Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





ROZDZIAŁ ÓSMY. Wyzwanie - proboszcz oko w oko z podstępnym mnichem. Mizeria asystentów szermierzy. Bóg się cieszy, szatan wyje, albo odwrotnie. Piekło obnażone ze wszystkich stron, tudzież z góry i



ROZDZIAŁ Ó SMY

Wyzwanie - proboszcz oko w oko z podstę pnym mnichem. Mizeria asystentó w szermierzy. Bó g się cieszy, szatan wyje, albo odwrotnie. Piekł o obnaż one ze wszystkich stron, tudzież z gó ry i od spodu.

 

Dysputa teologiczna, któ rej lustrzane odbicie znajdujemy w spuś ciź nie redaktoró w Tygodnika Powszechnego - odbył a się Anno Domini 1981 na plebani koś cioł a ś wię tego Stanisł awa. Pokoik ś rednich rozmiaró w, lecz noszą cy widome ś lady poboż noś ci gospodarza: Pismo Ś wię te, krucyfiks, obrazy o treś ci religijnej, kolorowy portret biskupa Rzymu w natchnionej pozie. Ksią dz Macią g, spodziewają c się trudnych momentó w, na dzień ó w pamię tny zgromadził przezornie podrę czny zapas wody ś wię conej, relikwiarz oraz tuzin encyklik, odbitych na czerpanym papierze, opatrzonych wizerunkiem dostojnego autora i jego autografem. Jeś li koś ció ł jest domem Stwó rcy, to plebanię zwą Jego przedpokojem, zwł aszcza gdy przenika ją duch wzniosł oś ci tak wyraziś cie obecny, jak w Trzydę bach.

Zgodnie ż tradycją, wywodzą cą się z czasó w dyskursó w prawomyś lnych kapł anó w z heretykami, podł ogę przedzielono biał ą linią na pó ł. Po każ dej stronie stał y dwa trzcinowe krzesł a i pulpit, dla rozł oż enia notatek i drukowanych argumentó w. Pierwszy nieś miał ym kroczkiem zbliż ył się do wyznaczonego siedziska franciszkanin. Z pokaź nej ł ysiny zsuną ł kaptur, odruchowo poprawił fał dy habitu i usiadł. Wkró tce przydreptał ksią dz Kurowski, zajmują c miejsce obok. Jeden o silnej budowie ciał a, rysach wyrazistych, opalonych policzkach, drugi przygarbiony wiekiem, siwiutki, z twarzą pooraną zmarszczkami. Ró ż nił ich nie tylko wyglą d zewnę trzny, lecz takż e doś wiadczenie ż yciowe. Staruszek ś wię cenia kapł ań skie otrzymał tuż przed wybuchem wojny, a ojciec Hiacynt zaczą ł peł nić posł ugi religijne dopiero w latach siedemdziesią tych, chociaż do zakonu trafił osobliwym zrzą dzeniem losu jako osiemnastolatek.

Teraz wkroczył ksią dz Macią g wraz z wikarym Pyrko. Proboszcz zmizerniał od czasu konfliktu z Ateuszem Pokornym i niesamowitych nastę pstw ś mierci nauczyciela. Wł osy, dawniej bujne, przystrzygł kró tko, co bardziej uwydatnił o jego drapież ne rysy: orli nos nad wą skimi wargami, cofnię ty podbró dek, duż e uszy przywarte do czaszki. W oczach, jak dawniej, gorzał mu fanatyzm pierwszych chrześ cijan; dusza nie zatracił a ż aru wiary, choć ciał o osł abł o. Wikary nie siadł obok zwierzchnika, staną ł skromnie pod ś cianą; z chł opię cą twarzą i wł osami opadają cymi na ramiona podobny był anioł owi, czuwają cemu nad duszą zagroż oną przez szatana.

Doktor teologii zł oż ył dł onie: odmawiał w myś lach modlitwę. Potem chrzą kną ł, lecz - ku zaskoczeniu sł uchaczy - zamiast rozpoczą ć egzekucję mnisich poglą dó w, wylał z siebie wszystkie ż ale.

