Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Podziękowania 42 страница



Bronn prychną ł. - Ś miał o mielesz ozorem, czł owieczku. Któ regoś dnia ktoś ci go obetnie i każ e zjeś ć.

- Wszyscy mi to powtarzają. - Tyrion zerkną ł na najemnika. - Obraził em cię? Wybacz, ale… ty jesteś szumowiną, Bronn. Nie zapominaj o tym. Obowią zek, honor, przyjaź ń, czy one mają dla ciebie jakiekolwiek znaczenie? Nie kł opocz się, obaj znamy odpowiedź. Nie jesteś jednak gł upi. Kiedy już dotarliś my do Yale, lady Stark nie potrzebował a cię już wię cej… natomiast ja tak, a jedyną rzeczą, na któ rej nigdy nie zbywał o Lannisterom, jest zł oto. Postanowił em wię c rzucić koś ci i liczył em na to, ż e okaż esz się na tyle bystry, ż eby wiedzieć, co dla ciebie bę dzie najlepsze. Na szczę ś cie dla mnie, wiedział eś. - Jeszcze raz uderzył krzemieniem o stal. Bezskutecznie.

- Daj - powiedział Bronn, kucają c. - Ja to zrobię. Wzią ł od Tyriona nó ż i krzesiwo i wykrzesał iskry za pierwszą pró bą. Wió rek z kory zają ł się pł omieniem.

- Doskonale - powiedział Tyrion. - Moż e i jesteś szumowiną, ale bardzo przydatną, a z mieczem radzisz sobie prawie tak samo dobrze jak mó j brat, Jaime. Czego chcesz, Bronn? Zł ota? Ziemi? Kobiet? Pomó ż mi przeż yć, a bę dziesz je miał.

Bronn dmuchną ł ostroż nie w ogień i pł omienie skoczył y wyż ej. - A jeś li zginiesz?

- No có ż, wtedy przynajmniej jeden bę dzie mnie szczerze opł akiwał - odparł Tyrion z uś miechem na ustach. - Nie bę dzie mnie, nie bę dzie zł ota.

Teraz ogień trzaskał wesoł o. Bronn wstał, schował krzesiwo do sakiewki i rzucił Tyrionowi jego sztylet. - Uczciwie stawiasz sprawę - powiedział. - Mó j miecz jest twó j, ale… nie spodziewaj się, ż e bę dę ci się kł aniał i nadskakiwał za każ dym razem, kiedy pó jdziesz się wysrać. Nie bę dę niczyim sł ugusem.

- Ani niczyim przyjacielem - dodał Tyrion. - Wiem, ż e byś mnie zdradził ró wnie szybko, jak zdradził eś lady Stark, gdybyś tylko zwietrzył jakiś interes. Jeś li nadejdzie taki dzień, w któ rym by ci przyszł a ochota mnie sprzedać, pamię taj, Bronn, ż e potrafię podbić cenę. Ja bardzo lubię ż yć. A teraz moż e byś spró bował znaleź ć coś na kolację?

- Popilnuj koni - powiedział Bronn. Wyją ł z pochwy u pasa dł ugi sztylet i znikną ł mię dzy drzewami.

Godzinę pó ź niej konie był y wytarte i nakarmione, ogień trzaskał wesoł o, a nad pł omieniami obracał się, ociekają c tł uszczem, udziec mł odego kozł a. - Brakuje nam tylko dobrego wina, ż eby przepł ukać gardł o po naszym koź lą tku - powiedział Tyrion.

- Do tego jeszcze kobieta i tuzin mieczy - powiedział Bronn. Siedział przed ogniem ze skrzyż owanymi nogami, ostrzą c oseł ką swó j dł ugi miecz. Dź wię k, jaki przy tym wydobywał, wydawał się dodawać im odwagi. - Niedł ugo cał kiem się ś ciemni - zauważ ył najemnik.

- Obejmę pierwszą wartę … jeś li w ogó le na coś się to zda. Moż e lepiej pozwolić im zabić nas podczas snu.

- Och, myś lę, ż e zjawią się tutaj, zanim zdą ż ymy zasną ć. - Tyrion wcią gną ł w nozdrza zapach pieczonego mię sa i oblizał się.

Bronn przyglą dał mu się ponad ogniskiem. - Masz jakiś plan? - spytał, nie przestają c pocierać oseł ką o miecz.

