Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Podziękowania 38 страница



Mord chrzą kną ł i otworzył dł oń. Wiatr natychmiast porwał talerz, przewracają c go do gó ry nogami. Czę ś ć fasoli bryznę ł a na nich z powrotem, a pozostał a czę ś ć odleciał a. Dozorca roześ miał się, potrzą sają c ogromnym brzuchem, jakby to był a miska z pudingiem.

Tyrion poczuł falę gniewu. - Ty pieprzony pomiocie zasyfiał ego osł a - wycedził przez zę by. - Mam nadzieje, ż e zdechniesz na syfa.

W odpowiedzi Mord wymierzył mu solidnego kopniaka w ż ebra butem z metalowym czubkiem. - Zapamię tam to sobie! - ję kną ł zwinię ty na sł omie. - Osobiś cie cię zabiję, przysię gam! - Cię ż kie, ż elazne drzwi zatrzasnę ł y się z hukiem. Tyrion usł yszał zgrzyt przekrę canego klucza.

Przyznał w myś lach, ż e jak na tak mał ego czł owieka, posiada niebezpiecznie duż ą gę bę, po czym wpeł zł w ką t tego, co Arrynowie nazywali lochami. Skulił się pod cienkim kocem i popatrzył na puste bł ę kitne niebo i odległ e gó ry, któ re wydawał y się nie mieć koń ca; ż ał ował, ż e nie ma pł aszcza z cieniokota, któ ry wygrał w koś ci od Marilliona, po tym jak ś piewak ś cią gną ł go z martwego zbó ja. Wprawdzie jego skó ra cuchnę ł a stę chlizną i krwią, lecz pł aszcz był gruby i ciepł y. Mord zabrał mu go.

Podmuchy wiatru, niczym ostre szpony, szarpał y za jego koc. Otrzymał celę przeraź liwie mał ą, nawet jak dla karł a. Zaledwie pię ć stó p od niego, w miejscu gdzie powinna być ś ciana, gdzie w normalnym lochu był aby ś ciana, koń czył a się podł oga i zaczynał o niebo. Nie brakował o mu ś wież ego powietrza, sł oń ca, ś wiatł a księ ż yca i gwiazd, lecz Tyrion z chę cią by się zamienił na najciemniejszą, najbardziej ponurą dziurę we wnę trzu Casterly Rock.

- Polecisz - obiecał mu wcześ niej Mord, wpychają c go do celi. - Dwadzieś cia dni, trzydzieś ci, moż e pię ć dziesią t, i polecisz.

Arrynowie posiadali jedyne lochy w cał ym kró lestwie, z któ rych pozwalano wię ź niom uciekać. Pierwszego dnia Tyrion przeł amał strach po dł ugich godzinach wahań i rozpł aszczony podpeł zł do krawę dzi podł ogi, po czym wystawił gł owę. Niebo znajdował o się sześ ć set stó p poniż ej, wcześ niej był a tylko zieją ca pustką dziura. Gdyby wystawił gł owę jeszcze dalej, mó gł by zobaczyć inne cele po lewej i prawej stronie. Był niczym pszczoł a w kamiennym plastrze miodu, pszczoł a, któ rej ktoś wyrwał skrzydł a.

W celi panował przenikliwy chł ó d, wiatr wył bez przerwy, a najgorsze był o to, ż e podł oga opadał a. Wprawdzie nieznacznie, ale wystarczył o. Bał się zamkną ć oczy, bał się, ż e zacznie się staczać i obudzi w trakcie spadania. Nic dziwnego, ż e wię ź niowie z podniebnych cel wariowali.

Bogowie, miejcie mnie w opiece, napisał poprzedni mieszkaniec na ś cianie czymś, co mogł o być krwią, bł ę kit mnie wzywa. Począ tkowo Tyrion zastanawiał się, kim był tamten czł owiek i co się z nim stał o, lecz z czasem jego ciekawoś ć osł abł a.

Gdyby tylko siedział cicho…

Wszystko przez tego przeklę tego chł opaka, któ ry gapił się na niego z tronu wyrzeź bionego w twardym drewnie grabu i ustawionego pod chorą gwiami z księ ż ycem i sokoł em, herbem domu Arrynó w. Tyrion Lannister przywykł do tego, ż e patrzyli na niego z gó ry ró ż ni ludzie, ale rzadko był y to sześ ciolatki o kaprawych oczach, któ re musiał y podkł adać pod siedzenia grube poduszki, ż eby znaleź ć się na poziomie dorosł ych. - Czy on jest tym zł ym czł owiekiem? - spytał wtedy chł opiec, ś ciskają c lalkę.