- Gdzież, pytam, przyszł o mi peł nić sł uż bę boż ą? W mieś cie niedowiarkó w, zatrutych jadem grzechu i ś lepotą. W mieś cie, gdzie odraż ają ca flą dra Pelagia gwał ci bezkarnie duchownego, któ regom sobie upatrzył na nastę pcę, a rudy drab oś miela się podnieś ć pię ś ć na wysł annika Koś cioł a. W mieś cie uprawiają cym kult bezboż nika, przysł ugują cy tylko ś wię tym. I w takiej Sodomie pytam, kogo mam pod bokiem?

Spiorunował wzrokiem naprzeciw siedzą cych; z ubolewaniem pokiwał gł ową a w gł osie zadź wię czał a nuta wzgardy.

- Oto kogo mam. Księ dza-patriotę, któ ry tak skumał się z bezboż ną wł adzą, ż e przestał dostrzegać wokó ł siebie komunistó w i oś mielał się ozdabiać swą osobą reż imowe pokazó wki.

- O, przepraszani! - postawił się Kurowski. - Był em kapelanem wojskowym, walczył em ze szwabami, wię c w kombatanckich imprezach miał em prawo uczestniczyć. Ani mnie, ani Koś cioł owi ujmy to nie przyniosł o. Mam stopień kapitana rezerwy i Krzyż Grunwaldu.

- A powinieneś mieć krzyż w sercu, Chrystusowy. Twoja przecież wieloletnia gnuś noś ć umoż liwił a tak zastraszają ce postę py pogań stwa w parafii. Proboszcz ś pi, w piekle tań czą.

- Znam inne przysł owie: proboszcz wojuje, diabeł się raduje. Każ da akcja wywoł uje reakcję proporcjonalną do uż ytych ś rodkó w. Nad powszednimi kł opotami wiernych należ y pochylić się z troską, okazać odrobinę wyrozumiał oś ci dla ludzkich przywar. Nie wolno po chamsku, buciorami, wł azić czł owiekowi do sumienia. Bo zadepczesz je na amen.

- Milcz, nieszczę sny starcze! Dostrzegam z ubolewaniem, ż e twoja emerytura wisi już na wł osku.

Ojciec Hiacynt z niewzruszoną twarzą przysł uchiwał się dialogowi, dopó ki nie usł yszał groź by tak niesprawiedliwej. Unió sł powieki i rzekł z gryzą cą ironią:

- A ja widzę, ż e pewien doktor nauk teologicznych w ogó le emerytury nie doczeka. Ż ó ł ć go zaleje w kwiecie wieku.

Ksią dz Macią g wpatrywał się w zakonnika, a niechę ć bił a mu z oczu. Pomiarkował się wszakż e, tł umią c gniew napł ywają cy niepowstrzymaną falą.

- Dobrze. Teraz zajmiemy się tobą. Zwró cił em się do przeora klasztoru, by zechciał wydać opinię o konfratrze, któ ry chyba przez nieporozumienie został mi narzucony w charakterze, poż al się Boż e, pomocnika. Zamazane kontury twej osobowoś ci budził y mó j niepokó j od dawna. I oto co twó j dł ugoletni zwierzchnik pisze:

Jako sierota, chronią c się przed sł uż bą wojskową, odbyt Hiacynt w sposó b przykł adny nowicjat i zł oż y t najpierw ś luby zwykle, a pó ź niej uroczyste. Pokł adaliś my w nim wielkie nadzieje. Jednakż e w miarę upł ywu czasu okazał o się, iż z rad ewangelicznych - posł uszeń stwa, ubó stwa, czystoś ci - zwykł cenić tylko wzgardę dla dó br materialnych. Pilny nad wyraz, zgł ę biał w bibliotece tajniki historii, lecz w sposó b chaotyczny, nie wystarczają co umocowany w nauce Koś cioł a. Co gorsza, szerzył swe wą tpliwe poglą dy wś ró d braci zakonnych, a wobec napomnień okazywał krną brnoś ć, pozwalają c sobie nawet na kpiny. O cnocie czystoś ci nie wspomnę, bom sprawy nie badał, lecz pogł oski o jego bachorach utrzymywał y się dł ugo...

Proboszcz odł oż ył list i zatarł dł onie. Czuł się jak entomolog, gdy dopadnie poszukiwanej ć my i przyszpili okaz w gablotce.

- Có ż teraz rzekniesz, mnichu? Udany portret?

