Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Podziękowania 43 страница



- Wszyscy byli konno i w kolczugach, panie - odpowiedział ser Kary l. - Mieli lance z ż elaznymi szpicami, dł ugie miecze i berdysze przydatne do szlachtowania ludzi. Spojrzał na jednego z wieś niakó w w podartym ubraniu. - Ty. Tak, ty, nie bó j się, nikt cię nie skrzywdzi. Opowiedz Namiestnikowi to samo, coś mnie powiedział.

Starzec skiną ł gł ową. - Co do ich koni - zaczą ł. - Wszyscy jechali na rumakach. Potrafię je rozpoznać, bo przez wiele lat pracował em w stajni starego ser Willuma. Ż aden z nich nigdy nie cią gną ł pł uga, niech bogowie zaś wiadczą, jeś li się mylę.

- Dobrze przygotowani zbó je - zauważ ył Littlefinger. - Moż e ukradli konie tam, gdzie przedtem plą drowali.

- Ilu ich był o? - Spytał Ned.

- Co najmniej ze stu - odpowiedział Joss w tym samym momencie, w któ rym odezwał się kowal z zabandaż owaną gł ową

- Pię ć dziesię ciu - rzekł ktoś.

Stara kobieta za jego plecami powiedział a: - Setki, panie, cał a armia.

- Pewnie masz rację, dobra kobieto - odpowiedział jej lord Eddard. - Mó wicie, ż e nie mieli ż adnych chorą gwi. A zbroje? Czy ktoś z was zauważ ył jakieś ozdoby, szczegó ł y na heł mie albo na tarczy?

Piwowar, Joss, pokrę cił gł ową. - Niestety, panie, mieli na sobie proste zbroje, ale… ten, któ ry ich prowadził, ubrany był jak pozostali, lecz bez wą tpienia to był on. Chodzi o jego wzrost, panie. Przecież olbrzymy już wyginę ł y, nie ma drugiego takiego. Wielki jak wó ł, a jego gł os dudni niczym pę kają ca skał a.

- Gó ra! - przemó wił gł oś no ser Marq. - Czy moż na jeszcze wą tpić? To robota ser Gregora Clegane’a.

Spod okna i z koń ca sali popł ynę ł a fala nerwowych szeptó w. Sł ychać je był o nawet na galerii. Moż ni lordowie i pospó lstwo, wszyscy dobrze wiedzieli, co to znaczy, jeś li ser Marq się nie mylił. Ser Gregor Clegane był chorą ż ym u lorda Tywina Lannistera.

Ned przesuwał wzrokiem po przestraszonych twarzach wieś niakó w. Nic dziwnego, ż e tak się bali: idą c tam, są dzili, ż e prowadzą ich przed tron, aby przyznali, ż e lord Tywin okazał się rzeź nikiem o zakrwawionych dł oniach. Mieli to wyznać w obliczu Kró la, któ ry na mocy prawa mał ż eń skiego jest jego synem. Zastanawiał się, czy rycerze dali wieś niakom moż liwoś ć wyboru.

Wielki Maester Pycelle podnió sł się z godnoś cią, pobrzę kują c ł ań cuchem. - Ser Marq, z cał ym szacunkiem, ale nie moż esz stwierdzić na pewno, ż e zbó jem tym był ser Gregor. W kró lestwie znajdziesz wielu potę ż nych mę ż czyzn.

- Ró wnie potę ż nych jak Gó ra, Któ ra Jeź dzi? - spytał ser Karyl. - Nie spotkał em jeszcze takiego.

- Ani nikt z nas - dodał ser Raymund. - Nawet jego brat wyglą da przy nim jak osesek. Otwó rzcie oczy. Czy musicie zobaczyć jego pieczę ć na trupach? To był Gregor.

- Dlaczego ser Gregor miał by zamieniać się w zbó ja? - spytał Pycelle. - Z ł aski swojego suzerena mieszka w okazał ej twierdzy, ma ziemie. Jest rycerzem.

- Fał szywym rycerzem! - powiedział ser Marq. - To wś ciekł y pies lorda Tywina.

- Lordzie Namiestniku - przemó wił Pycelle dobitnym gł osem - nalegam, abyś przypomniał temu oto dobremu rycerzowi, ż e lord Tywin Lannister jest ojcem ł askawej Kró lowej.

- Dzię kuję ci, Wielki Maesterze Pycelle - odparł Ned. - Moglibyś my o tym zapomnieć, gdyby nie ty.

