po obu stronach drzwi, pod szyldem karczmy stał o dwó ch ż oł nierzy w szkarł atnych pł aszczach i heł mach zdobionych lwami. Tyrion rozpoznał kapitana. - Gdzie jest mó j ojciec?

- We wspó lnej sali, panie.

- Trzeba nakarmić moich ludzi - powiedział Tyrion. - Dopilnuj, ż eby im niczego nie brakował o. - Wszedł do ś rodka i od razu dostrzegł ojca.

Tywin Lannister, Lord Casterly Rock i Namiestnik Zachodu, mię dzy czterdziestką a pię ć dziesią tką, wcią ż twardy jak dwudziestolatek. Nawet siedzą c, był wysoki, miał dł ugie nogi, szerokie bary i pł aski brzuch. Jego smukł e ramiona oplatał y wę zł y mię ś ni. Kiedy jego zł ociste wł osy przerzedził y się nieco, kazał sobie ogolić gł owę. Lord Tywin nie wierzył w pó ł ś rodki; zaczą ł też golić podbró dek i gó rną wargę, lecz zostawił bokobrody, któ re zakrywał y mu policzki gę stym zł ocistym wł osem. W jego jasnozielonych oczach migotał y zł ociste plamki. Jakiś gł upiec zaż artował kiedyś, ż e nawet kał lorda Tywina ś wieci, upstrzony zł otymi plamkami.

Kiedy Tyrion wszedł do karczmy, lord Tywin raczył się wł aś nie piwem w towarzystwie ser Kevana Lannistera, jedynego ż yją cego jeszcze spoś ró d jego braci. Wuj, korpulentny i ł ysieją cy, z ż ó ł tawą przycię tą brodą, któ ra podkreś lał a linię jego masywnej szczę ki, pierwszy zobaczył bratanka. - Tyrion - powiedział zdumiony.

- Wuju - odparł karzeł i skł onił gł owę. - Panie ojcze. Ogromna to przyjemnoś ć spotkać was tutaj.

Lord Tywin nie ruszył się ze swojego miejsca, lecz zaszczycił syna dł ugim i przenikliwym spojrzeniem. - Widzę, ż e wiadomoś ci o twojej ś mierci był y plotką.

- Przykro mi, ż e cię rozczarował em - odparł Tyrion. - Nie zrywaj się, ż eby mnie uś ciskać. - Przeszedł przez salę aż do ich stoł u; idą c, przez cał y czas ś wiadomy był swojego niezgrabnego, kaczkowatego chodu. Spojrzenie ojca zawsze sprawiał o, ż e bardziej odczuwał swoją uł omnoś ć. - Mił o, ż e poszedł eś na wojnę z mojego powodu - powiedział, po czym wspią ł się na krzesł o i poczę stował się piwem ojca.

- Na moją gł owę, przecież wszystko zaczę ł o się od ciebie - odparł lord Tywin. - Twó j brat, Jaime, nie dał by się tak potulnie zł apać kobietom.

- Tym się wł aś nie ró ż nimy. Ponadto jest też ode mnie wyż szy, jak moż e zauważ ył eś.

Ojciec zignorował jego ripostę. - Chodził o o honor naszego domu. Nie miał em wyboru. Nikt nie rozlewa bezkarnie krwi Lannisteró w.

- Sł uchajcie Mojego Ryku - powiedział Tyrion, szczerzą c zę by w uś miechu. Tak brzmiał o hasł o Lannisteró w.

- Prawdę mó wią c, nie polał a się ani kropla mojej krwi, chociaż raz czy dwa niemal do tego doszł o. Morrec i Jyck zginę li.

- Pewnie potrzebujesz nowych ludzi.

- Nie kł opocz się, ojcze, znalazł em sobie kilku. - Napił się ł yk piwa. Był o brą zowe, mocno droż dż owe i tak gę ste, ż e moż e je był o niemal przeż uwać. Wyborne. Szkoda, ż e ojciec powiesił karczmarkę. - Jaki obró t przybrał a wojna?

Jego wuj rzekł. - Na razie korzystny dla nas. Ser Edmure rozstawił swoich ludzi wzdł uż granicy, ż eby nas powstrzymać, ale razem z twoim ojcem rozprawiliś my się z nimi stopniowo, zanim zdą ż yli się przegrupować.

