Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





ROZDZIAŁ DRUGI. Trzydęby włączają się w nurt. Ośli upór Śliwy. W Pewnusi bulgoce, rodzi się Nowe. Diabeł o nocnej porze wciska się do mieszkań.



ROZDZIAŁ DRUGI

Trzydę by wł ą czają się w nurt. Oś li upó r Ś liwy. W Pewnusi bulgoce, rodzi się Nowe. Diabeł o nocnej porze wciska się do mieszkań.

 

Ś liwa kupił telewizor i przez kilka dni nie mogli się oderwać od szklanego ekranu. Szybko jednak ż ycie domowe wró cił o do normy. Majster ruszał rankiem do fabryki, nieco pó ź niej Piotruś biegł do szkoł y (koń czył ó smą klasę ). Maleń ka w kolejkach przed sklepami polował a na wiktuał y, potem pichcił a obiad, a w wolnych chwilach czytał a lub rozwią zywał a krzyż ó wki. Telewizyjny ś wiat, chociaż barwny, wydawał się mał o pocią gają cy. Zwł aszcza dzienniki wyprowadzał y gł owę rodziny z ró wnowagi; co rusz pojawiał się tam jakiś nawiedzony odnowiciel i pluł gł adkimi sł owy.

- Odnawiają się skurczybyki i odnowić nie mogą - mawiał Ś liwa - moż e dla nich jakiś rezerwat zał oż yć, niechby tam grzybki hodowali czekają c, aż wybuchnie im w duszyczkach kolejny przeł om moralny. Dasz takiemu swobodę, to zamiast naprawić co, zł e, rozpieprzy wszystko dokoł a.

Czas wiecó w nie mijał. Wrę cz przeciwnie - pę czniał jak ryż podczas gotowania. Zwoł ywał a masó wki „Solidarnoś ć ”, partia, stare zwią zki zawodowe, dziesią tki organizacji, któ rych nazwy znane był y tylko z ksią ż ki telefonicznej. Odbywał y się manifestacje i kontrmanifestacje, podejmowano uchwał y wykluczają ce się nawzajem, publikowano memoriał y i raporty gmatwają ce coraz bardziej faktyczne problemy, tasiemcowe wykazy ż ą dań zalewał y urzę dy. Cał y kraj zamienił się w szlachecki sejmik, gdzie veto, protestuję, ż ą dam - okazywał y się najczę ś ciej uż ywanymi sł owami. Walka polityczna przeniosł a się na ulice obwieszone hasł ami, afiszami, sloganami wypisywanymi na ś cianach domó w i pł otach; tam mogł a szaleć bez cenzuralnych ograniczeń.

W koń cu fala wtargnę ł a takż e do Trzydę bó w. Pod koś cioł em emisariusz z wojewó dztwa sprzedawał opozycyjne wydawnictwa, na pł otach ktoś wymalował czarną farbą parę haseł: „Precz z komuną! ”, „Niech ż yje wolnoś ć! ”, „Sowieci do domu, czerwoni do piekł a! ”. Zauważ my, ż e to ostatnie jest nielogiczne - autor uważ a, ż e Sowieci nie są czerwoni, bo posył a ich w domowe pielesze zamiast do otchł ani goreją cej, gdzie znaleź liby się w interesują cym towarzystwie. Dante umieś cił tam wielu wł adcó w ś wieckich i ksią ż ą t Koś cioł a, dla niektó rych papież y rezerwują c obszary najgorę tsze.

Nowy zwią zek powstał takż e w fabryce, zapisał o się kilkadziesią t osó b. Dział alnoś ć rozpoczą ł od ufundowania imponują cego sztandaru - na awersie krzyż z cierniową koroną, rewers bez reszty pokryty napisem: Niezależ ny Samorzą dny Zwią zek Zawodowy „Solidarnoś ć ” przy Pań stwowej Wytwó rni Nocnych Naczyń Wielokrotnego Uż ytku w Trzydę bach. Ksią dz Macią g poś wię cił symbol na uroczystym naboż eń stwie i zał oż yciele postanowili zaznaczyć w mieś cie obecnoś ć aktualnej sił y przewodniej. Ogł oszono strajk, nie precyzują c wszakż e jego charakteru.

Ś liwa, na widok oflagowanych budynkó w i stosownych tablic - wś ciekł się. Nawymyś lał pracownikom i kazał wł ą czyć maszyny, któ rych warkot natychmiast sprowadził na halę zarzą d zwią zku w komplecie: przewodniczą cego magistra Markiewicza, inż yniera Kajdyra i maszynistę Bukowskiego.

