Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Spis treści 17 страница



 

Tak w ię c m oż e to i gł upie, m oż e nierozsą dne, ale idę na spotkanie z K am alem A bdikiem, poniew aż w przeciw ień stw ie do w szystkich tych fantastó w ja Scotta w idział am. B ył tak blisko, ż e m ogł am go dotkną ć i w iem, jaki jest. W iem, ż e na pew no nie jestm ordercą.

 

 

W ieczorem

 

 

G dy w chodzę schodam i na peron w C orly, w cią ż trzę są m i się nogi. Trzę są się tak od w ielu godzin, a serce nie chce zw olnić, pew nie z nadm iaru adrenaliny. Pocią g jest peł ny. N ie m a szans, ż ebym

usiadł a, C orly to

nie Euston, w ię c staję w poł ow ie w agonu. Jest jak w

ł aź ni. Spuszczam

gł ow ę

i pró buję jak najw olniej oddychać. Pró buję okreś lić to, co czuję. C o to jest?

     

Euforia, strach, konsternacja i w yrzuty sum ienia. G ł ó w nie w yrzuty sum ienia.

   

N ie był o tak, jak się spodziew ał am.

         
Zanim dotarł am na m iejsce, doprow adził am się

do stanu kom pletnego

przeraż enia. B ył am

przekonana, ż e A bdic spojrzy na m nie i jakim ś cudem

od razu się dom yś li, ż e w iem, ż e potraktuje

m nie jak

zagroż enie. B ał am się, ż e z czym ś

w yskoczę, w ypow iem

im ię M egan, ż e się nie
               

pow strzym am. A potem w eszł am do banalnej i nijakiej poczekalni i zagadał am do recepcjonistki kobiety w ś rednim w ieku, któ ra praw ie na m nie nie patrzą c, spisał a m oje dane. U siadł am, w zię ł am „Vogue’a” i drż ą cym i palcam i zaczę ł am przerzucać kartki, pró bują c skupić się na tym, co m nie czeka, jednocześ nie udają c, ż e m i się nudzi, tak jak każ dem u pacjentow i.


B ył y tam jeszcze dw ie osoby: dw udziestokilkuletni m ę ż czyzna, któ ry czytał coś w telefonie, oraz starsza kobieta, któ ra w patryw ał a się ponuro w sw oje stopy i nie podniosł a w zroku naw et w tedy, gdy

recepcjonistka w yczytał a jej nazw isko. Po prostu w stał a i pow ł ó czą c nogam i, poszł a; w iedział a,
doką d idzie. C zekał am pię ć m inut, czekał am dziesię ć. M iał am coraz pł ytszy oddech. W poczekalni

był o ciepł o i duszno; odnosił am w raż enie, ż e nie potrafię w pom pow ać do pł uc w ystarczają cej iloś ci tlenu. B ał am się, ż e zem dleję.

 

W tedy otw orzył y się drzw i, w yszedł jakiś m ę ż czyzna i zanim zdą ż ył am m u się przyjrzeć w iedział am, ż e to on. Tak jak w iedział am, ż e to nie był Scott, gdy zobaczył am go pierw szy raz, gdy był tylko suną cym w jej stronę cieniem, w raż eniem sm ukł oś ci i pł ynnego, pow olnego ruchu

Wycią gną ł do m nie rę kę.

 

– Pani W atson?

 

Spojrzał am m u w oczy i po plecach przeszedł m i prą d. Podał am m u sw oją. M iał ciepł ą, suchą,

duż ą dł oń, tak duż ą, ż e m oja cał kow icie w niej zniknę ł a.  
– Zapraszam – rzucił, dają c m i do zrozum ienia, ż e pow innam za nim pó jś ć, w ię c poszł am, chociaż
przez cał ą drogę był o m i niedobrze i krę cił o m i się w gł ow ie. Szł am po jej ś ladach. B o ona też tu

był a. Siedział a naprzeciw ko niego na krześ le, któ re m i w skazał, a on pew nie tak sam o zł oż ył rę ce pod podbró dkiem, tak sam o skiną ł gł ow ą i spytał:

– D obrze. O czym chciał aby pani dzisiaj porozm aw iać?