- Twó j brat okrył się chwał ą - powiedział ojciec. - Rozgromił lorda Vance’a i Pipera przy Zł otym Zę bie, a takż e starł się z ogromną sił ą Tullych pod murami Riverrun. Lordowie znad Tridentu ponieś li sromotną poraż kę. Wzię liś my do niewoli ser Edmure’a Tully’ego oraz wielu jego rycerzy i zbrojnych. Lord Blackwood odprowadził z powrotem do Riverrun garstkę tych, któ rzy przeż yli, reszta uciekł a do swoich mają tkó w.

- Obaj z ojcem przemy do przodu - powiedział ser Kevan. - Bez lorda Blackwooda Raventree padł o od razu, a lady Whent poddał a Harrenhal z powodu braku ludzi do obrony. Ser Gregor spalił Piperó w i Brackenó w…

- Nie stawiają ż adnego oporu?

- Niezupeł nie - odparł ser Kevan. - Mallisterowie wcią ż trzymają Seagard, a Walder Frey zbiera sił y pod Bliź niakami.

- To bez znaczenia - wtrą cił lord Tywin. - Frey wyrusza w pole, tylko gdy wyczuwa zapach zwycię stwa, a teraz moż e jedynie wywą chać poraż kę. Natomiast Jason Mallister nie ma tyle sił y, ż eby walczyć w pojedynkę. Szybko pokł onią gł owy, gdy Jaime zdobę dzie Riverrun. Moż na przyją ć, ż e wygraliś my wojnę, jeś li nie wmieszają się Starkowie i Arrynowie.

- Ja bym się nie przejmował Arrynami - powiedział Tyrion - natomiast co do Starkó w… lord Stark…

-.. Jest naszym zakł adnikiem - przerwał mu ojciec. - Nie poprowadzi swojej armii, ponieważ gnije w lochach Czerwonej Twierdzy.

- To prawda - przyznał ser Kevan - lecz jego syn zebrał sił y i usadowił się w Fosie Cailin.

- Miecz nabiera mocy, dopiero kiedy się go zahartuje - oś wiadczył lord Tywin. - Chł opak Starkó w to jeszcze dzieciak. Z pewnoś cią ekscytują go dź wię ki rogu i ł opot sztandaró w, ale walka sprowadza się przede wszystkim do zabijania. Wą tpię, ż eby mu się to spodobał o.

Sprawy rzeczywiś cie przybrał y ciekawy obró t w czasie mojej nieobecnoś ci, pomyś lał Tyrion. - A co porabia nasz nieustraszony monarcha, kiedy my zajmujemy się zabijaniem? - spytał. - W jaki sposó b moja ś liczna i bystra siostrzyczka namó wił a Roberta, ż eby pozwolił uwię zić swojego drogiego przyjaciela, Neda?

- Robert Baratheon nie ż yje - odpowiedział mu ojciec. - Twó j siostrzeniec obją ł rzą dy w Kró lewskiej Przystani.

Ta wiadomoś ć zaskoczył a Tyriona. - Chciał eś powiedzieć, ż e moja siostra obję ł a rzą dy. - Pocią gną ł ł yk piwa. - Kró lestwo bę dzie wyglą dał o zupeł nie inaczej pod panowaniem Cersei.

- Jeś li chcesz się na coś przydać, to miał bym dla ciebie zadanie - powiedział ojciec. - Marq Piper i Karyl Yance pę tają się na naszych tył ach i panoszą po drugiej stronie Czerwonych Wideł.

Tyrion cmokną ł. - Mają tupet. W innej sytuacji bym się ucieszył z moż liwoś ci ukarania ich, ojcze, lecz teraz mam coś innego do zał atwienia.

- Doprawdy? - Lord Tywin nie wyglą dał na szczegó lnie zaskoczonego. - Musimy też rozprawić się z kilkoma szaleń cami Neda Starka, któ rzy nie dają spokoju naszym furaż erom. Jest wś ró d nich Beric Dondarrion, mł odzik, któ remu się wydaje, ż e jest bardzo dzielny. Towarzyszy mu ten ż ał osny grubas, duchowny, któ ry lubi wywijać pł oną cym mieczem. Myś lisz, ż e dał byś sobie z nimi radę, zanim czmychniesz? Nie spartaczysz roboty?

