Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Prowokacja 1 страница



 

Stanisł aw Lem

 

Prowokacja

 

 


Prowokacja


HORST ASPERNICUS: Der Vö lkermord. I. Die Endlö sung als Erlosung. II. Fremdkorper Tod, Getynga 1980

 

Ksią ż ką ta przedstawiano, co wszyscy ludzie naraz robią w cią gu jednej minuty. Tak powiada wstę p. Zadziwiają ce, ż e nikt nie wpadł na ten pomysł wcześ niej. Sam się napraszał po Trzech pierwszych minutach Kosmosu, po Sekundzie Kosmosu i po Księ dze rekordó w Guinnessa, zwł aszcza ż e był y to bestsellery, a nic tak nie podnieca dziś wydawcó w i autoró w, jak ksią ż ka, któ rej nikt nie musi czytać, ale każ dy powinien mieć. Po tamtych ksią ż kach koncept był już gotowy i leż ał wprost na ulicy, wystarczył o go podją ć. Ciekawe, czy J. Johnson i S. Johnson to mał ż eń stwo, bracia czy tylko pseudonim. Chę tnie zobaczył bym zdję cia tych Johnsonó w. Choć nieł atwo to wytł umaczyć, bywa, ż e kluczem do ksią ż ki jest wyglą d autora. Ze mną przynajmniej nieraz już tak bywał o. Lektura wymaga zaję cia okreś lonej pozycji „wobec tekstu, jeż eli tekst nie jest konwencjonalny. Twarz autora moż e wtedy wiele wyjaś nić. Myś lę sobie jednak, ż e ta para Johnsonó w nie istnieje, a S. przed nazwiskiem drugiego Johnsona to aluzja do Samuela Johnsona. „Moż e to zresztą nie takie znó w waż ne. Jak wiadomo, wydawcy nie boją się niczego tak, jak wydawania ksią ż ek, gdyż w peł ni już dział a tak zwane prawo Lema („Nikt nic nie czyta; jeś li czyta, nic nie rozumie; jeś li rozumie, natychmiast zapomina”), ze wzglę du na powszechny brak czasu, nadmierną podaż ksią ż ek oraz zbytnią doskonał oś ć reklamy. Reklama jako Nowa Utopia jest obecnie przedmiotem kultu. Te okropne bą dź nudne rzeczy, jakie widać w telewizji, oglą damy wszyscy dlatego (wykazał y to badania opinii publicznej), bo cudnym wytchnieniem po widoku glę dzą cych politykó w, krwawych trupó w leż ą cych z ró ż nych przyczyn w ró ż nych czę ś ciach ś wiata oraz kostiumowych filmó w, w któ rych nie wiadomo, o co chodzi, gdyż są to nie koń czą ce się seriale (zapomina się nie tylko przeczytane, lecz i obejrzane) — są wstawki reklamowe. Już tylko w nich pozostał a Arkadia. Są w niej pię kne kobiety, wspaniali mę ż czyź ni, też cał kiem doroś li, szczę ś liwe dzieci oraz starsze osoby o rozumnym spojrzeniu, przeważ nie w okularach. Do bezustannego zachwytu wystarczy im budyń w nowym opakowaniu, lemoniada z prawdziwej wody, spray przeciw poceniu się nó g, papier klozetowy napojony ekstraktem fioł kó w albo szafa, choć i w niej nie ma nic nadzwyczajnego pró cz ceny. Wyraz szczę ś cia w oczach, w cał ej twarzy, z jakim wytworna pię knoś ć wpatruje się w rolkę papieru higienicznego albo otwiera tę szafkę, jakby to był y drzwi Sezamu, udziela się na mgnienie każ demu. W owej empatii jest też moż e i zawiś ć, i nawet trochę irytacji, bo każ dy wie, ż e on nie mó gł by doznać takiego zachwytu piją c tę lemoniadę lub uż ywają c tego papieru, ż e do tej Arkadii nie moż na się dostać, ale jej ś wietlana pogoda robi swoje. Zresztą od począ tku był o mi jasne, ż e doskonalą c się w walce towaró w o byt, reklama ujarzmi nas nie przez coraz lepszą jakoś ć towaró w, lecz wskutek coraz gorszej jakoś ci ś wiata. Có ż nam został o po ś mierci Boga, wyż szych ideał ó w, honoru, bezinteresownych uczuć, w zatł oczonych miastach, pod kwaś nymi deszczami, pró cz ekstazy pań i panó w z reklamó wek, gł oszą cych keksy, budynie i smary jak przyjś cie Kró lestwa Niebieskiego? Ponieważ jednak reklama z potworną skutecznoś cią przypisuje doskonał oś ć wszystkiemu, wię c przy ksią ż kach — każ dej ksią ż ce, czł owiek czuje się jak uwodzony przez dwadzieś cia tysię cy miss ś wiata naraz i nie mogą c się zdecydować na ż adną, trwa w nie speł nionym pogotowiu mił osnym jak baran w stuporze. Tak jest ze wszystkim. Telewizja kablowa, dostarczają c czterdzieś ci programó w naraz, wywoł uje w widzu wraż enie, ż e skoro jest ich tyle, każ dy inny musi być na pewno lepszy od oglą danego, wię c skacze od programu do programu jak pchł a na rozż arzonej patelni, na dowó d, ż e doskonał a technika doskonale frustruje. Obiecano nam mianowicie, choć nikt, tego aż tak wyraź nie nie powiedział, cał y ś wiat, wszystko, jeś li nie do posię ś cia, to przynajmniej do obejrzenia i pomacania, a literatura pię kna, któ ra jest wszak tylko echem ś wiata, jego podobizną i komentarzem, wpadł a w tę samą puł apkę. Dlaczego wł aś ciwie miał bym czytać, co pojedyncze osoby ró ż ne/ bą dź tej samej pł ci mó wią, nim pó jdą do ł ó ż ka, jeś li nie ma tam sł owa o tysią cach innych, moż e znacznie ciekawszych osó b, albo przynajmniej takich, co robią rzeczy bardziej pomysł owe. Należ ał o tedy napisać ksią ż kę o tym, co robią Wszyscy Ludzie Naraz, aż eby wraż enie, ż e dowiadujemy się gł upstw, podczas gdy Rzeczy Istotne zachodzą Gdzieś Indziej, nie stanowił o już naszej udrę ki.

