Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





ROZDZIAŁ TRZYNASTY. Mnich łowi ryby i rehabilituje poetę. To nie hołd pruski ani ruski. Zbrodnicze knowania satanistów. Belfer Piotr nicuje doktrynę. Ilu jest diabłów?



ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Mnich ł owi ryby i rehabilituje poetę. To nie hoł d pruski ani ruski. Zbrodnicze knowania satanistó w. Belfer Piotr nicuje doktrynę. Ilu jest diabł ó w?

 

Piotr opuś cił szkoł ę bardziej rozbawiony niż zmartwiony. Zatrzymał cię ż aró wkę jadą cą w stronę jeziora, kierowca chę tnie go podwió zł. Gadał bez przerwy. - Panie, co się stał o z naszą telewizją? Wraca czł owiek zmę czony do domu, dwanaś cie godzin za kó ł kiem, chciał by się trochę rozerwać, a tu msza leci godzinę, potem kazanie albo zbiorowe modł y, to znó w pielgrzymki ciurkiem pokazują, ś wię te obrazy, kropienie czegoś tam, jasna cholera, czy Wał ę sa już nas do nieba wmanewrował? Jak bę dę się chciał pomodlić, to w niedzielę pó jdę do koś cioł a, nie muszą mi wł azić na chama do mieszkania. Pł acę sł ony abonament? Pł acę. I za swoje pienią dze mam oglą dać, jak gł upie baby biskupa po ł apach cał ują? Pomstował em na komunę, ale teraz widzę, ż e nie wszystko był o zł e. Partyjniacy nie pchali się tak nachalnie na mał y ekran, dobry film mogł eś obejrzeć i ró ż ne takie fiku-miku. Moż e w Warszawie dziennikarzy wyrzucili z roboty i teraz księ ż a robią tę telewizję? Przyjdzie chyba czł owiekowi kupić antenę satelitarną albo magnetowid...

Nad zaciszną zatoczką odnalazł ojca i Hiacynta. Rozebrani do ką pieló wek, w sł omkowych kapeluszach, gapili się na spł a-wiki. Wę dziska przywią zane do krzakó w, ż eby jakaś wielka sztuka nie porwał a narzę dzi ku gł ę binie.

- Biorą?

- Witaj, synu. Cuda się dzieją nad tym bajorem. Trzy godziny siedzę, mnie nawet pł otka nie podeszł a, a mniszysko już dwa szczupaki poderwał o.

- Na bł ysk?

- Szczupak jak kapitalista, na każ dy bł ysk skacze. Jeszcze jeden i, bę dzie zupa dla moich sierot.

Piotr opowiedział o szkolnej imprezie, dodają c nieco jaskrawych barw. Stary zż ymał się w miarę sł uchania, pykał nerwowo fajkę, wreszcie zapragną ł poznać napię tnowany utwó r.

Zanim nauczyciel zdą ż ył otworzyć usta, Hiacynt już recytował, a Ś liwie humor wracał, kiwał gł ową ż e tak, wł aś nie tak, trafne, celne, ujmuje istotę rzeczy, bo blichtrem i tromtadracją lakieruje się dziś pustkę ideową.

- Godzi się zauważ yć - dodał mnich - ż e Kasprowicz napisał wiersz uniwersalny, trafiają cy w mizerię nadgorliwych wyznawcó w każ dej ideologii. Wstawmy zamiast „Ojczyzna” inny wyraz trzysylabowy, na przykł ad „Stworzyciel”; trzeba takż e zmienić parę zaimkó w z ż eń skich na mę skie, bo Ojczyzna matka, a Stwó rca ojciec. Sł yszymy teraz:

Widział em, jak się na rynkach gromadzą kupczykowie

Licytują cy się wzajem, kto Go najgł oś niej wypowie.

Widzialem: do Jego kolan - wstrę t dotą d me serce czuje

Z pokł onem się cisną i radą najpospolitsi szuje.

Sztandary i egzorcyzmy, ś wię cenia i procesyje,

Oto jest treś ć Majestatu, któ ry w niewielu ż yje.

Ktoś milczkiem choć sł usznoś ć mi przyzna, wię c się nie zdziwicie

Ż e na mych wargach tak rzadko jawi się wyraz: Stworzyciel.