- Tak - odpowiedział a lady Lysa ze swojego miejsca na mniejszym tronie u jego boku. Ubrana był a na niebiesko, upudrowana i wyperfumowana dla licznych konkurentó w.

- Jest taki mał y - powiedział Lord Eyrie i zachichotał.

- To jest Tyrion Karzeł z rodu Lannisteró w, któ ry zamordował twojego ojca. - Podniosł a gł os, któ ry odbił się echem od ś nież nobiał ych ś cian i smukł ych kolumn. - On zabił Namiestnika Kró la!

- Och, jego też zabił em? - zapytał wtedy, jak gł upiec Tyrion. Już wtedy powinien był trzymać ję zyk za zę bami i pochylić gł owę.

Teraz widział to wyraź nie… na siedem piekieł, wtedy też o tym wiedział. Wielka Sala Arrynó w był a dł uga i surowa, o zimnych ś cianach z biał ego marmuru, lecz twarze zebranych tam wydawał y się jeszcze zimniejsze. Casterly Rock znajdował się bardzo daleko, a w cał ym Yale nie był o ani jednego sprzymierzeń ca Lannisteró w. Jego najlepszą obroną powinna być uległ oś ć i milczenie.

Jednakż e paskudny nastró j przyć mił jego zdrowy rozsą dek. Jeszcze wcześ niej ze wstydem musiał przyznać, ż e opuś cił y go sił y i ostatni odcinek wspinaczki pokonał na plecach Bronna. Tak wię c upokorzenie dolał o oliwy do jego gniewu. - Wyglą da na to, ż e jestem bardzo zapracowanym czł owieczkiem - rzucił sarkastycznie. - Nie wiem, czy miał bym doś ć czasu na wszystkie te morderstwa.

Powinien był pamię tać, z kim ma do czynienia. Na kró lewskim dworze Lysa Arryn i jej mikry osesek znani byli ze swojej niechę ci do dowcipó w, szczegó lnie kiedy był y skierowane w ich stronę.

- Karle - powiedział a Lysa chł odno - albo powstrzymasz swó j cię ty ję zyk i bę dziesz zwracał się do mojego syna z wię kszą uprzejmoś cią, albo poż ał ujesz. Nie zapominaj, gdzie jesteś. To jest Eyrie, a dookoł a siedzą rycerze z Yale, któ rzy kochali Jona Arryna. Każ dy z nich gotó w jest oddać ż ycie za mnie.

- Z pewnoś cią je oddadzą, lady Arryn. Zajmie się tym mó j brat Jaime, jeś li coś mi się stanie. - Tyrion zrozumiał, ż e popeł nił gł upstwo, zanim jeszcze skoń czył mó wić.

- Czy potrafisz latać, lordzie Lannister? - spytał a lady Lysa. - Czy karł y mają skrzydł a? Jeś li nie, to lepiej przeł knij nastę pną groź bę, któ ra przyjdzie ci do gł owy.

- To nie był a groź ba - odparł Tyrion. - Raczej obietnica. Mał y lord Robert skoczył na nogi tak gwał townie, ż e upuś cił swoją lalkę. - Nic nam nie zrobisz - wrzasną ł. - Nikt nas tutaj nie skrzywdzi. Powiedz mu, mamo, powiedz, ż e nie moż e nas skrzywdzić. - Chł opiec zaczą ł drż eć.

- Eyrie jest nie do zdobycia - oś wiadczył a chł odno Lysa Arryn. Przygarnę ł a syna, otaczają c go biał ymi, pulchnymi ramionami. - Karzeł pró buje nas przestraszyć, kochanie. Wszyscy Lannisterowie to kł amcy. Nikt nie skrzywdzi mojego kochanego chł opczyka.

Niestety, pomyś lał wtedy, ż e ona miał a rację. Sam pokonał cał ą drogę na gó rę i wyobraż ał sobie, co by to oznaczał o dla rycerza w zbroi, na któ rego sypie się z gó ry lawina strzał i kamieni. Koszmar to zbyt ł agodne okreś lenie na to, co by go czekał o. Nic dziwnego, ż e nigdy dotą d nie zdobyto jeszcze Eyrie.