Tom pierwszy otwiera, jak przystał o na rozległ y zamiar, rozpatrzenie stosunkó w panują cych wś ró d zwierzą t. Autor zajmuje się drapież nikami, któ re zabijają z instynktu, aby ż yć. Podkreś la, ż e drapież nik, zwł aszcza wielki, nie zabija nad potrzeby wł asne i ś wity swych komensali, jak bowiem wiadomo, każ dy drapież ny gatunek ma taką ś witę, zł oż oną ze sł abszych zwierzą t, któ re korzystają z jego niedoż artych ł upó w. Niedrapież ne zwierzę ta stają się agresywne tylko w okresie rui. Do wyją tkó w należ ą jednak wypadki, w któ rych walka samcó w konkurują cych o samicę koń czy się ś miercią rywala. Bezinteresowne zabijanie to zjawisko wś ró d zwierzą t bardzo rzadkie. Jeszcze najczę ś ciej moż na je spotkać wś ró d zwierzą t zdomestykowanych.

Inaczej u czł owieka. Jak notują kroniki, starcia wojenne od najdawniejszych czasó w przerastał y w masowy mord pokonanych. Pobudki był y na ogó ł praktyczne: likwidują c takż e potomstwo zwycię ż onych, zwycię zca zabezpieczał się przed przyszł ym odwetem. Takie rzezie był y w staroż ytnych kulturach zupeł nie jawne, wrę cz ostentacyjne, skoro kosze odcię tych czł onkó w i genitalió w uczestniczył y w triumfalnym pochodzie zwycię zcó w jako eksponaty sukcesu. Nikt też w staroż ytnoś ci nie kwestionował tego prawa zwycię zcó w. Zabijali pokonanych lub brali ich w niewolę podł ug rachuby czysto rzeczowych korzyś ci.