- Ja bym to nazwał nadzieją - odparł Tyrion. - Jeszcze jeden rzut koś ć mi.

- A stawką jest nasze ż ycie?

Tyrion wzruszył ramionami. - Nie mamy wyboru. - Pochylił się i odcią ł sobie z udź ca cienki plaster mię sa. - Ach - westchną ł zadowolony, przeż uwają c. Po jego brodzie popł yną ł tł uszcz. - Trochę za twarde jak na mó j gust, i za mał o doprawione, ale nie bę dę narzekał zbyt gł oś no. W Eyrie mó gł bym liczyć tylko na talerz fasoli.

- A jednak dał eś dozorcy sakiewkę ze zł otem - powiedział Bronn.

- Lannister zawsze spł aca swoje dł ugi.

Nawet Mord nie wierzył wł asnym oczom, kiedy Tyrion rzucił mu skó rzaną sakiewkę. Oczy dozorcy stał y się wielkie jak gotowane jaja, gdy rozwią zał rzemień i ujrzał blask zł ota,

- Zatrzymał em srebro - powiedział do niego Tyrion, uś miechają c się podstę pnie - ale tobie obiecał em zł oto. Oto ono. - Był o tego wię cej niż ktoś taki jak Mord mó gł zarobić w czasie cał ego ż ycia wypeł nionego znę caniem się nad wię ź niami. - I pamię taj o tym, co ci powiedział em, to tylko namiastka. Jeś li kiedyś znudzi ci się sł uż ba u lady Arryn, pokaż się w Casterly Rock, a spł acę pozostał ą czę ś ć mojego dł ugu wobec ciebie. - Z dł oń mi peł nymi zł otych smokó w Mord padł wtedy na kolana i obiecał, ż e tak zrobi.

Bronn wycią gną ł swó j sztylet i wyją ł mię so z ognia. Zaczą ł odkrawać grube kawał ki osmolonego mię sa, tymczasem Tyrion wydrą ż ył dwie pię tki czerstwego chleba, któ re miał y im posł uż yć za talerze. - A jeś li nawet uda nam się dotrzeć nad rzekę, co dalej? - spytał najemnik.

- Najpierw wygodne ł ó ż ko, dziwka i dzban wina. - Tyrion podstawił swoją pię tkę i Bronn napeł nił ją mię sem. - Potem chyba do Casterly Rock albo do Kró lewskiej Przystani. Nie dają mi spokoju pytania dotyczą ce pewnego sztyletu, na któ re chciał bym uzyskać odpowiedź.

Najemnik przeż uł kawał ek mię sa i poł kną ł go. - A zatem mó wił eś prawdę? To nie był twó j nó ż?

Tyrion uś miechną ł się. - Czy ja wyglą dam na kł amcę?

Zanim najedli się do syta, na niebie ukazał y się gwiazdy i sierp księ ż yca. Tyrion rozł oż ył na ziemi swoje futro i wycią gną ł się na nim z siodł em pod gł ową. - Nasi przyjaciele pewnie gotują się do drogi.

- Pewnie spodziewają się puł apki - powiedział Bronn. - Czy moż na podejrzewać coś innego, skoro nie pró bujemy nawet się ukryć?

Tyrion zachichotał. - Moż e powinniś my zaczą ć ś piewać, wtedy by uciekli w popł ochu. - Zagwizdał jaką ś melodię.

- Jesteś szalony, karle - powiedział Bronn, zaję ty wydł ubywaniem brudu spod paznokci czubkiem sztyletu.

- Bronn, gdzie twoje zamił owanie do muzyki?

- Skoro tak bardzo pragniesz muzyki, dlaczego nie chciał eś, ż eby ś piewak walczył w twoim imieniu?

Tyrion uś miechną ł się. - To by był o zabawne. Już go widzę, jak odparowuje cię cia ser Yardisa drewnianą harfą. - Znowu zaczą ł gwizdać. - Znasz tę piosenkę? - spytał.

- Moż na ją usł yszeć w karczmach i burdelach.