W szystko w nim był o takie ciepł e: rę ka, któ rą uś cisną ł m oją, oczy, ton gł osu. Sondow ał am jego

 

tw arz w poszukiw aniu jakichś w skazó w ek, zdradliw ych oznak tego, ż e jest bezw zglę dną bestią, któ ra

roztrzaskał a gł ow ę M egan, pró bow ał am w nim dostrzec choć by cień straum atyzow anego uchodź cy
któ ry stracił rodzinę. N ie dostrzegł am niczego. I na chw ilę się zapom niał am. Zapom niał am, ż e

pow innam się go bać. Siedział am tam, czują c, ż e już nie panikuję. Z trudem przeł knę ł am ś linę spró bow ał am przypom nieć sobie, co m iał am pow iedzieć, i to pow iedział am: ż e od czterech lat m am problem z alkoholem, ż e przez picie rozpadł o się m oje m ał ż eń stw o oraz stracił am pracę, ż e, co oczyw iste, tracę zdrow ie i boję się, ż e m ogę stracić zm ysł y.

 

– Zapom inam – m ó w ił am. – U ryw a m i się film i nie pam ię tam, gdzie był am ani co robił am C zasem zastanaw iam się, czy zrobił am lub pow iedział am coś strasznego, i nie m ogę sobie

przypom nieć. A jeś li… jeś li dow iem się od kogoś, co zrobił am, m am w raż enie, ż e to zupeł nie do
m nie nie pasuje. Jakbym to nie był a ja. Trudno jest czuć się odpow iedzialnym za coś, czego się nie

pam ię ta. D latego nigdy potem nie m am w yrzutó w sum ienia. To znaczy m am, ale za m ał e, bo to, co zrobił am, jest jakby poza m ną. Jakby nie należ ał o do m nie. C ał a ta praw da w ylał a się ze m nie w cią gu pierw szych kilku m inut spotkania. B ył am gotow a, czekał am, ż eby ją kom uś w yznać. A le to nie pow inien być on. Sł uchał, patrzą c na m nie czystym i, bursztynow ym i oczam i, nieruchom o i ze zł oż onym i rę kam i. N ie rozglą dał się ani nie robił notatek. Po prostu sł uchał. W koń cu skiną ł gł ow ą

 

i spytał:

 

– C hce pani w zią ć na siebie odpow iedzialnoś ć za to, co pani zrobił a, ale jest pani trudno obw iniać się za coś, czego pani nie pam ię ta, tak?

 

– Tak, w ł aś nie.

– W jaki sposó b przyjm ujem y na siebie odpow iedzialnoś ć? M oż na przeprosić i naw et jeś li nie

 

pam ię ta się sw ojego w ystę pku, to w cale nie znaczy, ż e przeprosiny i kryją ce się za nim i uczucia nie są szczere.

– A le ja chcę to poczuć. C hcę czuć się … gorzej.

D ziw nie to brzm i, ale m yś lę o tym przez cał y czas. Tak, czuję się za dobrze. W iem, za co jestem odpow iedzialna, w iem o w szystkich tych okropnych rzeczach, któ re zrobił am, chociaż nie pam ię tam szczegó ł ó w, niem niej czuję się od nich oderw ana. Jakbym stał a krok dalej.

 

– U w aż a pani, ż e pow inna czuć się gorzej, niż się pani czuje? Ż e popeł nia pani bł ę dy, po któ rych


nie czuje się pani w ystarczają co ź le?

 

– Tak.

K am al pokrę cił gł ow ą.

 

– R achel, rozpadł o się pani m ał ż eń stw o, stracił a pani pracę: nie są dzi pani, ż e to w ystarczają ca kara?

 

Teraz z kolei ja pokrę cił am gł ow ą. K am al odchylił się lekko do tył u.

– M oż e zbytsurow o pani siebie ocenia?

– N ie.

 

– W porzą dku. D obrze. M oż em y cofną ć się trochę w czasie? D o chw ili, kiedy zaczę ł y się te problem y. W spom niał a pani, ż e był o to… cztery lata tem u? M oż e pani o tym opow iedzieć?

 

N ie chciał am. O w szem, jego ciepł y gł os i ł agodne oczy zw iodł y m nie, ale nie do koń ca. N ie był am aż tak beznadziejna. N ie zam ierzał am w yznać m u cał ej praw dy. Tego, ż e bardzo pragnę ł am dziecka. Pow iedział am, ż e m oje m ał ż eń stw o się rozpadł o, ż e w padł am w depresję i ż e zaw sze lubił am w ypić. Tylko tym razem w szystko w ym knę ł o się spod kontroli.

 

– R ozpadł o się, to znaczy, ż e… odeszł a pani od m ę ż a, on od pani, czy postanow iliś cie się po prostu rozstać?