A jednak Tyrion wcią ż nie potrafił poskromić swojego ję zyka. - Powiedział bym raczej, ż e tylko niewygodny do zdobycia.

Mł ody Robert wycią gną ł przed siebie drż ą cą rę kę. - Jesteś kł amcą. Mamo, chcę zobaczyć, jak on fruwa. - Dwaj straż nicy w bł ę kitnych pł aszczach chwycili go za ramiona i podnieś li do gó ry.

Bogowie tylko wiedzą, co mogł o się wtedy stać, gdyby nie Catelyn Stark. - Siostro - zawoł ał a ze swojego miejsca poniż ej tronó w. - Pragnę ci przypomnieć, ż e ten czł owiek jest moim wię ź niem. Nie pozwolę go skrzywdzić.

Lysa Arryn obrzucił a ją chł odnym spojrzeniem, po czym wstał a i zeszł a szybko do niego, cią gną c za sobą dł ugą suknię. Przez chwilę bał się, ż e go uderzy, lecz ona rozkazał a ż oł nierzom, ż eby go puś cili. Kiedy postawili go niespodziewanie, nogi ugię ł y się pod nim i Tyrion przewró cił się.

Musiał wyglą dać komicznie, kiedy spró bował się podnieś ć, a jeszcze ś mieszniej, gdy pod wpł ywem gwał townego skurczu w prawej nodze runą ł ponownie. Ś miech odbił się echem od ś cian Wielkiej Sali.

- Mał y goś ć mojej siostry jest zbyt zmę czony, by staną ć o wł asnych sił ach - powiedział a lady Lysa. - Ser Yardisie, zabierz go do lochu. Dobrze mu zrobi odpoczynek w jednej z naszych podniebnych cel.

Straż nicy podnieś li go brutalnie. Tyrion Lannister zawisł mię dzy nimi, przebierają c nogami, z twarzą czerwoną ze wstydu. - Zapamię tam to sobie - powiedział, kiedy go wynosili.

I zapamię tał, chociaż na razie niewielki miał z tego poż ytek.

Najpierw pocieszał się, ż e jego pobyt tam nie potrwa dł ugo. Tł umaczył sobie, ż e Lysa Arryn chciał a go tylko upokorzyć i niebawem poś le po niego. A jeś li nie ona, to Catelyn Stark zechce go przesł uchać. Teraz bę dzie trzymał ję zyk za zę bami. Nie oś mielą się zabić go tak po prostu; wcią ż pozostawał Lannisterem z Casterly Rock i jego ś mierć oznaczał aby wojnę. Tak przynajmniej są dził do tej pory.

Teraz jednak nie był już taki pewien.

Moż e jego przeciwnicy chcieli tylko, ż eby tam gnił, ale on bał się, ż e nie starczy mu sił y, by wytrzymać tam dł ugo. Z każ dym dniem czuł się coraz gorzej i zaczynał się obawiać, ż e nadchodzi chwila, kiedy kopniaki i ciosy Morda odniosą oczekiwany skutek, o ile wcześ niej dozorca nie zagł odzi go na ś mierć. Jeszcze kilka gł odnych i zimnych nocy, a i on usł yszy zew bł ę kitu.

Nie przestawał myś leć o tym, co dzieje się za ś cianami - jeś li moż na je był o tak nazwać - jego celi. Lord Tywin, kiedy się dowiedział, z pewnoś cią wysł ał ludzi. Moż e Jaime prowadzi już sił y przez Księ ż ycowe Gó ry… chyba ż e pojechał na pó ł noc przeciwko Winterfell. Czy w ogó le ktoś poza granicami Yale podejrzewał chociaż, doką d zabrał a go Catelyn Stark? Zastanawiał się też, co zrobi Cersei, kiedy się dowie o wszystkim. Kró l mó gł by rozkazać go uwolnić, tylko czy posł ucha Kró lowej albo swojego Namiestnika? Tyrion nie miał zł udzeń co do uczuć, jakie Robert ż ywił do jego siostry.

