Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Spis treści 5 страница



 

zaniepokojonego i poirytow anego. R ozł ą czył am się, chcą c zobaczyć, czy oddzw oni. N ie ukrył am num eru, w ię c m ó gł. A le on m ilczał, w ię c zadzw onił am jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze raz W ł ą czył a się poczta gł osow a, nijaki, rzeczow y gł os, któ ry obiecał, ż e skontaktuje się ze m ną przy

najbliż szej sposobnoś ci. Zastanaw iał am się, czy nie zadzw onić do gabinetu i nie przyspieszyć
spotkania, ale doszł am do w niosku, ż e

naw et ich autom atyczny

system telefoniczny nie dział a

w ś rodku nocy, w ię c w ró cił am do ł ó ż ka. N ie spał am

ani m inuty.  

R ano m ogł abym pojechać do C orly W ood i zrobić kilka zdję ć; o tej porze jest m gliś cie, ciem no i klim atycznie, w ię c fotki pow inny być dobre. Zastanaw iał am się, czy nie zają ć się robieniem takich m alutkich pocztó w ek, m ogł abym sprzedaw ać je w sklepie z pam ią tkam i przy K ingly R oad. Scot cią gle pow tarza, ż e nie m uszę zaw racać sobie gł ow y pracą, ż e pow innam po prostu odpoczyw ać. Jak inw alidka! O dpoczynek to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję. M uszę znaleź ć coś, czym m ogł abym w ypeł nić dzień. W iem, co bę dzie, jeś li nie znajdę.


W ieczorem

 

 

D oktor A bdic – prosi, ż eby m ó w ić m u K am al – zasugerow ał na dzisiejszej sesji, abym zaczę ł a pisać pam ię tnik. M ał o brakow ał o i w ypalił abym, ż e nie, nie m ogę, nie ufam m ę ż ow i, m ó gł by go przeczytać. N ie pow iedział am tego, uw aż ają c, ż e zachow ał abym się straszliw ie nielojalnie w obec Scotta. A le to praw da. N ie m ogł abym napisać tego, co napraw dę czuję, m yś lę czy robię. D ow ó d: gdy

dziś w ieczorem

w ró cił am

do dom u, m ó j laptop był ciepł y. Scott um ie w yczyś cić historię

przeglą dania, czy

jak się to tam nazyw a, doskonale potrafi zacierać ś lady, ale w iem, ż e przed

w yjś ciem w ył ą czył am

kom puter. Znow u czyta m oje m ejle.

W

sum ie nie m am

nic przeciw ko tem u, nie znajdzie nic ciekaw ego. (M nó stw o spam u z firm

           

poś rednictw a pracy i listy od Jenny z zaję ć pilatesu, któ ra na zm ianę z koleż ankam i co czw artek w ieczorem gotuje kolację i nam aw ia m nie, ż ebym w stą pił a do ich klubu. W olał abym już um rzeć ) N ie przeszkadza m i to, poniew aż Scott m a dzię ki tem u pew noś ć, ż e nic się nie dzieje, ż e nic nie knuję Tak jest dobrze i dla m nie – dla nas – naw et jeś li to niepraw da. Zresztą nie m ogę się na niego gniew ać, bo m a pow ody do podejrzliw oś ci. D ał am m u je kiedyś, dam pew nie znow u. N ie jestem w zorow ą ż oną. N ie potrafię nią być. Ż ebym nie w iem, jak bardzo go kochał a, to m i nie w ystarczy.

 

Sobota, 13 paź dziernika 2012

 

 

R ano

 

 

Spał am pię ć godzin, najdł uż ej od w iekó w, ale najdziw niejsze jest to, ż e w czoraj w ieczorem, już po pow rocie, był am tak nakrę cona, ż e chodził am po ś cianach. Pow iedział am sobie, ż e już tego nie

zrobię, nie po ostatnim razie, lecz gdy go zobaczył am, gdy go zapragnę ł am, pom yś lał am, czem u

 

nie? N ie rozum iem, dlaczego pow innam się ograniczać, m nó stw o ludzi tego nie robi. A już na pew no

 

m ę ż czyzn. N ie chcę nikogo skrzyw dzić, ale trzeba być w iernym sobie, praw da? I w ł aś nie to robię

 

jestem w ierna sw ojem u praw dziw em u „ja”, tem u, któ rego niktnie zna, naw etScotti K am al, nikt.