 

– M ą ż m iał rom ans – odparł am. – Poznał inną kobietę i się zakochał. – K am al patrzył na m nie czekają c na cią g dalszy. – A le to nie był a jego w ina. W ina był a m oja.

 

– D laczego tak pani uw aż a?

– B o zaczę ł am pić, zanim …

– A w ię c rom ans m ę ż a nie był zapalnikiem?

– N ie, zaczę ł am pić w cześ niej i to go ode m nie odepchnę ł o. D latego przestał …

K am al czekał, nie ponaglał m nie, po prostu siedział, czekają c, aż w ypow iem te sł ow a.

– D latego przestał m nie kochać – dokoń czył am.

M am do siebie ż al za to, ż e przy nim pł akał am. N ie rozum iem, dlaczego nie potrafił am lepiej się pilnow ać. N ie pow innam był a m ó w ić m u praw dy, pow innam był a przyjś ć z kom pletnie zm yś lonym i problem am i, w czyjejś m asce.

 

M am do siebie ż al za to, ż e patrzył am na niego i przez chw ilę w ierzył am, ż e m i w spó ł czuje. B o patrzył na m nie tak, jakby napraw dę w spó ł czuł, nie ż ał ow ał, tylko rozum iał, jakby chciał pom ó c.

– D obrze, zatem zaczę ł a pani pić przed rozpadem m ał ż eń stw a. C zy potrafi pani w skazać pow ó d? N ie każ dy m oż e. N iektó rzy w padają po prostu w depresję albo uzależ nienie. C zy w pani przypadku istniał a konkretna przyczyna? N a przykł ad ż ał oba albo bolesna strata?

 

Pokrę cił am gł ow ą i w zruszył am ram ionam i. N ie zam ierzał am m u tego m ó w ić. N ie, nic m u nie pow iem.

K am al odczekał kilka sekund i zerkną ł na zegar na biurku.

– M oż e podejm iem y ten w ą tek nastę pnym razem? – U ś m iechną ł się i w tedy m nie zm roził o.

W szystko w nim jest ciepł e – rę ce, oczy, gł os – w szystko opró cz uś m iechu. G dy obnaż a zę by
w idać w nim m ordercę. Znow u podskoczył m i puls, znow u ś cisnę ł o m nie w ż oł ą dku, w yszł am

z gabinetu, nie podają c m u rę ki. N ie m ogł abym go dotkną ć, budził w e m nie w strę t.

 

W szystko rozum iem, napraw dę. W iem, co w idział a w nim M egan, a w idział a nie tylko to, ż e jest uderzają co przystojny. Jest ró w nież spokojny i opanow any, bije od niego cierpliw oś ć i dobroć. K toś niew inny, ufny lub po prostu niezró w now aż ony m ó gł by dać się tem u zw ieś ć, m ó gł by nie dostrzec, ż e to w ilk w ow czej skó rze. D obrze to rozum iem. M am ił m nie praw ie godzinę. O tw orzył am się przed nim. Zapom niał am, kim jest. Zdradził am Scotta, zdradził am M egan i m am w yrzuty sum ienia.

 

A le najgorsze jestto, ż e chcę tam w ró cić.


Ś roda, 7 sierpnia 2013

 

 

R ano

 

 

Znow u m iał am ten sen, ten, w któ rym zrobił am coś zł ego i w szyscy się ode m nie odw racają, biorą c
stronę Tom a. W któ rym nie m ogę niczego w yjaś nić, a naw et przeprosić, bo nie w iem za co. W luce

m ię dzy snem i jaw ą m yś lę o praw dziw ej kł ó tni, do któ rej doszł o daw no tem u – to już cztery lata – po tym, jak zaw iodł a nasza pierw sza i jedyna pró ba zapł odnienia in vitro, a ja chciał am spró bow ać jeszcze raz. Tom pow iedział, ż e nie m am y pienię dzy, i w cale tego nie kw estionow ał am. W iedział am ż e nie m am y – dom był obcią ż ony duż ą hipoteką, spł acaliś m y dł ugi, konsekw encje nieudanego interesu, do któ rego nam ó w ił go ojciec – i po prostu się z tym pogodził am. M iał am nadzieję, ż e kiedyś zdobę dziem y pienią dze, a tym czasem m usiał am pow strzym yw ać gorą ce ł zy, któ re napł yw ał y m i do oczu, ilekroć zobaczył am kobietę w cią ż y, ilekroć ktoś przekazyw ał m i radosną now inę.