Aspernicus pokazuje na obfitym materiale, jak doszł o do stopniowego obwarowania reguł wojennych ograniczeniami, widomymi w kodeksach rycerskich, choć ograniczeń tych nie przestrzegano w wojnach domowych, gdyż nie dobity przeciwnik wewnę trzny był groź niejszy od zewnę trznego wroga, co tł umaczy, dlaczego katolicy sroż ej tę pili kataró w od saracenó w.

Powolny wzrost ograniczeń doprowadził wreszcie do porozumień w rodzaju konwencji haskiej. Ich istota w tym, ż e wojenny sukces i mord pokonanych mają być trwale rozł ą czone. Pierwszy w ż adnym wypadku nie moż e pocią gną ć za sobą drugiego. W rozł ą cznoś ci tej, upatrywano postę p, zachodzą cy w etyce konfliktó w wojennych. Akty ludobó jcze zdarzał y się i w nowoż ytnoś ci, lecz obca im był a zaró wno archaiczna ostentacja, jak dobitna interesownoś ć sprawcó w. Tu przechodzi Aspernicus do badania racjonalizacji, wysuwanych w ró ż nych wiekach jako uzasadnienie ludobó jstwa.

W ś wiecie schrystianizowanym stał y się te racjonalizacje zjawiskiem powszechnym. Dodać trzeba zresztą, ż e ani wyprawom kolonizacyjnym, ani poborom afrykań skiego niewolnika, ani wcześ niej wyzwalaniu Ziemi Ś wię tej czy rozbiciu pań stw Indian poł udniowoamerykań skich nie patronował a wprost intencja ludobó jcza, jako ż e szł o o sił ę roboczą, o nawracanie pogan, o zabó r ziem zamorskich i rzezie aborygenó w oznaczał y pokonywanie przeszkó d na drodze do celu. Moż na jednak wykryć w chronologii genocydó w spadek interesownoś ci jako skł adowej motywacyjnej wzglę dem skł adowej uzasadnień, czyli rosną cą przewagę poż ytku duchowego nad poż ytkiem materialnym sprawcó w. Prekursorstwo ludobó jstwa hitlerowskiego widzi Aspernicus w rzezi Ormian przez Turkó w podczas pierwszej wojny ś wiatowej, gdyż zdobył a już peł nię cech nowoż ytnego ludobó jstwa: nie przyniosł a Turkom ż adnych korzyś ci istotnych, a zarazem rzeź ta został a w pobudkach zakł amana, a przed ś wiatem jak się dał o ukryta. Albowiem wedł ug autora nie ludobó jstwo tout court stanowi znamię XX wieku, lecz mord o totalnie sfał szowanym uzasadnieniu, maskowany w przebiegu i skutkach tak dobrze, jak to jest moż liwe. Materialne korzyś ci, idą ce z grabież y ofiar, był y na ogó ł nikł e, albo wrę cz był o tak, jak w przypadku Ż ydó w i Niemcó w: judeocyd jest w bilansie pań stwowym Niemiec materialno — kulturową stratą, co na wielkim materiale faktograficznym udowodnione został o po wojnie przez niemieckich autoró w. Na przestrzeni dziejó w nastą pił o tedy dokł adne odwró cenie sytuacji wyjś ciowej: czy to militarna, czy gospodarcza korzyś ć z praktyki ludobó jczej z rzeczywistej stał a się urojoną i to wł aś nie wywoł ał o potrzebę zupeł nie nowych uzasadnień mordu. Jeś liby te uzasadnienia zdobył y moc argumentó w zniewalają cych, to wykonywanych podł ug nich masowych wyrokó w ś mierci nie trzeba by ukrywać przed ś wiatem. Lecz skoro wszę dzie je ukrywano, nie był y widać przekonywają ce dostatecznie nawet dla aktywistó w genocydu. Aspernicus uważ a, ż e jest to diagnoza frapują ca, a zarazem podł ug faktó w nie do zbicia. Jak wskazują na to zachowane dokumenty, hitleryzm przestrzegał w ludobó jstwie nastę pują cej gradacji: narodom dziesią tkowanym wś ró d podbitych, jak sł owiań skim, czę ś ć egzekucji obwieszczano publicznie, natomiast grupom likwidowanym totalnie, jak Ż ydzi i Cyganie, nie podawano analogicznie do wiadomoś ci straceń w ich toku. Im bardziej totalny był . mord, tym wię ksza osł aniał a go tajnoś ć.