- To piosenka z Myr. Pory roku mojej mił oś ci. Sł odka i smutna, jeś li zrozumie się jej sł owa. Ś piewał a ją pierwsza dziewczyna, jaką wzią ł em do ł ó ż ka, i od tamtej pory wcią ż ją pamię tam. - Tyrion spojrzał w niebo. Noc był a zimna i pogodna, a ś wiatł o gwiazd rozlewał o się na gó ry jasno i bezlitoś nie niczym ś wiatł o prawdy. - Spotkał em ją w taką noc jak dzisiejsza. - Usł yszał wł asny gł os. - Razem z Jaime’em wracaliś my z Lannisport, kiedy rozległ y się jakieś krzyki. Potem ona wybiegł a na drogę, ś cigana przez dwó ch zbiró w. Mó j brat dobył miecza i ruszył za nimi, a ja zsiadł em z konia, ż eby zaopiekować się dziewczyną. Był a zaledwie rok starsza ode mnie, ciemnowł osa, smukł a, o twarzy tak sł odkiej, ż e mogł aby zł amać czyjeś serce. Moje z pewnoś cią zł amał a. Był a nisko urodzona, wygł odzona, brudna… a mimo to cudowna. Podarli na niej ł achmany, w któ re był a ubrana, dlatego okrył em ją moim pł aszczem.

Jaime popę dził w las za mę ż czyznami. Zanim wró cił, udał o mi się wydobyć z niej, jak ma na imię i co jej się przydarzył o. Był a có rką zagrodnika, któ ry zmarł z gorą czki. Ona był a w drodze do… wł aś ciwie doniką d. Jaime wś ciekł się wtedy i postanowił nie darować zbirom. Nieczę sto zdarzał o się, ż e banici napadali na podró ż nych tak blisko Casterly Rock. Uznał to za osobistą zniewagę. Dziewczyna był a zbyt przestraszona, ż eby puś cić ją samą w dalszą drogę, tak wię c zaproponował em, ż e zabiorę ją do najbliż szej karczmy i tam nakarmię. Mó j brat wró cił do Casterly Rock po pomoc.

Dziewczyna miał a wilczy apetyt. Rozmawiają c, wypiliś my dzban wina, zjedliś my dwa cał e kurczaki i napoczę liś my trzeciego. Miał em wtedy trzynaś cie lat i zdaje się, ż e wino uderzył o mi do gł owy. Zanim się zorientował em, leż eliś my oboje w ł ó ż ku. Ona był a nieś miał a, ale ja jeszcze bardziej. Sam nie wiem, ską d wzią ł em tyle odwagi. Pł akał a, kiedy pozbawił em ją dziewictwa, ale potem pocał ował a mnie i zaś piewał a swoją piosenkę. Rano był em już w niej zakochany.

- Ty? - spytał Bronn rozbawiony.

- Trudno uwierzyć, co? - Tyrion znowu zaczą ł gwizdać. - Oż enił em się z nią - dodał po chwili.

- Lannister z Casterly Rock poś lubił có rkę zagrodnika - powiedział Bronn. - Jak tego dokonał eś?

- Och, nawet nie wiesz, czego potrafi dokonać chł opak za pomocą kilku kł amstw, pię ć dziesię ciu srebrnych monet i pijanego septona. Nie oś mielił em się przyprowadzić dziewczyny do Casterly Rock, dlatego umieś cił em ją w jej wł asnym domku i przez dwa tygodnie bawiliś my się w mę ż a i ż onę. A potem septon wytrzeź wiał i wyznał wszystko mojemu ojcu. - Tyrion ze zdziwieniem zauważ ył, jak wielkim smutkiem napeł nił y go jego wł asne sł owa, gdy o tym opowiadał, nawet po tylu latach. Moż e tylko z powodu zmę czenia. - I tak skoń czył o się moje mał ż eń stwo. - Usiadł i utkwił wzrok w gasną cym ogniu.

- Odesł ał dziewczynę?

- Zrobił coś wię cej - powiedział Tyrion. - Najpierw nakł onił mojego brata, ż eby wyznał mi cał ą prawdę. Widzisz, dziewczyna był a dziwką. Jaime zaplanował cał e to wydarzenie na drodze - zbiró w i wszystko inne. Uznał, ż e nadszedł czas na moją pierwszą kobietę. Wiedzą c, ż e bę dzie to moja pierwsza, zapł acił podwó jnie za dziewicę.

