Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Podziękowania 29 страница



- Zastanawiam się, jak wydać twoje pienią dze - zawoł ał Littlefinger do lorda Renly’ego.

Ogar zdoł ał utrzymać się w siodle. Zawró cił swojego wierzchowca i pojechał na począ tek szrankó w. Jaime Lannister odrzucił zł amaną kopię i wzią ł nową. Przez chwilę rozmawiał wesoł o ze swoim giermkiem. Ogar ruszył galopem i Lannister wyjechał mu na spotkanie. Tym razem, kiedy Jaime przechylił się, Sandor Clegane zrobił to samo. Drzazgi z obu kopii wyleciał y w powietrze. Zanim opadł y, gniady rumak biegł swobodnie w poszukiwaniu trawy, ser Jaime Lannister zaś toczył się po ziemi w swojej zł ocistej, pogię tej zbroi.

- Wiedział am, ż e Ogar wygra - powiedział a Sansa. Littlefinger usł yszał jej sł owa i zawoł ał: - Jeś li wiesz, kto wygra w drugim pojedynku, to powiedz teraz, zanim lord Renly cał kiem mnie oskubie. - Ned uś miechną ł się.

- Szkoda, ż e nie ma z nami karł a - powiedział Lord Renly. - Mó gł bym wygrać dwa razy tyle.

Jaime Lannister podnió sł się już na nogi, ale jego heł m w kształ cie lwiej gł owy pogią ł się w czasie upadku i teraz rycerz nie mó gł zdją ć go z gł owy. Z niż szych ł awek dobiegał y gwizdy i pokrzykiwania. Lordowie i damy pró bowali nieudolnie zdusić chichoty, lecz nad wszystkimi odgł osami wznosił się gromki ś miech kró la Roberta. Ostatecznie odprowadzono ś lepego i kulawego Lwa Lannisteró w do kowala.

Tymczasem w szrankach pojawił się już ser Gregor Clegane. Był ogromnym mę ż czyzną, najwię kszym, jakiego widział Eddard Stark. Robert Baratheon i wszyscy jego bracia byli potę ż ni, podobnie jak i Ogar, a w Winterfell mieszkał gł upkowaty stajenny o imieniu Hodor, jeszcze wię kszy od nich wszystkich, lecz rycerz, któ rego zwali Jeż dż ą cą Gó rą, przewyż szał wzrostem nawet Hodora. Mierzył ponad siedem stó p wzrostu, prawie osiem, a jego bary i ramiona przypominał y pnie mał ych drzew. Rumak Gregora wyglą dał jak kucyk pomię dzy jego nogami, a kopia w jego rę kach przypominał a kij od miotł y.

W przeciwień stwie do swojego brata ser Gregor nie mieszkał na dworze. Był samotnikiem, któ ry rzadko opuszczał swoje ziemie, przeważ nie tylko wtedy, gdy udawał się na wojnę lub na turniej. Jako siedemnastoletni, ś wież o pasowany rycerz walczył u boku lorda Tywina, kiedy padł a Kró lewska Przystań, Już wtedy wyró ż niał się wzrostem i ogromną zaciekł oś cią. Niektó rzy twierdzą, ż e to wł aś nie Gregor roztrzaskał gł ó wkę księ cia Aegona Targaryena, któ ry był wtedy niemowlę ciem, a potem zgwał cił jego matkę, księ ż niczkę Elię z Dorn, zanim ją zabił. Naturalnie nikt nie oś mielił się powtó rzyć tego w jego obecnoś ci.

Ned Stark nie pamię tał, ż eby kiedykolwiek z nim rozmawiał, chociaż Gregor walczył po ich stronie w czasie powstania Balona Greyboya, lecz wtedy był jednym z tysię cy rycerzy. Patrzył na niego z niepokojem. Ned niegdy nie dawał wiary plotkom, ale to, co opowiadano o ser Gregorze, brzmiał o bardziej niż strasznie. Niebawem miał się oż enić po raz trzeci. O ś mierci dwó ch poprzednich ż on krą ż ył y mroczne opowieś ci. Mó wiono, ż e jego twierdza to bardzo ponure miejsce, w któ rym sł uż ba czę sto znikał a i gdzie nawet psy bał y się wchodzić do gł ó wnej sali. Miał też siostrę, lecz i ona zmarł a w mł odym wieku. Jego brata okaleczył ogień, a ojciec zginą ł w wypadku podczas polowania. W dniu, w któ rym Gregor odziedziczył twierdzę, zł oto i rodzinne posiadł oś ci, jego mł odszy brat wyjechał i zacią gną ł się na sł uż bę u Lannisteró w. Podobno od tamtej pory ani razu nie odwiedził rodzinnego domu.

