Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





ROZDZIAŁ JEDENASTY. Milicjanci przy konfesjonale. Anarchista rozpieprza co podleci. Relegowanie Hiacynta z zakonu. Krótkotrwałe szczęście trzydziestu sierot.



ROZDZIAŁ JEDENASTY

Milicjanci przy konfesjonale. Anarchista rozpieprza co podleci. Relegowanie Hiacynta z zakonu. Kró tkotrwał e szczę ś cie trzydziestu sierot.

 

Weryfikacja milicjantó w w Trzydę bach odbył a się ze znacznym opó ź nieniem. Ponieważ z powodu nawał u pracy wojewó dzka komisja nie mogł a przybyć na wizję lokalną, sprawę zlecono proboszczowi. Ksią dz Pyrko uznał, ż e atmosferę, sprzyjają cą zadaniu wagi pań stwowej, wytworzy tylko konfesjonał. Oto dlaczego w sobotnie przedpoł udnie Sierż ant poprowadził swych pię ciu podwł adnych do koś cioł a. Czuli się onieś mieleni, sł uż bowe czapki obracali niezgrabnie w dł oniach. Tylko kapral Jó ź wiak chichotał, nadmieniają c coś o cyrku i drę twej mowie, lecz wkró tce ucichł, spiorunowany wzrokiem komendanta.

Z szeregowcami duszpasterz uporał się szybko - chrztem mogli się wykazać, opozycji nie dokuczali, do PZPR nie należ eli, ż aden donos wskazują cy na niemoralny tryb ż ycia nie wpł yną ł do plebani. Szarż e jednak wymagał y wnikliwszej analizy, reż imowy aparat ucisku musiał mieć powody, aby wł aś nie ich awansować. Na pierwszy ogień wzią ł sł uż bistę kaprala.

- Z jakiej rodziny się wywodzisz, synu? Bogobojnej czy wolnomyś licielskiej?

- Nie wiem. Jestem podrzutkiem.

- Ochrzczono cię?

- Nie pamię tam. A ksią dz przypomina sobie swó j chrzest?

- Ja zadaję pytania, ty odpowiadaj w pokorze, bo twó j, los się waż y. W Boga wierzysz?

- Nie był o takiego rozkazu.

- A gdyby był, to wierzył byś?

- Rozkazy są ró ż ne: mą dre i gł upie. Milicjant ma bez szemrania wykonywać polecenia zwierzchnikó w.

- Dostrzegam w tej uwadze zdrowy sens. Chyba nie zaprzeczysz, ż e wł ó czył eś się po puszczy tropią c dziuple, w któ rych ukrywali się przed represjami bojownicy o wolnoś ć?

- Lubię zbierać grzyby, to i wł ó czył em się. Za konspirą myś my nie biegali, bo i po co? Każ de dziecko wiedział o, w któ rym mateczniku siedzą; Kukali sobie bez przeszkó d. Niektó rzy tak zachrypli, ż e do dziś ludzkie sł owo nie moż e im wyjś ć z gardł a.

- Wiadomo mi, iż brał eś ś lub koś cielny.

- Rodzina ż ony się uparł a.

- Chcesz powiedzieć, ż e sakrament ś lubu jest ci oboję tny?

- Jaka ró ż nica, czy babę bije się z bł ogosł awień stwem koś cielnym, czy bez? Najważ niejsze, by ż ony nie bijać. I ż eby miał a co do garnka wł oż yć.

- Stwierdzam z zadowoleniem, mó j synu, ż e troska o rodzinę nie jest ci obca. Tyś w czasie stanu wojennego odprowadzał do aresztu pana burmistrza Maciaruka?

- Wó wczas był jeszcze wichrzycielem.

- A gdybyś dziś usł yszał taki rozkaz?

- Dziś? Mowy nie ma o odprowadzaniu; zawió zł bym ł obuza do kryminał u taksó wką.

- Dlatego został eś czł onkiem PZPR?

- Albo to ja gorszy? Koledzy brali legitymacje, zgł osił em się ró wnież. Pó ź niej ż ał ował em, bo zebrania był y nudne.

- Zabierał eś gł os? Myś lę o atakach na Koś ció ł lub „Solidarnoś ć ”.

- Nikt o zdanie mnie nie pytał.