Po wyznaniach Jaime’a, lord Tywin postanowił dokoń czyć moją lekcję w domu, dlatego sprowadził moją ż onę i oddał ją straż nikom. Dobrze jej zapł acili. Od każ dego dostał a srebrniaka. Ile dziwek moż e zaż ą dać ró wnie wysokiej ceny? Mnie posadził w ką cie i kazał się przyglą dać wszystkiemu. W koń cu miał a tyle srebra, ż e monety przesypywał y jej się przez palce i spadał y na podł ogę. Ona… - Dym gryzł go w oczy. Tyrion chrzą kną ł i odwró cił gł owę, patrzą c w ciemnoś ć.

- Lord Tywin posł ał mnie do niej jako ostatniego - dokoń czył cicho.

- Dał mi zł otą monetę, ż ebym jej zapł acił, ponieważ jako Lannister był em wię cej wart.

Znowu usł yszał zgrzyt kamienia ocierają cego się o ostrze miecza Bronna. - Dwó ch czy dwudziestu, zabił bym tego, któ ry mi to uczynił.

Tyrion odwró cił się i spojrzał na niego. - Moż e kiedyś bę dzie okazja. Pamię taj o tym, co ci powiedział em. Lannister zawsze spł aca swoje dł ugi. - Ziewną ł. - Chyba spró buję się przespać. Obudź mnie, gdybyś my mieli umrzeć.

Owiną ł się futrem i zamkną ł oczy. Ziemia był a zimna i twarda, lecz niebawem udał o mu się zasną ć. Ś nił a mu się podniebna cela. Tym razem to on jej pilnował; był ogromny i bił pasem swojego ojca, spychają c go coraz bliż ej przepaś ci…

- Tyrion. - Bronn mó wił gł osem niskim i peł nym napię cia. Tyrion obudził się w jednej chwili. W ognisku został już tylko ż ar.

Ze wszystkich stron podchodził y cienie. Bronn podnió sł się na jedno kolano; w jednej rę ce trzymał miecz, w drugiej sztylet. Tyrion unió sł dł oń, jakby chciał powiedzieć: spokojnie, ale tak naprawdę powiedział: - Chodź cie do ognia, noc jest zimna. - Po chwili dodał gł oś no: - Obawiam się, ż e nie poczę stujemy was winem, ale mię sa z kozł a starczy dla wszystkich.

Cienie zatrzymał y się. Tyrion dostrzegł bł ysk księ ż ycowego ś wiatł a odbitego od metalu. - Nasza gó ra, nasz kozioł - odparł ktoś spomię dzy drzew, niski i nieprzyjazny.

- Wasz kozioł - zgodził się Tyrion. - A kim jesteś cie?

- Kiedy spotkacie się z waszymi bogami - rzekł ktoś inny - powiedzcie im, ż e przysł ał was do nich Gunthor, syn Gurna z klanu Kamiennych Wron. - Wchodzą c w krą g ś wiatł a, mę ż czyzna wszedł na patyk, któ ry trzasną ł gł oś no. Był chudy, uzbrojony w dł ugi nó ż, a na gł owie miał rogaty heł m. - I Shagga, syn Dolfa - przemó wił pierwszy gł osem niskim i grobowym. Po lewej stronie poruszył się gł az, zatrzymał się i zamienił w czł owieka. Wydawał się powolny, silny i ogromny, cał y ubrany w skó ry, z maczugą w jednej rę ce i siekierą w drugiej. Uderzył nimi o siebie, podchodzą c bliż ej.

Pozostali podali swoje imiona: Conn, Torrek, Jaggot i inne, któ re zapomniał, gdy tylko je usł yszał. Był o ich przynajmniej dziesię ciu. Niektó rzy mieli miecze i noż e, inni trzymali widł y, kosy i drewniane dzidy. Zaczekał, aż wszyscy podadzą swoje imiona. - Ja jestem Tyrion, syn Tywina, z klanu Lannisteró w, Lwó w ze Skał y. Chę tnie zapł acimy za kozł a, któ rego zjedliś my.

- A czym moż esz zapł acić, Tyrionie, synu Tywina? - zapytał ten, któ ry przedstawił się jako Gunthor. Był chyba przywó dcą.

- Mam srebro w sakiewce - odpowiedział Tyrion. - Moja kolczuga jest na mnie za duż a, ale bę dzie pasował a na Conna, a w potę ż nej ł apie Shagga ten berdysz lepiej bę dzie leż ał niż jego drewniana siekiera.