- Bez drobnej trawestacji się nie obeszł o - zauważ ył Piotr - ale poeta by wybaczył. Musi się biedak w grobie przewracać: chowano go w Rzeczypospolitej, a leż y w Klechistanie.

- Kasprowiczem interesował em się już w nowicjacie - cią gną ł franciszkanin, podcinają c wę dkę - napisał przepię kny Hymn ś wię tego Franciszka z Asyż u i ż artobliwą gawę dę patrona naszego zakonu z zakrystianinem Palicą. W miarę poznawania twó rczoś ci zaczę ł a mnie intrygować jego ewolucja duchowa. Jest!

Zerwał się -na nogi, nawijają c ż ył kę; koł owrotek wirował jak silnikiem napę dzany. Podcią ł jeszcze raz i wyrzucił na brzeg pokaź nego suma.

- To są kpiny ze zdrowego rozsą dku! - pomstował stary. - Dwa szczupaki i sum na dodatek. Jak on to robi?

- Modli się - odrzekł Piotr. - Franciszkanie byli zał oż ycielami ruchu ekologicznego, przyroda im sprzyja.

- Przepraszam, zgubił em wą tek - wró cił do tematu Hiacynt, gdy uporał się z umieszczeniem zdobyczy w torbie. - Na czym skoń czył em?

- Ewolucja duchowa Kasprowicza.

- Wł aś nie. Cykl hymnó w Giną cemu ś wiatu to bogoburczy protest przeciw doktrynie moralnej i religijnej chrześ cijań stwa, któ re są w swej bezwzglę dnoś ci, zdaniem poety, nieludzkie. Czł owiek jest istotą grzeszną, ponieważ podlega prawom natury stworzonej przez Boga; odpowiedzialnoś ć za grzech spada wię c na Stwó rcę, nie na stworzenie. W takim uję ciu Są d Ostateczny staje się triumfem zł a, któ re stworzył Bó g, a nie wymierzaniem sprawiedliwoś ci, jak wmawiają wiernym koś cielni dogmatycy. Zasadnicze pytanie wczesnych utworó w Kasprowicza brzmi: kim jest naprawdę Stwó rca ś wiata - Bogiem czy szatanem? Jeś li jest Bogiem, to musiał by wspó ł czuć niedoli czł owieka i spieszyć mu z pomocą. Jeś li natomiast upaja się wł asną potę gą, traktują c ludzi jak niewolnikó w zobowią zanych do bezwzglę dnego posł uszeń stwa, a ziemię oddaje na pastwę wrogim istocie ludzkiej potę gom, szatanowi i ś mierci - to swą modlitwę o zmił owanie i pomoc winniś my kierować do szatana, nie zaś do Boga.

- Czysta gnostyczna herezja - stwierdził Piotr z udanym oburzeniem.

- Z punktu widzenia doktryny, oczywiś cie. Jednakż e pytanie jest uprawnione, wielu myś licieli zadawał o je w przeszł oś ci, nasz poeta nie wymyś lił prochu. Otó ż po wielu latach duchowej szamotaniny powstaje Księ ga ubogich, akord nawró cenia i pojednania ze Stwó rcą. Mię dzy tymi skrajnoś ciami mieszczą się utwory, pró bują ce odnaleź ć moralny sens w chrześ cijań stwie: zbawienie przez mił oś ć, odkupienie przez cierpienie. Kasprowiczowa droga przez intelektualną mę kę budzi mó j podziw. Jakż e nikczemni w zestawieniu z jego postacią wydają mi się osobnicy, któ rzy dziś dla kariery politycznej leż ą krzyż em przed oł tarzem lub stoł ki urzę dowe usił ują sobie wywrzeszczeć rozgł oś nym „Hosanna”. Pustkę mają w sercu, wodę we ł bie, a cynizm na ję zyku.

- Nie jestem aż takim entuzjastą poezji Kasprowicza. Razi mnie mł odopolskie gadulstwo, kwiecisty styl, naduż ywanie metafor. Jeś li mam być szczery, najbardziej cenię jego erotyki, bo uwielbiał pię kno i swobodę mił oś ci cielesnej, a wymyś lony przez Koś ció ł ascetyzm traktował jako przejaw obł ę du, wywoł anego przez sprzeczny z naturą celibat kleru.