Aspernicus bada zespó ł tych zjawisk metodą kolejnych penetracji, któ re mają docierać do coraz gł ę bszych motywó w ludobó jstwa. Najpierw pokazuje na mapie Europy gradient skierowany z Zachodu na Wschó d, idą cy od bieguna tajnoś ci po biegun jawnoś ci, lub, w kategoriach moralnych, od mordu wstydliwego do bezwstydnego. To, co Niemcy robili w Europie Zachodniej lokalnie, sekretnie, niemasowo i z wolna, podejmowali na Wschodzie w rosną cej skali, gwał townie, coraz bezwzglę dniej i jawniej, poczynają c od granic zaboru polskiego, czyli General Gouvernement, przy czym im dalej na wschó d, tym jawniej stawał się genocyd normą do niezwł ocznego stosowania: czę sto mordowali Ż ydó w na miejscu ich zamieszkania, nie odosobniają c ich w gettach ani nie przewoż ą c do obozó w straceń. Autor są dzi, ż e to zró ż nicowanie ś wiadczył o o hipokryzji ludobó jcó w, któ rzy krę powali się robić na zachodzie to, co robili na Wschodzie, gdzie już nie dbali o zachowanie pozoró w.

Program „ostatecznego rozwią zania kwestii ż ydowskiej” krył w swym zalą ż ku rozmaite warianty o nie toż samym nasileniu okrucień stwa, lecz o identycznym finale. Aspernicus sł usznie powiada, ż e był do urzeczywistnienia wariant niekrwawy, a zarazem militarnie i gospodarczo bardziej korzystny dla III Rzeszy, poprzez rozdzielenie pł ci i odosobnienie ich w gettach bą dź obozach. Skoro Niemcy nie uwzglę dniali w wyborze postę powania czynnikó w etycznych, winni byli uwzglę dnić przynajmniej czynnik wł asnej korzyś ci, niewą tpliwej w tym wariancie, zwalniają cym znaczną iloś ć taboru kolejowego (jakim Ż ydó w z gett przewoż ono do obozó w straceń ) dla potrzeb wojennych, redukują cym liczebnoś ć oddział ó w, skierowanych do eksterminacji (bo dozó r gett wymagał by sił daleko szczuplejszych), zmniejszają cym też obcią ż enie przemysł u, któ ry musiał produkować krematoria, mł yny koś ci ludzkich, cyklon i inne ludobó jcze utensylia. Rozdzieleni Ż ydzi wymarliby do 40 lat najwyż ej, gdy zważ yć w jakim tempie ludnoś ć gett topniał a od gł odu, choró b i wycień czenia pracą przymusową. Tempo takiego upoś rednionego ludobó jstwa był o sztabowi „Endlosung” znane na począ tku 1942 roku i gdy zapadł y decyzje ostateczne, sztab ten mó gł w peł ni jeszcze liczyć na niemieckie zwycię stwo, toteż ż adne czynniki nie przemawiał y za rozwią zaniem we krwi pró cz woli mordu.