Jeś li Cersei zachowa przytomnoś ć umysł u, bę dzie nalegał a, ż eby sam Kró l osą dził Tyriona. Takiemu rozwią zaniu nie oś mielił by się przeciwstawić nawet Ned Stark, jeś li nie chciał narazić się Kró lowi. Tyrion nie pragną ł niczego wię cej. Bez wzglę du na to, jakie przypisywano mu zbrodnie, zorientował się, ż e jak dotą d Starkowie nie mają przeciwko niemu ż adnych dowodó w. Niech przedstawią sprawę przed Ż elaznym Tronem i lordami. To bę dzie ich koniec. Gdyby tylko Cersei miał a na tyle rozumu, ż eby się zorientować …

Tyrion Lannister westchną ł. Jego siostra potrafił a okazać przebiegł oś ć, lecz czę sto zaś lepiał a ją jej wł asna duma. Moż e potraktować takie rozwią zanie jako zniewagę, a nie sprzyjają cą okolicznoś ć. Jaime był jeszcze gorszy, zawzię ty i porywczy. Jego brat nigdy nie zadawał sobie trudu rozwią zania wę zł a, jeś li mó gł go przecią ć mieczem.

Zastanawiał się, któ re z nich wysł ał o mordercę, ż eby uciszył chł opaka Starkó w, i czy rzeczywiś cie przyczynili się do ś mierci lorda Arryna. Był o to niezwykle subtelne i delikatne morderstwo, jeś li naprawdę poprzedni Namiestnik został zamordowany. Ludzie w jego wieku czę sto umierali niespodziewanie. Natomiast pomysł wysł ania do Brandona Starka jakiegoś durnia z ukradzionym noż em wydał mu się ogromnie nieporadnym posunię ciem. Jednakż e gdy się nad tym zastanowić …

Tyrion zadrż ał. Ta myś l bardzo mu się nie spodobał a. A moż e w lesie opró cz wilka i lwa grasował a jeszcze inna bestia. Jeś li tak, to ktoś wykorzystał go jako parawan dla swoich poczynań, a Tyrion nienawidził być wykorzystywany.

Musi się stą d wydostać, i to szybko. Nie miał szans pokonać brutalnego Morda, nie spodziewał się też, ż e ktoś przyniesie mu linę dł ugą na sześ ć set stó p, aby mó gł spuś cić się na dó ł i przekonać wszystkich, ż eby go wypuś cili. Uznał, ż e skoro znalazł się tam przez swó j ję zyk, to musi on pomó c mu się stamtą d wydostać.

Tyrion dź wigną ł się na nogi. Starał się nie zwracać uwagi na pochył oś ć podł ogi. Uderzył pię ś cią w drzwi. - Mord! - krzykną ł. - Dozorca! Mord, chodź tutaj! - Musiał powtó rzyć wezwanie z dziesię ć razy, zanim usł yszał kroki. Zrobił krok do tył u na chwilę przed tym, jak drzwi otworzył y się z hukiem.

- Hał asuje - warkną ł Mord; z jego spojrzenia wyzierał a ż ą dza krwi. W ogromnej dł oni trzymał skó rzany pas, szeroki i gruby, zawinię ty wokó ł palcó w. Nie daj im poznać, ż e się boisz, powtarzał w myś li Tyrion.

- Jak chciał byś być bogaty? - spytał.

Mord uderzył go. Zamachną ł się leniwym ruchem na odlew, lecz pas dosię gną ł ramienia Tyriona. Tyrion zachwiał się i zacisną ł zę by z bó lu. - Karzeł siedzi cicho - ostrzegł go Mord.

- Zł oto - powiedział Tyrion i zmusił się do uś miechu. - Casterly Rock jest peł ne zł ota… ach… - Tym razem Mord wł oż ył w uderzenie tyle sił y, ż e aż pas trzasną ł i podskoczył. Tyrion, uderzony w ż ebra, opadł na kolana z ję kiem. Zmusił się, by podnieś ć gł owę i spojrzeć na dozorcę. - Tak bogaty, jak Lannisterowie… - wyrzucił przez zaciś nię te zę by. - Tak mó wią, Mord…

Mord chrzą kną ł. Pas ś wisną ł w powietrzu i uderzył Tyriona w twarz. Bó l był tak przenikliwy, ż e nie pamię tał, kiedy się przewró cił. Kiedy znowu otworzył oczy, leż ał na podł odze swojej celi. W ustach miał peł no krwi i dzwonił o mu w uchu. Wycią gną ł rę kę, ż eby się podeprzeć, i jego palce trafił y na… pustkę. Cofną ł szybko rę kę, jakby ją oparzył, i spró bował opanować oddech. Musiał upaś ć na samą krawę dź i teraz leż ał zaledwie o kilka cali od bł ę kitu.