Ze swojego miejsca na tronie widział osoby wymykają ce się drzwiami w drugim koń cu sali. Wypł oszone zają ce, pomyś lał … albo szczury, któ re biegną po okruchy ze stoł u Kró lowej. Ned zauważ ył na galerii septę Mordane z Sansą u boku. Poczuł zł oś ć; to nie był o wł aś ciwe miejsce dla dziesię cioletniej dziewczynki. Z drugiej strony septa nie mogł a przewidzieć, ż e tego dnia w czasie audiencji bę dą zajmować się czymś innym niż zwykł ymi sporami dotyczą cymi kł ó tni są siadują cych ze sobą grodó w czy ustalaniem granic.

Siedzą cy za stoł em rady Petyr Baelish stracił zainteresowanie swoim pió rem i pochylił się do przodu. - Ser Marq, ser Karyl, ser Raymun, czy mogę was o coś zapytać? Te grody pozostają pod waszą opieką. Gdzie byliś cie, kiedy dokonywano tych potwornych podpaleń i rzezi?

Odpowiedział mu ser Karyl Yance. - Przebywał em u mojego pana ojca na przeł ę czy pod Zł otym Zę bem, podobnie jak i ser Marq. Kiedy wieś ć o zbrodni dotarł a do ser Edmure’a Tully’ego, wysł ał do nas posł ań ca z rozkazem, byś my zebrali niewielki oddział i sprowadzili na dwó r tych, któ rzy przeż yli. - Zaraz po nim przemó wił ser Raymun Darry. - Ser Edmure wezwał mnie do Riverrun z cał ą sił ą. W oczekiwaniu na jego rozkazy obozował em po drugiej stronie rzeki i tam doszł y mnie wieś ci o wydarzeniach. Zanim wró cił em na moje ziemie, Clegane i jego szarań cza odjechali przez Czerwone Widł y ku ziemiom Lannisteró w.

Littlefinger pogł adził koniec swojej brody zamyś lony. - A jeś li oni wró cą?

- Jeś li wró cą, to ich krwią podlejemy pola, któ re spalili - oś wiadczył ser Marą Piper.

- Ser Edmure wysł ał ludzi do wszystkich wiosek i grodó w w odległ oś ci dnia jazdy od granicy - wyjaś nił ser Karyl. - Nastę pnym nie ujdzie tak na sucho.

Moż e wł aś nie o to chodzi lordowi Tywinowi, pomyś lał Ned. Ż eby Riverrun rozproszył o swoje sił y. Brat jego ż ony był mł ody, bardziej szarmancki niż roztropny. Bę dzie pró bował bronić każ dej pię dzi swojej ziemi, każ dego poddanego, każ dej kobiety i dziecka, wszystkich któ rzy nazwali go lordem, natomiast Tywin Lannister jest wystarczają co przebiegł y, by zdawać sobie z tego sprawę.

- Skoro wasze pola i grody są bezpieczne - mó wił dalej lord Petyr - czego chcecie od Kró la?

- Lordowie znad Tridentu zachowują Kró lewski Pokó j - powiedział ser Raymun Darry. - Lannisterowie zł amali go. Prosimy o pozwolenie, abyś my mogli im odpowiedzieć, oko za oko. Chcemy sprawiedliwoś ci dla ludu Sherrer, Wendish Town i Mummer’s Ford.

- Edmure zgadza się, ż e powinniś my odpł acić Gregorowi Clegane’owi jego wł asną monetą - powiedział ser Marą - lecz stary lord Hoster rozkazał nam udać się tutaj i prosić o kró lewskie pozwolenie, zanim uderzymy.

Bogom dzię kować za starego Hostera. Tywin Lannister był w ró wnym stopniu lisem co lwem. Jeś li rzeczywiś cie kazał ser Gregorowi palić i plą drować - a co do tego Ned nie miał wą tpliwoś ci - z pewnoś cią dopilnował, ż eby zrobił to nocą w przebraniu zwykł ych zbó jó w. Gdyby Riverrun odpowiedziano sił ą, Cersei i jej ojciec z pewnoś cią by powiedzieli, ż e to Tully’owie zł amali Kró lewski Pokó j, a nie Lannisterowie. Bogowie tylko wiedzą, w co mó gł by uwierzyć Robert. Jeszcze raz podnió sł się Wielki Maester Pycelle. - Lordzie Namiestniku, jeś li ci dobrzy ludzie wierzą, ż e ser Gregor zapomniał o swoich ś lubach, na mocy któ rych powinien powstrzymać się przed gwał tem i grabież ą, niech udadzą się do jego suwerena i tam zł oż ą swoją skargę. To nie jest miejsce do rozstrzygania podobnych zbrodni. Niech szukają sprawiedliwoś ci u lorda Tywina.