Ksią dz Pyrko na gorą co zanotował opinię o kapralu: Prymityw. Z powodu sieroctwa otrzymał mierne wychowanie. Zasady moralne szczą tkowe. Dla Koś cioł a do odzyskania, policji moż e okazać się przydatny, bo bezmyś lnie wykona każ dy rozkaz. Do partii wstą pił kierują c się owczym pę dem i rozstał się z komuną bez ż alu. Politycznie indyferentny.

Sierż ant podszedł do konfesjonał u energicznym krokiem, stukot butó w odbijał się echem od sklepienia. Staną ł na bacznoś ć.

- Nie demonstruj pychy, synu - powiedział proboszcz - klę knij, nasza rozmowa otoczona zostanie tajemnicą spowiedzi ś wię tej. Jako komendant posterunku ponosisz peł ną odpowiedzialnoś ć za wszelkie wybryki tutejszej milicji. Jesteś tego ś wiadom?

- Nie był o ż adnych wybrykó w, proszę księ dza. Ł apaliś my zł odziei, chuliganó w i pijanych kierowcó w.

- Powię kszasz swą winę kł amstwem. Bukowskiego spał ował eś?

- Spił się jak ś winia, mieliś my kł opoty z odstawieniem go do izby wytrzeź wień. Znieważ ył czynnie kaprala Jó ź wiaka, to i oberwał.

- Aresztował eś inż yniera Kajdyra.

- Był a sankcja prokuratorska.

- Urzą dził eś puł apkę na Maciaruka. Wskutek twej nadgorliwoś ci ten wybitny dział acz opozycyjny został internowany.

- Krzywda mu się nie stał a. Gdy wyszedł po trzech dobach, jechał a za nim bagaż ó wka wypeł niona frykasami z daró w koś cielnych. Sam bym się z nim zamienił, bo wó wczas w sklepach był tylko ocet i só l.

- Nie dostrzegam w tobie ani krzty skruchy. Powinieneś poją ć, ż e pał ka sama w sobie nie jest zł em, Pismo Ś wię te uczy, iż takż e archanioł owie posł ugiwali się bronią. Waż ne, w kogo godzi orę ż. Gdybyś spał ował sekretarza partii, Gó ralskiego, albo zatwardział ego komucha, Ś liwę, proszę bardzo, nawet mó gł byś zasł uż yć na pochwał ę. Lecz ty nastawał eś na naszych ludzi, na patriotó w, na szczerych demokrató w walczą cych z reż imem o Polskę katolicką i narodową. Rozumiesz?

- Tak jest. Bił em w niedobrą stronę.

- Wł aś nie. Dlatego musiał bym ci dać opinię zł ą, zagradzają cą drogę do policji. Nowa Polska, nowy ustró j, nowa policja, nie obcią ż ona postkomunistycznym balastem.

- Ciekaw jestem, kto bę dzie ł apał przestę pcó w, gdy ta nowa policja zacznie się uganiać za był ymi partyjniakami albo pielgrzymować do Czę stochowy.

- Akurat ciebie nie powinna o to boleć gł owa. Zwró cił eś zapewne uwagę, ż e uż ył em trybu warunkowego: musiał bym dać ci opinię zł ą. Lecz mogę ró wnież wystawić dobrą.

- Byle dotrwać do emerytury. Nie mam innego zawodu.

- Pod dwoma wszakż e warunkami. Znasz niejaką Pelagię?

- Któ ż by jej nie znał? Wyjechał a do Wł och z jakimś fagasem.

- Moż e, nie daj Bó g, wró cić. Warunek pierwszy: gdyby ta osoba pojawił a się w Trzydę bach, przepę dzisz na cztery wiatry.

- Zgoda.

- Warunek drugi: poskromnisz element wywrotowy.

- Ksią dz ma na myś li Felka Anarchistę?

- Jeden anarchista ró wny dziesię ciu komunistom. Ten ł otr wznieca społ eczny niepokó j samym wyglą dem. A jego okrzyki? A jego mowy w. miejscach publicznych? A jego pogró ż ki pod adresem miejscowych autorytetó w? Jest rozsadnikiem zł a. Poskromnisz?

- Zał atwione.