Tyrion otarł usta wierzchem dł oni i uś miechną ł się. - Ojcze, jestem wzruszony, sł yszą c, ż e był byś gotó w powierzyć mi… ilu? Dwudziestu ludzi? Moż e pię ć dziesię ciu? Jesteś pewien, ż e obejdziesz się bez nich? Ach, nieważ ne. Z pewnoś cią, jeś li natknę się na lorda Berica poczę stuję go solidnym kopniakiem. - Zsuną ł się z krzesł a i podszedł niezgrabnie do kredensu, gdzie leż ał ogromny kawał biał ego sera obł oż onego owocami. - Przede wszystkim jednak muszę wypeł nić obietnice - mó wił dalej, odcinają c plaster sera. - Bę dę potrzebował trzy tysią ce heł mó w, tyle samo kolczug, do tego miecze, piki, stalowe groty do wł ó czni, maczugi, berdysze, rę kawice, nagolenniki, napierś niki i wozy, któ rymi mó gł bym to wszystko przewieź ć … - Drzwi za nim otworzył y się z takim impetem, ż e Tyrion o mał o co nie upuś cił sera. Ser Kevan zaklą ł i zerwał się na nogi, widzą c, jak kapitan straż y leci przez pokó j i lą duje przy samym kominku. Kiedy ostatecznie opadł w popió ł z heł mem na oczach, Shagga zł amał jego miecz na kolanie grubym jak pień drzewa, odrzucił stalowe kawał ki i wkroczył do karczmy. Przed nim pł ynę ł a fala jego smrodu, silniejszego niż zapach sera, cał kowicie wypeł niają c pokó j. - Czerwony pł aszczyku - warkną ł - jeś li jeszcze raz wycią gniesz miecz na Shaggę, syna Dolfa, odrą bię ci mę skoś ć i upiekę na ogniu.

- A nie nakarmisz kozic? - spytał Tyrion, pogryzają c ser.

Do pokoju wchodzili pozostali ludzie z klanó w, wś ró d nich takż e i Bronn. Najemnik spojrzał na Tyriona i wzruszył ramionami. - A kimż e wy jesteś cie? - spytał lord Tywin lodowatym gł osem.

- Przyjechali ze mną, ojcze - wyjaś nił Tyrion. - Czy mogę ich zatrzymać? Nie jedzą duż o.

Nikt nie odpowiedział uś miechem na jego ż art. - Jakim prawem te dzikusy przerywają naszą naradę?

- Dzikusy, mó wisz, czł owieczku z nizin? - Conn mó gł by nawet uchodzić za przystojnego, gdyby go umyć. - Jesteś my wolnymi ludź mi i jako wolni mamy prawo zasiadać we wszystkich naradach wojennych.

- Któ ry to jest lwi lord? - spytał a Chetta.

- Obaj starzy - odezwał się Timett, syn Timetta, któ ry nie miał jeszcze dwudziestu lat.

Ser Kevan przesuną ł dł oń na rę kojeś ć swojego miecza, lecz jego brat powstrzymał go kł adą c dwa palce na przegubie jego rę ki. Lord Tywin wydawał się niewzruszony. - Tyrionie, gdzie twoje maniery? Bą dź tak dobry i przedstaw nas naszym… zacnym goś ciom.

Tyrion oblizał palce. - Z przyjemnoś cią. - Ta oto dziewica, to Chetta, có rka Cheyka z Czarnych Uszu.

- Ż adna ze mnie dziewica - ż achnę ł a się Chetta. - Moi synowie przypiekli już pię ć dziesią t uszu.

- Oby przypiekli drugie tyle. - Tyrion poszedł dalej. - To jest Conn, syn Coratta. Jest tu też Shagga, syn Dolfa. To ten, któ ry wyglą da jak Casterly Rock z wł osami. Obaj należ ą do Kamiennych Wron. Tutaj stoi Ulf, syn Umara, z Księ ż ycowych Braci, oraz Timett, syn Timetta, Czerwona Rę ka z klanu Spalonych. A to jest Bronn, najemnik, któ ry nie sł uż y nikomu w szczegó lnoś ci. W czasie naszej kró tkiej znajomoś ci zmieniał strony dwukrotnie. Są dzę, ojcze, ż e doskonale się zrozumiecie. - Po tych sł owach zwró cił się do Bronna i czł onkó w klanó w. - Pozwó lcie, ż e przedstawię wam mojego pana ojca: Tywin, syn Tytosa z domu Lannisteró w, Lord Casterly Rock, Namiestnik Zachodu, Tarcza Lannisport i przyszł y Namiestnik Kró la.