Po zaję ciach pilatesu spytał am Tarę, czy pó jdzie ze m ną do kina w przyszł ym tygodniu i czy
bę dzie m nie krył a.  
– Jeś li zadzw oni, m oż esz m u pow iedzieć, ż e jestem w toalecie i zaraz oddzw onię? Potem

przekrę cisz do m nie, ja do niego i bę dzie spoko.

U ś m iechnę ł a się, w zruszył a ram ionam i i odparł a:

 

– N ie m a spraw y. – N aw et nie spytał a, gdzie idę ani z kim. O na napraw dę chce być m oją przyjació ł ką.

 

Spotkaliś m y się Pod Ł abę dziem w C orly, w ynają ł pokó j. M usim y być ostroż ni, nie m oż em y dać się nakryć. W padka był aby dla niego fatalna, zniszczył aby m u ż ycie. D la m nie też był aby katastrofą

N ie chcę naw etm yś leć, co zrobił by Scott.

 
Pó ź niej chciał ze m ną porozm aw iać o tym, co się stał o, gdy był am m ł oda i m ieszkał am
w N orw ich. K iedyś coś m u w spom niał am, ale w czoraj zaż ą dał szczegó ł ó w. C oś m u tam

pow iedział am, lecz nie był a to praw da. K ł am ał am, zm yś lał am, m ó w ił am obrzydliw e rzeczy, któ re chciał usł yszeć. D obrze się baw ił am. N ie m am w yrzutó w sum ienia, ż e kł am ał am, zresztą w ą tpię, czy m i uw ierzył. Jestem pew na, ż e on też kł am ie.


Leż ał na ł ó ż ku, patrzą c, jak się ubieram. Pow iedział:

 

– To nie m oż e się pow tó rzyć. D obrze w iesz, ż e nie m oż e. N ie m oż em y tego cią gną ć.

M iał rację, w iem, ż e nie m oż em y. N ie pow inniś m y, nie w olno nam, ale to zrobim y. To nie był ostatni raz. N ie odm ó w i m i. M yś lał am o tym w drodze do dom u i jest to coś, co najbardziej w tym lubię: m ieć nad kim ś w ł adzę. To najbardziej upaja.

 

 

W ieczorem

 

 

Jestem w kuchni, otw ieram butelkę w ina, kiedy Scott staje za m ną, kł adzie m i rę ce na ram ionach ś ciska je i pyta:

– Jak był o na terapii?

M ó w ię, ż e dobrze, ż e robim y postę py; zdą ż ył już przyw ykną ć do tego, ż e nigdy nie zdradzam szczegó ł ó w.

– D obrze się baw ił aś z Tarą?

Stoję tył em do niego i nie w iem, czy tak sobie pyta, czy coś podejrzew a. N ie w yczuw am nic w jego gł osie.

 

– Jest m ił a – m ó w ię. – D ogadalibyś cie się. Za tydzień idziem y do kina. M oż e potem zaproszę ją na kolację?

 

– A m nie do kina nie zaprosisz?

 

– O czyw iś cie, ż e tak. – O dw racam się i cał uję go w usta. – A le ona chce iś ć na ten film z Sandrą B ullock, w ię c…

 

– D oś ć, w ystarczy! Przyprow adź ją do nas na kolację – m ó w i, delikatnie przyciskają c rę ce do m oich poś ladkó w.

N alew am w ino i w ychodzim y na dw ó r. Siadam y na tarasie, z nogam i w traw ie.

– O na jestm ę ż atką? – pyta.

– Tara? N ie. Singielką.

– M a chł opaka?

– C hyba nie.

– A dziew czynę? – U nosi brw i i gł oś no się ś m ieje. – To ile ona m a lat?

– N ie w iem – m ó w ię. – O koł o czterdziestu.

– A ha. I nikogo nie m a. To trochę sm utne.

– H m m. C hyba jestsam otna.

– Takie zaw sze do ciebie lgną, co? Te sam otne. C ią gną prosto do ciebie.

– M yś lisz?

 

– A w ię c nie m a dzieci, tak? – pyta i nie w iem, m oż e m am coś z uszam i, ale kiedy tylko w spom ina o dzieciach, sł yszę napię cie w jego gł osie, czuję, ż e zaraz się pokł ó cim y, a tego nie chcę, nie m am na to sił y, w ię c w staję i każ ę m u zabrać kieliszki, bo idziem y do sypialni.

 

Idzie za m ną, a ja rozbieram się na schodach i kiedy w chodzim y do pokoju, popycha m nie na ł ó ż ko. N aw et o nim nie m yś lę, ale to nie szkodzi, poniew aż on o tym nie w ie. Jestem tak dobra, ż e m i w ierzy.



