Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





ROZDZIAŁ DZIESIĄTY. Trzydęby wybijają się na niepodległość. Zmartwychwstanie księdza Skorupki. Czerwony kur szaleje na plebani. Fenomen wody święconej.



ROZDZIAŁ DZIESIĄ TY

Trzydę by wybijają się na niepodległ oś ć. Zmartwychwstanie księ dza Skorupki. Czerwony kur szaleje na plebani. Fenomen wody ś wię conej.

 

Wiosną 1991 roku w Pewnusi pojawił a się komisja rzą dowa w osobie kostycznego mę ż czyzny o koń skiej twarzy, hymkają cego co trzecie sł owo. Komisja reprezentował a wł adzę demokratyczną, dlatego uznał a za celowe poszerzenie swego skł adu' przez kooptację lokalnych czynnikó w. Czynniki był y dwa: Maciaruk, któ ry już od roku burmistrzował w Trzydę bach oraz maszynista Bukowski, wybrany' niedawno przez aklamację przewodniczą cym niezależ nego i samorzą dnego zwią zku w wytwó rni. Po wnikliwej dyskusji podję to decyzje odpowiadają ce duchowi czasu: a) niepodległ oś ciowe, b) produkcyjne, c) kadrowe.

I tak szanowna komisja w imieniu zał ogi, dla zatarcia komunistycznego pię tna, nadał a Wytwó rni Nocnych Naczyń Wielokrotnego Uż ytku imię marszał ka Jó zefa Pił sudskiego. Uroczystoś ć oficjalna poprzedzona uroczystym naboż eń stwem, obejmie poś wię cenie mię dzy innymi taś my produkcyjnej, z któ rej wó wczas schodzić bę dzie produkt odpowiadają cy aspiracjom mieszkań có w. Jak wiadomo, miniony reż im w celach propagan-;. dowych zaś miecał sklepy bublami niewygodnymi w uż yciu i na j domiar w kolorze jadowitej czerwieni. Teraz firma preferować ma nieskazitelną biel, ozdobioną portretami wybitnych osobistoś ci, od prezydenta Busha do prezydenta Wał ę sy.

- A w ś rodku co? - spytał Bukowski.

- Moś cicki i Kaczorowski - odparł Maciaruk. - Cią gł oś ć, legalnej wł adzy, kraj i emigracja.

- Owszem, kolekcja prezydencka, hm, interesują ce - ocenił a koń ska twarz. - A gdyby tak serię, hm, wysokich autorytetó w moralnych? Zbigniew Brzeziń ski czy Tadeusz Mazowiecki, hm, o Janie Pawle II już nie wspominają c.

- Ja proponuję sł awnych politykó w - wyskoczył Maciaruk - stworzyli nową Polskę, należ y im się.

- Sprawa ryzykowna, hm, moż na pomieszać dział aczy Porozumienia Centrum, hm, z tymi od Unii Demokratycznej. Nabywcy bę dą zdezorientowani.

- To dajmy dwie serie: jedną z brać mi Kaczyń skimi, Maziarskim i Najderem, druga z Kuroniem, Geremkiem i Turowiczem. Wolny wybó r, każ dy spoż ytkuje naczynie wedł ug wł asnych poglą dó w politycznych.

- To był oby jakieś, hm, rozwią zanie. Rzecz wymaga, hm, gł ę bszej refleksji.

Refleksję odł oż ono na potem, przechodzą c do spraw kadrowych. Na dyrektora wytypowany został jednomyś lnie inż ynier Kajdyr, znakomity wynalazca i organizator, represjonowany przez komunę. Po czym wezwano Raka i Ś liwę.

- Panie Rak - oznajmił stoł eczny wysł annik - od tej chwili, hm, przestaje pan peł nić funkcję dyrektora, hm; obowią zki proszę przekazywać, hm, inż ynierowi Kajdyrowi.