- Kró lewska sprawiedliwoś ć panuje wszę dzie - odpowiedział Ned. Cokolwiek robimy na wschodzie, zachodzie, pó ł nocy czy poł udniu, czynimy to w imieniu Roberta.

- Kró lewska sprawiedliwoś ć, rzekł eś - powiedział Wielki Maester Pycelle. - A zatem powinniś my odł oż yć sprawę do czasu powrotu Kró la…

- Kró l poluje na drugim brzegu rzeki i nie wiadomo, kiedy wró ci - odparł lord Eddard. - Robert nakazał mi zają ć jego miejsce, sł uchać jego uszami i przemawiać jego gł osem. I tak też czynię … chociaż przyznaję, ż e należ y go powiadomić.

Dostrzegł znajomą twarz pod gobelinem. - Ser Robar.

Ser Robar Royce wystą pił do przodu i skł onił gł owę. - Panie.

- Twó j ojciec towarzyszy Kró lowi na polowaniu - powiedział Ned. - Czy przekaż esz im wszystko, co tutaj usł yszał eś?

- Natychmiast, panie.

- Czy zatem mamy twoje pozwolenie, by zemś cić się na ser Gregorze? - spytał Marą Piper.

- Zemś cić się? - powtó rzył Ned. - Myś lał em, ż e rozmawiamy o wymierzeniu sprawiedliwoś ci. Palenie ziem Clegane’a i zabijanie jego ludzie nie przywró ci pokoju, a jedynie waszą uraż oną dumę. - Odwró cił wzrok, zanim mł ody rycerz zdą ż ył dać wyraz swojemu oburzeniu. - Mieszkań cy Sherrer - zwró cił się do wieś niakó w. - Nie mogę oddać wam waszych domó w ni zbioró w ani też przywró cić do ż ycia waszych zmarł ych. Ale moż e bę dę w stanie dać wam niewielką przyjemnoś ć zasmakowania sprawiedliwoś ci w imię naszego kró la Roberta.

Wszyscy zebrani zwró cili oczy na niego. Ned dź wigną ł się powoli na rę kach, ignorują c przenikliwy bó l w nodze. W takiej chwili nie mó gł pozwolić sobie na okazanie sł aboś ci. - Pierwsi Ludzie uważ ali, ż e sę dzia, któ ry wydaje wyrok ś mierci, sam powinien go wykonać, i my przestrzegamy tej zasady na pó ł nocy. Z niechę cią zmuszony jestem wysł ać kogoś innego… lecz chyba nie mam wyboru. - Wskazał na zł amaną nogę.

- Lordzie Eddard! - Gł os dobiegł z zachodniej czę ś ci sali i należ ał do przystojnego wyrostka, któ ry ś miał o wystą pił do przodu. Bez zbroi ser Loras Tyrell nie wyglą dał nawet na swoje szesnaś cie lat. Ubrany był w jasnoniebieskie jedwabie, przepasany ł ań cuchem ze zł otych ró ż, herbem jego rodu. - Bł agam, bym mó gł dział ać w twoim imieniu. Przysię gam, ż e cię nie zawiodę.

Littlefinger zachichotał. - Ser Lorasie. Jeś li poś lemy cię samego, ser Gregor odeś le nam twoją gł owę ze ś liwką w tych twoich ł adnych ustach. Gó ra nie należ y do ludzi, któ rzy by chylili gł owę przed ramieniem sprawiedliwoś ci, bez wzglę du na to, kto je uosabia. - Nie boję się Gregora Clegane’a - zaperzył się ser Loras. Ned usiadł powoli na poskrę cany, ż elazny tron Aegona. Powió dł wzrokiem po twarzach ludzi stoją cych pod ś cianą. - Lord Beric - zawoł ał. - Thoros z Myr. Ser Gladden. Lord Lothar. - Wymienieni rycerze wystę powali kolejno. - Każ dy z was zbierze dwudziestu ludzi i udacie się do twierdzy Gregora z wiadomoś cią ode mnie. Zabierzecie też ze sobą dwudziestu moich ż oł nierzy. Lordzie Bericu Dondarrionie, obejmiesz dowó dztwo, jako ż e jesteś najwyż szy rangą.