- Owszem, poza jednym szczegó ł em. Nie mam bachoró w tylko syna, poczę tego z wielkiej mił oś ci; wyró sł na uczciwego i mą drego mł odzień ca. Ani ja się go wstydzę, ani on mnie.

- Jeszcze chwila, a usł yszę hymn na cześ ć zgnilizny moralnej, przejdź my wię c ad rem. Doniesiono mi, ż e dla okreś lenia gł owy naszego Koś cioł a, uż ywasz obraź liwego zwrotu „Starszy Pan z Watykanu”.

- Dlaczego obraź liwego? - Starszy, bo nie mł ody przecież. Pan... mó wimy zwyczajowo Pan Bó g, a któ ż znajduje tu choć by cień braku szacunku? Moż e Watykan jest dla księ dza doktora kamieniem obrazy? Tytuł owi „Ojciec Ś wię ty” brak precyzji, albowiem czcigodna osoba nie został a za ż ycia kanonizowana, co zresztą był oby sprzeczne z nauką Koś cioł a.

- Chcesz się wykrę cić sianem, mnichu, jakbyś zapomniał, ż e diabeł tkwi w szczegó ł ach.

- No wł aś nie. W tych mianowicie, któ re rzeczy przyziemne podnoszą do rangi ś wię toś ci, co jest przejawem grzesznej pychy.

Wije się jak ż mija - pomyś lał ksią dz Macią g - lecz my go ucapimy, potknie się nikczemnik na Ateuszu lub piekle. Wpę dzę na tę bezczelną gę bę strach, poczuje respekt wobec prawd niewzruszonych. Szkoda, ż e nie zabrał em się do dzieł a wcześ niej, rozsiewał zapewne truciznę jak winnica pań ska dł uga i szeroka.

Uś ciś liwszy skryte intencje, zagadną ł:

- Masz, jak mniemam, dobrą pamię ć. Pomnisz herezje, któ re gł osił z ambony ten odraż ają cy belfer, Ateusz?

- Pamię tam każ de sł owo.

- Oceń.

- Jeś li chodzi o biskupa ze Szczepanowa...

- Ś wię tego Stanisł awa, chciał eś rzec.

- Jeś li chodzi o patrona naszego koś cioł a, Ateusz wykazał nadmierną pewnoś ć siebie. Historycy po dziś dzień nie są przekonani, po czyjej stronie leż y wina. Był ż e kró l gwał townikiem, któ ry targną ł się na niewygodną dlań osobę duchownego? Czy biskup znosił się z Niemcami w zdradzieckich celach i został ukarany gardł em? Brak dokumentó w i wiarygodnych ś wiadkó w, by twierdzą co odpowiedzieć na któ reś z tych pytań.

- Koś ció ł już odpowiedział, wynoszą c Stanisł awa na oł tarze.

- Miał w tym swó j interes. Kanonizowany biskup stał się wygodnym orę ż em do walki z wł adzą ś wiecką.

- Powtarzasz brednie. Odnotujemy twoją nieufnoś ć wobec prawd, któ re Koś ció ł do wierzenia podaje. Idź my dalej.

- Pozostał e twierdzenia Ateusza moż na streś cić w jednym zdaniu: wiele dogmató w naszej wiary zaczerpnię tych został o z dawniejszych religii.

- Potwarz! Mó wisz o prawdach objawionych - sakramenty chrztu i przemienienia, niepokalane poczę cie, tró jca ś wię ta, zmartwychwstanie - podobne bluź nierstwo mogł o przejś ć przez gardł o Ateusza, lecz ty, któ ry mienisz się sł ugą ś wię tego Franciszka z Asyż u?!

- Być moż e są to rzeczywiś cie prawdy objawione. Jeś li tak, na wiele wiekó w przed narodzeniem Chrystusa został y objawione kapł anom i prorokom babiloń skim, egipskim, perskim. Pó ź niej za ż ydowskim poś rednictwem dotarł y do Palestyny. Fakty są niepodważ alne. Mam je przemilczać?

Ksią dz Macią g ukrył twarz w dł oniach. Milczał dł ugo wstrzą ś nię ty widokiem pę knię ć na harmonijnej budowli, któ rą chronił w sercu pieczoł owicie. Wikaremu ś cierpł y nogi, ują ł ostroż nie krzesł o, odsuną ł pod ś cianę; mó gł teraz sią ś ć, podkreś liwszy dystansem szacunek dla proboszcza. Ksią dz Kurowski drzemał beztrosko.