- Sprawiedliwoś ci stał o się zadoś ć - Maciaruk nie krył zadowolenia. - Wystarczają co dł ugo tolerowaliś my szefa, wyniesionego na stoł ek przez stan wojenny. Za tę pienie solidarnoś ciowego aktywu chyba nie oczekiwał pan laurki i orkiestry poż egnalnej?

- Brał em nauki u ciebie, Maciaruk. Za co wyleciał Bukowski, dobrze wiesz; jeś li zapomniał eś, niech ci w gę bę chuchnie. A Kajdyr cią gną ł forsę za niewykonane wynalazki, są d udowodnił mu wył udzenie znacznych sum.

- Na pań ski wniosek.

- Oczywiś cie, dbał em o kasę firmy.

- Pan zaś, panie Ś liwa...

- Ró wnież won. Taczld?

- Każ dego komucha mogę osobiś cie wywozić w siną dal - zaoferował się Bukowski.

- Nie trzeba - powiedział Maciaruk - ten triumfalny rejs sprzed dziesię ciu lat zachował waż noś ć. Towarzysz Ś liwa opuś ci nas wł asnonoż nie, ż e się tak wyraż ę. Do emerytury został o mu trochę czasu, moż e u Ś widerskiego hodować pomidory.

- Jeszcze Polska nie zginę ł a, pó ki my ż yjemy - odparł Ś liwa.

Wyszedł cią gną c za sobą Adama. Rozstanie z Pewnusią sprawił o Rakowi przykroś ć, skarż ył się smę tnie:

- Dwadzieś cia lat tu przepracował em. Chyba jakieś podzię kowanie się należ y, no nie?

- Zwariował eś! Oczekujesz podzię kowania od tych nadę tych pacanó w? Nie ł am się, Adaś. Na frasunek dobry trunek, idziemy do Zajazdu Pod Mieczem.

Tł usta Kleopatra ujrzawszy goś ci, podprowadził a zaraz do stolika gdzie rezydował Artysta.

- Witam awangardę bezrobotnych - malarz wyszczerzył niekompletne uzę bienie - zł e wieś ci rozchodzą się w tym grajdole lotem bł yskawicy. Piwko dla panó w, ja stawiam.

- Dawno nie miał em zaszczytu - usił ował dygną ć wł aś ciciel - a gdzież spokojniejszy ką cik niż u mnie?

- Czł owieku, twoje brzuszysko osią gnę ł o astronomiczne wymiary - zauważ ył Ś liwa. - Zostawiasz na parę miesię cy przyzwoitego grubasa, a po powrocie znajdujesz beczkę sadł a. Przy tobie nawet szanowna mał ż onka wydaje się szczupł a jak ogó reczek.

 - Bó g dał ale wzią ć nie zamierza. Kara za grzechy. |

- Nie martw się, nowa wł adza tak pociś nie, ż e bę dziesz chudł w oczach.

- Mnie? Sprywatyzował em się osobiś cie jeszcze za komuny.

- W tym sę k. Powiedzą, ż e zagrabił eś społ eczne mienie, bo burmistrz Ż oras sprzedał ci dział kę po ulgowej cenie. Ogł oszą przetarg, któ ry wygra oczywiś cie...

- Szwagier Maciaruka - podpowiedział Rak.

- Albo ciotka Kajdyra. I stanie się cud: dział ka zamieni się z narodowego dobra w ś wię tą wł asnoś ć prywatną. Na powstał ym z twojej krwawicy zajeź dzie bę dą zbijali kokosy nowi wł aś ciciele Trzydę bó w. Zapewne zmienią szyld na...

- Gospoda Pod Wezwaniem Ś wię tego Antoniego - chichotał Rak.

- Ich niedoczekanie. Prę dzej spalę budę.

- Desperackich pogró ż ek nikt z obecnych nie sł yszał. Przynieś wreszcie piwo, kapitalistyczny krwiopijco.