Jak ś wiadczą o tym zachowane dokumenty, Niemcy badali też ewentualnoś ć innych metod, na przykł ad obezpł odnienia przez naś wietlanie promieniami Roentgena, lecz w koń cu zdecydowali się na rzeź. Dla historii Niemiec, oś wiadcza Aspernicus, dla zważ enia ich winy, dla ś wiatowej polityki w czasie powojennym, konkretny wariant judeocydu nie miał ż adnego znaczenia, bo i bez niego obcią ż ał y III Rzeszę zbrodnie wojenne kwalifikują ce do kary gł ó wnej. Nie jest też mniejszym przestę pcą ten, kto wyniszcza jakiś naró d przymusową sterylizacją lub izolacją pł ci od tego, kto go morduje. Lecz dla psychosocjologii zbrodni, dla analizy doktryny hitlerowskiej, dla teorii czł owieka ró ż nica jest kapitalna. Himmler uzasadniał judeocyd wobec swych wspó ł pracownikó w potrzebą eksterminacji Ż ydó w, by nigdy nie mogli zagrozić pań stwu niemieckiemu. Lecz gdy wzią ć istnienie takiego zagroż enia za dobrą monetę, wariant upoś rednionego ludobó jstwa okazuje się najoszczę dniejszy materialnie, technicznie i organizacyjnie. Himmler kł amał wię c swoim ludziom, a bodajż e i samemu sobie. Sprawa ta uległ a przesł onię ciu przez pó ź niejsze zajś cia, gdy Niemcó w ję ł y nę kać klę ski, przyszł o do wielkich odwrotó w i zarazem do pró b zacierania ś ladó w masowych egzekucji przez palenie ekshumowanych zwł ok. Gdyby dopiero wó wczas doszł o do krwawego genocydu, moż na by uwierzyć w autentyzm przekonań Himmleró w i Eichmannó w, jakoby ponaglił ich do mordu lę k przed odwetem zwycię zcó w. Lecz skoro tak nie był o, Himmler kł amał takż e, zró wnują c Ż ydó w z pasoż ytami do wyniszczenia, ponieważ pasoż ytó w nie niszczy się z premedytacją zadawania mą k.