- Jeś li to prawda, w co wą tpię - odezwał się proboszcz - winieneś oniemieć, by maluczkim w gł owach nie został o zamą cone.

- Niech drż ą przed piekł em i utwierdzają się w wierze. Pł ytka recepta! Czł owiek jest istotą myś lą cą, wcześ niej czy pó ź niej zaczyna zadawać kł opotliwe pytania, poszukiwać samodzielnie odpowiedzi, zwł aszcza gdy mentorzy w sutannach każ ą mu bezkrytycznie przyjmować do wierzenia doktrynę, sprzeczną z rozumem. Ksią dz doktor, stwierdzam z zadowoleniem, spuś cił jakby z tonu, oś mielam się wię c podnieś ć problem piekł a. Moż na?

- Chcesz powiedzieć, ż e chrześ cijanie też zapoż yczyli się w tym wzglę dzie?

- Nie przeczę. Wiara w ż ycie pozagrobowe powstał a zapewne w najdawniejszych społ ecznoś ciach, a w jej nastę pstwie przekonanie, ż e zł o zostanie po ś mierci ukarane. Umieszczano wię c cienie zmarł ych w gł ę binach oceanu, na szczytach gó r, wewną trz wulkanó w, w podziemnych czeluś ciach, a nawet wś ró d gwiazd. Czyli w takich miejscach, któ re wydawał y się straszne - zwró ć my uwagę •- ludziom. Stopniowo, dla spotę gowania owej strasznoś ci, umieszczano tam ró ż norakie potwory, zaczerpnię te z lokalnych mitó w, przeważ nie smoki, wę ż e, hybrydy. Zł oczyń có w należ ał o karać, wię c arsenał piekielny rozszerzył się o wszelkie rodzaje tortur, stosowanych w ziemskim, podkreś lmy - w ziemskim są downictwie. Zaiste, prorocy mieli bogaty wybó r - z ż ywioł ó w wybrali ogień, symbol oczyszczenia, z potworó w ukształ towali diabł a, wzorują c się na etruskich i chiń skich demonach z nietoperzymi skrzydł ami. Natomiast okrucień stwa ziemskiego są downictwa zachowali bez zmian, zlecają c je upadł ym anioł om. Azaliż moż na twierdzić, ż e ukształ towane w ludzkiej wyobraź ni piekł o stworzył Bó g? I grozić nim wiernym?

- Winienem zasł onić uszy.

- Kto w kazaniach posł uguje się bez umiaru piekielną retoryką, musi wykazać minimum orientacji, w przedmiocie. Otó ż przez historię przewija się ró wnież odmienna koncepcja piekł a, sforrmuł owana najpeł niej w pismach Platona i Awicen-ny: piekł o jest tylko mę ką duchową, mę ką samotnoś ci i wyrzutó w sumienia. Lukrecjusz gł osił wrę cz, ż e ż ycie gł upcó w staje się piekł em już na ziemi. W epoce Odrodzenia piekł o traktowane był o jako poetycka przenoś nia o zabarwieniu moralnym i psychologicznym, a nie jako byt samoistny. Zapytajmy tedy, dlaczego chrześ cijań stwo wybrał o najbardziej ponury wariant?

- Czyż byś znał odpowiedź? - proboszcz zaprawił pytanie szczyptą ironii.

- Bo nasza religia oparta jest na strachu i niewolniczym podporzą dkowaniu wyrokom boskim. Na tych dwó ch kamieniach wę gielnych wznosi się Koś ció ł. Usuń strach, a runie poł owa; daj Bogu oblicze wyrozumiał ego ojca, runie druga poł owa. I z dumnej budowli zostanie kupa gruzu. Stwó rca zaś, któ ry jest dobrem najwyż szym i sę dzią mił osiernym, ucieszy się, zrzuciwszy maskę nał oż oną mu przez ż ydowskich i chrześ cijań skich fundamentalistó w.

Ksią dz Macią g przestał sł uchać. Z chaosu myś li wykluwał o się straszliwe podejrzenie, któ re jeszcze nie przybrał o ostatecznego kształ tu,, ale któ re już wstrzą sał o jego ciał em, powodują c palpitację serca i suchoś ć w krtani. Ciszę wykorzystał wikary Pyrko, zgł osiwszy nieś miał y protest:

- Ojcowie Koś cioł a gł oszą wszakż e...