Tł um przywitał Rycerza Kwiató w falą pomrukó w, a Ned usł yszał szept podnieconej có rki: - Och, on jest taki pię kny. - Ser Loras Tyrell, gibki jak trzcina, miał na sobie oś lepiają co srebrzystą zbroję ozdobioną deseniem czarnej winoroś li i drobniutkich niezapominajek. Wszyscy, podobnie jak Ned, natychmiast zorientowali się, ż e to szafiry tworzą ich gł ó wki, co przyję li okrzykami podziwu i niedowierzania. Z ramienia mł odzień ca zwisał cię ż ki pł aszcz. Do grubej, weł nianej peleryny przyszyto setki prawdziwych niezapominajek.

Jego koń był ró wnie gibki jak jeź dziec; siwa klacz stworzona do szybkoś ci. Rumak ser Gregora zarż ał, kiedy pochwycił jej zapach. Chł opak z Wysogrodu zrobił coś przy nogach klaczy i koń zatań czył zgrabnie, usuwają c się w bok. Sansa chwycił a ojca za ramię. - Ojcze, nie pozwó l, ż eby ser Gregor go zranił - powiedział a. Ned zauważ ył, ż e trzyma ró ż ę, któ rą poprzedniego dnia podarował jej ser Loras. Jory opowiedział mu o tym.

- Oni walczą kopiami turniejowymi - wyjaś nił có rce - któ re ł amią się przy uderzeniu, dlatego nikt nie jest ranny. - Zaraz jednak przypomniał sobie martwego chł opaka zł oż onego na wozie, przykrytego pł aszczem ozdobionym pó ł księ ż ycami.

Ser Gregor z trudem potrafił opanować swojego wierzchowca. Jego rumak potrzą sał gł ową, grzebał kopytami i rż ał nerwowo. Olbrzym kopną ł mocno cię ż kim butem w bok konia. Rumak staną ł dę ba i prawie go zrzucił.

Rycerz Kwiató w skł onił się przed Kró lem i odjechał na koniec szrankó w z gotową kopią. Ser Gregor ś cią gną ł mocno cugle swojego konia, zatrzymują c go w miejscu. I nagle zaczę ł o się. Rumak Jeż dż ą cej Gó ry ruszył peł nym galopem, klacz zaś jego przeciwnika popł ynę ł a gł adko niczym niesiony wiatrem jedwab. Ser Gregor poprawił tarczę i nastawił kopię, lecz przez cał y czas z trudem utrzymywał krną brnego konia w linii prostej. Nieoczekiwanie Loras Tyrell znalazł się tuż przed nim i skierował kopię dokł adnie w to miejsce. W nastę pnej chwili Jeż dż ą ca Gó ra spadał już w dó ł. Był tak wielki, ż e pocią gną ł za sobą swojego rumaka. Razem tworzyli ogromną masę splą tanej stali i ciał a.

Rozległ y się okrzyki zdziwienia, gwizdy, wiwaty, lecz ponad wszystkim rozbrzmiewał ochrypł y ś miech Ogara. Rycerz Kwiató w zatrzymał swojego wierzchowca na koń cu szrankó w. Jego kopia pozostał a nienaruszona. Szafiry zamrugał y w sł oń cu, kiedy podnió sł przył bicę, ukazują c uś miechnię tą twarz. Lud szalał z radoś ci.

Ser Gregor Clegane podnió sł się z ziemi na ś rodku pola. Zerwał z gł owy heł m i cisną ł go na ziemię. Twarz miał pociemniał ą ze zł oś ci, a wł osy opadł y mu na oczy. - Mó j miecz - krzyczał gniewnie do giermka. Chł opiec podbiegł do niego natychmiast. Rumak ser Gregora zdą ż ył już dź wigną ć się na nogi.

Gregor Clegane zabił konia jednym okrutnym cię ciem, któ re przecię ł o szyję zwierzę cia na pó ł. W jednej chwili wiwaty przeszł y w okrzyki przeraż enia. Zdychają cy koń osuną ł się na kolana, rż ą c przeraź liwie. Gregor ruszył na ser Lorasa Tyrella z zakrwawionym mieczem w dł oni. - Powstrzymajcie go! - zawoł ał Ned, lecz jego sł owa utonę ł y w morzu wrzaskó w. Wszyscy krzyczeli, a Sansa pł akał a.