- Jeszcze mó wi? - Trzymają c pas w obu dł oniach, Mord rozcią gną ł go gwał townie. Tyrion podskoczył, a dozorca roześ miał się.

Nie zepchnie mnie, wmawiał sobie Tyrion, odsuwają c się od krawę dzi podł ogi. Nie oś mieli się mnie zabić. Catelyn Stark chce mnie ż ywego. Wierzchem dł oni otarł krew z ust, uś miechną ł się i powiedział: - Dał eś mi w koś ć, Mord. - Dozorca zmruż ył oczy; zastanawiał się, czy Tyrion kpi z niego. - Ja bym wiedział, jaki zrobić uż ytek z takiego sił acza. - Rozległ się ś wist pasa, ale tym razem Tyrion zdoł ał się odsuną ć. Tylko lekkie uderzenie w ramię. - Zł oto - powtó rzył, cofają c się do tył u jak rak. - Wię cej zł ota niż zobaczysz tutaj przez cał e swoje ż ycie. Doś ć, ż eby kupić ziemię, kobiety, konie… był byś lordem. Lord Mord. Tyrion odchrzą kną ł flegmę z krwią i spluną ł w niebo.

- Nie ma zł ota - powiedział Mord.

Sł ucha mnie!, pomyś lał Tyrion. - Zabrali mi sakiewkę, kiedy mnie zł apali, ale zł oto wcią ż jest moje. Catelyn Stark moż e kogoś uwię zić, ale nie poniż y się do tego, ż eby go obrabować. To niehonorowe. Pomó ż mi, a cał e zł oto bę dzie twoje. - Skó rzany ję zor wysuną ł się ponownie, lecz był o to leniwe, pogardliwe mlaś nię cie. Tyrion wycią gną ł rę kę i chwycił za koniec pasa. - Niczym nie ryzykujesz. Musisz tylko przekazać wiadomoś ć.

Dozorca wyszarpną ł pas z dł oni Tyriona. - Wiadomoś ć - powiedział, jakby nigdy wcześ niej nie sł yszał tego sł owa. Na jego czole pojawił y się gł ę bokie zmarszczki.

- Sł yszał eś, lordzie. Masz tylko zanieś ć wiadomoś ć do swojej pani. Powiedz jej… - Co moż e zmię kczyć Lyse Arryn?, zastanawiał się i nagle przyszł o mu coś do gł owy. - …powiedz jej, ż e chcę wyznać moje zbrodnie.

Mord unió sł ramię, a Tyrion przygotował się na kolejne uderzenie, lecz dozorca zawahał się. W jego spojrzeniu zmagał y się podejrzliwoś ć i chciwoś ć. Pragną ł zł ota, ale bał się podstę pu; jego spojrzenie mó wił o, ż e czę sto stawał się ich ofiarą. - Kł amstwo - wymamrotał wreszcie. - Karzeł oszukuje.

- Mogę poś wiadczyć na piś mie - obiecał Tyrion. Niektó rzy analfabeci gardzili sł owem pisanym, inni zaś odnosili się do niego z ogromną czcią, jakby był o swojego rodzaju magią. Na szczę ś cie Mord należ ał o tych drugich. Dozorca opuś cił pas. - Napisz duż o zł ota. Duż o.

- Och, tak, duż o zł ota - zapewnił go Tyrion. - Sakiewka bę dzie tylko na zachę tę. Mó j brat nosi zbroję ze szczerego zł ota. - W rzeczywistoś ci zbroja Jaime’a był a tylko pozł acana, ale ten dureń i tak nigdy by się nie poznał.

Przez chwilę Mord przesuwał palcami po pasie zamyś lony, lecz w koń cu odwró cił się i poszedł po papier i atrament. Kiedy Tyrion skoń czył pisać, dozorca popatrzył na list podejrzliwie. - A teraz zanieś wiadomoś ć - ponaglił go Tyrion.

Spał wstrzą sany dreszczem, kiedy przyszli po niego pó ź ną nocą.