- Twoi Ojcowie Koś cioł a byli tylko ludź mi, miotanymi mię dzy ś wię toś cią a zbrodnią, mię dzy ś wiatem realnym a wł asnymi wizjami - przerwał mł odzień cowi zakonnik. - Ś wię ty Grzegorz, papież zwany Wielkim, w VII wieku umieszczał piekł o w kraterach sycylijskich wulkanó w. A ponieważ w tym okresie obywatele rzymscy ze wzglę dó w pedagogicznych byli zmuszani do asystowania przy publicznych egzekucjach, ó w koś cielny dostojnik wyobraż ał sobie podobny ceremoniał w zaś wiatach.

Wzią ł do rę ki gruby foliał, zatytuł owany Nauki Bł ogosł awionych i Ś wię tych, ku poż ytkowi parafian wydane. Przewertował i znalazł odpowiedni ustę p.

- Wspomniany Grzegorz uczy: To, ż e dusze potę pione pł oną w ogniu, jest poż yteczne, albowiem sprawiedliwi widzą, jak karane są grzechy, któ rych sami z boż ą pomocą uniknę li. Oglą dają mę ki by poją ć, do jakiej wiecznej wdzię cznoś ci wobec Boga są zobowią zani, gdyż z ł aski boż ej owych pł omieni i mą k uszli. Budują cy obrazek, nieprawdaż wikariuszku? Oto skaliste urwiska Etny; wewną trz krateru, wś ró d ognistej lawy i gryzą cych wyziewó w, uwijają się w pocie czoł a szatani, torturują c skazań có w. A w powietrznym amfiteatrze wokó ł wulkanicznej areny, w radosnym uniesieniu obserwują mę ki duszyczki sprawiedliwych oraz chó ry anielskie, nucą c niekiedy dla odprę ż enia „Hosanna”...

Tymczasem wyobraź nia księ dza Macią ga oblekał a w kontury straszliwe podejrzenie, a ono z tą chwilą przeistoczył o się w pewnoś ć: nie mnich siedzi przed nim, a diabeł wcielony w postać Hiacynta. Szatań skim zwyczajem opló tł mnie siecią prawd pozornych, usypiają c naboż ną czujnoś ć, by posiać zatrute ziarno zwą tpienia. Bogu niech bę dą dzię ki, ż e otwarł ź renice moje, bym mó gł intrygę piekielną unicestwić!

Porwał kropidł o i zanurzywszy w wodzie ś wię conej, zamaszystymi gestami pokropił wraż ą sił ę. Ksią dz Kurowski dzię ki prysznicowi ockną ł się z drzemki, a franciszkanin podzię kował skinieniem gł owy za magiczne odpę dzenie zł ych duchó w i cią gną ł dalej:

- Wniosek: piekł o stworzył czł owiek wedł ug wł asnych wyobraż eń, a Koś ció ł wykorzystał zabobon dla utwierdzenia swego ziemskiego panowania. Bogowie wszystkich ludó w jak ś wiat ś wiatem budzili przeraż enie i respekt, dlaczego ma być inaczej pod koniec XX wieku? Bez strachu nie był oby religii, bez religii Koś cioł a, a bez Koś cioł a... przepraszam, kwestia bezrobocia duchowień stwa wykracza już poza temat.

Proboszcz podją ł ostateczny wysił ek demaskatorski. Jeś li nie mogę przydybać księ cia ciemnoś ci - pomyś lał - przyszpilę chociaż jego wiernego sł ugę, czerwonego diabliszona.

- Nie jest dla nas tajemnicą, ż e zadajesz się z komuną, Hiacyncie. Parokrotnie widywano cię z indywiduum o nazwisku Ś liwa, a onegdaj kroczyliś cie chwiejnie przez miasto niby pospolici opoje, wrzeszczą c pieś ń bezwstydną...

- Bł ą d w donosie, księ ż e doktorze. Czy moż na potę piać tekst, któ ry wyszedł spod pió ra sł awnego w Europie i krajach zamorskich biskupa Krasickiego? Pomieszczony w „Monachomachii” jest ozdobą tego utworu. Zaintonuję dla przykł adu: Wdzię czna mił oś ci kochanej szklenice...