Lord Tywin podnió sł się powoli. - O mę stwie klanó w z Księ ż ycowych Gó r gł oś no jest nawet na zachodzie. Co was do nas sprowadza, lordowie?

- Konie - powiedział Shagga.

- Obietnica jedwabiu i stali - powiedział Timett, syn Timetta. Tyrion miał zamiar opowiedzieć ojcu o swoim planie zró wnania z ziemią Doliny Arrynó w, lecz nie zdą ż ył. Drzwi ponownie otworzył y się z hukiem. Posł aniec zerkną ł podejrzliwie na towarzyszy Tyriona, zanim klę kną ł na kolano przed lordem Tywinem. - Panie - powiedział. - Ser Addam polecił przekazać ci, ż e wojska Starkó w maszerują drogą na grobli.

Twarz Tywina Lannistera pozostał a niewzruszona. Lord Tywin nigdy się nie uś miechał, mimo to Tyrion dostrzegł na niej wyraz zadowolenia. - A zatem wilczek wyszedł z nory, ż eby pobawić się z lwami - wycedził wolno gł osem przepeł nionym satysfakcją. - Wspaniale. Wracaj do ser Addama i każ mu się cofną ć. Niech czeka do naszego przybycia. Wystarczy, ż eby trochę poskubał ich flanki i pozwolił iś ć dalej na poł udnie.

- Wedle rozkazu. - Posł aniec wyszedł.

- Mamy tutaj dobrą pozycję - zauważ ył ser Kevan. - Blisko brodu, otoczeni doł ami z zaporami z dzid. Skoro posuwają się na poł udnie, pozwó lmy im przyjś ć, niech tutaj poł amią sobie na nas zę by.

- Chł opak moż e się ocią gać albo się przestraszy, kiedy zobaczy, ilu nas jest - odparł lord Tywin. - Im szybciej zł amiemy Starkó w, tym szybciej bę dę mó gł się rozprawić ze Stannisem Baratheonem. Niech dobosze bę bnią na zbió rkę. Zawiadom też Jaime’a, ż e ruszam naprzeciw Robba Starka.

- Dobrze - powiedział ser Kevan.

Tyrion patrzył z ponurym podziwem, jak jego pan ojciec zwraca się do pó ł dzikich czł onkó w klanó w. - Podobno ludzie z gó r to nieustraszeni wojownicy.

- To prawda - odparł Conn z Kamiennych Wron.

- Ich kobiety są tak samo odważ ne - dodał a Chetta.

- Przył ą czcie się do mnie, a zostaną speł nione wszystkie obietnice mojego syna - powiedział lord Tywin.

- Zapł acisz nam tak, jak chcemy? - spytał Ulf, syn Umara. - Czy potrzebna nam obietnica ojca, skoro mamy obietnicę syna?

- Nie mó wił em nic o potrzebach - odpowiedział mu lord Tywin. - Moje sł owa stanowił y jedynie wyraz uprzejmoś ci. Nie musicie jechać z nami. Wojownicy z zimowej krainy to ludzie z ż elaza i lodu, boją się ich nawet najdzielniejsi z moich rycerzy.

Sprytnie, pomyś lał Tyrion, uś miechają c się pod nosem.

- Spaleni nie boją się nikogo. Timett, syn Timetta, pojedzie z lwami.

- Kamienne Wrony są zawsze pierwsze tam, gdzie zjawiają się Spaleni - oś wiadczył dumnie Conn. - My też jedziemy.

- Shagga, syn Dolfa, odrą bie im mę skoś ć i nakarmi nią wrony.

- Pojedziemy z tobą, lwi lordzie - powiedział a Chetta, có rka Cheyka - pod warunkiem ż e pojedzie z nami syn pó ł mę ż czyzna. Kupił ż ycie swoimi obietnicami. Należ y ono do nas tak dł ugo, dopó ki nie otrzymamy obiecanej broni.

Lord Tywin zwró cił na syna swoje cę tkowane oczy.

- Radujmy się - powiedział Tyrion tonem rezygnacji.


Sansa

 

Ś ciany sali tronowej ział y pustką, gobeliny bowiem, przedstawiają ce sceny z polowań, któ re tak bardzo lubił kró l Robert, leż ał y rzucone niedbale w ką t.