- Pozwolę sobie zauważ yć, panie Ś liwa - powiedział Artysta - ż e epitet jest anachroniczny, wyzyskiwaczy stawia się s za wzó r do naś ladowania. Prasa upowszechnił a nową kolekcję J wyzwisk, powinniś my mawiać: ty postkomunistyczny gadzie, ty niezweryfikowany elemencie, ty spó ł ko nomenklaturowa, Chociaż... ostatnie okreś lenie brzmi dwuznacznie - należ ał oby zawsze zaznaczać, któ rą nomenklaturę ma się na myś li, dawną czy obecną. Obecna zaś przybrał a iś cie paranoiczne rozmiary, wkró tce nawet babki klozetowe bę dę się musiał y wykazywać wł aś ciwą przynależ noś cią. Nie zdziwił bym się, gdyby senat

Najjaś niejszej Rzeczypospolitej zł oż ony jak wiadomo z samych mę drcó w i autorytetó w moralnych, ustanowił prawo ankietowe.

- Co takiego? - Rak zachł ysną ł się piwem.

- Ktokolwiek, ubiegają cy się o cokolwiek, musi wykazać, ż e ani rodzice, ani dziadkowie nie splamili honoru Polaka ateizmem lub przynależ noś cią do partii lewicowej. Bę dzie wiadomo, któ re dziecko w przedszkolu ma poż ą dane pochodzenie społ eczne i zasł uguje na kubek kakao, a któ re w czasie posił ku winno stać w ką cie. Takie prawo uł atwił oby znakomicie pracę naszej demokratycznej administracji, któ ra obecnie dział a po omacku, niestety. Tylko ofiarnym publicystom, wyzwolonym od zmory cenzury, zawdzię czamy, ż e czasem jakiś przyczajony komuch zostanie zdemaskowany. Są czujni i dyspozycyjni, jak zawsze.

- Kij im w oko - podsumował Ś liwa - zawsze bę dą kadzić jakiejś sile przewodniej. Intryguje mnie, czy ksią dz Pyrko znó w zamó wił bohomaz?

- Mam dokonać destrukcji i konstrukcji za koś cielny grosz. Najpierw zamalować w szkole wł asne dzieł o a potem w tymż e miejscu stworzyć nowe. Kró l Bolesł aw Ś miał y, bronią cy kraju przed intrygami biskupa Stanisł awa, wypacza historię polskiego Koś cioł a i dlatego musi znikną ć. Rozumiecie, panowie, wymowa ideowa tego malunku jest niesł uszna, zwodzi dziatwę na manowce, zaprzecza temu, co gł osi obraz na ś cianie Koś cioł a: ż e monarcha vbył wredny, a Stanisł aw ś wię ty. Nakł oniono mnie, bym podją ł temat aktualny - ksią dz Skorupka pod Warszawą w roku 1920 prowadzi wojsko do ataku przeciw hordom bolszewickim.

- Chcą przechrzcić szkoł ę - domyś lił się Rak - otrzyma imię owego Skorupki.

- Rzeczywiś cie, jest taki zamiar; ksią dz Pyrko już agituje rodzicó w. Otó ż od paru dni przychodzę do tej mił ej spelunki, doję sikacz zwany piwem i rozmyś lam. Wył onił y się bowiem pewne trudnoś ci kompozycyjne. Mecenas ż yczy sobie, ż eby koniecznie utrwalić postać diabł a. Uosobienie zł a winno się rzucać w oczy nawet ś lepcowi. Nowy kierunek w polskim malarstwie, symbolizm koś cielny, nie moż e się obejś ć bez szatanó w i anioł ó w, a ja padł em jego ofiarą. Jak pogodzić realizm pola bitwy z duchem nieczystym? Moż e wy, panowie, znajdziecie radę?

- Musiał bym najpierw wiedzieć, co scena przedstawia - Ś liwa wykazał dobrą wolę.

- Sł usznie. Na pierwszym planie nasi bohaterscy ż oł nierze, widziani niejako od tył u. Przed nimi ksią dz Skorupka, z profilu, krzyż we wzniesionej dł oni, pokazuje cel. A cel tu i ó wdzie się broni, lecz na ogó ł pierzcha. Trochę pirotechniki, kontrastowe barwy. Czarne chmury nad wrogiem, rozjaś nione niebo nad obroń cami.