Mł ody lord o zł ocistorudych wł osach skł onił gł owę. - Jak rozkaż esz, lordzie Eddard.

Ned mó wił podniesionym gł osem, tak by sł yszano go w cał ej sali.

- W imieniu Roberta z Rodu Baratheonó w, Pierwszego z Rodu, Kró la Andaló w i Rhoynaró w, Pana Siedmiu Kró lestw i Obroń cy Kró lestwa, sł owem Eddarda z Rodu Starkó w, jego Namiestnika, rozkazuję wam udać się niezwł ocznie na zachó d, przekroczyć Red Fork pod kró lewskim sztandarem i wymierzyć sprawiedliwoś ć fał szywemu rycerzowi o imieniu Gregor Clegane, a takż e wszystkim, któ rzy przył oż yli rę ki do jego zbrodni. Odbieram mu wszelkie tytuł y i honory, pozbawiam ziemi i dobytku i wreszcie skazuję na ś mierć. Niech bogowie zlitują się nad jego duszą.

Kiedy opadł o echo jego sł ó w, odezwał się Rycerz Kwiató w wyraź nie zmieszany. - A co ze mną, lordzie Eddardzie? - Ned spojrzał na niego. Z jego miejsca na gó rze Loras Tyrell wydawał się ró wnie mł ody jak Robb. - Ser Lorasie, nikt nie wą tpi w twoje mę stwo, lecz my mamy wymierzyć sprawiedliwoś ć, ty zaś szukasz zemsty. - Ponownie zwró cił się do Lorda Berica. - Ruszajcie o ś wicie. Trzeba z tym szybko się rozprawić. - Podnió sł rę kę. - Audiencja na dzisiaj skoń czona.

Alyn i Porther wspię li się po stromych ż elaznych stopniach, by pomó c mu zejś ć. Ned czuł na sobie ponure spojrzenie Lorasa Tyrella, lecz mł odzieniec odszedł, nim Namiestnik staną ł na podł odze sali tronowej.

U podnó ż a Ż elaznego Tronu Yarys zbierał papiery ze stoł u rady. Littlefinger i Wielki Maester Pycelle zdą ż yli już wyjś ć. - Jesteś odważ niejszy ode mnie, panie - powiedział cicho eunuch.

- Jak to, lordzie Yarysie? - spytał Ned oschł ym tonem. Bó l w nodze nie dawał mu spokoju, dlatego nie miał nastroju do rozwią zywania zagadek.

- Bę dą c na twoim miejscu, posł ał bym ser Lorasa. Tak bardzo pragną ł pojechać … a poza tym czł owiek, któ ry ma Lannisteró w za wrogó w, był by dobry na przyjaciela Tyrelló w.

- Ser Loras jest mł ody - powiedział Ned. - Pogodzi się ze swoim rozczarowaniem.

- A ser Hyn? - Eunuch pogł adził swó j pulchny, upudrowany policzek. - Do niego należ y wymierzanie kró lewskiej sprawiedliwoś ci. Wysył ają c innego, aby wykonał jego robotę … no có ż, niektó rzy poczytaliby to za zniewagę.

- Nie taki był mó j zamiar. - W rzeczywistoś ci Ned nie ufał milczą cemu rycerzowi, moż e tylko dlatego, ż e nie lubił kató w. - Przypominam ci, ż e Payne’owie piastują urzą d chorą ż ych u Lannisteró w. Uważ ał em za stosowne wybrać ludzi, któ rzy nie są lennikami lorda Tywina.

- Bardzo rozważ nie, doprawdy - powiedział Yarys. - Mimo wszystko widział em ser Ilyna z tył u sali. Wpatrywał się w nas tymi swoimi jasnymi oczyma i nie wyglą dał na zadowolonego, choć z nim nigdy nie wiadomo. Mam nadzieję, ż e i on pogodzi się ze swoim rozczarowaniem. Tak bardzo kocha swoją pracę …


Sansa

 

- Gdyby nie noga - powiedział a Sansa do Jeyne Poole, kiedy jedli zimną kolacje przy lampie - na pewno by wysł ał ser Lorasa.