- Pó ł czł owiek chce zapł acić naszymi pienię dzmi - powiedział Conn.

- Conn ma rację - wtrą cił Gunthor. - Twoje srebro należ y do nas. Podobnie jak twó j koń, kolczuga, berdysz, nó ż i pas. Nie macie niczego do oddania poza waszym ż yciem. Jak chciał byś umrzeć, Tyrionie, synu Tywina?

- W wieku osiemdziesię ciu lat, we wł asnym ł ó ż ku, z brzuchem peł nym wina i kogutem w ustach dziwki - odparł.

Olbrzym o imieniu Shagga roześ miał się pierwszy i najgł oś niej. Pozostali nie wyglą dali na ró wnie mocno rozbawionych. - Conn, zabierz ich konie - rozkazał Gunthor. - Zabij tego drugiego, a pó ł czł owieka zwią ż. Bę dzie doił krowy i zabawiał matki.

Bronn skoczył na nogi. - Któ ry chce umrzeć pierwszy?

- Nie! - rzucił stanowczo Tyrion. - Gunthorze, synu Gurna, wysł uchaj mnie. Mó j ró d jest bogaty i potę ż ny. Jeś li Kamienne Wrony przeprowadzą nas bezpiecznie przez gó ry, mó j pan ojciec obsypie was zł otem.

- Zł oto lorda z nizin jest ró wnie bezwartoś ciowe jak obietnice pó ł czł owieka - powiedział Gunthor.

- Moż e i jestem pó ł czł owiekiem, ale mam odwagę staną ć twarzą w twarz z wrogiem. A co robią Kamienne Wrony? Chowają się za skał ami i trzę są ze strachu na widok rycerzy z Yale.

Shagga wydał gniewny okrzyk i uderzył maczugą o siekierę. Jaggot zaś przystawił do twarzy Tyriona zahartowany w ogniu koniec dł ugiej, drewnianej wł ó czni. Tyrion zrobił wszystko, ż eby nie drgną ć. - Nie moż ecie ukraś ć lepszej broni? - spytał. - Czymś takim moż na zabijać owce… i to tylko te spokojne. Kowale mojego ojca srają lepsza stalą.

- Mał y czł owieczku - rykną ł Shagga. - Czy dalej bę dziesz szydził z mojej siekiery, kiedy obetnę ci twoją mę skoś ć i rzucę ją kozicom? - Gunthor uciszył go podniesioną dł onią. - Nie. Niech mó wi. Matki są gł odne. Mają c stal, nakarmimy wię cej gę b niż zł otem. Co mó gł byś nam dać w zamian za wasze ż ycie, Tyrionie, synu Tywina? Miecze? Lance? Kolczugi?

- To wszystko i jeszcze wię cej, Gunthorze, synu Gurna - odparł Tyrion Lannister, uś miechają c się. - Dostaniecie Yale Arrynó w.


Eddard

 

Przez wysokie, wą skie okna ogromnej sali tronowej Czerwonej Twierdzy wlewał się blask zachodzą cego sł oń ca, kł adą c ciemnoczerwone smugi na ś cianach, gdzie kiedyś wisiał y smocze gł owy. Teraz ś ciany zakrywał y gobeliny peł ne wielobarwnych scen z polowań, a mimo to Ned Stark i tak miał wraż enie, ż e jedynym kolorem widocznym w cał ej sali jest kolor krwi.

Siedział wysoko na ogromnym, starym tronie Aegona Zdobywcy; zrobiony był z ż elaza, peł en nieró wnych krawę dzi i groteskowo powyginanych kawał kó w metalu. Był o to - tak jak ostrzegał go Robert - piekielnie niewygodne siedzenie, szczegó lnie teraz, kiedy coraz bardziej odczuwał pulsują cy bó l w pogruchotanej nodze. Z godziny na godzinę metal, na któ rym siedział, wydawał mu się coraz twardszy, a wystają ce z tył u nieró wnoś ci, niczym kł y, nie pozwalał y mu się oprzeć wygodnie. Kró l nie powinien siedzieć wygodnie, powiedział Aegon Zdobywca, kiedy kazał wykuć ogromny tron z mieczy zł oż onych przez wrogó w.

Niech bę dzie przeklę ty Aegon i jego arogancja, pomyś lał ponuro Ned. Niech bę dzie też przeklę ty Robert i jego polowania.