R achel

 

Poniedział ek, 15 lipca 2013

 

 

R ano

 

 

C athy zaw oł ał a m nie, gdy w ychodził am, i uś ciskał a m nie sztyw no i kró tko. M yś lał am, ż e pow ie, ż e jednak m nie nie w yrzuca, ale ona w cisnę ł a m i do rę ki zapisaną kartkę, oficjalny nakaz eksm isji ł ą cznie z datą w yprow adzki. N ie um iał a spojrzeć m i w oczy. W spó ł czuł am jej, szczerze, chociaż nie tak bardzo jak sobie. Posł ał a m i sm utny uś m iech.

 

– Przykro m i, ż e m uszę to zrobić, napraw dę ogrom nie m i przykro.

Zrobił o się

niezrę cznie. Stał yś m y w przedpokoju, gdzie m im o m oich intensyw nych pró b

z w ybielaczem

w cią ż zalatyw ał o w ym iocinam i. C hciał o m i się pł akać, ale nie rozpł akał am się, ż eby

jeszcze bardziej jej nie dobijać, uś m iechnę ł am

się tylko pogodnie i pow iedział am:

– Przestań, to ż aden problem. – Jakby poprosił a m nie o m ał ą przysł ugę.

A le w pocią gu zalew am się ł zam i i m am

to gdzieś, czy ktoś na m nie patrzy. M ogli w ł aś nie
     

przejechać m i psa albo w ykryć u m nie jaką ś ś m iertelną chorobę. M ogę być dla nich bezpł odną rozw iedzioną alkoholiczką, już w kró tce bezdom ną.

W sum ie to absurdalne. Jakim cudem tak skoń czył am? Zastanaw iam się, gdzie się to zaczę ł o, m ó j
upadek. W  któ rym m om encie m ogł am to pow strzym ać? K iedy ź le skrę cił am? N a pew no nie w tedy

gdy poznał am Tom a, któ ry w yleczył m nie ze sm utku po ś m ierci taty. N ie w tedy, gdy nurzają c się w bł ogoś ci i beztrosce, w zię liś m y ś lub w nietypow o zim ny m ajow y dzień siedem lat tem u. N ie w tedy gdy w prow adziliś m y się pod dw adzieś cia trzy – nie przypuszczał am, ż e w w ieku ledw ie dw udziestu sześ ciu lat bę dę m ieszkał a w tak ł adnym, przestronnym dom u. Tak dobrze pam ię tam te pierw sze dni to chodzenie bez butó w, ciepł o drew nianej podł ogi, delektow anie się przestrzenią, pustym i pokojam i, któ re czekał y, aż je w ypeł nim y. Snuliś m y plany: co posadzim y w ogrodzie, co pow iesim y na ś cianach, na jaki kolor pom alujem y pokó j goś cinny, w m ojej gł ow ie – już w ó w czas – pokó j dziecię cy.

 

M oż e to był o w tedy. M oż e w ł aś nie w tedy w szystko zaczę ł o się psuć, w chw ili, gdy pierw szy raz pom yś lał am o nas nie jak o parze, tylko jak o rodzinie, bo kiedy już to sobie w yobraził am, nasza dw ó jka przestał a m i w ystarczać. C zy to w tedy Tom zaczą ł patrzeć na m nie inaczej, z rozczarow aniem

 

odzw ierciedlają cym m ó j zaw ó d? Po tym, z czego dla m nie zrezygnow ał – i po to, ż ebyś m y m ogli

 

być razem – dał am m u do zrozum ienia, ż e on to za m ał o.

 

Pł aczę aż do N orthcote, potem biorę się w garś ć, w ycieram oczy i na drugiej stronie nakazu eksm isji zapisuję, co m am zrobić:

H olborn Library

M ejl do m atki

M ejl do M artina, referencje???

Spotkania A A – centrum Londynu/A shbury


Pow iedzieć C athy o pracy?

 

K iedy pocią g zatrzym uje się przed sem aforem, podnoszę w zrok i w idzę Jasona, któ ry stoi na tarasie i patrzy na tory. W yglą da tak, jakby patrzył prosto na m nie, i to dziw ne, ale m am w raż enie, ż e już tak kiedyś patrzył, ż e napraw dę m nie w idział. W yobraż am sobie, ż e się do m nie uś m iecha, i nie w iedzieć czem u ogarnia m nie strach.

Jason odw raca się i pocią g rusza.