Wszystko skoń czył o się bardzo szybko. Rycerz Kwiató w krzyczał, by podano mu miecz, lecz ser Gregor powalił jego giermka i chwycił za cugle jego konia. Klacz poczuł a krew i stanę ł a dę ba. Loras Tyrell z trudem utrzymywał się w siodle. Ser Gregor zamierzył się mieczem i potę ż nym uderzeniem w pierś zrzucił mł odzień ca na ziemię. Kiedy jednak Gregor wznió sł miecz, by zadać ś miertelne uderzenie, rozległ się ostrzegawczy okrzyk: - Zostaw go - i dł oń w stalowej rę kawicy pocią gnę ł a go w bok.

Jeż dż ą ca Gó ra obró cił się rozwś cieczony i jego miecz zatoczył ł uk do tył u gotowy do ataku, lecz Ogar odparował go. Loras Tyrell został odprowadzony na bezpieczną odległ oś ć, tymczasem obaj bracia nie ustawali w atakach, co wydawał o się trwać wiecznoś ć. Ned trzykrotnie widział, jak ser Gregor kieruje swó j miecz na psi heł m, jednak ani razu nie udał o się Sandorowi dosię gną ć odsł onię tej twarzy brata.

Trzeba był o gł osu Kró la, ż eby zakoń czyć tę walkę … gł osu Kró la i dwudziestu ludzi. Jon Arryn powtarzał, ż e dowó dca musi mieć mocny gł os, ż eby go sł yszano na polu bitwy, a Robert udowodnił nad Tridentem, ż e posiada taki gł os. - Doś ć tego szaleń stwa - zagrzmiał.

- Rozkazuję wam w imieniu Kró la!

Ogar przyklę kną ł na jedno kolano. Miecz ser Gregora przecią ł powietrze i dopiero wtedy rycerz opamię tał się. Opuś cił miecz i posł ał Robertowi groź ne spojrzenie, otoczony przez kró lewskich gwardzistó w i tuzin innych rycerzy. Odwró cił się bez sł owa i odszedł, odepchną wszy Barristana Selmy’ego - Puś ć cie go - powiedział Robert, koń czą c ostatecznie cał ą sprawę.

- Czy Ogar został czempionem? - spytał a Sansa.

- Nie - odpowiedział Ned. - Pozostał jeszcze jeden, ostatni, pojedynek mię dzy Ogarem i Rycerzem Kwiató w.

A jednak okazał o się, ż e Sansa miał a rację. Kilka chwil pó ź niej na pole wszedł ser Loras Tyrell w samym tylko prostym kubraku i przemó wił do Sandora Clegane: - Zawdzię czam ci ż ycie. A zatem ty jesteś zwycię zcą, ser.

- Nie jestem ż aden ser - odparł Ogar, lecz przyją ł zwycię stwo oraz sakiewkę zwycię zcy, a takż e - chyba po raz pierwszy w ż yciu - uwielbienie tł umu. Ludzie wiwatowali gł oś no, kiedy odchodził do swojego pawilonu.

Kiedy Ned szedł z Sansa na pole ł ucznikó w, doł ą czył do nich Littlefinger i kilku innych. - Tyrell z pewnoś cią wiedział, ż e jego klacz grzał a się. Daję gł owę, ż e chł opak wszystko zaplanował. Gregor zawsze lubił ogromne, narowiste konie, któ re mają wię cej energii niż zdrowego rozsą dku. - Wydawał o się, ż e rozbawił y go jego wł asne sł owa.

- Z pewnoś cią nie rozbawił y ser Barristana Selmy’ego. - Podstę pne sztuczki nie przynoszą wielkiego zaszczytu - powiedział starzec poważ nym tonem.

- Niewielki zaszczyt i dwadzieś cia tysię cy w zł ocie. - Lord Renly uś miechną ł się. Tego samego popoł udnia mł odzieniec o imieniu Anguy, zwykł y chł opak z Dornijskich Bagien, wygrał konkurs ł uczniczy, pokonują c ser Balona Swanna i Jalabhara Xho na odległ oś ci stu krokó w. Pozostali ł ucznicy odpadli na kró tszych dystansach. Ned posł ał Alyna, by go odszukał, i zaproponował mu sł uż bę w szeregach straż y Namiestnika, lecz chł opak odmó wił, upojony winem, zwycię stwem i niespodziewanym bogactwem.