Markiewicz wpią ł sobie do jednej klapy marynarki Matkę Boską a do drugiej znaczek „Solidarnoś ci”, zdą ż ył nawet zapuś cić wał ę sowe wą siska, któ re nadawał y jego obliczu wyraz naburmuszonego suma. Ś liwa pamię tał go, cichutkiego biuralistę, jak tkwił pokornie nad stosem papierzysk, pocią gał wystygł ą herbatkę - proszę bardzo, dzię kuję uprzejmie, polecam się pamię ci i tak dalej. Ku zaskoczeniu znajomych nagle wycią gną ł z tornistra buł awę marszał kowską i objawił się jako wrzaskliwy mó wca wiecowy. Wreszcie był kimś.

- Panie Ś liwa, pan nie wie, ż e mamy strajk?

- Z jakiego powodu, moż na wiedzieć?

- Chodzi o wolne soboty.

- Bardzo sł usznie. Zamiast sześ ć dni, bę dziecie musieli tylko pię ć leż eć do gó ry dupą. Co za ulga! A nie zapomnijcie się pomodlić, ż eby Bó g zesł ał wam mannę z nieba.

- Pan rozbija jednoś ć zał ogi!

- Jaką jednoś ć? Przegł osowali strajk?

- Teraz się referendum nie praktykuje. Przez aklamację.

- Rozumiem, wprowadzacie demokrację aklamacyjną. Dawniej klasa robotnicza pił a szampana ustami swych przedstawicieli, teraz bę dzie podejmować decyzje klaszczą c dł oń mi

swych reprezentantó w. Dawniej partyjni sekretarze biegali do komitetó w uzgadniać każ de gó wno, teraz wy bez instrukcji z regionu nawet pierdną ć się nie odważ ycie. Dyrektywy są, aktyw pokornie wykonuje, od myś lenia są ci na gó rze. Rewolucyjne zmiany, ho ho!

- Kł amstwo! To wył ą cznie nasza inicjatywa.

- Zgodna z modą, powiedzmy. No wię c jaki ma być ten wasz strajk? Ludzie muszą wiedzieć. Protestacyjny, solidarnoś ciowy, postulatywny, gł odowy, okupacyjny, czynny, bierny, kroczą cy czy peł zają cy? Wariantó w nieskoń czona mnogoś ć.

- Już mó wił em. Ż ą damy natychmiastowego wprowadzenia wolnych sobó t, obniż ki cen, usunię cia partii z zakł adó w pracy.

- I oczywiś cie zapł aty za dni nieprzepracowane?

- To chyba zrozumiał e?

- Nie dla mnie. Gospodarka się wali, a wy myś licie tylko o dojeniu kasy. Gdzie znajdziecie robotę jeś li firma zbankrutuje? Okrę t tonie, a zał oga zamiast ł ajbę ratować ogł asza protest. I pó jdzie na dno kwiczą c z radoś ci, bo uwierzył a, ż e im gorzej tym lepiej. Trocki się wam uniż enie kł ania!

- Szkoda sł ó w, panie magistrze - wł ą czył się do dialogu inż ynier Kajdyr. - Tego czł owieka nie przekonamy. Mó zg mu zamarzł.

- Na taczkę komucha i za bramę! - podsuną ł maszynista Bukowski. - Przestanie bruź dzić.

- Ty moczymordo! - odszczekną ł Ś liwa. - Z partii wyleciał eś za opilstwo i teraz chcesz się odkuć w „Solidarnoś ci”?

- Ja pana ostrzegam - uderzył w pojednawczy ton magister przewodniczą cy - krę ci pan bicz na wł asną skó rę.

- Ba, trafił o na strachliwego, już mi się portki trzę są. Sł uchaj, Markiewicz. Jestem za demokracją, ale przeciw chł ystkom, któ rym zależ y na anarchii w kraju. Zawrzyjmy ukł ad: ty przestaniesz rozwalać produkcję, a ja wspomogę cię dobrym sł owem gdy ten bajzel szlag trafi i bę dziesz musiał zmykać gdzie pieprz roś nie. Umowa stoi?

Wą sacz poczerwieniał ze zł oś ci; wyszedł energicznym krokiem a ś wita za nim. Ś liwa rozejrzał się po twarzach pracownikó w, zgromadzonych wokó ł. Bez sł owa przysł uchiwali się rozmowie, zdezorientowani, ogł uszeni wydarzeniami.

- No, koledzy - powiedział - decydujcie sami. Kto chce pracuje, kto chce strajkuje. Ja zostanę przy maszynach choć bym miał, do jasnej cholery, sam sterczeć w tej budzie!