Obsada posterunku został a zweryfikowana w komplecie. Wkró tce nadeszł y nowe mundury i pragmatyka sł uż bowa. Szeregowcó w przemianowano na posterunkowych, kaprala na starszego posterunkowego, a sierż antowi przysł ugiwał odtą d stopień przodownika. Z szyldu i pieczę ci znikł a milicja, a pojawił a się policja, orzeł otrzymał koronę, Rzeczpospolita Polska zastą pił a Polską Rzeczpospolitą Ludową. Wszystko po nowemu. Tylko Felek Anarchista rozrabiał po staremu. W każ dą sobotę z butelką czystej wyborowej w kieszeni i czarnym proporcem umocowanym do ciupagi, pojawiał się w ś ró dmieś ciu wykrzykują c gromko:

- Rozpieprzyć ten burdel! Kajdyr do nocnika, Pyrko w katakumby, Maciaruk na latarnię! Niech ż yje mię dzymiastó wka anarchistyczna!

Czasem akcentował pewne elementy programowe:

- Zlikwidować wszelką wł adzę! Policję wystrzelić na Księ ż yc! Wolny kraj dla wolnego ludu!

Postulat ekonomiczny zgł aszał wcią ż taki sam:

- Ż ą damy swobodnego dostę pu do wysypiska ś mieci! Precz z terrorem sł uż b komunalnych!

Był to postulat ze wszech miar uzasadniony zważ ywszy, ż e Felek mieszkał w budzie z blachy falistej, usytuowanej wł aś nie na wysypisku; stamtą d wytrwał ą pracą pozyskiwał surowce wtó rne lub uż ywane przedmioty codziennego uż ytku. Ich sprzedaż przynosił a dochó d wystarczają cy na niezbyt wygó rowane potrzeby Anarchisty.

Przodownik postanowił wywią zać się z obietnicy, danej proboszczowi. Siadł na rower i pojechał do jaskini elementu wywrotowego. Pedał ował z wysił kiem, bo wiatr w oczy, a kondycja nadszarpię ta perypetiami weryfikacyjnymi. Pokonawszy pię ciokilometrowy dystans, pojazd oparł o sosnę i wdrapał się na hał dę. Blaszak Anarchisty bł yszczał w sł oń cu, wokó ł rosł y kwiaty, tu i ó wdzie zielenił y się krzewy agrestu i porzeczek. Element, rozwalony na leż aku, opalał tors.

- Ł adnie tutaj, panie Felku. Domowo jakby.

- Od rana prześ ladował mnie zapach wę dzarni, a to wedł ug wró ż b chaldejskich oznacza spotkanie z policją. No i spotkanie jest. Za wę gł em stoi krzesł o, niech szarż a sią dzie. Zasiedlił em najdawniejszy odcinek Eldorado, ś mieci tutaj zdą ż ył y się zma-cerować, powstał ż yzny kompost wię c roś linnoś ć pnie się radoś nie ku obł okom. Mogę poczę stować colą,

- Chę tnie się napiję. Upał. A szczury nie dokuczają?

- Szczur, wierny towarzysz czł owieka. Zwierzę poż yteczne, bo wszystkoż erne, nawet gł odomorem nie pogardzi. Czytam dostarczaną tu prasę - wskazał strzę py gazet uł oż one w stos obok leż aka - i czego się dowiaduję? Nowa Polska bę dzie rajem dla gryzoni, gdyż deratyzację zlikwidowano jako przejaw komunistycznego zniewolenia. Otwarcie na Europę, a jakż e, pchają się do nas ś mieciarki lą dem, wodą i powietrzem, nawet z Portugalii. Wciskają nam zewszą d zatrute ś wiń stwo, nieprzydatne do utylizacji, zaś urzę dnicy gorliwie biorą w ł apę za takie podtruwanie ludu. Dyspozycyjni pismacy bagatelizują problem, usypiają czujnoś ć, byś my z modlitwą na ustach zmierzali pokornie ku zbiorowemu samobó jstwu. Był em tu sobie kró lem i panem przez lata cał e, a teraz budzi mnie o ś wicie stuk ł opat i kilofó w, bo stada bezrobotnych rozgrabiają co się da: makulaturę, szmaty, zł om.

- Ż ó ł ć, panie Felku. Gdyby nają ć ludzi i rozkrę cić prywatny interes opadowy?