 

 

Wieczorem

 

W cią ż siedzę na oddziale ratunkow ym szpitala uniw ersyteckiego. K iedy przechodził am przez G ray’s

 

Inn R oad, potrą cił a m nie taksó w ka. C hcę podkreś lić, ż e absolutnie nic nie pił am, chociaż tak, był am rozkojarzona, niem al spanikow ana, czyli w kiepskim stanie. N iezw ykle przystojny lekarz, rozczarow ują co szorstki i rzeczow y, zszyw a m i w ł aś nie dł ugie na dw a i pó ł centym etra rozcię cie nad praw ym okiem. K oń czy zakł adać szw y i w idzi guza na m ojej gł ow ie.

 

– Już go m iał am – m ó w ię.

– Jestś w ież y – odpow iada.

– A le nie dzisiejszy.

– Trochę w ojow aliś m y, co?

– Ź le w siadł am do taksó w ki.

O glą da guza dobre kilka sekund, w koń cu m ó w i:

– N apraw dę? – C ofa się i patrzy m i w oczy. – C hyba nie. K toś panią uderzył.

R obi m i się zim no. Pochylam się, ż eby unikną ć ciosu, podnoszę rę ce – czy to przebł ysk praw dziw ych w spom nień? Lekarz podchodzi bliż ej i jeszcze raz oglą da ranę na gł ow ie.

– C zym ś ostrym, zą bkow anym …

– N ie, nabił am go sobie w taksó w ce. U derzył am się, w siadają c. – Pró buję w m ó w ić to jem u i sam ej sobie.

 

– N iech bę dzie. – U ś m iecha się do m nie, cofa i przykuca, tak ż e nasze oczy są teraz na tej sam ej w ysokoś ci. – D obrze się pani czuje… – zaglą da do notatek – R achel?

– Tak.

D ł ugo na m nie patrzy, chyba m i nie w ierzy. Jest zatroskany. M oż e m yś li, ż e jestem m altretow aną ż oną.

 

– D obrze – m ó w i. – O czyszczę ranę, bo paskudnie w yglą da. C zy m am do kogoś zadzw onić? M oż e do m ę ż a?

 

– Jestem rozw iedziona – odpow iadam. W szystko m u jedno.

 

– To m oż e do kogoś innego?

– Tak, do m ojej przyjació ł ki, gdyby pan zechciał.

 

Podaję m u nazw isko i num er C athy. C athy w cale się o m nie nie m artw i – jest w cześ nie – ale m am nadzieję, ż e dow iedziaw szy się, ż e potrą cił a m nie taksó w ka, zlituje się nade m ną i w ybaczy m i

w czorajsze. Pew nie pom yś li, ż e m iał am w ypadek, bo był am pijana. Zastanaw iam się, czy nie
poprosić lekarza, ż eby zbadali m i krew albo coś, bym m ogł a przedstaw ić jej dow ó d trzeź w oś ci

U ś m iecham się do niego, ale on na m nie nie patrzy, coś notuje. Zresztą to idiotyczny pom ysł.

 

To był a m oja w ina, taksó w karz nie m iał z tym nic w spó lnego. W targnę ł am – a dokł adniej m ó w ią c w ybiegł am – na jezdnię tuż przed jego sam ochodem. N ie m am poję cia, doką d tak pę dził am. C hyba zupeł nie nie m yś lał am, a już na pew no nie o sobie. Jeś li w ogó le, to o Jess. K tó ra nie jest Jess


N azyw a się M egan H ipw ell i zaginę ł a.

 

Siedział am w bibliotece przy T heobalds R oad. W ł aś nie w ysł ał am m ejl do m atki (nie napisał am nic w aż nego, chciał am tylko w ysondow ać aktualny poziom jej m atczynych uczuć ) z m ojej poczty na Yahoo. N a gł ó w nej stronie Yahoo zaw sze są now e w iadom oś ci pow ią zane z kodem pocztow ym uż ytkow nika czy czym ś tam; B ó g w ie, ską d go znają, ale znają. I był o tam jej zdję cie, zdję cie Jess m ojej Jess, blondynki doskonał ej, a obok nagł ó w ek: O B AW Y O LO S ZA G IN IO N EJ M IESZK A N K I

W IT N EY.    

 

     

 

   

W pierw szej chw ili nie był am

pew na. N a zdję ciu w yglą dał a jak Jess, dokł adnie tak, jak ją sobie

w yobraż ał am, m im o to m iał am

w ą tpliw oś ci. A le potem

przeczytał am w zm iankę, zobaczył am

nazw ę

ulicy i już w iedział am.