- Przestań, ryczysz jak wó ł!

- Z mistrza Ś liwy taki komunista, jak ze mnie kardynał. Komunizm to ś wiatowa rewolucja, walka klas, przodują ca rola proletariatu i podobne fantamasgorie. Jednym sł owem destrukcja. A Ś liwa dą ż y do ł adu, chce widzieć ś wiat urzą dzony harmonijnie, na podobień stwo mechanizmu, któ ryby funkcjonował sprawnie w każ dym ustroju i pod każ dym rzą dem. Mea culpar mea maxima culpa, gdyż wbrew modnemu dziś zwyczajowi nie oceniam ludzi wedł ug legitymacji partyjnej, ani wedł ug tego, w jakim koś ciele się modlą.

- Popeł niasz bł ą d nader wymowny.

- Unikam bł ę du najgorszego: brania pozoró w za istotę rzeczy. Przyznam jednak, ż e mó j obiektywizm ma granice. Nie obejmuje mianowicie - osobnika, któ ry zawsze merda ogonem w stronę, ską d wiatr wieje; lizidupka biją cego pokł ony przed każ dą znaczniejszą figurą ś wiecką lub duchowną; poboż nisia zbyt gorliwego. W tym miejscu przytoczę myś l pewnego mę drca z Bolonii, ż e Antychryst moż e zrodzić się takż e z nadmiernej mił oś ci do Boga, kacerz ze ś wię tego, a opę tany z proroka. Strzeż się - mó wi ó w mą ż uczony - zwł aszcza prorokó w i tych, co gotowi umrzeć za prawdę, gdyż zwykle zamiast siebie, pocią gają ku zgubie mnogich bliź nich. Dostrzegam w powyż szej sentencji gł ę boką mą droś ć, lecz wą tpię, by dotarł a ona do twej ś wiadomoś ci, doktoryzowany niebacznie proboszczu, a tym bardziej do mó zgownicy biednego wikarego, przenicowanej przez seminaryjnych doktryneró w.

- Twó j ję zor ocieka jadem.

- Nie. To smutek we mnie kwili, nieboraczek, gdyż w tej plebani pokutuje duch Torquemady. Zapomniał eś, ż e kazano ci gł osić ewangelię mił oś ci?

- Ha! - wykrzykną ł triumfalnie ksią dz Macią g, zacierają c dł onie. - Wreszcie zrzucił eś maskę. Koś ció ł Mił oś ci, tak? Gnoza, tak? Herezja katarska, tak?

Hiacynt roześ miał się, tak absurdalne wydał o mu się to oskarż enie. Interesował się co prawda tym ś redniowiecznym ruchem religijnym, któ ry od Iranu po Atlantyk miał miliony wyznawcó w, a w XII wieku zagraż ał nawet dominacji Rzymu. Koś ció ł organizował krucjaty przeciw najwię kszym skupiskom kataró w, tę pił ich mieczem, duchownych poddawał torturom, a wiernych palił masowo na stosach. Ten los tragiczny budził w zakonniku wspó ł czucie, a myś lą c o fanatycznych oprawcach w sutannach nie mó gł pozbyć się odrazy. Z krwi wó wczas przelanej zrodził się zakon dominikanó w i Ś wię te Oficjum; wtedy wł aś nie wyhodowano legiony inkwizytoró w, któ rzy tak haniebnie zapisali się w dziejach pó ź niejszych stuleci.

Jednakż e biskupi katarscy i ich papież, Niketas, okazali się takimi samymi dogmatykami jak rzymski kler. Ponieważ na ś wiecie panuje zł o - zakł adali, iż wszelką materię (ró wnież istoty ż ywe) stworzył szatan. Kto pł odził potomstwo powię kszał kró lestwo księ cia ciemnoś ci, dlatego powstrzymywanie się od poż ycia za najwię kszą cnotę poczytywali. Wierzyli w wę dró wkę dusz, zabijanie ludzi i zwierzą t oznaczał o dla nich zbrodnię niewybaczalną: w cielesnej powł oce pokutować mogł a dusza wcześ niej zmarł ego grzesznika. W konsekwencji byli katarzy niezł omnymi pacyfistami i jaroszami, któ rzy za szczyt szczę ś cia uznali wyzwolenie duszy od diabelskiej struktury materialnej, poprzez samobó jstwo lub zagł odzenie się na ś mierć. Nic dziwnego, ż e w pł omienie stosó w roznieconych przez prześ ladowcó w szli gromadnie, trzymają c się za dł onie, z naboż nym ś piewem i radoś cią w oczach - oto nadchodził o wyzwolenie od przeklę tej niewoli, podą ż ali do swego Boga, w stronę dobroci i sprawiedliwoś ci absolutnej. Pospó lstwo nazywał o ich „dobrymi ludź mi”, gdyż - w przeciwień stwie do szlachty i duchowień stwa - nikomu krzywdy nie czynili.