- Zazdroszczę ci mł odoś ci, Piotrze, jeszcze nie wpadł eś w puł apkę transcedentalnych rozważ ań.

- Ja ró wnież nie wpadł em w puł apkę waszych mą droś ci - powiedział Ś liwa nieco uraż ony. - Ś wiat realny jest poznawalny. Wł ą czam telewizor i co widzę? Wł adca mocarstwa duchowego, Ojciec Ś wię ty, opuszcza nawiedzoną ojczyznę i ż egnają go obecne demokratyczne ponoć wł adze niepodległ ej podobno ni Rzeczy pospolitej. Cał ują samodzierż cę w ś wię tą dł oń, przyklę kną wszy pokornie: prezydent, premier, ministrowie, senatorzy, posł owie i parę tuzinó w innych bubkó w. Patrzę i oczom nie wierzę - to nie hoł d pruski ani ruski tylko watykań ski. Taką czoł obitnoś cią nie zgrzeszyli nawet targowiczanie wobec carycy Katarzyny. Jeś li teraz ktoś bę dzie mi pieprzył o odzyskanej wolnoś ci to przysię gam, strzelę mu w mordę!

- Niepotrzebnie się denerwujesz, Hieronimie. Triumfalizm zawsze sprowadzał klę ski, co stwierdzam ze smutkiem, peł en obaw o przyszł oś ć wiary katolickiej. Gdy Koś ció ł opanował Rzym, imperium się zawalił o pod naporem obcych ludó w a wschó d bizantyń ski zrzucił wł adzę papieską. Gdy zaczą ł lekceważ yć wiernych w odległ ych krajach, oderwał a się od Watykanu Anglia. Gdy palił na stosach nieprawomyś lnych i nawracał Indian, odbierają c im ż ycie - pojawili się Luter i Kalwin. Bó g znajdzie sposó b, by ksią ż ą t Koś cioł a nauczyć pokory.

- Ruszamy do domu - Ś liwa wymigał się od komentarza - nie bę dę dł uż ej ryb naganiać na mnisią wę dę. A polityka już mi gardł em wył azi.

Minę ł o kilka dni. Gdy rankiem Piotr wszedł do pokoju nauczycielskiego, zastał nastró j jak w grobowcu. Ciał o pedagogiczne obojga pł ci prezentował o miny ponure, dyrektorka pochlipywał a, komendant policji wycierał kraciastą chustką pot z czoł a, a katecheta, proboszcz i kanonik w jednej osobie perorował:

- Taka hań ba! Cmentarz zbezczeszczony, krzyż e powywracane, na krucyfiksie wisi zdechł y kot. Sataniś ci w Trzy-dę bach! Zaraza wylę gł a się tutaj, w szkole!

- Niestety - potwierdził policjant - poszlaki wskazują, ż e mł odzież był a tam czynna.

- Mó j Boż e, co za wstyd - pocią gał a nosem Ł ysa Pał a - dowie się pan kurator albo sam ksią dz biskup... Do wię zienia, nie oszczę dzać potworó w!

- Chwileczkę, drodzy pań stwo - odezwał się Piotr - rozpatrzmy sprawę spokojnie i po kolei. Emocje nie pomogą.

Zał ó ż my, iż rzeczywiś cie nasza mł odzież zawinił a, a pan komendant ma przeprowadzić ś ledztwo. Należ ał oby przesł uchać okoł o setki ucznió w z sió dmych i ó smych klas, ich kolegó w, rodzicó w...

- Wykluczone! - zaprotestował komendant. - Nie mogę cał ej obsady posterunku wplą tywać w aferę na przecią g co najmniej kilku tygodni. Liczę na nauczycieli.

- Dobrze, szkoł a deklaruje pomoc. Jednakż e wpierw musimy odpowiedzieć sobie, czy rzeczywiś cie, jak to został o pochopnie sformuł owane, zaraza wylę gł a się u nas? Podą ż my ś ladem rozumowania mł odych ludzi. W koś ciele wcią ż straszy się diabł em, na lekcjach religii sł yszą opisy mą k piekielnych, pł oty oblepione wizerunkami szatana, nawet w szkole spokoju nie znajdą, bo czart pruje z kulomiotu. Tak oto hodujemy w ich psychice przekonanie o diabelskiej potę dze. Bó g nie potrafi Zł ego okieł znać, tym bardziej Koś ció ł, choć wojuje z nim już dwa tysią clecia. Co waż niejsze, jest szatan - w mł odych oczach - ofiarą bezustannych prześ ladowań ze strony Najwyż szego i jego ziemskiego personelu. Za co? Ż e zbuntował się przeciw dyktaturze, przeciw kultowi jednostki? Nasze ś rodki przekazu takich rebeliantó w stawiają dziś na piedestale!