Ser Mandon Moore zają ł swoje miejsce poniż ej tronu, obok dwó ch innych rycerzy z Kró lewskiej Gwardii. Sansa przycupnę ł a przy drzwiach, przynajmniej raz przez nikogo nie pilnowana. Wprawdzie Kró lowa pozwolił a jej poruszać się swobodnie po zamku, lecz i tak wszę dzie ktoś za nią chodził. Kró lowa nazywał a jej stró ż ó w straż ą honorową, lecz Sansa wcale nie czuł a się uhonorowana.

„Wolnoś ć w granicach zamku” oznaczał a, ż e wolno jej był o pó jś ć, gdziekolwiek zechciał a w obrę bie Czerwonej Twierdzy, jeś li obieca, ż e nie wyjdzie poza mury, na co Sansa chę tnie przystał a. I tak nie miał a szans. Bramy strzeż one był y w dzień i w nocy przez zł ote pł aszcze Janosa Slynta, a ponadto wszę dzie krę cił y się szkarł atne pł aszcze Lannisteró w. Poza tym, nawet gdyby udał o jej się opuś cić zamek, doką d by poszł a? Cieszył a się, ż e w ogó le wolno jej spacerować po dziedziń cu, zbierać kwiaty w ogrodzie Myrcelli i chodzić do septa, gdzie modlił a się za ojca. Czasem modlił a się też w boż ym gaju, ponieważ Starkowie wierzyli w dawnych bogó w.

Sansa rozglą dał a się nerwowo; był a to pierwsza audiencja Joffreya jako Kró la. Pod oknami zachodniej ś ciany stali w rzę dzie ż oł nierze Lannisteró w, pod wschodnią ś cianą ustawiono Straż Miejską. Nie widział a nigdzie pospó lstwa, ale pod galerią przechadzali się nerwowo lordowie. Nie wię cej niż dwudziestu, podczas gdy na kró la Roberta czekał o zwykle stu.

Sansa przemykał a mię dzy nimi, bą kają c pod nosem powitania, i kierował a się do przodu. Rozpoznał a czarnoskó rego Jalabhara Xho, ponurego ser Arona Santagara, bliź niakó w Redwyne’ó w, zwanych Horrorem i Ś limakiem… za to tylko jeden z nich ją rozpoznał. Chorowity lord Gyles zakrył twarz, kiedy się zbliż ył a, udają c kaszel, a gdy wiecznie podchmielony ser Dontos podnió sł rę kę, by ją powitać, ser Balon Swann szepną ł mu coś do ucha i pijaczyna szybko się odwró cił.

Gdzie się podziali inni, zastanawiał a się Sansa. Na pró ż no szukał a znajomych twarzy. Wszyscy odwracali wzrok. Jakby był a duchem, jakby umarł a jeszcze za ż ycia.

Przy stole rady siedział samotnie Wielki Maester Pycelle, drzemał a z gł ową wspartą na dł oniach. Zobaczył a, ż e do sali wchodzi poś piesznie i bezgł oś nie lord Yarys. Chwilę pó ź niej przybył lord Baelish; wszedł tylnymi drzwiami uś miechnię ty. W drodze do stoł u zamienił kilka sł ó w z ser Balonem i ser Dontosem. Sansa poczuł a ucisk w ż oł ą dku. Nie powinnam się bać, powtarzał a w duchu. Nie mam się czego bać, wszystko bę dzie dobrze. Joff mnie kocha, Kró lowa też, tak przecież powiedział a.

- Powitajcie Jego Mił oś ć, Joffreya z Domu Baratheonó w i Lannisteró w, Pierwszego z Rodu, Kró la Andaló w, Rhoynaró w i Pierwszych Ludzi, Lorda Siedmiu Kró lestw. Powitajcie jego panią matkę Cersei z Domu Lannisteró w, Kró lową Regentkę, Ś wiatł o Zachodu i Protektorkę Kró lestwa - rozległ się gł os herolda.

Prowadził ich ser Barristan Selmy w swojej nieskazitelnie biał ej zbroi. Kró lowej towarzyszył ser Arys Oakheart, ser Boros Blount zaś szedł obok Joffreya, tak wię c w sali był o teraz sześ ciu rycerzy z Kró lewskiej Gwardii, wszyscy poza Jaime’em Lannisterem. Jej Ksią ż ę - nie, teraz już jej Kró l! - wszedł po schodach, na Ż elazny Tron, idą c po dwa stopnie, natomiast jego matka zasiadł a przy stole razem z czł onkami rady. Joff ubrany był w stró j z czarnego aksamitu z purpurowymi dodatkami, na któ ry nał oż ył pelerynę ze zł otogł owia z wysokim koł nierzem, na jego gł owie lś nił a zł ota korona wysadzana rubinami i czarnymi diamentami.