- Diabeł jak diabeł - powiedział Rak - kopyta, ogon, rogi. Moż na mu dorobić gę bę Maziarskiego, ten facet przypomina mi gł ó wnego inkwizytora, Torquemadę. Obaj są przechrztami - jeden przeszedł z komunizmu na antykomunizm i gorliwie tę pi dawnych towarzyszy, drugi z judaizmu na katolicyzm a Ż ydzi byli jego ulubionymi ofiarami.

- Czyjaś gę ba nie rozwią zuje mego problemu, panie Adamie. Szatan nie moż e czaić się za plecami bohatera, w oczach ignorantó w mó gł by uchodzić za motor dział ania ś wią tobliwego, mę ż a. Jeś li zaś ustawię piekielną figurę naprzeciw duchownego (zł o zagradza drogę dobru) obie postacie powinny być ró wnego wzrostu, co proboszcz gotó w uznać za herezję. Zł o bywa dlań tylko skarł owaciał e, a dobro z samej istoty olbrzymieje i nurza się w promieniach ł aski boż ej. Stworzyć kurduplowatego Belzebuba ró wnież nie mogę, bo zniknie z obrazu nastró j bohaterstwa, ksią dz. Skorupka moż e kopną ć gada i po krzyku. Cud nad Wisł ą zostanie podważ ony.

- Przypraw pan rogi bolszewikom.

- Myś lał em o tym. Ale oni noszą te swoje spiczaste czapy? z gwiazdą, koź le rekwizyty był by niewidoczne.

- Konie pan przewidział? - spytał Ś liwa.

- Nie. Chciał em dać w tle marszał ka Tuchaczewskiego na karej kobyle lecz uś wiadomiono mnie, ż e był oby to sprzeczne z obowią zują cą propaganda; u komuchó w podobno wodzowie zawsze uciekają pierwsi. Zaproponował em wtedy marszał ka Pił sudskiego na kasztance; został takż e zdyskwalifikowany. Z dwó ch powodó w: był za mł odu socjalistą, grzech niewybaczalny, a poza tym swoją ś wieckoś cią mó gł by przyć mić księ dza Skorupkę. Armia nie moż e mieć dwó ch wodzó w.

- Bez koni dynamika sł abiuteń ka, oj sł abiuteń ka. Daj pan w centrum taczankę, unoszoną przez spł oszone rumaki, na taczance okrakiem siedzi diabeł i pruje do księ dza z kulomiotu.

- Ognistymi kulami - uzupeł nił Rak.

- Ś wietny pomysł, panie Hieronimie. Za jednym zamachem uzyskujemy ruch przeciwstawny - bestia ucieka, a ką sa. Usadziwszy czarta na pojeź dzie zmniejszamy wizualnie proporcje w stosunku do księ dza, a ró wnocześ nie negatywnej postaci nie ujmujemy nic z naturalnych rozmiaró w. Genialne!

Skiną ł ku boskiej Kleopatrze, by wymienił a puste butelki na peł ne.

- Wyobraź cie sobie, panowie, ż e przez pewien czas piastował em cał kiem inną wizję dzieł a, odbiegają cą od symbolizmu koś cielnego w stronę uduchowionego symbolizmu abstrakcyjnego: starcie dwó ch hufcó w, anielskiego i szatań skiego. Ż adnych ś miertelnikó w na scenie, naga idea. Duchy niebiań skie, dowodzone przez wą satego archanioł a, na piersi ryngrafy z orr ł em biał ym koronowanym, w dł oniach ogniste miecze. Natomiast potę pień cy bronią się nieudolnie a to sierpem, a to mł otem. Pię knie. Powstaje wszelako dylemat: co począ ć z księ dzem Skorupką? Jeż eli jeszcze ż yje, nie moż e prowadzić do boju istot eterycznych, a jeż eli zabito go - tym bardziej, gdyż musiał by najpierw wygryź ć z posady archanioł a, co nawet w niebie wymaga ucią ż liwych i czasochł onnych zabiegó w. Przy wspomnianej koncepcji pozostał a mu rola cał kowicie bierna. Miast pę dzić przed siebie z wzniesionym krzyż em, musiał by sią ś ć na przydroż nym kamieniu i czekać cierpliwie, aż Bó g rozstrzygnie bitwę, a pó ź niej zgł osić się do wł aś ciwego urzę du po przywileje kombatanckie. Prymitywna zgodnoś ć z doś wiadczeniem ż yciowym, jak widzimy, wypacza wzniosł ą prawdę historyczną, a na to przystać nie moż e nawet taki oportunista jak ja.