Lord Eddard zjadł kolację wcześ niej w swojej komnacie w towarzystwie Alyna, Harwina i Yayona Poole’a, septa Mordane zaś narzekał a na stopy po cał ym dniu wystawania na galerii. Arya miał a zjeś ć z nimi, lecz wró cił a za pó ź no z lekcji tań ca. - Z powodu nogi? - zapytał a niepewnie Jeyne. Był a ł adną, ciemnowł osą dziewczynką w wieku Sansy. - Czy ser Loras zranił się w nogę?

- Nie chodzi o jego nogę - odparł a Sansa, skubią c delikatnie nogę kurczaka. - To ojciec ma chorą nogę. Bardzo go boli i dlatego się zł oś ci. Inaczej na pewno by posł ał ser Lorasa. - Wcią ż zastanawiał a się nad decyzją ojca. Kiedy Rycerz Kwiató w zgł osił się, był a przekonana, ż e jedna z opowieś ci Starej Niani nabierze realnych kształ tó w. Ser Gregor, potwó r, i ser Loras, prawdziwy bohater, któ ry miał go zabić. Nawet wyglą dał na prawdziwego bohatera: przystojny i pię kny, z pasem ze zł otych ró ż wokó ł smukł ej talii i grzywą gę stych, brą zowych wł osó w opadają cych na oczy. Ale ojciec mu odmó wił! Bardzo ją to zasmucił o. Kiedy schodził y z galerii, podzielił a się swoimi myś lami z septa Mordane, lecz ona odpowiedział a jej tylko, ż e nie należ y kwestionować decyzji pana ojca.

Na to lord Baelish wtrą cił: - Och, nie wiem, septo. Moż na by podyskutować o niektó rych decyzjach jej pana ojca. Mą droś ć tej mł odej damy idzie w parze z jej urodą. - Po tych sł owach skł onił się przed Sansa tak nisko, ż e nie był a pewna, czy powiedział jej komplement, czy też drwił z niej. Septa Mordane był a bardzo niezadowolona z faktu, ż e lord Baelish usł yszał ich rozmowę. - Dziewczynka tak sobie tylko mó wił a, mó j panie - powiedział a. - Nie miał a niczego konkretnego na myś li.

Lord Baelish pogł adził spiczastą bró dkę i powiedział: - Niczego? Powiedz mi, dziecko, dlaczego byś posł ał a ser Lorasa?

Sansa nie miał a wyboru, musiał a opowiedzieć mu o bohaterach i potworach. Doradca kró lewski uś miechną ł się. - No có ż, ja miał em na myś li trochę inne powody, ale… - Dotkną ł kciukiem jej policzka.

- Ż ycie nie jest piosenką, kochanie. Bę dziesz rozczarowana, gdy któ regoś dnia przekonasz się o tym.

Sansa nie chciał a opowiadać o wszystkim Jeyne; czuł a się nieswojo nawet na samo wspomnienie tamtych chwil.

- Kró lewskim katem jest ser Ilyn, a nie ser Loras - powiedział a Jeyne. - Jego powinien posł ać lord Eddard.

Sansa wzdrygnę ł a się. Zawsze to robił a, kiedy patrzył a na ser Ilyna Payne’a. Gdy był w pobliż u, miał a wraż enie, ż e coś martwego dotyka jej skó ry. - Ser Ilyn sam prawie wyglą da jak potwó r. Dobrze, ż e ojciec go nie wybrał.

- Lord Beric też jest bohaterem. Zawsze dzielny i rycerski.

- Pewnie tak - przyznał a Sansa bez przekonania. Owszem, Beric Dondarrion był przystojny, lecz przy tym potwornie stary, miał prawie dwadzieś cia dwa lata. Rycerz Kwiató w był by o wiele lepszy. Oczywiś cie, Jeyne darzył a lorda Berica mił oś cią od chwili, gdy go ujrzał a po raz pierwszy w szrankach. Sansa uznał a to za gł upie: w koń cu Jeyne był a tylko có rka zarzą dcy i ż eby nie wiem jak bardzo wodził a oczyma za nim, lord Beric i tak nie spojrzy na kogoś ró wnie nisko urodzonego, nawet gdyby Jeyne był a mł odsza od niego o poł owę.