- Jesteś cie pewni, ż e nie byli to tylko zwykli zbó je? - spytał Yarys zza stoł u ustawionego poniż ej tronu. Siedzą cy u jego boku Wielki Maester Pycelle poruszył się niespokojnie, Littlefinger zaś nie przestawał obracać w dł oni pió ra. Byli jedynymi czł onkami rady, któ rzy przybyli na jej zebranie. W kró lewskim lesie wytropiono biał ego jelenia, w zwią zku z czym lord Renly i ser Barristan pojechali na polowanie z Kró lem, a z nimi ksią ż ę Joffrey, Sandor Clegane, Balon Swann i poł owa dworu. Tak wię c Ned zmuszony był zasią ś ć na Ż elaznym Tronie pod nieobecnoś ć Kró la. Przynajmniej on mó gł usią ś ć. Wszyscy obecni w sali, poza czł onkami rady, musieli stać albo klę czeć. Petenci przy wysokich drzwiach, rycerze, lordowie i damy pod ś cianą zakrytą gobelinem, pospó lstwo na galerii, straż nicy w szarych albo zł otych pł aszczach - wszyscy stali.

Wieś niacy klę czeli: mę ż czyź ni, kobiety i dzieci w podartych ubraniach, zakrwawieni, z wyrazem strachu na twarzach. Za nimi stali trzej rycerze, któ rzy przyprowadzili ich w charakterze ś wiadkó w.

- Zbó je, lordzie Yarysie? - W gł osie ser Raymuna Darry’ego zabrzmiał a nuta drwiny. - O, tak, to byli zbó je, for certes. Zbó je Lannisteró w.

Ned wyczuwał atmosferę coraz wię kszego niepokoju; wszyscy, zaró wno sł udzy, jak i lordowie, wycią gali szyje i sł uchali uważ nie.

Nawet nie pró bował udawać zdziwionego. Od czasu kiedy Catelyn pojmał a Tyriona Lannistera, na cał ym zachodzie wrzał o. Zaró wno w Riverrun, jak i w Casterly Rock podnoszono chorą gwie, a na przeł ę czy pod Zł otym Zę bem gromadził y się wojska. Prę dzej czy pó ź niej krew musiał a popł yną ć. Chodził o tylko o to, ż eby jak najlepiej opatrzyć ranę.

Ser Karyl Yance o smutnych oczach, któ rego moż na by uznać za przystojnego, gdyby nie przyrodzone znamię podobne do plamy z wina, szpecą ce jego twarz, wskazał na klę czą cych. - Tylko tylu pozostał o z grodu Sherrer, lordzie Eddardzie. Pozostali nie ż yją, podobnie jak ludnoś ć Wendish Town i Mummer’s Ford.

- Powstań cie. - Ned zwró cił się do wieś niakó w. Nigdy nie ufał sł owom, któ re ludzie wypowiadali, klę czą c. - Wszyscy, wstań cie.

Mieszkań cy Sherrer podnieś li się pojedynczo lub dwó jkami. Jeden z nich, starzec, nie potrafił dź wigną ć się o wł asnych sił ach, a mł oda dziewczyna w zakrwawionej sukience pozostał a na kolanach; klę czał a z nieobecnym spojrzeniem utkwionym w ser Arysa Oakhearta, któ ry stał u stó p tronu w biał ej zbroi Kró lewskiej Gwardii gotowy do obrony Kró la albo… jego Namiestnika, jak są dził Ned.

- Joss. - Ser Raymun Darry zwró cił się do pulchnego, ł ysieją cego mę ż czyzny w fartuchu piwowara. - Opowiedz Namiestnikowi o tym, co się stał o w Sherrer.

Joss skiną ł gł ową. - Jak Wasza Mił oś ć każ e…

- Jego Mił oś ć jest na polowaniu w Blackwater - powiedział Ned. Zastanawiał się, jak to moż liwe, ż e ktoś mieszka zaledwie kilka dni drogi od Czerwonej Twierdzy i nie wie, jak wyglą da jego Kró l. Ned ubrany był w kubrak z biał ego pł ó tna z wilkorem Starkó w wyszytym na piersi. Srebrna rę ka, symbol jego wł adzy, spinał a koł nierz jego weł nianego, czarnego pł aszcza. Czarne, biał e i szare, odcienie prawdy. - Ja jestem lord Eddark Stark, Kró lewski Namiestnik. Kim jesteś i co moż esz powiedzieć o jeź dź cach?