Rozejrzawszy się po sali, dostrzegł Sansę. Uś miechną ł się, usiadł i zabrał gł os: - Obowią zkiem Kró la jest ukarać zdrajcó w i nagrodzić tych, któ rzy okazali wiernoś ć. Wielki Maester Pycelle przeczyta moje dekrety.

Pycelle dź wigną ł się na nogi. Tego dnia ubrał się w okazał ą szatę z grubego czerwonego aksamitu z koł nierzem z gronostaja i zł otymi zapię ciami. Wysuną ł z rę kawa zwó j zdobiony zł otą wolutą i zaczą ł odczytywać dł ugą Jistę osó b, któ re wzywał w imieniu Kró la i jego rady, by stawił y się przed tronem i zł oż ył y przysię gę wiernoś ci Joffreyowi. Gdyby odmó wili, uznano by ich za zdrajcó w i odebrano ziemie oraz tytuł y.

Sansa wstrzymał a oddech, sł yszą c wyczytywane nazwiska. Lord Stannis Baratheon wraz z ż oną i có rką. Lord Renly Baratheon. Obaj Royce’owie z synami. Ser Loras Tyrell. Lord Mace Tyrell, jego bracia, wujowie i synowie. Czerwony duchowny, Thoros z Myr. Lord Beric Dondarrion. Lady Lysa Arryn wraz z synem, mał y lord Robert. Lord Hoster Tully, jego brat ser Brynden oraz jego syn ser Edmure. Lord Jason Mallister. Lord Bryce Caron z kresó w. Lord Tytos Blackwood. Lord Jonos Bracken. Lady Shella Whent. Doran Martell, Ksią ż ę Dorne z synami. Tyle imion, pomyś lał a. Tymczasem Pycelle czytał dalej. Potrzeba bę dzie cał ego stada krukó w, ż eby zawiadomić wszystkich.

Wreszcie, prawie na samym koń cu, Sansa usł yszał a to, przed usł yszeniem czego już wcześ niej odczuwał a lę k. Lady Catelyn Stark. Robb Stark. Brandon Stark, Rickon Stark, Arya Stark. Sansa otworzył a usta. Arya. Domagali się, aby Arya stanę ł a przed nimi i zł oż ył a przysię gę … to znaczy, ż e jej siostra zdoł ał a uciec galerą i jest bezpieczna w Winterfell…

Wielki Maester Pycelle zwiną ł papier, wsuną ł rulon do lewego rę kawa i wycią gną ł inny z prawego. Chrzą kną ł i zaczą ł czytać: - Z woli Jego Mił oś ci w miejsce zdrajcy Eddarda Starka urzą d Kró lewskiego Namiestnika obejmie Tywin Lannister, Lord Casterly Rock i Namiestnik Zachodu. Jako Namiestnik bę dzie on gł osem Kró la, dowó dcą jego armii i wykonawcą jego woli. Tak postanowił Kró l, a mał a rada poparł a go.

Wolą monarchy jest też, aby miejsce zdrajcy Stannisa Baratheona w mał ej radzie zaję ł a jego pani matka, Kró lowa Regentka Cersei Lannister, któ ra zawsze był a podporą dla Jego Mił oś ci, dlatego teraz też bę dzie mu sł uż ył a mą drą radą. Tak postanowił Kró l, a mał a rada go poparł a.

Sansa usł yszał a ciche szepty zebranych wokó ł niej lordó w, któ re jednak szybko ucichł y. Pycelle czytał dalej:

- Ponadto z woli Kró la Janos Slynt, Dowó dca Straż y Miejskiej w Kró lewskiej Przystani, został podniesiony do rangi lorda oraz otrzymał starą siedzibę Harrenhal wraz z przylegają cymi ziemiami i należ nymi dochodami, a jego synowie i wnukowie zostaną tam do koń ca czasu. Kró l nakazuje takż e, aby tenż e lord Slynt zasiadł natychmiast w jego mał ej radzie i swoim sł owem przyczyniał się do pomyś lnoś ci kró lestwa. Tak postanowił Kró l, a mał a rada go poparł a.