Mord otworzył drzwi, ale się nie odezwał. Ser Yardis Egen obudził Tyriona szturchnię ciem czubkiem buta. - Wstawaj, karle. Moja pani chce cię widzieć.

Tyrion przetarł oczy i udał, ż e się krzywi. - Nie wą tpię, ale ską d wiesz, ż e ja chcę się z nią widzieć?

Ser Yardis zmarszczył brwi. Tyrion dobrze go pamię tał z czasó w, kiedy ser Yardis przebywał w King’s Landing jako kapitan straż y domowej Namiestnika. Prosta twarz, siwe wł osy, dobrze zbudowany i ani odrobiny poczucia humoru. - Nie obchodzą mnie twoje ż yczenia. Na nogi albo każ ę cię zanieś ć.

Tyrion dź wigną ł się niezgrabnie. - Zimna noc - rzucił od niechcenia - a w Wielkiej Sali panują przecią gi. Nie chciał bym się przezię bić. Mord, bą dź tak dobry i przynieś mó j pł aszcz.

Dozorca patrzył na niego podejrzliwie.

- Mó j pł aszcz - powtó rzył Tyrion. - Ten z cieniokota, któ ry wzią ł eś ode mnie na przechowanie. Pamię tasz.

- Przynieś mu ten cholerny pł aszcz - powiedział ser Yardis. Mord nie odważ ył się odezwać ani sł owem. Posł ał Tyrionowi groź ne spojrzenie, ale poszedł po pł aszcz. Tyrion uś miechną ł się, kiedy dozorca przykrył mu ramiona. - Dzię kuję ci. Pomyś lę o tobie zawsze, kiedy bę dę go nosił. - Zarzucił poł ę pł aszcza na ramię i po raz pierwszy od dł uż szego czasu poczuł ciepł o. - Prowadź, ser Yardisie.

Wielką Salę Arrynó w oś wietlał o pię ć dziesią t pochodni umieszczonych na ś cianach. Lady Lysa ubrał a suknię z czarnego jedwabiu ozdobioną na piersi księ ż ycem i sokoł em wyszytymi perł ami. Wiedzą c, ż e kobiety nie mogą wstę pować do Nocnej Straż y, Tyrion domyś lił się, ż e taki stró j uznał a za najbardziej odpowiedni do przyję cia jego wyznań. Z jej lewego ramienia spł ywał warkocz pieczoł owicie upleciony z kasztanowych wł osó w. Wyż szy tron u jej boku był pusty; niewą tpliwie mał y Lord Eyrie trzą sł się pogrą ż ony we ś nie. Tyrion uznał, ż e przynajmniej w tym wzglę dzie dopisał o mu szczę ś cie.

Skł onił się nisko, wykorzystują c moment, aby się rozejrzeć. Lady Ary a zebrał a swoich rycerzy i dostojnikó w, w obecnoś ci któ rych miał a wysł uchać jego wyznań - taką przynajmniej miał nadzieję. Dostrzegł surowe oblicze ser Bryndena Tully’ego i pogodną twarz Lorda Nestora Royce’a. U jego boku stał mł odszy mę ż czyzna z zabó jczymi czarnymi bokobrodami. Tyrion domyś lił się, ż e jest to jego nastę pca, ser Albar. Przybyli reprezentanci wszystkich waż niejszych rodó w z Yale. Tyrion zauważ ył ser Lyna Corbraya, prostego jak miecz, i lorda Huntera cherlawych nogach, a takż e owdowiał ą lady Waynwood w towarzystwie synó w. Pozostał ych godeł - zł amanej lancy, zielonej ż mii, pł oną cej wież y, skrzydlatego kielicha - nie znał.

Tyrion wś ró d zebranych rozpoznał towarzyszy podró ż y: ser Rodrik Cassel, blady od nie wyleczonych jeszcze ran, stał w towarzystwie ser Willisa. Marrillion znalazł nową harfę. Tyrion uś miechną ł się na jego widok. Bez wzglę du na to, co miał o się wydarzyć tego wieczoru, powinno to mieć miejsce na oczach ś wiadkó w, a nikt lepiej nie rozgł osi opowieś ci jak minstrel.

Z tył u sali, pod filarem, przechadzał się Bronn. Wolny, nie spuszczał oczu z Tyriona, a jego dł oń spoczywał a na rę kojeś ci miecza. Tyrion posł ał mu dł ugie spojrzenie, zastanawiają c się …

Pierwsza przemó wił a Catelyn Stark. - Powiedziano nam, ż e pragniesz przyznać się do popeł nionych zbrodni.