Walka wrę cz trwał a trzy godziny. Wzię ł o w niej udział prawie czterdziestu ludzi, gł ó wnie wolni, pomniejsi rycerze, a takż e ś wież o mianowani giermkowie, któ rzy pragnę li, by o nich usł yszano. W wirze peł nym krwi i bł ota, posł ugują c się przytę pioną bronią, zmagał y się niewielkie oddział y, któ rych czł onkowie zwracali się pó ź niej przeciwko sobie, w miarę jak tworzył y się i rozpadał y kolejne koalicje, aż ostatecznie na polu bitwy pozostał tylko jeden czł owiek. Zwycię zcą ogł oszono czerwonego kapł ana, Thorosa z Myr. Był to szaleniec, któ ry ogolił sobie gł owę i walczył ognistym mieczem. Już wcześ niej wygrywał podobne pojedynki, ponieważ konie innych jeź dź có w bał y się ognia, Thoros zaś nie bał się niczego. Tak wię c ostatecznie mó wiono o trzech zł amanych koń czynach, pogruchotanym obojczyku, kilkunastu zł amanych palcach, był o też mnó stwo siniakó w i zadrapań. Ned bardzo się cieszył, ż e Robert nie staną ł w szranki.

Tamtego wieczoru, w czasie uczty, Eddard Stark siedział peł en nadziei jak nigdy dotą d: Robert tryskał humorem, nigdzie nie był o widać Lannisteró w i nawet jego có rki zachowywał y się wyją tkowo poprawnie. Jory przyprowadził Aryę, a Sansa rozmawiał a z nią bardzo uprzejmie. - Turniej był wspaniał y - westchnę ł a. - Szkoda, ż e nie przyszł aś popatrzeć. A jak minę ł y twoje tań ce?

- Jestem cał a obolał a - odparł a Arya zadowolona i pokazał a z dumą ogromny siniak na nodze.

- Musisz być okropną tancerką - powiedział a Sansa z pową tpiewaniem.

Pó ź niej, kiedy Sansa odeszł a posł uchać trupy ś piewakó w, któ rzy przedstawiali widowisko skł adają ce się gł ó wnie z ballad, a zatytuł owane Taniec smokó w, Ned dokł adniej przyjrzał się posiniaczonej nodze có rki.

- Mam nadzieję, ż e Forel nie ć wiczy cię zbyt ostro - powiedział. Arya stanę ł a na jednej nodze. Robił a to coraz lepiej. - Syrio twierdzi, ż e każ dy siniak to nowa lekcja, a każ da nowa lekcja czyni cię lepszym.

Ned zmarszczył brwi. Syrio Forel posiadał znakomitą reputację, a jego wyszukany styl walki z Braavos doskonale nadawał się do smukł ego orę ż a Aryi, mimo to… Sam nie wiedział, co o tym myś leć. Kilka dni temu chodził a z oczyma zawią zanymi czarną, jedwabną przepaską. Pó ź niej wyjaś nił a mu, ż e Syrio uczył ją patrzeć uszami, nosem i skó rą. Jeszcze wcześ niej kazał jej robić obroty i salta w tył.

- Arya, jesteś pewna, ż e chcesz dalej ć wiczyć? Skinę ł a gł owa. - Jutro bę dziemy ł apać koty.

- Koty - westchną ł. - Moż e popeł nił em bł ą d, zatrudniają c tego mistrza z Braavos. - Jeś li chcesz, to poproszę Jory’ego, ż eby dalej cię uczył. Albo porozmawiam z ser Barristanem. W mł odoś ci był najlepszy w cał ych Siedmiu Kró lestwach.

- Nie chcę ich - powiedział a Arya. - Chcę Syria. - Ned przeczesał wł osy palcami. Każ dy przyzwoity rycerz mó gł by nauczyć Aryę podstaw szermierki bez tych wszystkich nonsensownych przepasek, mł ynkó w i skakania na jednej nodze, lecz on dobrze wiedział, ż e jego có rka jest uparta jak osioł i nie ma sensu z nią się sprzeczać.