- A wię c taczanka?

- Wyś cie przeważ yli szalę. Czapki z gł ó w!

Wstał i nał oż ywszy beret, zerwał go pł ynnym ruchem kł aniają c się do ziemi. Zapł acił Kleopatrze rachunek z hojnym napiwkiem. Beczka sadł a za kontuarem pokiwał a im na poż egnanie.

Kroczyli z godnoś cią. Artysta w rozwianej pelerynie stawiał szeroko platfusy, Ś liwa koł ysał lekko samodział ową marynarką, a mię dzy mmi dreptał Rak; z uwagi na filigranową konstrukcję organizmu podą ż ał za kolegami z pewnym trudem.

- W domu czeka ż ona z obiado-kolacją - zauważ ył malarz.

- Jaka ż ona! - wykrzyknę li zdumieni.

- Ró ż a. Oż enił em się z bidulą i przyznaję bez bicia, ż e jestem szczę ś liwy. Okazał a się niewiastą spolegliwą i mał omó wną, w sam raz dla stuknię tego artychy. Ł ó ż kowe wygibasy pojmuje w lot, a nawet eksperymentuje w tej dziedzinie kir obopó lnemu zadowoleniu. Prawda, ma kł opoty z gotowaniem, lecz ja nigdy nie przywią zywał em zbytniej wagi do ż arcia.

Po minię ciu ś wią tyni zauważ yli poż ar - czerwony kur dopadł plebanię. Pł omienie lizał y strych, lufcikiem wydobywali ł a się smuga czarnego dymu. Na przeciwległ ym chodniku gromada gapió w, przed budynkiem wó l straż y poż arnej.

- Ratujemy? - rozochocił się Rak. - Wewną trz mogą być ludzie.

- Nie wolno nam - odparł Ś liwa - wyobraż asz sobie tytuł y jutrzejszych gazet? Wykorzystują c pł omienie, elementy postkomunistyczne obrabował y przybytek koś cielny. Banda komuchó w bezcześ ci plebanię. Kto podpalił? Policja podejrzewa notorycznego agitatora, niejakiego Ś liwę oraz usunię tego dyscyplinarnie z Pewnusi nomenklaturowego dyrektora, Raka. Czyż by akt zemsty?

- Przeraż ają ce. Czemu chociaż Straż acy nie gaszą?

- Pó jdę zapytać - ofiarował się malarz.

Po kró tkiej rozmowie z oficerem straż y wró cił z rzadki miną. Stukną ł się w czoł o i wykonał Kilka chaotycznych gestó w, wyraż ają cych dezaprobatę.

- Wyobraź cie sobie, ż e nie mogą sikać, bo wó z przez przeoczenie nie został jeszcze poś wię coną. Ksią dz Pyrko już pobiegł do koś cioł a po akcesoria.

- Mamy przyglą dać się bezczynnie, jak gorzeje posesja?

- Obawiam się, panie Adamie, ż e przypadł a nam rola chó ru greckiego, komentują cego wydarzenia. Proboszcz padnie ofiarą pielę gnowanego troskliwie mitu, ż e co nie pokropione wodą ś wię coną, nie ma prawa funkcjonować.

- Szamanizm w czystej postaci! •- Rak wykrzywił wargi z niesmakiem. - Odczynianie czaró w.

- Nie uż ywajmy grzmią cych sł ó w. Okreś lił bym sytuację raczej jako sprowadzenie gó rnolotnej doktryny do przyziemnych wymiaró w. A praktyka czę sto przeczy teorii, co zauważ yli już staroż ytni.