- Tak, pani - odparł Tyrion.

Lysa Arryn uś miechnę ł a się do swojej siostry. - W podniebnej celi wszyscy się ł amią. Tam widzą ich bogowie i nie ma ciemnoś ci, w któ rej mogliby się schować.

- Moim zdaniem on nie wyglą da na zł amanego - powiedział a lady Catelyn.

Lady Lysa zdawał a się nie zwracać na nią uwagi. - Mó w zatem - zwró cił a się do Tyriona.

Nie mam wyboru, pomyś lał i zerkną ł na Bronna. - Od czego tu zaczą ć? Jestem mał ym, podł ym czł owieczkiem, przyznaję. Moje zbrodnie i grzechy są niezliczone. Nie wiem, ile razy szedł em do ł ó ż ka z dziwkami. Mojemu panu ojcu ż yczył em ś mierci, podobnie jak mojej siostrze, naszej ł askawej Kró lowej. - Ktoś z tył u zachichotał.

- Nie zawsze traktował em należ ycie sł uż bę. Uprawiał em hazard, a nawet oszukiwał em, do czego przyznaję się ze wstydem. Wypowiedział em wiele okrutnych i podł ych sł ó w pod adresem szlachetnych lordó w i dam dworu. - Teraz już rozległ y się gromkie salwy ś miechu.

- Raz nawet…

- Cisza! - Okrą gł a i blada twarz Lysy Arryn zapł onę ł a rumień cem. - Karle, co ty wyprawiasz?

Tyrion przechylił gł owę na bok. - No có ż, wyznaję swoje zbrodnie, pani.

Catelyn Stark zrobił a krok do przodu. - Jesteś oskarż ony o to, ż e wynają ł eś zbira, ż eby zabił mojego syna w jego ł ó ż ku, a takż e spiskował eś i przyczynił eś się do ś mierci lorda Jona Arryna, Kró lewskiego Namiestnika.

Tyrion wzruszył ramionami niewinnie. - Obawiam się, ż e do tych zbrodni nie mogę się przyznać. Nic nie wiem na temat tych morderstw.

Lady Lysa podniosł a się ze swojego tronu. - Nie pozwolę, ż eby ze mnie kpiono. Odegrał eś swoje przedstawienie, Karle. Mam nadzieje, ż e dobrze się bawił eś. Ser Yardisie, zabierz go z powrotem do wież y… ale tym razem znajdź mu mniejszą celę z bardziej pochył ą podł ogą.

- Czy w taki sposó b wymierza się sprawiedliwoś ć w Yale? - rykną ł Tyrion tak gł oś no, ż e nawet ser Yardis zastygł na moment. - Czy honor zatrzymuje się przed Krwawą Bramą? Jestem oskarż ony o zbrodnie, do popeł nienia któ rych nie chcę się przyznać, a wię c wrzucacie mnie do otwartej celi i drę czycie chł odem i gł odem. - Podnió sł gł owę, by wszyscy zobaczyli siniaki, któ re zostawił na jego twarzy Mord. - A gdzie kró lewska sprawiedliwoś ć? Czy Eyrie nie jest czę ś cią Siedmiu Kró lestw? Skoro mnie oskarż acie, to domagam się rozprawy. Pozwó lcie mi mó wić i niech moja prawda albo moje kł amstwo zostanie osą dzone otwarcie w obliczu bogó w i ludzi.

Po Wielkiej Sali przetoczył a się fala pomrukó w. Dopadł ją, wiedział o tym. Był synem najpotę ż niejszego lorda w cał ym kró lestwie, bratem Kró lowej. Nie mogli mu odmó wić są du. Ż oł nierze w bł ę kitnych pł aszczach ruszyli w jego stronę, lecz ser Yardis powstrzymał ich i spojrzał na lady Lyse.

Jej mał e usta wykrzywił uś miech rozdraż nienia. - Jeś li zostaniesz osą dzony i uznany za winnego zbrodni, o któ re został eś oskarż ony, zapł acisz ż yciem, zgodnie z kró lewskim prawem. Nie mamy tutaj kata, lordzie Lannister. Otwó rzcie Księ ż ycowe Drzwi.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.