W domu Maleń ka podał a ruskie pierogi ze ś mietaną; jadł w milczeniu, czasem zerkają c na ekran - Piotruś oglą dał Robin Hooda. Oparta o kredens przyglą dał a się mę ż owi. Są dzą c po minie, miał kł opoty w pracy lecz podję cie tego tematu mijał o się z celem, wyznawał bowiem zasadę, ż e wł asnych trosk nie wolno skł adać na cudze barki. Zwł aszcza, jeś li są to barki najbliż szej osoby. Zwierzenia nie leż ał y w naturze Hieronima, co uważ ał a za dotkliwą wadę, natomiast imponował jej uporem. Nauka nie przychodził a mu ł atwo, a mimo to - pracują c jako ś lusarz a potem brygadzista - ukoń czył zawodó wkę, na wieczorowych kursach zrobił technikum, co pozwolił o mu w Pewnusi dochrapać się posady mistrza.

Dwadzieś cia lat! Najlepszy okres ż ycia miną ł im na powszedniej krzą taninie, dom i praca, praca i dom, zaczynali wspó lne bytowanie w biedzie dotkliwej, bez mieszkania i przyzwoitego odzienia. Gdy urodził się Piotruś, ze skromnych poboró w starczał o na mię so tylko raz w tygodniu, ratowali ż oł ą dki smalcem i kaszanką, czasem od ś wię ta pojawił się na stole salceson i pieczony kurczak. Dopiero w ostatniej dekadzie, „za Gierka” -jak potocznie mawiano, zaczę ł o się rodzinie powodzić lepiej. Dostali mieszkanie spó ł dzielcze, umeblowali je przyzwoicie, starczał o nawet na zagraniczne wczasy.

Piotruś pobiegł do kolegi, Ś liwa wycią gną ł nogi i zapalił fajkę. Przyglą dał się, jak ż ona krzą ta się po mieszkaniu. Wydawał o się, ż e bieg czasu nie ma na Teresę wpł ywu, wcią ż był a tak zgrabna jak wó wczas, kiedy ją poznał, natrę tne zmarszczki maskował a dyskretnym makijaż em, wł osy, przystrzyż one na chł opczycę, farbował a, by ukryć postę pują cą siwiznę. Miał a ujmują cy uś miech, któ ry odsł aniał drobne zdrowe zę by. Pogodne usposobienie wszakż e zakł ó cał y czasem napady depresji. Recytował a wó wczas jednym tchem.

- Có ż ja mam z ż ycia? Ty przynajmniej zajmujesz się swoją polityką, obracasz mię dzy ludź mi. Zdziczał am zupeł nie w domowym koł owrocie. Wlazł w ciebie ponury samotnik, znajomych nie zapraszasz, ż ebym chociaż mogł a trochę poplotkować. Na dancingu ostatni raz byliś my przed dziesię cioma laty, karnawał dla ciebie nie istnieje. Czyś ty się kiedy zastanowił co myś lę, co czuję? Porozmawiał eś tak od serca, ż ebym mogł a z siebie wyrzucić trochę goryczy?

Musiał przyznać, ż e zdarzał o się to doś ć rzadko. Ż yli obok siebie. Był jednak prześ wiadczony, ż e jest dobrym mę ż em

i ojcem, dbał o dom takż e kosztem wł asnych wyrzeczeń i domagał się ich od innych. Skargi Teresy, chociaż zrozumiał e, ranił y jego poczucie sprawiedliwoś ci.

- Jesteś chodzą cym katalogiem mę skich wad.

- Jakieś szczą tki zalet jednak we mnie tkwią, jeś li gorliwie cią gnę ł aś mnie do urzę du stanu cywilnego.

- Zostawmy na boku kwestię, kto kogo cią gną ł. Spodobał o mi się, ż e nie jesteś ani dwulicowy, ani wyrachowany, ani niesprawiedliwy w ocenach ludzi. Wiesz, co przeważ ył o szalę? Dostrzegł am w tobie tę iskrę szaleń stwa, któ ra sprawia, ż e ż ycie u boku takiego czł owieka moż e obfitować w niespodzianki.

- I nie zawiodł aś się?

- Muszę przyznać, ż e niespodzianki sypnę ł y w nadmiarze. Te mił e i te przykre. Nie martw się, Hiruś. Kł opoty przeminą.

Przygarną ł ją do serca i nieskł adnymi sł owy zł oż ył ż yczenia z okazji dwudziestolecia ś lubu.

- Pamię tał eś? - zdziwił a się szczerze.

- W przedpokoju znajdziesz tort i szampana. Wypijemy jak wró cę. Muszę na chwilę wyskoczyć do komitetu, wybacz.