- Protestuję przeciw pokrę tnym wywodom!

- Zamiast protestować, księ ż e proboszczu, należ ał oby wpierw przemyś leć wł asne bł ę dy: wychowawcze, propagandowe, etyczne. Myś my wszyscy stworzyli ruch satanistó w, szanowna pani dyrektor. Wielbią diabł a ze wspó ł czucia, bo prześ ladowany. Z podziwu, bo potę ż ny, Boga się nie ulą kł, stawia dzielnie opó r. Z przekory wreszcie, bo ileż moż na strawić bogobojnego sł owolejstwa i modlitewnych westchnień, zalewają cych kraj niby monsun wybrzeż a Bangladeszu? Szatan staje się odtrutką na natarczywoś ć ewangelizacji.

- Czyż by? Wrogoś ć wobec religii jest dziedzictwem socjalizmu, panie Ś liwa. Stamtą d czerpią wyznawcy szatana swoją nienawiś ć do Boga. Nacią gana jest ta pań ska psychologia, maskuje niechę ć wobec Koś cioł a.

- Kto mię dzy bezkrytycznym uwielbieniem a wrogoś cią nie widzi cał ej gamy poś rednich odcieni, powinien zamkną ć się w pustelni, liczyć gwiazdy i ż ywić się korzonkami, a nie manipulować dziecię cym charakterem.

- Panie kolego... księ ż e proboszczu... ludzie, zlitujcie się! - dyrektorce znó w zbierał o się na pł acz. - Kł ó tnia prowadzi do niką d. Jaka rada?

- Wyszukam tych satanistó w i spró buję im przemó wić do rozumu - zdecydował Piotr. - Wezmę moją klasę na cmentarz, uporzą dkujemy groby. Ksią dz Pyrko, jeś li wolno sugerować, wygł osi kazanie o szacunku dla ludzkich szczą tkó w. A policja przestanie się interesować incydentem. Zgoda?

Wszyscy spojrzeli na proboszcza. Pokrę cił gł ową, nie bardzo przekonany do recepty, innej jednak sam nie potrafił zaproponować.

- No to ż yczymy powodzenia panu Ś liwie - powiedział cierpko i wszyscy z ulgą rozeszli się do klas.

Podczas przerwy, dyż urują c na dziedziń cu, zauważ ył Piotr znak szatań ski: mał y palec i wskazują cy mierzą w niebo na podobień stwo rogó w, pozostał e palce skurczone. Diabelskim symbolem pozdrawiał o się trzech chł opcó w z ó smej B; jednego rozpoznał - Antek, syn ogrodnika Ś widerskiego. Podszedł ich znienacka.

- Cześ ć, Antek. Moż esz przedstawić kolegó w?

- Mogę. Ten to Maciek Kajdyr, a ten Romek, ksywa Sierż ant, bo jego ojciec jest komendantem posterunku.

- Chł opaki, mam do was waż ną sprawę. Przyjdź cie po lekcjach do gabinetu ję zyka polskiego, dobrze?

- Czemu nie, moż emy przyjś ć.

Przyszli. Usadził ich w ł awce, a sam siadł okrakiem na krześ le, z rę koma wspartymi na porę czy. Wysilił się na ton oboję tny, jakby gawę dził o bł ahym filmie, któ ry trzeba wprawdzie omó wić, ale do któ rego nie warto przywią zywać wię kszej wagi.

- Narozrabialiś cie na cmentarzu, widziano was.

- Ró ż ni z miasta też byli - wyrwał o się Antkowi.

- Nie zwalaj na innych. Tylko wy mnie obchodzicie. Nie prowadzę ś ledztwa, ż adna kara wam nie grozi, moż ecie zaspokoić moją ciekawoś ć. Czarną mszę odprawiono?