- Jak chcesz - powiedział. Wierzył, ż e Arya zmieni zdanie prę dzej czy pó ź niej. - Tylko uważ aj na siebie.

- Dobrze - zapewnił a go z poważ ną miną i przeskoczył a z prawej nogi na lewą.

Pó ź nym wieczorem, kiedy już odprowadził obie có rki do ich sypialni i przypilnował, ż eby poł oż ył y się do swoich ł ó ż ek - Sansa ze swoimi marzeniami, Arya z siniakami - sam udał się do swoich komnat na gó rze Wież y Namiestnika. Po ciepł ym dniu w pokoju panował a duchota. Ned podszedł do okna i otworzył cię ż kie okiennice, ż eby wpuś cić do ś rodka chł odne nocne powietrze. Spojrzawszy ponad Wielkim Dziedziń cem, dostrzegł ś wiatł o ś wiecy w oknie komnaty Littlefingera. Pó ł noc minę ł a już jakiś czas temu. Biesiadnicy znad rzeki wracali pomał u do domó w.

Wyją ł sztylet i przyjrzał mu się uważ nie. Broń Littlefingera, zdobyta przez Tyriona Lannistera jako wygrana w zakł adzie, wysł ana, by zabić nią Brana w czasie snu. Dlaczego? Dlaczego karzeł miał by pragną ć ś mierci Brana? Dlaczego ktokolwiek miał by pragną ć jego ś mierci?

Sztylet, upadek Brana, wszystko to ma jakiś zwią zek z zamordowaniem Jona Arryna, czuł, ż e tak jest, lecz jak dotą d ani trochę nie udał o mu się odsł onić prawdy o ś mierci Jona. Lord Stannis nie powró cił do Kró lewskiej Przystani na turniej. Lysa Arryn milczał a, schowana bezpiecznie za wysokimi murami Eyrie. Giermek nie ż ył, a Jory wcią ż przesł uchiwał w burdelach. Jak dotą d nie znalazł niczego poza bę kartem Roberta.

Ned nie miał wą tpliwoś ci, ż e ponury pomocnik pł atnerza jest synem Kró la. Jego twarz zbyt wyraź nie ś wiadczył a o pokrewień stwie z Baratheonami: szczę ka, oczy, ciemne wł osy. Renly był zbyt mł ody, by mieć syna w tym wieku, Stannis nosił zbroję dumnego i zimnego honoru. Pozostał tylko Robert, Gendry był jego synem.

Tylko czy wiedza ta coś mu dawał a? Kró l zostawił innych bę kartó w w Siedmiu Kró lestwach. Otwarcie uznał jednego z nich, chł opca w wieku Brana, któ rego matka był a damą. Chł opak został oddany pod opiekę kasztelana lorda Renly’ego w Koń cu Burzy.

Ned pamię tał pierwsze dziecko Roberta, dziewczynkę z Yale; Robert sam był wtedy jeszcze prawie chł opcem. Sł odkie dziecko, mł ody lord z Koń ca Burzy kochał ją do szaleń stwa i odwiedzał czę sto, ż eby się z nią pobawić jeszcze dł ugo po tym, jak przestał się interesować jej matką. Czę sto cią gną ł tam ze sobą Neda dla towarzystwa. Dziewczyna miał aby teraz siedemnaś cie albo osiemnaś cie lat, zdał sobie sprawę, starsza od Roberta, kiedy ją spł odził. Dziwna myś l.

Bę karty pana mę ż a nie przysparzał y radoś ci Cersei, ale ostatecznie nie miał o to znaczenia, czy spł odził jednego czy stu. Wedł ug prawa i zwyczaju nisko urodzone dzieci nie miał y zbyt wielu praw. Gendry, dziewczynka w Yale, chł opak w Koń cu Burzy, ż adne z nich nie mogł o zagrozić prawowitym dzieciom Roberta… Jego rozmyś lania przerwał o ciche pukanie do drzwi. - Ktoś do ciebie, panie - zawoł ał Harwin. - Nie chciał podać swojego imienia.

- Wpuś ć go - powiedział Ned. Zastanawiał się, kto to moż e być. Do pokoju wszedł tę gi mę ż czyzna w popę kanych, ubł oconych butach i grubej, brą zowej szacie z surowego materiał u; twarz schował pod kapturem, a dł onie w obszernych rę kawach. Nic nie wskazywał o na to, ż e mó gł by należ eć do Nocnej Straż y.

- Kim jesteś? - spytał Ned.