Jednak Sansa nie chciał a być nieuprzejma, dlatego napił a się mleka i zmienił a temat. - Ś nił o mi się, ż e Joffrey dopadnie biał ego jelenia - powiedział a. W rzeczywistoś ci był o to bardziej jej marzeniem, ale uznał a, ż e zabrzmi lepiej, jeś li nazwie to snem. Wszyscy wiedzieli, ż e sny mó wią o przyszł oś ci. Biał e jelenie był y bardzo rzadkie i podobno posiadał y czarodziejską moc. W gł ę bi serca ż ywił a przekonanie, ż e jej rycerski ksią ż ę jest wię cej wart od swojego zapijaczonego ojca.

- Miał aś sen? Naprawdę? Czy ksią ż ę Joffrey po prostu go dogonił i dotkną ł rę ką? Nie zrobił mu krzywdy?

- Nie - powiedział a Sansa. - Zabił go zł otą strzał ą i przywió dł do mnie. - W pieś niach rycerze nigdy nie zabijali magicznych zwierzą t. Po prostu doganiali je i dotykali, nie czynią c im krzywdy, lecz ona wiedział a, ż e Joffrey lubi polowanie, szczegó lnie jego koń cową czę ś ć, zabijanie. Zabija tylko zwierzę ta. Sansa wierzył a, ż e jej Ksią ż ę nie miał nic wspó lnego z zamordowaniem Jory’ego i innych ludzi ojca. Wszystkiemu jest winien jego podł y wuj, Kró lobó jca. Wiedział a, ż e ojciec wcią ż zł oś ci się z tego powodu, ale nie powinien winić za to Joffa. Ró wnie dobrze mó gł by obwiniać ją za coś, co zrobił a Arya.

- Widział am dzisiaj twoją siostrę - bą knę ł a Jeyne, jakby czytał a w myś lach Sansy. - Gonił a w stajni rudego kota lady Tandy. Dlaczego ona robi takie rzeczy?

- Nie mam poję cia, dlaczego ona robi cokolwiek. - Sansa nienawidził a stajni i podobnych miejsc, któ re cuchnę ł y nawozem. Nawet kiedy miał a jechać konno, wolał a, ż eby stajenny przyprowadził jej konia już osiodł anego. - Chcesz, ż ebym ci opowiedział a o tym, co się dział o na dworze, czy nie?

- Chcę - powiedział a Jeyne.

- Przybył czarny brat - mó wił a dalej Sansa - i bł agał o ludzi na Mur. Był stary i cuchną cy. - Wcale jej się nie spodobał, kiedy go zobaczył a. W jej wyobraż eniach ludzie z Nocnej Straż y wyglą dali jak jej wuj Benjen. W piosenkach nazywano ich czarnymi rycerzami Muru. Ten zaś był przygarbiony i brzydki, a ponadto wyglą dał, jakby miał wszy. Jeś li taka naprawdę był a Nocna Straż, to wspó ł czuł a swojemu przyrodniemu bratu, Jonowi. - Ojciec pytał, czy któ ryś z rycerzy na sali nie chciał by przysporzyć splendoru swojemu rodowi i przywdziać czerni, lecz nikt się nie zgodził. Wtedy pozwolił temu Yorenowi wybrać ludzi z kró lewskich lochó w i wysł ał go w drogę. A pó ź niej przybyli dwaj bracia, wolni, z Dornijskich Bagien i zgł osili się na sł uż bę do Kró la. Zł oż yli przysię gę przed ojcem…

Jeyne ziewnę ł a. - Został y jeszcze cytrynowe ciasteczka?

Sansa nie lubił a, kiedy jej przerywano, lecz nie mogł a zaprzeczyć, ż e cytrynowe ciasteczka wydawał y się ciekawsze od tego, co dział o się w sali tronowej. - Zobaczymy - powiedział a.

W kuchni nie był o ś ladu po ciasteczkach, ale znalazł y poł owę truskawkowego ciasta, ró wnie dobrego. Zjadł y je na schodach wież y, chichocą c, plotkują c i opowiadają c o swoich tajemnicach. Wreszcie Sansa poszł a do siebie. Kiedy tego wieczoru kł adł a się spać, czuł a się prawie tak samo niegodziwie jak Arya.

Nastę pnego ranka wstał a jeszcze przed ś witem i podkradł a się do okna, by zobaczyć jak lord Beric wyjeż dż a ze swoimi ludź mi. Wyruszyli o brzasku. Na czele oddział u powiewał y trzy chorą gwie: na najwyż szym drzewcu ł opotał kró lewski jeleń w koronie rogó w, na dwó ch niż szych wilkor Starkó w i bł yskawica lorda Berica. Był to bardzo podniecają cy widok, ż ywcem wyję ty z ballady: brzę k stali, pł oną ce pochodnie, proporce, promienie wschodzą cego sł oń ca przeciskają ce się przez otwory podnoszonej kraty. Szczegó lnie atrakcyjnie prezentowali się ludzie z Winterfell w swoich srebrzystych kolczugach i dł ugich szarych pł aszczach.