- Tak. Maciek jest naszym kapł anem.

- Odmawiasz modlitwy, Kajdyr?

- Dopiero dwa razy...

- Tekst musi być interesują cy. Przytocz fragmencik.

- No, zaczyna się...

- Chyba pamię tasz?

- Chwał a Lucyferowi a na ziemi pokó j jego wiernym sł ugom. Sł awimy cię, Kró lu Piekieł, boś niezwycię ż ony. Dzię ki ci skł adamy, Ksią ż e Wszechmocny, ż e gnę bisz wrogó w naszych. Sł uchamy cię pokornie, Panie Zemsty, albowiem ty zgotujesz klę skę fał szywym prorokom i ich wyznawcom. Któ ry siedzisz na tronie wszechś wiata wysł uchaj naszych modlitw, podnieś nas z nę dzy i upokorzenia. Pobł ogosł aw naszym czynom, oddal od uszu naszych zakł amanie papistó w. Ł ą czymy się w jednoś ci ze wszystkimi duchami piekieł w hoł dzie dla Ciebie - o Najwyż szy, o Przenajś wię tszy, Wł adco Ciemnoś ci, w któ rych jest prawda. Ave Lucyfer!

- Zarż nę liś cie kota.

- Przecież czarna msza wymaga ofiary krwawej - powiedział Romek Sierż ant, zdziwiony niewiedzą nauczyciela.

- I ty ją speł nił eś?

- Ktoś musiał to zrobić.

- A dewastacja grobó w czemu miał a sł uż yć?

- Nie był o ż adnej dewastacji - zaprotestował Antek - myś my tylko odwracali krzyż e, ramionami ku doł owi. Niektó re zrobiono z kiepskiego materiał u, rozpadł y się.

- Nosicie jakieś sataniczne znaki? Pewno też odwró cone krzyż e?

- Ró ż nie. Albo krzyż e, albo medaliony z kozł em, albo liczbę 666. Co kto woli. Pan nas nie wyda prokuratorowi?

- Obiecał em i sł owa dotrzymam. Teraz, proszę, posł uchajcie mnie. Protestujecie przeciw religii, rozumiem, zewszą d wciskają wam kit, to budzi opó r, nie chcecie doł ą czyć do stada bogobojnych baranó w. Dobrze. Zastanó wmy się wię c nad istotą waszego protestu. Zamiast religii katolickiej - szatań ska. Zamiast modł ó w do Boga - modł y do Kró la Piekieł. Zamiast mszy koś cielnej - czarna. Uciekacie przed niewolą boską by stać się wię ź niami niewoli diabelskiej. Jedne dogmaty zastę pujecie innymi. Porzucacie Koś ció ł chrześ cijań ski dla Ś wiatowego Koś cioł a Szatana, któ ry powstał w roku 1966 i wymaga takiego samego posł uszeń stwa wobec hierarchó w, jak Watykan. Odrzucacie Biblię bo sł awi Boga, lecz gotowi jesteś cie uznać Czarną Biblię, gł oszą cą boskoś ć szatana. Có ż się zmienił o? Nic!

Piotr stwierdził z zadowoleniem, ż e jego sł owa wywarł y na chł opcach wraż enie. Zawstydzili się jakby. Antek Ś widerski wiercił się niespokojnie w ł awce by wreszcie zauważ yć:

- W coś przecież trzeba wierzyć.

- W ludzki rozum. I bez religii moż ecie szanować bliź nich i nie krzywdzić innych. Czy wam do szczę ś cia potrzebna cał a ta humorystyczna mitologia z niebem i piekł em? Zasady moralne tkwią w nas, ujawnia je doś wiadczenie ż yciowe każ demu, kto nie jest egoistą i cynikiem. Filarem naszego bytu nie bywa ś lepa wiara, lecz rozsą dek. Pomyś lcie nad tym.

Wracają c do domu Piotr wstą pił do biblioteki i wypoż yczył kilka rozpraw o religii katolickiej. Ojciec oglą dał w telewizji western, w któ rym trup sł ał się gę sto, a bohaterowie marnowali amunicję - on zaś zagł ę bił się w lekturze. Domyś lał się jakiejś niespó jnoś ci w nauce Koś cioł a. I w koń cu znalazł pę knię cie. Ha - stwierdził z satysfakcją - ś wię ci teoretycy nie zdoł ali uporać się z problemem piekł a.