Z hukiem wyleciał y szyby pię tra, pł omienie wydostał y się na zewną trz i zasilone raptownie tlenem buchnę ł y na ś ciany. Trzaskał y krokwie dachu, dym bił w niebiosa. Przybiegł wreszcie zdyszany proboszcz z pojemną kropielnicą w jednej dł oni i potę ż nym wiechciem kropidł a w drugiej. Ś wię cił pojazd gaś niczy szczodrze, ze wszystkich stron, szczegó lną uwagę poś wię cają c motopompie. Potem podbiegł pod budynek, resztę ś wię conej zawartoś ci kocioł ka chlusną ł na ś cianę i zaczą ł modlić się do ś wię tego Floriana, patrona straż akó w. Fruwał y rozkazy, wę ż e już rozcią gnię te, a tu silnik nie chce zaskoczyć. Oficerowi wyrwał się dramatyczny okrzyk:

- Ta cholera zalał a styki! Osuszyć!

Ś liwa nie mó gł powstrzymać ś miechu. Artysta zaś komentował potoczyś cie:

- Proszę zwró cić uwagę na surrealizm sytuacji. Woda ś wię cona zachował a się jak pospolita H2O i zamiast napę dzić urzą dzenie, unieruchomił a je. Duchowny, któ ry bez wą tpienia wierzy w cudowną moc cieczy, zamiast wylać ją na pł omienie zmniejszają c w ten sposó b ż ar, bryzga bezmyś lnie mury jakby chciał je zachę cić do pokory wobec ż ywioł u. A oficer? Jest wierzą cym katolikiem, zdyscyplinowanym, bo wykonał bez szemrania polecenie proboszcza, nakazują ce mu biernoś ć do chwili speł nienia ceremonii. I oto ten czł owiek, w obliczu przewrotnego skutku kropienia, bez namysł u wskazuje winnego, wymyś lają c kapł anowi od cholery co zalał a jaką ś instalację.

- Nadgorliwoś ć zawsze prowadzi na manowce, ksią dz Pyrko moż e być pouczają cym przykł adem - powiedział Rak - taki aktywista w sutannie ż yczenia wł asne bierze za fakty i wykonuje dział ania, któ rych skutkó w nie potrafi przewidzieć.

- Pazernoś ć zgubi kler - mrukną ł Ś liwa - chce teraz wszystko i wszystkich podporzą dkować sobie, co sprowokuje falę ateizmu i nową Reformację. Tak mawiał Ateusz Pokorny, dech mu ziemia lekką bę dzie. I miał rację.

- Nie zastanawia panó w fenomen wody ś wię conej? - cią gną ł malarz, puś ciwszy mimo uszu obie dygresje. - Jak powstaje? Do cudownej przemiany wystarczy odpowiednia modlitwa zwykł ego kapł ana czy też obrzę du dokonuje biskup, mają cy upoważ nienie Watykanu? W celu transformacji uż ywa się surowiec lokalny czy importowany, na przykł ad z rzeki Jordan? Pytania naiwne lecz uprawnione w ustach laika. Jeś li proces produkcji, ż e się tak wyraż ę, jest skomplikowany, proboszcz moż e puś cić się na ł atwiznę i ubytki uzupeł niać dolewaniem z kranu. W ten sposó b woda ś wię cona staje się coraz mniej esencjonalna i wraz maleje jej skutecznoś ć, co by tł umaczył o niepowodzenia Koś cioł a w zboż nym dziele ewangelizacji nadwiś lań skich pogan. Jak ogromne jest zapotrzebowanie na ó w pł yn cudowny, wiadomo. W Trzydę bach poś wię cono już wszystko, od szklarni Ś widerskiego do miejskiego szaletu.