 

Parę m iesię cy po nieudanej pró bie zapł odnienia oznajm ił, ż e w ybiera się na w ycieczkę. D o Vegas, na cztery dni, na w ielki m ecz bokserski, ż eby spuś cić trochę pary. Tylko on i dw ó ch starych kum pli któ rych nie znał am. W ycieczka kosztow ał a fortunę, w iem, bo w idział am potw ierdzenie rezerw acji biletu na sam olot w jego skrzynce m ejlow ej. N ie m am poję cia, ile kosztow ał y bilety na m ecz, ale na

 

pew no nie był y tanie. N ie w ystarczył oby na in vitro, ale m ielibyś m y przynajm niej coś na począ tek

 

O kropnie się o to pokł ó ciliś m y. N ie pam ię tam szczegó ł ó w, bo przez cał e popoł udnie pił am dla

 

kuraż u i kiedy już się napił am, był o strasznie. Pam ię tam ten chł ó d nastę pnego dnia, to, ż e dł ugo nie chciał o tym rozm aw iać. Pam ię tam, jak beznam ię tnym, peł nym zaw odu gł osem w ypom inał m i, co robił am i m ó w ił am; jak m i w yrzucał, ż e roztrzaskał am nasze ś lubne zdję cie, zw ym yś lał am go od egoistó w, nazw ał am beznadziejnym m ę ż em i nieudacznikiem. Pam ię tam, jak bardzo siebie w tedy nienaw idził am.

 

O czyw iś cie nie pow innam był a tego m ó w ić, ale teraz dochodzę do w niosku, ż e w ś ciekł am się nie

bez pow odu. M iał am ś w ię te praw o w paś ć w gniew, praw da?

Staraliś m y się o dziecko – czy nie
w ypadał o się poś w ię cić? O bcię ł abym sobie rę kę, ż eby tylko zajś ć w cią ż ę i urodzić. N ie m ó gł
odpuś cić sobie tego w eekendu w Vegas?    
Leż ę w ł ó ż ku, w spom inają c, potem

w staję i postanaw iam pó jś ć na spacer, bo jeś li czegoś nie

zrobię, znow u m nie najdzie i w yskoczę do sklepu. N ie piję od niedzieli i czuję, ż e tę sknota za m ił ym szum em w gł ow ie i pragnienie uw olnienia od w ł asnych m yś li zderzają się w e m nie z poczuciem, ż e coś osią gnę ł am i szkoda by był o to odrzucić.

 

A shbury nie jest dobrym m iejscem na spacery, to po prostu sklepy i przedm ieś cia, nie m a tu naw e porzą dnego parku. Idę przez ś rodek m iasta, co nie jest takie zł e, kiedy jest pusto. C ał a sztuczka polega na tym, ż eby w m ó w ić sobie, ż e doką dś się idzie, w ybrać m iejsce, i już. Ja w ybieram koś ció ł na koń cu Pleasance R oad, m niej w ię cej trzy kilom etry od dom u C athy. C hodził am tam na spotkania

 

A A. Tego bliż szego unikał am, ż eby nie w paś ć na kogoś, kogo m ogł abym zobaczyć na ulicy

 

w superm arkecie czy pocią gu.

 

K iedy dochodzę do koś cioł a, zaw racam i zdecydow anym krokiem idę do dom u, jak kobieta, któ ra

 

m a coś do zrobienia, m a doką d iś ć. Jak ktoś norm alny. O bserw uję m ijanych po drodze ludzi – dw ó ch

biegaczy z plecakam i trenują cych do m aratonu, m ł odą kobietę w czarnej spó dnicy i biał ych

adidasach, któ ra idzie do pracy ze szpilkam i w torbie – i zastanaw iam

się, co ukryw ają. R uszają się
ż eby przestać pić, biegną, ż eby znieruchom ieć? M yś lą o poznanym w czoraj m ordercy, któ rego
zam ierzają ponow nie odw iedzić?    
Jestem nienorm alna.    

W idzę to niedaleko dom u. Jestem pogrą ż ona w m yś lach, zastanaw iam się, co te spotkania
z K am alem m ają m i niby dać: czy napraw dę chcę przeszukać jego szuflady, kiedy w yjdzie z pokoju?