- Szarż a sobie kpi. Mó j ś wiatopoglą d nie pozwala czerpać korzyś ci z cudzej pracy. Usił uję sobie wyobrazić kraj za lat kilka i có ż widzę? Gigantyczny ś mietnik, gdzie zż erają się nawzajem szczury i nę dzarze, a po obrzeż ach byczy się stado hien, wypasionych na cudzej krwi i pocie. Mam szanować wł adzę, któ ra taki los nam gotuje? Z gł ę bi trzewi wyrywa się okrzyk rozpaczy: rozpieprzyć ten burdel!

- Wł aś nie ta sprawa mnie sprowadza. Demonstracje. Hasł a znieważ ają ce osoby i instytucje. Zakł ó canie porzą dku publicznego.

- Ł adnie szarż a to ują ł. Zgodnie z moimi intencjami.

- Osobiś cie nie mam nic przeciw panu. W ramach pluralizmu uszanuję nawet anarchistyczne poglą dy. Jednakż e zmuszony jestem... wywierane są na policję naciski... proboszcz i burmistrz nalegają...

- Mam do wspomnianych trutnió w stosunek sprecyzowany. Oni mogą mi, powiedzmy, wskoczyć do portek, wyjrzeć rozporkiem i -ś wiergolić na melodię „My pierwsza brygada”. Pyrko do katakumb, Maciaruk na latarnię!

- Ktoś zł oś liwy mó gł by pana aresztować za podż eganie do czynó w gwał townych. Ja zaś nie groż ę wię zieniem, tylko proponuję kompromis.

- Interesują ce. Jaki?

- My przymykamy oczy, a Felek Anarchista bę dzie krą ż ył tylko po peryferiach, jak najdalej od koś cioł a i ratusza, wznoszą c okrzyki wył ą cznie bezosobowe.

- Nie rozumiem.

- Bez wymieniania nazwisk.

- Aha. Jeś li się zgodzę, to tylko ze wzglę du na szarż ę. Został em potraktowany jak czł owiek, przez kogo? Przez policjanta, podporę obecnego reż imu. Widocznie zgnilizna od rybiej gł owy nie dotarł a jeszcze do ogona. Umowa stoi.

Felek odprowadził wł adzę do skarpy i wskazał dogodną ś cież kę, wiodą cą do ś wiata ludzi przedsię biorczych, któ rzy poznali sił ę swoich pienię dzy i radoś nie wznoszą zrę by kapitalizmu. Wró cił na leż ak; oddawszy skó rę leczniczym promieniom sł onecznym, rozważ ał sytuację. Okrzyki bezosobowe, czemu nie? Mogą być. Skreś lam nazwiska, wstawiam funkcję. Klecha do katakumb, burmistrz na latarnię! Tyż piknie. Z lokalizacją ż adnych kł opotó w, ponieważ peryferie Trzydę bó w zaraz za rynkiem, cią gną się w siną dal na wszystkie cztery strony ś wiata. Należ ał oby ró wnież zmodyfikować nieco garderobę...

Pomysł wydał mu się szczę ś liwy. Przynió sł z budy puszkę czarnej farby i pę dzel. Na popielatym kapeluszu wymalował trupią czaszkę i skrzyż owane piszczele a biał y podkoszulek ozdobił napisem „I love Bakunin”. Nie uż ywał nigdy marynarki, symbolu burż uazyjnego rozpasania, nosił ś wią tek-pią tek dł ugi pł aszcz zawsze rozpię ty, wię c jego mił oś ć do teoretyka anarchizmu bę dzie się rzucał a w oczy. Zmienił farbę na biał ą i na wierzchnim okryciu skopiował portret wą satej osobistoś ci, podpatrzony z pierwszej strony gazety. Ź le wycelował i wizerunek zamiast na plecach wypadł poniż ej pasa. Pokiwał gł ową z aprobatą, bo podobień stwo został o zachowane; wł aś ciwy czł owiek na wł aś ciwym miejscu.

W tym czasie Ś liwa wychodził zadowolony z gmachu są du, bo trzymał w dł oni odpis wyroku, nakazują cego Wytwó rni Nocnych Naczyń Wielokrotnego Uż ytku imienia Jó zefa Pił sudskiego przywró cenie go do pracy. Skierował się wprost do biura. Sekretarka pró bował a go zatrzymać, lecz odsuną wszy ją bezceremonialnie, wtargną ł do gabinetu. Dyrektor podskoczył z oburzenia:

- Zakazał em wstę pu!