Alyn dzierż ył sztandar Starkó w. Kiedy zatrzymał się na chwilę obok lorda Berica, by coś mu powiedzieć, Sansa poczuł a ogromną dumę. Alyn był przystojniejszy od Jory’ego i kiedyś miał zostać rycerzem.

Po ich wyjeź dzie Wież a Namiestnika wydawał a się tak pusta, ż e Sansa ucieszył a się na widok Aryi, kiedy zeszł a na ś niadanie. - Gdzie są wszyscy? - spytał a jej siostra, obierają c malinową pomarań czę. - Czy ojciec wysł ał ich, ż eby zł apali Jaime’a Lannistera?

Sansa westchnę ł a. - Pojechali z lordem Bericem, ż eby ś cią ć ser Gregora Clegane. - Odwró cił a się do septy Mordane, któ ra jadł a swoją owsiankę drewnianą ł yż ką. - Septo, czy lord Beric nabije gł owę ser Gregora na swoją bramę, czy przywiezie ją Kró lowi? - Kł ó cił a się o to z Jeyne Poole przez cał y poprzedni wieczó r.

Septa spojrzał a na nią oburzona. - Dama nie rozmawia o podobnych rzeczach przy jedzeniu. Sanso, gdzie twoja ogł ada? Daję sł owo, ż e ostatnio stał aś się niemal ró wnie nieznoś na jak twoja siostra.

- A co zrobił ser Gregor? - spytał a Arya.

- Spalił gró d i wymordował wielu ludzi, w tym kobiety i dzieci. Arya skrzywił a się. - Jaime Lannister zamordował Jory’ego, Hewarda i Wył a, a Ogar zabił Mycaha. Ktoś powinien ich ś cią ć.

- To nie to samo - powiedział a Sansa. - Ogar skł adał przysię gę, ż e bę dzie bronił Joffreya, a ten twó j chł opak rzeź nika napadł na Księ cia.

- Kł amiesz - powiedział a Arya. Ś cisnę ł a pomarań czę tak mocno, ż e mię dzy jej palcami popł ynę ł a struż ka soku.

- Proszę bardzo, moż esz mnie nazywać, jak chcesz - rzucił a oschle Sansa. - Nie bę dziesz już taka odważ na, kiedy wyjdę za Joffreya. Każ ą ci się kł aniać przede mną i mó wić do mnie Wasza Mił oś ć. - Wrzasnę ł a na widok rzuconej przez Aryę pomarań czy. Mię kki owoc uderzył ją w sam ś rodek czoł a i opadł na jej suknię.

- Wasza Mił oś ć, masz sok na twarzy - powiedział a Arya. Sansa zamrugał a od soku pł yną cego po oczach i nosie. Wytarł a twarz serwetką. Ujrzawszy plamy na swojej pię knej jedwabnej sukni, wrzasnę ł a ponownie. - Jesteś okropna - krzyknę ł a do siostry. - Ciebie powinni zabić zamiast Damy.

Septa Mordane podniosł a się gwał townie. - Wasz pan ojciec dowie się o wszystkim! Idź cie do swoich pokoi. Natychmiast!

- Ja też? - W oczach Sansy zalś nił y ł zy. - To niesprawiedliwe.

- Koniec dyskusji. Do pokoi!

Sansa wyszł a z wysoko podniesioną gł ową. Miał a zostać kró lową, a kró lowa nie pł acze. Przynajmniej nie w obecnoś ci innych. Kiedy znalazł a się w swojej sypialni, zamknę ł a drzwi i zdję ł a suknię. Malinowa pomarań cza zostawił a na jedwabiu czerwoną plamę. - Nienawidzę jej! - krzyknę ł a. Zwinę ł a suknię i cisnę ł a ją do kominka peł nego popioł u z poprzedniego dnia. Kiedy zobaczył a, ż e owoc poplamił takż e jej halkę, nie potrafił a dł uż ej powstrzymać ł ez. Zerwał a z siebie resztę ubrania i rzucił a się na ł ó ż ko. Zasnę ł a, pł aczą c.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.