Jednym sł owem, szł o nie tylko o korzyś ć z dokonanej zbrodni, lecz o satysfakcję pł yną cą z samego jej wykonywania. Jeszcze w 1943 roku — a bodaj i pó ź niej — Hitler i jego sztab mogli ż ywić wiarę w zwycię stwo Niemiec — a „zwycię zcó w nikt nie są dzi”. Dlatego bardzo trudno jest wyjaś nić, czemu akty ludobó jcze nie uzyskał y peł nej afirmacji w ich toku, czemu nawet w dokumentach ś ciś le tajnych był y maskowane kryptonimami w rodzaju „Unrsiedlung”, a wię c przesiedlenia, oznaczają cego stracenie. Aspernicus są dzi, ż e w tej dwuję zycznoś ci przejawia się wysił ek przywodzenia tego, co nieprzywiedlne. Niemcy mieli być szlachetnymi Ariami, pierwszymi Europejczykami, bohaterskimi zwycię zcami, a zarazem zabó jcami bezbronnych. Pierwsze gł osili, drugie zaś robili, i stą d poszedł obję toś ciowy sł ownik przemianowań i fał szerstw w rodzaju „Arbeit macht frei”, „Umsiedlung”, czy wł aś nie samej „Endlosung” jako eufemizmó w zbrodni. Wł aś nie w tym zakł amaniu objawia się, zdaniem autora, wbrew aspiracjom hitleryzmu — przynależ noś ć Niemiec do kultury chrześ cijań skiej, gdyż byli zaimpregnowani tak, ż e mimo najlepszej woli wykroczenia poza Ewangelię, nie ze wszystkim mogli to uczynić. W krę gu tej kultury, powiada autor, gdy już wszystko moż na zrobić, nie wszystko moż na jeszcze powiedzieć. Kultura ta jest faktem nieodwracalnym, bo jeś liby tak nie był o, to Niemcy nie mieliby ż adnych zahamowań w nazywaniu po imieniu swych czynó w. Pierwszy tom pracy Horsta Aspernicusa, zatytuł owany Die Endlosung als Erlosung, zawiera przeglą d podejmowanych w ostatnim czasie pró b ogł oszenia prawdy o ludobó jstwie III Rzeszy fał szerstwem i kł amstwem, jakim zwycię zcy posł uż yli się dla moralnego dobicia pokonanych Niemiec. Był aż by jednak taka dział alnoś ć — negacji tego, co wezbrał o gó rami dokumentalnych zdję ć, zeznań, pohitlerowskich archiwó w, usypiskami wł osó w zgolonych z kobiecych gł ó w, protez po zabitych kalekach, zabawek wymordowanych dzieci, okularó w, palenisk krematoryjnych — był aż by taka pró ba czymś innym aniż eli przejawem obł ę du? Czy dla nieszalonego moż liwe jest nazwanie nieusuwalnych dowodó w zbrodni — fał szerstwem? Gdyby problem redukował się do psychiatrycznego, gdyby obroń cy hitleryzmu prawdziwie byli wariatami, niepotrzebna był aby praca Aspernicusa, któ ry się gną ł do amerykań skich badań nad czł onkami tamtejszej partii hitlerowskiej, by zacytować specjalistó w w ich diagnozie, ż e neohitlerowcom nie moż na odmó wić normalnoś ci umysł owej, choć psychopaci trafiają się wś ró d nich czę ś ciej niż w pozostał ej populacji. Toteż problem nie daje się przekreś lić jako ograniczony do psychiatrycznej profilaktyki, a tym samym zbadanie go staje się obowią zkiem filozofii czł owieka. Tu dociera czytelnik do