Lektorem Komitetu Centralnego, któ ry miał trzymać mowę na temat aktualnej sytuacji politycznej w kraju, okazał się przygarbiony jegomoś ć o nerwowych ruchach, zakatarzony straszliwie; co parę zdań musiał wycierać swó j organ powonienia, któ ry wskutek tego posiniał jak nadgnił a marchewka. Przemawiał dł ugo i zawile, odmieniają c przez wszystkie przypadki swoją nadzieję, ż e porozumiemy się, jak Polak z Polakiem”. Permanentne strajki uznał za rzecz godną ubolewania. Wspomniał mimochodem o bł ę dach tudzież autokratyzmie ekipy rzą dowej. Takie poję cia jak socjalizm, klasa robotnicza, nie istniał y w jego sł owniku. Ponieważ zaś nie dostrzegał takż e opozycji politycznej, ś wiat przezeń zarysowany mał o miał wspó lnego z rzeczywistoś cią. Owszem, wystę pował y w nim pewne konflikty, lecz wył ą cznie nieantagonistyczne, polegają ce na zwyczajnym nieporozumieniu. Ten jajogł owy jeszcze wierzył w moralno-polityczną jednoś ć narodu, w któ rym sprzecznoś ci został y chwalebnie zlikwidowane na mocy odgó rnego dekretu.

Potem zabrał gł os sekretarz Gó ralski, z zawodu elektryk, szczupł y mę ż czyzna z bró dką przycię tą w szpic. Odczytał dł ugą listę tych, któ rzy oddali legitymacje w ostatnich miesią cach, po czym rozpaczliwie rozł oż ył rę ce:

- Towarzysze, jestem zał amany. Mieliś my w Trzydę bach dwustu pię ć dziesię ciu czł onkó w. Ponad setka odeszł a, czę ś ć jest kompletnie bierna albo zastraszona. Co robić?

Ś liwie zrobił o się ż al czł owieka i zgł osił się do dyskusji jako pierwszy,

- Nie ma co lamentować, sekretarzu. Wcią galiś my na sił ę ró ż nych chł ystkó w do partii, nikt ich o poglą dy nie pytał, nawet nie sprawdzano, czy statut znają - to przy pierwszej okazji odpł ynę li w siną dal. Nasze szczę ś cie. Jeś li o dzisiejszy wykł ad chodzi, przepraszam za szczeroś ć, prelegent nie wie, na jakim ś wiecie ż yje. Krach gospodarczy, rozpadają się struktury pań stwa, w społ eczeń stwie wrzenie, rozbicie polityczne nawet ś lepiec dojrzy, a tutaj towarzysz tryska optymizmem. Rozumiem, ż e tak ocenia sytuację ró wnież kierownictwo partii. Tylko sią ś ć i pł akać ż eś my do wł adz wybrali ludzi bez jaj i z wodogł owiem. Przekaż -cię, towarzyszu lektorze, moją opinię do Warszawy. Dosł ownie!

Dyskusja go nie interesował a, wszelkie argumenty jakie mogł y paś ć na tej sali, sł yszał już sto razy. Poszedł do domu. Przy szampanie był o trochę wspomnień, potem w kinie nocnym obejrzeli gł upawe straszydeł ko z diabł em w roli gł ó wnej.

Odraż ają ca wł ochata powł oka, fosforyzują ce ś lepia, ż ar bucha z mordy, aureola iskier krzesanych chwostem. Gdzie się pojawi, tam huraganowy wicher demoluje wnę trza, ł amie drzewa, wywraca auta. Biada maluczkim, gdy wpadną w sieci, chytrze przez piekielnego wysł annika zastawione, nawet egzorcyzmy nie pomogą. Tylko trzydziestoletnia (? ) dziewica moż e zł amać moc czartowską, szuka jej policja w cał ej Ameryce, lecz bezskutecznie. Cywilizacja chrześ cijań ska lada moment runie...

Nie doczekawszy happy endu, Ś liwa wył ą czył odbiornik i zauważ ył:

- Pouczają ce. Wreszcie telewidzowie bę dą wiedzieć, jak wyglą da i dział a monstrum, obecne w każ dym kazaniu księ dza Macią ga.

Projekcja wprawił a go w dobry humor, zapomniał o dzisiejszych wydarzeniach. A gdy syn zasną ł, zaczą ł podś piewywać:

Chodź, chodź Malutka, zrobimy krasnoludka

A jak się uda, zrobimy krasnoluuuda...

Teresa, biorą c mę ż owskie sł owa za dobrą monetę, zaczę ł a się szybko rozbierać.




  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.