Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Powtórka 6 страница



Patrzą, a tu Grę ś licz pryska na wsze strony, zamiast moreny ś wiatopoglą dowej — jakieś tumby, po sam horyzont wnioskuje z cicha pę k myś linnoś ć, ś wiat w wersji jakby silnie uduchowionej, lecz i uoficjalnionej, bo wszę dzie peł no ojczyź niakó w i faszyn.

Mą ż już nie mą ż, lecz bą cz, gdyż bą czkuje ku Cewinnie z doś ć silną precesją. Sił y Coriolisa Maupertuisa, centryfugalne, czy zawroty gł owy — nie wiadomo. Na domiar wszystkiego znikł y tu rodzaje. Nie wiedzieć tedy, co począ ć, b znikł sens konfliktu. Seks to już przeszł oś ć zapomniana, nie seks, lecz eks. Bą cz nie zauważ ył tego na skutek bezwł adnoś ci, wł aś ciwej silnym afektom, chciał się rzucić w gł ą b Niekarola Grę ś lickiego, hiczą c „Ja cię zakł akocę, ja ci pokaż ę etruski byt! ” — ale zamroczył o go, gdy zobaczył, ż e to już nie kochanek, lecz kochanka znijaczył a Krę ś licza ta antologia! Tu wszedł im w tyradę mleczak, gdyż wytchną ł bą cza, a sam huź do bytowni i daje cał ą w tył, ż eby przywró cić jaką ś poprzednioś ć, lecz albo trafił w zł y zę z abo omskną ł mu się chwyt na ontojeś ci Stę kł y wszystkie koordynaty, kontinuum okropnie ję kł o, jakby macierz ronił a, posypał się grad kamieni filozoficznych i ł ykną ł nowy ś wiat — ale jaki!!

Z mę ż a–bą cza — rozjazda, wyraź nie ż eń ska, jakby trochę tego rodzaju ż eń skiego został o jeszcze na samym dnie, zwrotniczy w opał ach, marny jego los, bo się puś cił powojem w wyś cielnik bytowni, i zakwitł na ontojeś ci kwiatem tę czowym — niby w moc ś wię tojań ską! — a gdzież Cewinna? Jakieś przesadnie wył upiaste rozbał uszenia, balonety–montgolfiery, ondulowana wielobaniastoś ć ze wstą ż eczkami, wpapilocona w tł o niebios, był aż by to ona? … Rozjazda z bą cza wś cibia się w są siednik, gdzie pielgrzyb z niedodmą rajcuje na jednej nodze, a ze stu stron naraz drż ą ce z wysił ku prawiczki się gają po ontojeś ć …

Kró l od dobrej chwili woł ał już, ż eby zatrzymać, zę by natychmiast przestać. Klapaucjusz usł uchał go niechę tnie, wył ą czył aparaturę mruczą c, ze moż na był o przeczekać jeszcze parę przebytowań, ż e to się w koń cu musi wydestylować, wyklarować, oni tak z niedoś wiadczenia, od nienawyku, wskutek pochopnoś ci, lecz nikt go nie sł uchał. Kró l wetkną ł berł o do kieszeni, rę kawem czyś cił jabł ko, a Trurl, opuś ciwszy się na czworaki, obchodził z trzech stron skrzynię ś wiatową, ma u/a c to jedno, to drugie oko zaglą dał do ś rodka p zez szpary, pukał w denko, potem wstał zdecydowanym ruchem i rzekł otrzepują c kolana:

— No, tak. Wydostawszy się z klasycznej antynomii, szanowny kolega wlazł w niekł asyczną. Pię cioprzymiotnikowe wybory ontologii, co? Ś mieszne rzeczy! Oni w tej skrzyni niczego sobie nie wybierają, a tylko rzucają się na oś lep jak ryby na patelni, biedacy. Wynalazek niewą tpliwie jest: padaczka wielobytowa, grand mai czyli ontolepsja progressiva, nowy rodzaj mą k egzystencjalnych, no bo có ż oni tam robią? Od cholery uciekają do dż umy, od dż umy w trą d, czy moż na atoli powiedzieć, ż e kto od jednej zarazy umyka w drugą, stopniowo zbliż a się do ideał u?