- Mam… miał em piwiarnię, panie, w Sherrer, przy kamiennym moś cie. Najlepsze piwo na poł udnie od Przesmyku, wszyscy tak mó wili, za pozwoleniem. Teraz nic z niej nie został o, zniszczona, tak jak wszystko inne. Przyjechali, napili się do syta, a resztę wylali, zanim podpalili mi dach. Pewnie bym zginą ł, gdyby mnie zł apali, panie.

- Spalili nas - odezwał się stoją cy z boku wieś niak. - Przyjechali w nocy, z poł udnia, podpalili domy i pola, zabili tych, któ rzy pró bowali ich powstrzymać. To nie byli zwykli zbó je, panie. Nie zależ ał o im na tym, ż eby rabować, kraś ć. Moją mleczną krowę zabili tam, gdzie stał a, i zostawili ją wronom.

- Dopadli mojego czeladnika - powiedział krę py mę ż czyzna mię ś niach kowala z zabandaż owaną gł ową. Idą c na dwó r, wł oż ył swoje najlepsze ubranie, lecz teraz jego spodnie był y poł atane poplamione i zakurzone. - Gonili go przez pola, ś mieją c się i dź gają c lancami jak jakiegoś zwierza, a chł opak krzyczał i przewracał się, aż wreszcie ten wielki przebił go na wylot.

Klę czą ca dziewczyna podniosł a gł owę i spojrzał a na Neda, któ ry siedział wysoko ponad nią. - Moją matkę też zabili, Wasza Mił oś ć. jeszcze… - Urwał a, jakby zapomniał a, co chciał a powiedzieć. Rozpł akał a się.

Ser Raymun Darry kontynuował ich opowieś ć. - W Wendish Town ludzie schronili się w grodzie, lecz tam ś ciany są drewniane. Najeź dź cy podł oż yli sł omę i palili ich ż ywcem. Kiedy ludzie otworzyli wrota, pró bują c uciec przed ogniem, strzelali do nich z ł ukó w, nawet do kobiet z dzieć mi przy piersi.

- Co za okrucień stwo - wyszeptał Yarys. - Jak okrutni potrafią być ludzie.

- Nas też by nie oszczę dzili, gdyby nie to, ż e gró d w Sherrer ma kamienne mury - powiedział Joss. - Pró bowali wykurzyć nas dymem, lecz ten wielkolud powiedział, ż e w gó rze rzeki zbiorą lepszy owoc i pojechali do Mummer’s Ford.

Pochylony do przodu, Ned poczuł pod palcami zimną stal. Pomię dzy każ dym z nich znajdował o się ostrze miecza, zawinię te niczym szpony tworzył y porę cze tronu. Minę ł y już trzy wieki, a niektó re z nich pozostał y wcią ż na tyle ostre, by skaleczyć dł oń. Ż elazny Tron peł en był podobnych puł apek dla kogoś nieostroż nego. Pieś ń mó wił a, ż e na zrobienie go zuż yto tysią c mieczy rozgrzanych do biał oś ci w paszczy ogromnego pieca Baleriona, zwanego Czarnym Postrachem. Na wykucie cał ego tronu potrzeba był o pię ć dziesię ciu pię ciu dni. I tak powstał a ta garbata, czarna bestia peł na ostrych krawę dzi, wą só w i zawijasó w z ostrego metalu; tron, któ ry mó gł zabić czł owieka, co takż e się zdarzył o, jeś li wierzyć opowieś ciom.

Eddard Stark nie potrafił do koń ca powiedzieć, co on robi na tym miejscu, lecz siedział tam, a ludzie patrzyli na niego, oczekują c sprawiedliwoś ci. - Jakie macie dowody na to, ż e byli to Lannisterowie? - spytał, starają c się opanować wzbierają cą w nim wś ciekł oś ć. - Czy nosili szkarł atne pł aszcze albo mieli chorą giew z lwem?

- Nawet Lannisterowie nie są aż tak gł upi - odparł ser Marq Piper. Był to porywczy mł odzieniec, zbyt mł ody i gwał towny, jak na gust Neda, lecz bliski przyjaciel brata Catelyn, Edmure’aTully’ego.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.