Rzeczywiś cie. W doktrynie chrześ cijań skiej wystę pują dwie teorie piekielne. Pierwsza gł osi, ż e szatani to stworzeni przez Boga anioł owie, któ rzy zbuntowali się przeciw Panu i za karę strą ceni zostali do piekieł, ską d rozsiewają zł o na ś wiat i ludzi. Jeś li tak, Bó g nie jest wszechwiedzą cy, bo nie przewidział buntu, ani wszechmocny, bo zmuszony jest tolerować konkurencję, dzielić się wł adzą nad ludź mi z buntownikami. Wedł ug drugiej teorii szatan i jego zastę py istniał y i istnieją nadal niezależ nie od Stwó rcy i one to sprawują wbrew niemu wł adzę nad ś wiatem materialnym. Jeś li tak, Bognie jest bogiem jedynym, jego kompetencje są ograniczone, okazuje się wplą tany w rywalizację z innym potę ż nym bytem samoistnym i w trosce ó wł asne panowanie nakazuje wiernym: „Nie bę dziesz miał innych bogó w przede mną ”.

Gdyby Piotr podzielał pasję poró wnawczą ś wię tej pamię ci Ateusza, dostrzegł by bez trudu ź ró dł o tej dwoistoś ci, mianowicie w dziedzictwie przedchrześ cijań skich kultur, zwł aszcza staroperskiego mazdaizmu, gdzie dwa potę ż ne bó stwa walczą stale ze sobą: dobry Ahura-Mazda i zł y Aryman. Nauczyciel nie tropił jednak wtó rnoś ci doktryny chrześ cijań skiej, jej rozlicznych zapoż yczeń z dawniejszych religii, lecz postawił sobie pytanie, któ ry z tych mocarzy pozaziemskich jest istotą dobrą a któ ry uosobieniem zł a. Jeś li toczy się bezpardonowa walka to obie strony stosują perfidne podstę py i kamuflaż, usił ują pozyskać sobie zwolennikó w przy pomocy nacią ganej argumentacji, a ogł uszonym zgieł kiem bitewnym Ziemianom miesza się już we ł bach.

Po czynach poznacie ich, mó wi Pismo. Biorą c pod uwagę morze przelanej krwi, rzezie innowiercó w, dziesią tki tysię cy spalonych na stosach, okrutne wojny prowadzone w imię boż e - to ż ydowsko-chrześ cijań ski Jahwe, bezwzglę dny staro-testamentowy Jahwe, wł adają cy ś wiatem materialnym i usił ują cy zawł adną ć każ dą duszą - jest Arymanem, szatanem, księ ciem ciemnoś ci. Czł owiek poszukuje sprawiedliwego Boga, mił osiernego Stwó rcę, uosobienie dobroci - a trafia w sieć manipulacji kapł anó w Jahwe.

Doszedł szy do tak zaskakują cego wniosku, Piotr uś wiadomił sobie nagle, ż e podą ż a tropem rozumowania ś redniowiecznych gnostykó w: kataró w, bogomilcó w, albigensó w, uznanych przez Rzym za heretykó w i wytę pionych mieczem do ostatniego. Oto doką d prowadzą spekulacje myś lowe! Dlatego przezorny Koś ció ł nakazuje wiernym modlić się gorliwie, pracować w pocie czoł a i wierzyć tylko w prawdy przez Watykan uznane. Kto angaż uje szare komó rki do oddzielania ziarna od plew, zagraż a niewzruszonej doktrynie, obwarowanej zakazami i nakazami niby oblę ż ona twierdza.

- Wiesz - powiedział do ojca - doszedł em do wniosku, ż e jestem potencjalnym zagroż eniem dla prawomyś lnych katolikó w.

- Też odkrycie! - parskną ł Ś liwa - twó j ojciec został pasowany na wroga wł asnej partii i nowego porzą dku ró wnocześ nie. Pó jdziemy na przemiał.

- Ale z podniesionym czoł em.

- I to jest, synku, najważ niejsze. Wiernoś ć wł asnym poglą dom i obrona przed praniem mó zgó w, jakie doktrynerzy wszelkiej maś ci urzą dzają dziś narodowi.