- Nie widzę problemu - obruszył się Rak. - Przecież Koś ció ł w ramach akcji prywatyzacyjnej moż e przeją ć jaką ś pań stwową gorzelnię i zamienić ją na przykł ad w spó ł kę akcyjną „Rowoś ” (Rozlewnia Wody Ś wię conej). Jest zapotrzebowanie rynku, zbyt zapewniony, produkt w gustownych opakowaniach dostę pny w każ dym kiosku. Dla księ ż y trzydziestoprocentowy rabat przy hurtowym zakupie.

- Lepszy interes zamieniać wodę w wino - zauważ ył Ś liwa. - Powstaje, powiedzmy, spó ł ka z ograniczoną odpowiedzialnoś cią „Curozwin” (Cudowne Rozmnoż enie Wina) i dzię ki reklamie telewizyjnej opanowuje rynek, kł adą c na ł opatki Polski Monopol Spirytusowy. Są precedensy. Pamię tasz faceta zwanego Ś wiń ski Ryj? Prowadził punkt skupu butelek przy ulicy Krzywoustego. Z każ dej flaszki trunku robił dwie, dolewają c kranó wki. Korki zgrabnie lakował, a towar upł ynniał okolicznym pijaczkom. Ci jednak po pewnym czasie zorientowali się co jest grane, gdyż koszt uzyskania stanu euforycznego podwoił się, podobnie jak obcią ż enie przewodu pokarmowego. Od samosą du uratował a wynalazcę milicja lecz wskutek poważ nych obraż eń musi chodzić o kulach.

Ogień trawił już parter. Zawalił się dach wyrzucają c w atmosferę snopy iskier. Gapie zaczę li się rozchodzić, a straż acy z beznamię tną precyzją dogaszali zgliszcza. Proboszcz siedział na trawie pogrą ż ony w smutku, gdyż nie tylko dobro koś cielne lecz takż e jego osobisty dobytek uleciał z dymem. Podszedł doń Ś liwa.

- Szukamy ź ró deł nieszczę ś cia?

Nie sł yszą c odpowiedzi dodał zaczepnie:

- W ś ciany plebani wmurowano cegł y, któ rymi tł um dewotek, podbechtany przez księ dza Macią ga, ukamienował nauczyciela Pokornego. Mojego przyjaciela Ateusza. Przeklą ł em wó wczas twego poprzednika, przeklinam dziś ciebie, klecho! Oby cię piekł o pochł onę ł o!

- Przekleń stwo komucha jest pozbawione mocy sprawczej - odparł Pyrko wzruszają c lekceważ ą co ramionami.

- Zobaczymy. Dotą d dzielił eś miast ł ą czyć co rozł ą czone, uczył eś nienawiś ci choć kazano ci gł osić mił oś ć, plugawił eś wargi kł amstwem tają c prawdę. Dziś jednak ruszył o cię sumienie, bę dziesz usił ował się zmienić, w pł omieniach plebani ujrzał eś bowiem wł asną podł oś ć, podszytą pychą. Ogarną ł cię strach, ż e bę dziesz osą dzony, być moż e niebawem, ś mierć już krą ż y w pobliż u, mogł eś przecież spać w budynku, wtedy ż ar odcią ł by ci drogę ucieczki. Lecz nie zdoł asz się zmienić, klecho, za pó ź no! Zasiejesz ziarno, a wyrosną ci plewy. Gł osić bę dziesz mił oś ć, a zbierzesz nienawiś ć. Gdziekolwiek stą pniesz, ziemia stopy ci wypali. Zdechniesz w samotnoś ci, a parafianie pluć bę dą na twó j gró b. Amen.

Gdy wró cił do towarzyszy, Rak ucieszył się

- Wymachiwał eś ramionami jak wiatrak. Myś lał em, ż e mu przylejesz.

- Skł adał pan proboszczowi wyrazy ubolewania? - spytał malarz. - Uznał bym to za ewenement godny odnotowania.

- Wygł osił em proroctwo Hieronima, moje prywatne. Dla księ dza wdzię czny temat do rozmyś lań w dł ugie zimowe wieczory.

Rozstali się przy ratuszu; każ dy ruszył w swoją, stronę.




  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.