- Przyjacielem - odparł obcy dziwnie niskim gł osem. - Lordzie Stark, musimy porozmawiać sam na sam.

Ciekawoś ć wzię ł a gó rę nad ostroż noś cią. - Harwin, zostaw nas samych - rozkazał. Goś ć zdją ł kaptur dopiero wtedy, gdy straż nik zamkną ł za sobą drzwi.

- Lord Yarys? - spytał Ned zdumiony.

- Lordzie Stark - przemó wił Yarys uprzejmym gł osem i usiadł.

- Czy bę dzie to dla ciebie kł opotem, jeś li zaproponuję, ż ebyś my się czegoś napili?

Ned napeł nił letnim winem dwa puchary i podał jeden Yarysowi. - Mó gł bym przejś ć tuż obok i bym cię nie poznał - powiedział z niedowierzaniem. Dotą d widywał eunucha ubranego tylko w najlepsze jedwabie, aksamity i adamaszki, natomiast ten czł owiek cuchną ł potem.

- A zatem dobrze się spisał em - powiedział Yarys. - Nie chciał bym, ż eby pewni ludzie dowiedzieli się, ż e rozmawialiś my sam na sam. Kró lowa bacznie cię obserwuje. Wyborne wino. Dzię kuję.

- Jak przedostał eś się przez moje straż e? - spytał Ned. Na zewną trz wejś cia pilnowali Porther i Cayn, przy schodach zaś stał Alyn.

- W Czerwonej Twierdzy znajdują się przejś cia znane tylko duchom i pają kom. - Yarys uś miechną ł się przepraszają co. - Nie zajmę ci wiele czasu, mó j panie. Są rzeczy, o któ rych powinieneś wiedzieć. Jesteś Namiestnikiem Kró la, a Kró l jest gł upcem. - Sł odki ton eunucha znikną ł w jednej chwili, a jego gł os stał się cię ty i ostry jak nó ż. - Tak, wiem, jest twoim przyjacielem, niemniej jednak to gł upiec… skazany na zatracenie, jeś li go nie uratujesz. To miał o się stać dzisiaj. Chcieli go zabić w czasie pojedynku wrę cz.

Przez chwilę Ned siedział w milczeniu, zdumiony wiadomoś cią.

- Kto?

Yarys napił się wina. - Jeś li naprawdę muszę ci mó wić takie rzeczy, to znaczy, ż e jesteś jeszcze wię kszym gł upcem niż on, a ja znalazł em się po niewł aś ciwej stronie.

- Lannisterowie - powiedział Ned. - Kró lowa… nie, nie wierzę, nawet Cersei… Przecież prosił a go, ż eby nie walczył!

- Zakazał a mu walki! I to w obecnoś ci jego brata, rycerzy i poł owy dworu. Powiedz mi, czy moż e być lepszy sposó b, by nakł onić do czegoś Roberta?

Ned poczuł ucisk w ż oł ą dku. Eunuch dotkną ł ją dra prawdy: wystarczył o powiedzieć Robertowi Baratheonowi, ż e nie moż e, nie wolno mu czegoś zrobić, a z pewnoś cią to uczyni. - Nawet gdyby walczył, czy ktoś by się oś mielił zadać cios Kró lowi?

Yarys wzruszył ramionami. - W ostatnim pojedynku brał o udział czterdziestu jeź dź có w. Lannisterowie mają wielu przyjació ł. W takim zamieszaniu… przewracają ce się konie, poł amane koś ci i jeszcze Thoros z Myr wymachują cy tym swoim absurdalnym ognistym mieczem. Kto by to nazwał morderstwem, gdyby czyjś przypadkowy cios powalił Jego Mił oś ć? - Podszedł do dzbana i nalał sobie jeszcze wina. - Z pewnoś cią winowajca okazał by wielką skruchę. Już sł yszę jego pł acz. A ł askawa i peł na zrozumienia wdowa podnosi biedaka z kolan i udziela mu przebaczenia. Dobry kró l Joffrey musiał by go uł askawić. - Eunuch przył oż ył dł oń do policzka. - A moż e jednak Cersei pozwolił aby ser Ilynowi ś cią ć mu gł owę. Takie rozwią zanie stanowił oby mniejsze ryzyko dla Lannisteró w, za to był oby nieprzyjemnym zaskoczeniem dla ich przyjaciela.