Nabił fajkę i zaczą ł to swoje pykanie; kł ę by aromatycznego dymu wypeł nił y pokó j. Nagle roześ miał się.

- Wyobraż asz sobie, jakie psy wieszano by dziś na komuchach, gdyby w przeszł oś ci werbowali zwolennikó w tak jak księ ż a?

- To znaczy?

- W koł ysce. Każ demu niemowlakowi, po wyrecytowaniu odpowiedniej formuł ki, sekretarz komitetu wrę czał by uroczyś cie legitymację partyjną.

- Bzdura!

- Pewnie. Taka sama, jak taś mowa produkcja katolikó w z nieś wiadomych oseskó w. Dlatego wychowaliś my ciebie nie absorbują c parafii. Chyba nie masz o to pretensji?

- Ską dż e. Już w liceum odkrył em zaskakują cy fakt: nie ma ż adnego naukowego dowodu ż e Bó g istnieje, ani ż e nie istnieje. Oba poglą dy są wię c ró wnoprawne, a narzucanie któ regokolwiek jest uzurpacją. Wybó r należ y do czł owieka psychicznie dojrzał ego.

- Sł usznie. I ten wybó r należ y uszanować, ja tak pojmuję tolerancję. Jestem, jak widzisz, naiwnym komuchem. Ale przyznaję, ż e natrę tna klerykalizacja mnie denerwuje.

- Tato, spó jrz na problem z dystansu. Twoja partia chciał a kontrolować każ dą dziedzinę ż ycia i wreszcie to wś cibstwo przejadł o się społ eczeń stwu, z wiadomym skutkiem. Koś ció ł radoś nie podą ż a tą samą drogą, a skutek bę dzie identyczny: imponują ce rozmnoż enie niedowiarkó w i buntownikó w. Czym się przejmować?

- Moż e masz rację. Oby.

Piotr gwoli rozweselenia zaczą ł przytaczać wywody uczonych satanologó w z ró ż nych epok. Usił owali oni policzyć diabelską populację, a ich szacunki ró ż nił y się krań cowo: od pię tnastu miliardó w do dziesię ciu tysię cy bilionó w; tym minimalistą okazał się Polak, ksią dz Jan Bohomolec w XVIII wieku. Co sprytniejsi ograniczali się do ogó lnikowego stwierdzenia, ż e czartó w mnogoś ć, jak ziaren morskiego piasku. Zdarzali się też obsesjonaci konkretu, zazwyczaj kabaliś ci - sprecyzowali oni, ż e na każ dego czł owieka przypada jedenaś cie tysię cy diabł ó w, uszeregowanych nieproporcjonalnie, bo tysią c z prawej strony naboż nej duszyczki, a dziesię ć tysię cy z lewej.

- To potwierdza obecną tezę kaznodziejó w, ż e moce piekielne trzymają się lewicy - powiedział kpią co stary - co ź le wró ż y naszej socjaldemokracji. Ksią dz Pyrko powinien doradzić parafianom, ż eby dla odczyniania urokó w spluwali przez lewe ramię, wtedy szansę trafienia sł ugi Lucyfera są znacznie wię ksze.

- Koś ció ł musi bezzwł ocznie zaktualizować wnioski satanologó w. Przecież społ ecznoś ć diabelska roś nie, piekł u grozi wyż demograficzny, bo niedowiarkó w i heretykó w przybywa w zastraszają cym tempie. Jak moż na walczyć z wrogiem nie znają c jego liczebnoś ci? Episkopat dla zbadania sprawy na miejscu mó gł by delegować ekspertó w, na przykł ad księ ż y Jankowskiego i Tischnera, wzmocnionych bł yskotliwym intelektem profesora Stelmachowskiego. Był by to wymierny polski wkł ad w umocnienie Kró lestwa Boż ego.

- Widzisz, co nam pozostał o: wisielczy humor. I cał e szczę ś cie, bo musiał bym wyć na rozstajach jak zbł ą kana sobaka, taki mnie czasem ponury nastró j chwyta za gardł o. Odką d odeszł a Maleń ka...

- Myś lisz, ż e mnie jest lekko?

- Mł odyś, wytrzymasz. Dobranoc, synku.




  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.