Franciszkanin uważ ał się za wroga dogmató w, politycznych, religijnych, ekonomicznych; wiedział, ż e ż ycie zawsze okazywał o się bogatsze, bardziej ró ż norodne, wymykają ce się wszelkim reguł om wymyś lonym przez ś wieckich i duchownych oszoł omó w. On cieszył się ż yciem, widział w nim wię cej blaskó w niż cieni, przepeł niał a go ż yczliwoś ć wobec bliź nich, wyrozumiał oś ć dla ich sł abostek i wad. Kiepskim psychologiem okazał się ksią dz Macią g, usił ują c mu przyprawić gę bę katarskiego ascety. Z czystej przekory postanowił jednak nie wyprowadzać go z bł ę du. Niech się gł ę biej zapł acze we wł asną sieć.

- Wyobraź my sobie odrobinę historii alternatywnej - por wiedział z nieodgadnioną miną, dł oń mi na pulpicie wymierzają c granice owej odrobiny. - W ś redniowieczu kataryzm zwycię ż a, a rzymscy katolicy ogł oszeni zostają heretykami.

- Zgroza! - ję kną ł proboszcz.

- Bó g by do tego nie dopuś cił - dodał wikary z gł ę bokim przekonaniem.

- Nie grzesz pychą, Pyrko, jeszcze cię niebiosa nie powoł ał y na rzecznika prasowego Pana Boga. Ad rem. Zał ó ż my wspomnianą i wielce prawdopodobną alternatywę. Ludzkoś ć uniknę ł aby wó wczas paru dokuczliwych plag: licznych wojen, prześ ladowania innowiercó w, eksplozji demograficznej, klę sk gł odu. Duchowni ż yli by w przykł adnym ubó stwie, zamiast wykazywać naganną pazernoś ć na dobra doczesne, czym nasz kler grzeszy od tysią ca lat bez mał a, a co dziś w Polsce osią gnę ł o zgoł a groteskowe rozmiary - myś lę o tych księ ż ach, któ rzy reklamują mercedesy i wino, przy koś cioł ach pootwierali sklepiki, a wiernych ż ył ują z ostatniego grosza. Jezus pognał by ich batem, jak to uczynił z kupczą cymi w ś wią tyni jerozolimskiej.

- Bracie - proboszcz zwró cił się do wikarego ł amią cym się gł osem - bracie mó j, biorę cię na ś wiadka, iż ó w odraż ają cy mnich za szatań skim podszeptem wychwala... herezję!

- Nie wychwalam, teologiczny doktorku - Hiacynt wzruszył lekceważ ą co ramionami - stwierdzam fakty. Na przykł ad celibat i kult dziewictwa Rzym zerż ną ł bezczelnie od zwalczanych przez siebie kataró w. Otó ż zdajesz się uważ ać, ż e tylko prawomyś lna (w twoim mniemaniu) wiara daje patent na logiczne myś lenie. Dobrze, prześ ledź my wię c wywó d, powtarzają cy się w wielu pismach gnostykó w, kataró w ró wnież. Jeś li...

- Nie bę dę sł uchać tych bredni! - krzykną ł Pyrko w nagł ym przypł ywie heroizmu, zrywają c się z krzesł a.

- Siadaj! - pocią gną ł go za sutannę proboszcz. - Niech ten czł owiek pogrą ż y się do koń ca.