Sprow okow ać go do pow iedzenia czegoś, co go zdradzi, zw abić go na niebezpieczne w ody? Istnieje duż e praw dopodobień stw o, ż e jest znacznie bystrzejszy ode m nie, ż e przejrzy m oje zam iary. Przecież dobrze w ie, ż e jego nazw isko pojaw ił o się w gazetach, zdaje sobie spraw ę, ż e ktoś m oż e zechcieć napisać o nim coś w ię cej, coś z niego w ycią gną ć.

 

M yś lę o tym ze spuszczoną gł ow ą i w bitym i w chodnik oczam i, m ijają c Londis, m iejscow y sklepik. Jest po praw ej stronie i pró buję tam nie patrzeć w obaw ie, ż e znow u m nie podkusi, lecz ką tem oka dostrzegam jej im ię. Podnoszę w zrok i w idzę w ielkie litery, nagł ó w ek jakiegoś brukow ca: C ZY M EG A N B Y Ł A D ZIEC IO B Ó JC ZY N IĄ ?



A nna

 

Ś roda, 7 sierpnia 2013

 

 

R ano

 

 

K iedy to się zdarzył o, był am w Starbucksie z dziew czynam i z N C T. Siedział yś m y jak zw ykle przy oknie, dzieciaki rozrzucał y lego po podł odze, B eth pró bow ał a (znow u) nam ó w ić m nie, ż ebym w stą pił a do klubu ksią ż ki, i w tedy pojaw ił a się D iane. M iał a tę m inę, m inę kogoś w aż nego, kto m a zaraz przekazać w yją tkow o pikantną plotkę. Ledw o m ogł a w ytrzym ać, przechodzą c przez drzw i z podw ó jnym w ó zkiem.

 

– A nno, w idział aś to? – spytał a z pow aż ną tw arzą i podniosł a gazetę z nagł ó w kiem: C ZY M EG A N B Y Ł A D ZIEC IO B Ó JC ZY N IĄ ?

 

O debrał o m i m ow ę. Spojrzał am na gazetę i, co zupeł nie absurdalne, w ybuchnę ł am pł aczem. Evie był a przeraż ona. Zaczę ł a w yć, dosł ow nie w yć. To był o straszne.

 

Poszł am do toalety, ż eby doprow adzić do porzą dku siebie i Evie, a kiedy w ró cił am, w szystkie rozm aw iał y przyciszonym gł osem. D iane zerknę ł a na m nie podstę pnie i spytał a:

– D obrze się czujesz, kochanie?

M iał a z tego w ielką frajdę, w yraź nie to w idział am.

M usiał am w yjś ć, nie m ogł am zostać. W szystkie był y okropnie zatroskane, m ó w ił y, jakie to m usi

 

być dla m nie straszne, ale z ich tw arzy w yczytał am praw ie nieukryw aną dezaprobatę. Jak m ogł aś pow ierzyć dziecko takiem u potw orow i? Jesteś najgorszą m atką na ś w iecie.

 

Po drodze pró bow ał am dodzw onić się do Tom a, ale przeł ą czał o m nie od razu na pocztę gł osow ą Zostaw ił am m u w iadom oś ć, ż eby jak najszybciej zadzw onił. Starał am się m ó w ić lekkim i spokojnym gł osem, ale cał a się trzę sł am, szł am na chw iejnych nogach.

 

N ie kupił am gazety, lecz nie m ogł am oprzeć się pokusie i poczytał am o tym w internecie. M ę tne to jakieś, niejasne. „Ź ró dł a pow ią zane ze ś ledztw em w spraw ie M egan H ipw ell” tw ierdzą, ż e siedem lat tem u „M egan m ogł a być zam ieszana w zabó jstw o w ł asnego dziecka”. W edł ug ow ych „ź ró deł ” był to praw dopodobnie m otyw m orderstw a. D etektyw prow adzą cy ś ledztw o – G askill, ten, któ ry przyszedł do m nie po tym, jak M egan zaginę ł a – odm ó w ił kom entarza.

Tom oddzw onił w przerw ie m ię dzy spotkaniam i; nie m ó gł w ró cić do dom u. Pró bow ał m nie uspokoić, stw ierdził, ż e to pew nie bzdura.

– D obrze w iesz, ż e nie m oż na w ierzyć poł ow ie tego, co w ypisują w gazetach.

Za bardzo się nie pieklił am, bo to on zaproponow ał, ż eby M egan przychodził a do nas i pom agał a m i przy Evie. M usi się fatalnie czuć.