Ką tem oka Sansa dostrzegł a wchodzą cego Janosa Slynta. Tym razem niezadowolenie zebranych był o bardziej wyraź ne. Dumni, lordowie, któ rzy od stuleci piastowali swoje dziedzictwo, z niechę cią robili przejś cie dla ł ysieją cego patrycjusza o twarzy ropuchy. Na jego czarnym kubraku lś nił y i pobrzę kiwał y cicho ś wież o przyszyte zł ote wagi. Miał na sobie czarno-zł oty pł aszcz z satyny. Prowadził o go dwó ch chł opcó w, któ rych brzydota wskazywał a na to, ż e muszą być jego synami. Obaj uginali się pod cię ż arem cię ż kiej, metalowej tarczy. Jako godł o Janos obrał sobie zakrwawioną zł otą wł ó cznię na czarnym tle. Na jej widok Sansa poczuł a na ciele gę sią skó rkę.

Kiedy Lord Slynt zają ł swoje miejsce, Pycelle zaczą ł czytać dalej: - W czasach peł nych zdrady i niepokojó w, kiedy nie przestaliś my jeszcze opł akiwać ś mierci ukochanego Roberta, rada zgodnie przyznał a, ż e ż ycie i bezpieczeń stwo kró la Joffreya powinno zostać otoczone szczegó lną troską … - Spojrzał na Kró lową. Cersei wstał a. - Ser Barristanie Selmy. Podejdź. Ser Barristan Selmy stał u stó p Ż elaznego Tronu, nieruchomy jak posą g, klę kną ł tylko na jedno kolano i skł onił gł owę. - Wasza Mił oś ć, jestem na twoje rozkazy.

- Powstań, ser Barristanie - powiedział a Cersei Lannister. - Moż esz zdją ć heł m.

- Pani? - Stary rycerz wstał i zdją ł heł m, chociaż najwyraź niej nie rozumiał, co się dzieje.

- Dł ugo i wiernie sł uż ył eś Kró lestwu, za co wszyscy wyraż amy ci nasze podzię kowania. Obawiam się jednak, ż e twoja sł uż ba dobiegł a koń ca. Z woli Kró la i jego rady moż esz zł oż yć swó j cię ż ar.

- Mó j… cię ż ar? Ja chyba… nie…

Gł os zabrał dopiero co przyję ty do rady Janos Slynt; mó wił gł oś no i bez ogró dek. - Jej Mił oś ć usił uje ci powiedzieć, ż e masz oddać tytuł Lorda Dowó dcy Kró lewskiej Gwardii.

Wydawał o się, ż e wysoki siwowł osy rycerz skurczył się w jednej chwili. - Wasza Mił oś ć - odezwał się. - Gwardia Kró lewska stanowi Bractwo Zaprzysię ż onych. Ś luby, któ re skł adaliś my, obowią zują do koń ca ż ycia. Jedynie ś mierć moż e zwolnić Lorda Dowó dcę z jego obowią zku.

- Czyja ś mierć, ser Barristanie? - Kró lowa mó wił a gł osem mię kkim jak jedwab, a mimo to sł ychać ją był o w cał ej sali. - Twoja czy Kró la?

- Pozwolił eś, ż eby mó j ojciec umarł - przemó wił Joffrey oskarż ycielskim tonem. - Jesteś już za stary, aby chronić kogokolwiek.

Stary rycerz podnió sł wzrok i spojrzał na nowego Kró la. Sansa nigdy wcześ niej nie zastanawiał a się nad wiekiem ser Barristana, lecz teraz był a pewna, ż e wyglą da on na swoje lata. - Wasza Mił oś ć - powiedział. - Został em wybrany do Biał ych Mieczy w dwudziestym trzecim roku mojego ż ycia. Speł nił o się wtedy moje najwię ksze marzenie. Wyrzekł em się mojego dziedzictwa. Dziewczyna, któ ra miał a zostać moją ż oną, wyszł a za kuzyna. Nie potrzebował em już ziemi ani synó w, od tamtej chwili miał em sł uż yć tylko Kró lestwu. Przysię gał em przed ser Geroldem Hightowerem… przysię gał em strzec Kró la swoim ż yciem… walczył em u boku Biał ego Byka i księ cia Lewyna Dorne’a… u boku ser Arthura Dayne’a, nazywanego Mieczem Poranka. Zanim rozpoczą ł em sł uż bę u twojego ojca, strzegł em kró la Aerysa, a przedtem jego ojca, Jaehaerysa… trzech kró ló w…



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.