- Filozofowie twierdzą, ż e mię dzy przyczyną a skutkiem musi istnieć analogia, to znaczy dobra przyczyna daje dobry skutek, a zł a zł y. Ś wiat jest przeż arty na wskroś zł em, a istota ludzka niedoskonał a, wię c nie mogą być dzieł em dobrego i wszechmogą cego Boga. Bowiem - jeś li Bó g zamierzał stworzyć istotę doskonał ą, na swó j wzó r i podobień stwo jak czytamy w Piś mie, a nie zdoł ał tego osią gną ć - nie był by wszechmocny. Gdyby zaś mó gł stworzyć istotę doskonał ą, a z sobie wiadomych powodó w nie zechciał tego uczynić, wó wczas nie był by samym dobrem i wszechogarniają cą mił oś cią. Wniosek: nie Bó g stworzył ś wiat, lecz jego antagonista, szatan. Przypomnijmy sobie scenę kuszenia Chrystusa z „Nowego Testamentu”. Diabeł wskazują c Ziemię mó wi: „Jeś li pokł onisz się przede mną, twoje bę dzie wszystko”. A wię c w zamian za hoł d ofiarowuje ś wiat, ś wiat oczywiś cie stworzony przez siebie, bo przecież potę pieniec nie mó gł by dysponować dzieł em Boga-Stwó rcy. Chrystus odmawia, biznes nie dochodzi do skutku, dlatego ludzkoś ć po dziś dzień musi się mę czyć na tym ł ez padole i zanosi modł y pod niewł aś ciwy adres, ku wię kszej radoś ci piekieł...

Dł ugie milczenie przerwał wreszcie ksią dz Macią g. Ascetyczna twarz poczerwieniał a, rozwierał i zaciskał palce jakby dusił wroga, sł owa cedził przez zaciś nię te zę by:

- Miał em cię dotą d za nieszkodliwego durnia, mnichu. Odtą d bę dę nienawidził. Z gł ę bi serca. Plugawisz naszą wiarę ś wię tą. Stajesz po stronie odstę pcó w i ateistó w.

- Któ ry z nas ją plugawi swoim postę powaniem, rozsą dzi wkró tce Najwyż szy. Ja Są du Ostatecznego się nie obawiam. Jeś li zaś o ciebie chodzi, rozumiem, oddał byś mnie chę tnie w ł apy inkwizytora, aby zdroż ne myś li wypalił ogniem i ż elazem. Nic ł atwiejszego, zwró ć się do Sejmu, któ ry dziś jedni nazywają kuź nią demokracji a drudzy kaź nią swobó d obywatelskich. Znajdziesz posł ó w przepojonych duchem Ś wię tego Oficjum, oni dekret o powoł aniu odpowiedniego urzę du przygotują bł yskawicznie. Wzory są gotowe, wystarczy odwoł ać się do pism papież a Innocentego III z przeł omu XII i XIII wieku. Jeś li zechcesz, wyszukam ci adresy panó w Jurka, Niesioł owskiego, Piotrowskiego, Ł opuszań skiego i paru innych. Zaś ateistó w nie wypominaj, winieneś im odrobinę szacunku. Są neutralni, bo nie wierzą ani w niebo, ani w piekł o; ty przecież gorliwie wojujesz z czartem i chyba nie chcesz zepchną ć ich do obozu wroga?

Po chwili, nie doczekawszy się odpowiedzi, dodał:

- Rozumiem, ż eś my nasz dyskurs o mocach piekielnych wyczerpali. Mogę tylko westchną ć: niech Bó g mił osierny oś wieci umysł y wasze. Amen.

Wstał, ukł onił się i przysł oniwszy kapturem ł ysinę wyszedł, a ksią dz Kurowski podreptał za nim. Proboszcz wpatrywał się tę po w puste krzesł a, aż zaniepokojony Pyrko ują ł go pod ramię i wyprowadził w stronę sypialni. Dł ugo nie mó gł zasną ć, czuł się l poturbowany na duszy i ciele. Oczekiwał ł atwego zwycię stwa j w dzisiejszym pojedynku, tymczasem ostatnie sł owo miał ten mnich niedokształ cony, przybł ę da ż ebracza, skowronek ś wię tego Franciszka, oby go kot poż arł. Odeś lę do klasztoru, niech się | wymą drza wś ró d konfratró w. Już oni nauczą go szacunku dla zwierzchnoś ci, albo przepę dzą na cztery wiatry. Na rozstajne drogi, won, niech zginie jak kamień w wodzie. Przestanie mą cić owieczkom w gł owach.




  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.