 

I m a rację. To pew nie bzdura. A le kto m ó gł coś takiego w ym yś lić? I po co? C ią gle chodzi m i po

gł ow ie jedno: w iedział am. Zaw sze w iedział am, ż e ta kobieta m a jakieś odchył ki. Począ tkow o
m yś lał am, ż e jest trochę niedojrzał a, ale potem doszł am do w niosku, ż e nie tylko: ona był a jakby

nieobecna. Egocentryczna. N ie zam ierzam kł am ać. C ieszę się, ż e już jej nie m a. K rzyż yk na drogę!


W ieczorem

 

 

Jestem na gó rze, w sypialni. Tom oglą da telew izję z Evie. N ie odzyw am y się do siebie. To m oja w ina R zucił am się na niego, ledw o staną ł w progu.

N akrę cał am się cał y dzień. N ie m ogł am się pow strzym ać, nie m ogł am od tego uciec, bo był a
w szę dzie, gdzie tylko spojrzał am. Tu, w m oim dom u, z m oją có reczką na rę kach, karm ił a ją,

przew ijał a, baw ił a się z nią, kiedy spał am. Ileż to razy zostaw iał am z nią Evie sam ą. C ią gle o tym

 

m yś lał am i robił o m i się niedobrze.

Potem w ł ą czył a się paranoja, uczucie, któ re nie opuszcza m nie praktycznie od chw ili, gdy

 

w prow adził am się do tego dom u, w raż enie, ż e ktoś m nie obserw uje. Począ tkow o przypisyw ał am to pocią gom. W szystkim tym pozbaw ionym tw arzy ciał om gapią cym się przez okna, patrzą cym prosto na nas. Przypraw iał y m nie o gę sią skó rkę. M ię dzy innym i dlatego nie chciał am tu m ieszkać, ale Tom się uparł. M ó w ił, ż e duż o stracim y na sprzedaż y.

 

N ajpierw pocią gi, pó ź niej R achel. R achel, któ ra nas ś ledzi, krę ci się przed naszym dom em, cią gle do nas w ydzw ania. O na, a potem naw et M egan, kiedy opiekow ał a się Evie: zaw sze m iał am w raż enie ż e obserw uje m nie jednym okiem, jakby oceniał a to, co robię i jak w ychow uję có rkę, jakby potę piał a m nie za to, ż e sam a nie daję rady. To idiotyczne, w iem. A le zaraz potem przypom ina m i się dzień, kiedy R achel przyszł a tu i porw ał a Evie, a w tedy czuję zim no na cał ym ciele i już w iem, ż e to w cale

nie jestidiotyczne.  
D latego, kiedy Tom w ró cił do dom u, zrobił am aw anturę. W ystosow ał am ultim atum: m usim y się
w yprow adzić, nie m a m ow y, ż ebyś m y zostali w tym dom u i na tej ulicy, w iedzą c, co się tu dział o. B o

teraz gdziekolw iek spojrzę, w idzę nie tylko R achel, ale i M egan. M yś lę o rzeczach, któ rych tu dotykał a. To dla m nie za duż o. W szystko m i jedno, czy dostaniem y dobrą cenę, czy nie.

 

– Przestanie ci być w szystkie jedno – odparow ał cał kiem rozsą dnie – kiedy bę dziem y m usieli zam ieszkać w duż o gorszym dom u i nie w ystarczy nam na spł atę hipoteki.

 

Spytał am, czy nie m ó gł by poprosić o pom oc sw oich rodzicó w – m ają m nó stw o pienię dzy – ale pow iedział, ż e nie, ż e już nigdy o nic ich nie poprosi. W ś ciekł się, nie chciał o tym rozm aw iać W szystko przez to, jak potraktow ali go rodzice, kiedy zostaw ił dla m nie R achel. N ie pow innam był a o nich w spom inać, to zaw sze go w kurza.

 

A le có ż ja na to poradzę? O garnia m nie czarna rozpacz, bo w idzę ją, ilekroć zam knę oczy, w idzę jak siedzi przy kuchennym stole z Evie na kolanach. B aw ił a się z nią, uś m iechał a i trajkotał a, ale nigdy nie m ogł am oprzeć się w raż eniu, ż e tylko udaw ał a i w cale nie chciał a tu być. Pod koniec dnia zaw sze oddaw ał a m i m ał ą z w yraź ną ulgą. Jakby nie lubił a czuć cię ż aru dziecka w ram ionach.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.