- Nie wrzeszcz, Kajdyr. Masz tutaj wyrok są dowy. Pł acisz utracone pobory i zwracasz mi posadę.

- Po moim trupie!

- No to jesteś nieboszczykiem. Czekam w domu na wiadomoś ć od kiedy mam zaczynać. Ale pamię taj, ż e za każ dy dzień zwł oki bulisz ż ywą gotó wkę. Radził bym ci nie podważ ać prawa, by mogł o bronić ró wnież ciebie, gdy znajdziesz się w opresji. Widział em kopę takich waż niakó w, nadę tych jak purchawki - myś leli, ż e dupy przyrosł y im do stoł kó w, a tymczasem na najbliż szym zakrę cie historia wytrą cał a ich z orbity. Cześ ć pracy!

Nie spieszył się do domu. Od ś mierci Maleń kiej wiał o z wszystkich ką tó w beznadziejną pustką. Syn, po ukoń czeniu polonistyki, przez rok uczył w są siedniej miejscowoś ci; dojazdy zajmował y wiele czasu, wracał pó ź nym wieczorem. Teraz wystartował wprawdzie w Trzydę bach, lecz nadal w domu był goś ciem, gdyż wlepiono mu drugi przedmiot, wychowanie fizyczne; wcią ż organizował jakieś treningi i zawody. Oby się chł opak szybko oż enił - marzył Ś liwa - bę dę wnuki niań czył i staroś ć nabierze sensu...

Obok sierociń ca przystaną ł. Za ż ywopł otem, na mał ym placyku, maluchy oblegał y huś tawki, a starszaki usił ował y trafić pił ką do jednej bramki. Wychowawca, we wzorzystej koszuli z kró tkimi rę kawami, wydawał się znajomy. Majster podszedł bliż ej. Ł ysina, nochal, krzaczaste brwi - czyż by franciszkanin w cywilu?

- Hiacynt!

- Hieronim! - ucieszył się mnich podbiegają c ż wawo do ogrodzenia. - Wreszcie się ujawnił eś.

- Wylali z zakonu?

- Los nie okazał ł askawoś ci. Został em relegowany wskutek nacisku paru fanatykó w, oby im Bó g wybaczył. Sterczał em bezradnie na szosie, zastanawiają c się doką d skierować kroki, gdy pewien uprzejmy kierowca przystaną ł i zaprosił do szoferki. Od niego dowiedział em się, ż e z braku funduszó w sierociniec mają zlikwidować, dlatego wró cił em do miasteczka. Wyobraź sobie, przeją ł em się niepewnym losem tych dzieciakó w. Zawsze był em nieco sentymentalny, widocznie to nieuleczalny choroba. Burmistrz sprywatyzował ruderę, chciał sł ono sprzedać, lecz nabywcy nie znalazł. Przepraszam, zgł osił się ogrodnik Ś widerski. Opowiadano mi, ż e spytał na wstę pie, co bę dzie z sierotami. Maciaruk odparł, ż e jego wybrano po to, by dbał o demokrację i o kasę miejską, a nie o cudze bachory.

- Jakbym go sł yszał!

- Ś widerski jegomoś ć wybuchowy, naubliż ał wł adzy od najgorszych i z transakcji nici. Wtedy zameldował em się ja. Dobrze - powiedział - bierz sobie ten majdan, ale na wł asny koszt, bo z budż etu nie dam grosza. No i wzią ł em zastrzegają c wszakż e, ż e jeś li oś mieli się wlepić sierociń cowi podatek, to urzą dzę mu w ratuszu strajk okupacyjny.

- Sam gospodarzysz?

- Wyglą dam na Herkulesa? Zatrudniam sprzą taczkę, kucharkę i dwie emerytowane nauczycielki. Zajrzy czasem bezinteresownie pani Ró ż a, leczy zę by, przezię bienia, ranę opatrzy gdy trzeba. Dobrzy ludzie odmalowali pomieszczenia, bywa ż e podrzucą trochę produktó w ż ywnoś ciowych lub uż ywanej odzież y.

- Coś krę cisz, mnichu. Jaką ś forsę musisz mieć. Obrabował eś swó j klasztor?

- Bó g czuwa. Zesł ał sponsora.

- Ha, jesteś my na tropie cudu!