diatryby, jaką autor wymierzył w szanownych filozofó w w rodzaju Heideggera. Nasz autor nie ma za zł e Heideggerowi przynależ noś ci do partii hitlerowskiej, z któ rej filozof ten rychł o wystą pił, albowiem podaje za okolicznoś ć ł agodzą cą, ż e w latach trzydziestych ludobó jcza konsekwencja hitleryzmu nie był a ł atwa do rozpoznania. Omył ki są wybaczalne, jeś li prowadzą do zmiany bł ę dnego stanowiska i do dział ań, jakich ta zmiana się domaga. Aspernicus nazywa siebie minimalistą w tym postulacie. Nie utrzymuje, by Heidegger lub ktoś taki jak on był zobowią zany do wystą pień w obronie prześ ladowanych, i ż e należ y go potę pić za niedostatek odwagi po temu: nie każ dy rodzi się do aktó w heroicznych. Rzecz w tym, ż e Heidegger był filozofem. Ten, kto zajmuje się naturą bytu czł owieka, nie moż e przejś ć mimo zbrodni hitlerowskich milczą c. Jeś liby bowiem uznał, ż e zbrodnia ta był a umiejscowiona w porzą dku bytu „niż szym”, wię c miał a charakter tylko kryminalny, niezwykł y jedynie rozmiarami, do jakich rozdę ł a ją moc pań stwa i ż e zajmować mu się nią nie przystoi dla tych samych powodó w, dla jakich filozofia nie bada pospolitych przestę pstw, bo nie umieszcza na czele swej problematyki tego, co bada kryminologia, jeś li tak wł aś nie uznał, to albo jest ś lepcem, albo kł amcą. Jeś li nie dostrzega pozakryminalnego znaczenia tej zbrodni, to jest umysł owo niewidomym, czyli gł upcem, jakiż jednak z gł upca filozof, choć by potrafił dzielić wł os na czworo? A jeś li milczy z zakł amania, to też sprzeniewierza się swemu powoł aniu. Tak czy owak okazuje się wspó lnikiem zbrodni, oczywiś cie nie w jej planowaniu ani wykonaniu, takie oskarż enie był oby pieniaczym oszczerstwem. Staje się wspó lnikiem zbrodni z zaniechania, ponieważ zdegradował ją, unieważ nił, strą cił na daleki margines spraw jakoby donioś lejszych, przydzielił jej w bytowym porzą dku miejsce peryferyjne, jeś li w ogó le tam figurują ce. A przecież lekarz, któ ry za nieistotne ma objawy ś miertelnej choroby, któ ry przemilcza ją samą, jej symptomy lub skutki, jest albo marnym lekarzem, albo sojusznikiem choroby — i tertium non datur. Kto się zajmuje zdrowiem czł owieka, nie moż e zlekceważ yć zabó jczej choroby i wył ą czyć jej z obszaru studió w, a kto się zajmuje ludzkim bytem, ten nie moż e wytrą cić ludobó jstwa z jego porzą dku. Jeś li to czyni, tym samym unieważ nia swoje dzieł o. To wł aś nie, ż e czł owiekowi nazwiskiem Heidegger wytykano wsparcie, jakiego udzielił doktrynie hitlerowskiej osobiś cie, lecz zarzut ten nie został skierowany do jego dzieł, gł uchych w cał ym tym zakresie, poś wiadcza zdaniem naszego autora istnienie zmowy wspó ł winnych. Wspó ł winni są wszyscy, któ rzy godzą się na pomniejszenie rangi tej zbrodni w porzą dku ludzkiej egzystencji.