Ned poczuł wzbierają cy w nim gniew. - Wiedział eś o wszystkim i nic nie zrobił eś.

- Ja mam pod sobą szpiegó w, a nie wojownikó w.

- Mogł eś przyjś ć do mnie wcześ niej.

- Tak, przyznaję. A ty byś od razu popę dził do Kró la, prawda? Ciekawe, co by zrobił Robert, gdyby się o wszystkim dowiedział?

Ned zastanawiał się nad tym. - Przeklą ł by ich wszystkich i zechciał pokazać, ż e się nie boi.

Yarys rozł oż ył rę ce. - Wyznam ci coś jeszcze, lordzie Eddard. Zastanawiał em się takż e, jak ty byś postą pił. Mogł eś przyjś ć do mnie wcześ niej, powiadasz, a ja ci odpowiem. Mogł em, lecz nie przyszedł em, ponieważ ci nie ufał em, mó j panie.

- Ty mi nie ufał eś? - powtó rzył Ned szczerze zdumiony.

- Lordzie Eddard, Czerwona Twierdza daje schronienie dwó m rodzajom ludzi - powiedział Yarys. - Tym, któ rzy pozostają lojalni wobec kró lestwa, oraz tym, któ rzy okazują lojalnoś ć jedynie wobec siebie samych. Aż do dzisiejszego ranka nie wiedział em, do któ rych należ ysz… czekał em wię c, ż eby się przekonać, i teraz już wiem. - Jego pulchną twarz rozjaś nił kró tki, napię ty uś miech i przez chwilę jego prawdziwe oblicze i publiczna maska był y jednym i tym samym.

- Zaczynam rozumieć, dlaczego Kró lowa tak bardzo się ciebie obawia. O, tak, teraz rozumiem.

- To raczej ciebie powinna się obawiać - odparł Ned.

- Nie. Ja jestem tym, kim jestem. Owszem, Kró l korzysta z moich usł ug, lecz wstydzi się tego. Nasz Robert jest dzielnym wojownikiem, a ktoś taki nie lubi donosicieli, szpiegó w i eunuchó w. Kiedy nadejdzie dzień, w któ rym Cersei powie szeptem: zabij go, Ilyn Payne odrą bie mi gł owę w mgnieniu oka i kto zapł acze nad biednym Yarysem? Ani na pó ł nocy ani na poł udniu nie ś piewają ballad o pają kach.

Wycią gną ł rę kę i dotkną ł Neda swoją pulchną dł onią. - Ale ty, lordzie Stark… myś lę … nie, ja wiem, ż e on by cię nie zabił, nawet gdyby poprosił a o to Kró lowa. I moż e w tym nasz ratunek.

Ned czuł się zagubiony. Przez chwile zapragną ł mó c powró cić do Winterfell, na pó ł noc peł ną prostoty, gdzie wrogiem był a tylko zima i dzicy za Murem. - Z pewnoś cią Robert ma innych oddanych mu przyjació ł - zaprotestował. - : Jego bracia, jego…

- Ż ona? - dokoń czył Yarys, uś miechają c się zjadliwie. - Prawdą jest, ż e jego bracia nienawidzą Lannisteró w, ale nienawidzić Kró lowej, a kochać Kró la to jeszcze nie to samo, zgodzisz się ze mną? Ser Barristan kocha swó j honor, Wielki Maester Pycelle kocha swó j urzą d, Littlefinger zaś kocha siebie samego.

- Kró lewska Gwardia…

- Papierowa tarcza - odparł eunuch. - Lordzie Stark, nie mó w mi, ż e tak cię dziwią moje sł owa. Sam Jaime Lannister jest Zaprzysię ż onym Bratem Biał ych Mieczy, a wszyscy wiemy, ile jest warta jego przysię ga. Minę ł y już dni, kiedy biał e pł aszcze przywdziewali tacy ludzie jak Ryam Redwyne czy ksią ż ę Aemon zwany Smoczym Rycerzem. Z cał ej sió demki tylko ser Barristan Selmy zrobiony jest z prawdziwej stali, ale Selmy jest stary. Ser Boros i ser Meryn pozostają cał kowicie oddani Kró lowej, co do innych takż e ż ywię poważ ne podejrzenia. Nie, mó j panie. Kiedy przyjdzie wycią gną ć miecze, Robert Baratheon bę dzie miał tylko jednego prawdziwego przyjaciela w twojej osobie.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.