- Ż ebyś wiedział. Przydarzył a się mi historia tak nieprawdopodobna, ż e jej dotą d nikomu nie opowiadał em. Otó ż pewnego razu Felek Anarchista znalazł na ś mietnisku kupon totolotka...

Fakt, znalazł, wypeł niony przepisowo i z banderolą. Gdy nazajutrz w ł adunku pozostawionym przez ś mieciarkę wygrzebał aktualną gazetę, ciekawoś ć kazał a mu poszukać komunikatu. Oczom wł asnym nie wierzył: wszystkie skreś lenia był y trafne, kupon wygrał gł ó wną nagrodę, opiewają cą na zawrotną sumę. Przez chwilę rozważ ał, jak mó gł by zmienić tryb ż ycia dzię ki strumieniowi gotó wki, któ ry przypadek nachalnie kierował do jego kieszeni. Perspektywy jednak nie wydawał y mu się zachę cają ce. Wiedział, ż e niezależ noś ć finansowa szybko się okaż e iluzją, a on tymczasem zostanie wplą tany w mię dzyludzkie zależ noś ci i utraci rzecz najcenniejszą - absolutną wolnoś ć, jaką w swoim mniemaniu cieszył się do tej pory. Bez ż alu skierował myś l w inny nurt: kogo by obdarzyć tym wą tpliwym szczę ś ciem? Drogą eliminacji doszedł do sierociń ca i klamka zapadł a.

Przebrał się w stró j konspiracyjny - garnitur, biał ą koszulę, krawat, czarne pó ł buty - wygolone policzki odś wież ył wodą koloń ską i ruszył do miasta. Dzieciarnia wychodził a wł aś nie na wycieczkę, dwó jkami, jedna nauczycielka z przodu, druga z tył u kolumny. Naliczył trzydzieś cioro. Flegmatycznie odszukał w budynku Hiacynta.

- Kogo widzą oczy moje? - zdziwił się zakonnik - pan Felek bez uniformu bojowego? Co się stał o?

- Oczy twoje widzą sponsora przybytku sierocego - odparł z godnoś cią Anarchista.

- Każ dy datek bę dzie przyję ty wdzię cznym sercem.

Felek wrę czył kupon totolotka i wyrwany z dziennika komunikat. Ograniczył wymowę do jednego stwierdzenia; zabrzmiał o spiż owo jak w ustach Cezara:

- Znalazł em, przybył em, wrę czył em.

- Bó g zapł ać. Tyle pienię dzy! Cał oroczny budż et sierociń ca. Mam ś wietną nalewkę na wiś niach. Zechce pan...

- Nie odmó wię.

W ciasnym pokoiku usadził goś cia na jedynym krześ le, a sam przysiadł na ż elaznym ł ó ż ku, pod obrazem przedstawiają cym ś wię tego Franciszka w ogrodzie. Wiś nió wka smakował a Felkowi, cmokał z uznaniem.

- Czemu...

- Sam nie wydał em forsy?

- Tak. Mó gł pan dom postawić.

- Parterowy i tylko w stanie surowym. A wykoń czenie?

- Na dobry samochó d by starczył o.

- Nie mam garaż u ani prawa jazdy. Zresztą lubię piesze spacery.

- Brak mi sł ó w.

- Nie wracajmy do sprawy. Ł atwo przyszł o, ł atwo poszł o.

- Podarował pan moim sierotom rok beztroskiego ż ycia.

- No i dobrze.

- Rozliczę się z każ dej zł otó wki. Wypisać pokwitowanie?

- Nie wymagam. W razie remontu lub zakupu sprzę tu sł uż ę radą. Znajdę wś ró d znajomych chę tnych na tanią fuchę.

- Czym się odwdzię czę?

- Tą nalewką. Wzią ł bym mał y zapasik.

Felek opuszczał sierociniec zadowolony z siebie. Pod pachą nió sł pię ciolitrowy baniak z franciszkań skim trunkiem i nuci pieś ń o zdradzieckich magnatach i prał atach, gnę bią cych lud. By przekonany, ż e to hymn anarchistó w. Nikt mu dotą d nie powiedział, iż powtarza sł owa bojownikó w Powstania Listopadowego, któ rzy wprawdzie o Bakuninie nie sł yszeli, lecz potrafili zawią zać stryczek na biskupich gardł ach zaprzań có w sprawy narodowej.




  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.