Tu zaczą ł Klapaucjusz krzyczeć, a nawet, zapomniawszy o monarszej obecnoś ci, tupać na Trurla, któ ry usiadł na jego ś wiecie i bimbają c nogami uś miechał się prowokacyjnie. Doszł oby moż e do karczemnych scen, gdyby się Hipolip nie wmieszał, przypominają c, ż e to bą dź co bą dź stwarzanie ś wiata. Ochł oną wszy nieco, zaczą ł Klapaucjusz szybko i uczenie tł umaczyć, czemu zbió r alternatyw bytowych musi być dla stworzonych nieprzejrzysty: byty nie buty, ż eby je przymierzać z preselekcją. Ryzyko tkwi w każ dym przejś ciu, lecz to nieuchronne — jako koszty wł asne postę pu. W jego, Klapaucjusza, Wariancie koszty te są mniejsze niż w klasycznym — gotował się dowieś ć tego rachunkami. Preselekcja to fikcja, bo kto wykracza z jednej ontyki w inną, ten nie tylko otoczenie zmienia, lecz i samego siebie — a skutkó w metamorfozy nie da się przewidzieć! Ryzyka nie unikać, pró by wymaga i ą czasu — có ż to jest, tych parę naś cie minut obserwacji, wobec niezbę dnych eonó w? Idealny stan moż e nastą pić za godzinę lub za dwieś cie lat — to prawda, lecz innej drogi nie ma. I prawił tak, uż ywają c coraz dł uż szych terminó w, powoł ują c się na topologię ducha i na geometrię wjaź nień oraz rozjaź nień, wykł adają c elementy ontografii endjoskopicznej, klimatyzacji ż ycia emocjonalnego, a w szczegó lnoś ci jego zalodzeń, wyż ó w, opadó w oraz upadkó w duchowych i gadał tak, aż mu w gardle zaskrzypiał o, a kró la rozbolał a gł owa. Truarl wstał wtedy ze ś wiata, na któ rym siedział, i wyją wszy zza pazuchy niewielki karteluszek, rzekł:

— I ja nie pró ż nował em przez te dni ostatnie, pandę. Czy mogę przedł oż yć ci wynik mej pracy?

— Czekajż e — powiedział kró l. — Jeden z moich doradcó w to mi wczoraj wyjawił: gdyby ś wiat wyszedł nam lepiej aniż eli Panu Bogu, znaczył oby to, iż On wł aś nie jest gó rą, boż by się okazał o, ż e udzielił nam, swym stworzeniom, nieograniczonej plenipotencji kreacyjnej. Gdyby się natomiast NIE UDAŁ O, znaczył oby to, ż e nam tej plenipotencji nie dał, bo nie chciał. Ergo: jeś li wygramy, to wtedy wł aś nie przegramy, a gdy przegramy, to wł aś nie wtedy wygramy! Wygrać moż emy bowiem tylko na boż e, nie na wł asne konto. Natomiast przegrywają c, objawimy niemoc, któ rą On nam przydał i tę niemoc w Niego zwró cimy zaraz oskarż ają co, ż eś my ofiary dyskryminacji w ś wiatoczyń stwie! Có ż powiecie md na to?

— Et tam, sofizmat — pchał Trurl swó j papier pod nos kró lowi, przy czym zapomniał się do tego stopnia, ż e chcą c czym prę dzej Klapaucjusza do reszty pogrą ż yć w oazach monarchy, cią gną ł go za obszyty gronostajem rę kaw. — Tutaj patrz WKMoś ć! To przeprowadzony przeze mnie, sformalizowany, wię c ostateczny dowó d NIEMOŻ LIWOŚ CI stworzenia ś wiata!!

— Hę?? — zdumiał się monarcha. — Dobrzeż sł yszę? Udowodnił eś, ż e nie moż na?? …

— Tak, panie. Bez wszelkich nacią gań. Szkoda trudu! Oto mó j dowó d na to!!

Kró l wytrzeszczył oczy.

— Jakż e… przecież — — a to… to wszystko…? — rozwió dł rę kami. — Wszak ś wiat istnieje…

— Eee — wzruszył ramionami Trurl. — Taki to i ś wiat… mnie szł o o doskonał y…

 

Czerwiec 1975




  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.