Hitleryzm dorobił się wielu wykł adni. Autor Ludobó jstwa wymienia spoś ró d nich trzy jako obiegowe: gangsterską, socjoekonomiczną i nihilistyczną. Pierwsza zró wnuje ten genocyd z morderczą dział alnoś cią rabunkową, i ją wł aś nie w oś rodek publicznej uwagi wprowadził y procesy norymberskie, gdyż trybunał om, wył onionym przez zwycię zcó w, najł atwiej był o porozumieć się w aktach oskarż enia opartych na tradycyjnej procedurze są dó w rozpoznają cych przestę pstwa pospolite, a to ponieważ gó ry potwornych dowodó w rzeczowych kierował y samym swym istnieniem postę powanie na tę drogę. Wykł adnia socjoekonomiczna czyni sł aboś ć republiki weimarskiej, kryzys gospodarczy, pokusy, jakim uległ wielki kapitał wzię ty w kleszcze lewicy i prawicy, zespoł em przyczyn, co umoż liwił y Hitlerowi przeję cie wł adzy.

Na koniec socjalizm narodowy jako triumfują cy nihilizm osobliwie fascynował wielkich humanistó w jak Tomasz Mann, któ ry dopatrywał się w nim „drugiego gł osu” w historii Niemiec, motywu diabelskiego kuszenia i w Doktorze Faustusie przeprowadził go ze ś redniowiecza poprzez apostazję Nietzschego w dwudziesty wiek. Wykł adnie te są tylko czą stkowo zasadne. Gangsterska pomija w ruchu jego dogł ę bne zakł amanie. Gangsterzy nie uciekają się w swych zmowach do eufemizmó w ani kł amstw upię kszają cych zbrodnie. Socjoekonomiczna nie dociera do ró ż nicy mię dzy faszyzmem wł oskim a hitleryzmem, niebagatelnej, skoro Mussolini nie został instygatorem ludobó jstwa. Wreszcie koncepcja Mannowska jest nadto ogó lnikowa w swej tezie, czynią cej Niemcy — Faustem, a Hitlera — szatanem. Tak wię c nazi jako gangster jest zbanalizowaniem problemu nazbyt trywialnym, a jako sł uga diabł a jest banał em koturnowym. Prawda o hitleryzmie nie jest ani tak pł aska, ani tak wyniosł a, jak chcą oba te przeciw—obrazy. Rozpoznanie hitleryzmu weszł o w labirynt diagnoz czę ś ciowo zgodnych ze sobą, a czę ś ciowo skł ó conych, bo jego zbrodnie są na powierzchni trywialne, lecz ich gł ę boki sens jest potajemnie perfidny. Ten gł ę boki sens nie inspirował przywó dcó w ruchu, dopó ki stanowili garś ć politykieró w–arywistó w, i nie uś wiadomili go sobie i potem, gdy zawł adnę li maszyną wielkiego pań stwa. Byli niezdolni do samowiedzy jako parweniusze, hipokryci i chciwcy idą cy za Hitlerem. Jak wiadomo, quos deus perdere vult, dementat prius. Zaborczy plan Hitlera nie był zrazu obł ę dny — on się taki stał z czasem, bo musiał się taki stać. Jak wiadomo, sztab generalny nie chciał wojny z Rosją, znają c stosunek sił, lecz gdyby nawet Hitler zwycię ż ył na Wschodzie, ostateczna klę ska III Rzeszy był aby jeszcze straszniejsza. Na ogó ł rozważ anie alternatyw rzeczywistoś ci odznacza się Ogromną niepewnoś cią, lecz sytuacja na szachownicy ś wiata miał a podó wczas w swej dyslokacji taką logikę koniecznoś ci, któ rej ulec musieliby wszyscy wojenni gracze. Sukcesy wschodnie Hitlera zdopingował yby Amerykanó w do zadania Japonii ciosó w atomowych, by zwycię ż yć ją, nim uzyska niemiecką pomoc. Ujawniona tak broń ją drowa wprowadził aby z kolei kontynentalnych już antagonistó w, Niemcy i Amerykę, w nuklearny wyś cig, w któ rym Amerykanie, silnie wysforowani, mieliby wstę pną przewagę i po prostu musieliby ją wykorzystać pustoszą c radiacyjnie Niemcy w 1946 lub 1947 roku, czyli dopó ki jeszcze fizyka teoretyczna, zdziesią tkowana w Niemczech przez Hitlera, nie mogł a do jego arsenał u wprowadzić ś rodkó w nuklearnych. Rozejm mię dzykontynentalny czy podział ś wiata na dwie strefy wpł ywó w nie był moż liwy, skoro na scenę . weszł a broń atomowa i skoro bę dą c w stanie wojny z Niemcami, Amerykanie postą piliby samobó jczo, gdyby zwlekali z jej uż yciem do czasu powstania niemieckich bomb atomowych. Jeś liby się powió dł zamach z 20 lipca 1944, rozmiary zniszczenia Niemiec okazał yby się mniejsze niż w istocie po kapitulacji w 1945, a gdyby do niej nie doszł o wtedy, to w 46 lub w 47 roku rozpadł yby się Niemcy w radiacyjnie skaż ony proch. Ż aden prezydent amerykań ski nie mó gł by się powstrzymać od takich ciosó w, bo ż aden nie paktował by z przeciwnikiem tak depczą cym pakty jak Hitler, a zarazem już wł adają cym zasobami Europy i Azji. Znaczy to, ż e katastrofa Niemiec okazał aby się w epilogu tym wię ksza, im był oby uprzednio wię ksze ich wojenne szczę ś cie. Był a ona przedustawnie zawarta w planach Hitlera, gdyż ich ekspansywnoś ć nie miał a realnych granic, toteż tylko kwestią czasu był o przeobraż enie się strategii skutecznej w strategię samobó jczą. Zł oś liwe fatum kazał o Hitlerowi wygnać z Niemiec tych fizykó w, któ rych mó zgami i rę kami został a w Stanach Zjednoczonych stworzona broń atomowa. Byli to albo Ż ydzi, albo tak zwani „biali Ż ydzi”, czyli ludzie prześ ladowani za swe nieuzgadnialne z hitleryzmem przekonania. Jak z tego widać, rasistowski i w konsekwencji ludobó jczy skł adnik doktryny nie był wzglę dem krachu Niemiec oboję tny ani przypadkowy, gdyż to on uczynił ją wł aś nie ekspansją samozgubną. Tak wyznaczywszy miejsce genocydu w cał ej ramie II wojny ś wiatowej, zwraca się Aspernicus ku jego immanencji.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.