 

 

     

 

   
Policja hrabstw a

B uckingham shire

coraz bardziej niepokoi

się

o los

dw udziestodziew ię cioletniej M egan H ipw ell, zam ieszkał ej przy

B lenheim

R oad

w W itney

O statni raz w idział ją m ą ż, Scott H ipw ell, gdy w

sobotę o sió dm ej w ieczorem

w ychodził a

z dom u, by odw iedzić znajom ą. S. H ipw ell tw ierdzi, ż e zniknię cie ż ony „zupeł nie do niej nie

pasuje”. M. H ipw ell – szczupł a blondynka o niebieskich oczach, m etr sześ ć dziesią t w zrostu –

był a ubrana w dż insy i czerw ony podkoszulek. K aż dy, kto m a jakiekolw iek inform acje na jej

tem at, jestproszony o skontaktow anie się z policją hrabstw a B uckingham shire.

   

Zaginę ł a. Jess zaginę ł a. M egan zaginę ł a. W

sobotę. O dpalił am G oogle’a – w zm ianka ukazał a się

w „W itney A rgus”, ale nie był o tam

szczegó ł ó w. Przypom niał o m i się, ż e rano w idział am, jak Jason

– Scott – stał na tarasie, jak na m nie patrzył, jak się do m nie uś m iechał. W zię ł am

torebkę, w stał am

i w ybiegł am z biblioteki na ulicę, prosto pod koł a taksó w ki.

 

– R achel? R achel? – Przystojny

lekarz pró buje przycią gną ć m oją uw agę. –

Przyjechał a pani

przyjació ł ka.

 

 

                       


M egan

 

C zw artek, 10 stycznia 2013

 

 

R ano

 

 

C zasem nie chce m i się nigdzie w ychodzić, czasem m yś lę, ż e bę dę szczę ś liw a, jeś li już nigdy m oja noga nie postanie poza dom em. N ie tę sknię naw et za pracą. C hcę po prostu siedzieć spokojnie ze Scottem w m ojej ciepł ej, bezpiecznej przystani.

D obrze, ż e jest ciem no i zim no, ż e pogoda jest paskudna. D obrze, ż e od tygodni nie przestaje padać deszcz, m arzną cy, zacinają cy i przenikliw y, któ rem u tow arzyszy w ichura w yją ca w drzew ach tak gł oś no, ż e zagł usza stukot pocią gó w. N ie sł yszę ich na torach, tego nę cą cego odgł osu, któ ry kusi i zachę ca do podró ż y w siną dal.

 

D zisiaj też nie chce m i się w ychodzić ani uciekać, nie chce m i się naw et iś ć na spacer. W olę zostać zaszyć się z m ę ż em w dom u, oglą dać telew izję i jeś ć lody – zadzw onię i każ ę m u w cześ niej w ró cić ż ebyś m y m ogli pokochać się po poł udniu.

 

O czyw iś cie potem bę dę m usiał a w yjś ć, bo jestem um ó w iona z K am alem. O statnio opow iadam m u trochę o Scotcie, o m oich bł ę dach, poraż kach w roli ż ony. K am al tw ierdzi, ż e m uszę znaleź ć jakiś sposó b na szczę ś cie, ż e m uszę przestać szukać go gdzie indziej. To praw da, m uszę, w iem, ż e tak, ale zaraz potem coś m nie napada i m yś lę: w cholerę z tym, ż ycie jestzbytkró tkie.

W spom inam nasz rodzinny w yjazd do Santa M argherita podczas ferii w ielkanocnych. W ł aś nie skoń czył am pię tnaś cie lat. Poznał am na plaż y pew nego faceta, duż o ode m nie starszego – m iał trzydzieś ci, m oż e naw et czterdzieś ci kilka lat – i zaprosił m nie na przejaż dż kę jachtem. B ył am z B enem i jego też zaprosił, ale m ó j jak zaw sze opiekuń czy starszy brat zdecydow ał, ż e nie popł yniem y, poniew aż m u nie ufał, uw aż ał, ż e to podejrzany typ. O czyw iś cie m iał rację. A le ja był am w ś ciekł a, bo kiedy znow u nadarzy nam się okazja, ż eby poż eglow ać po M orzu Liguryjskim

pryw atnym jachtem? B en pow iedział, ż e takich okazji bę dzie m nó stw o, ż e nasze ż ycie bę dzie peł ne
przygó d. W koń cu nie popł ynę liś m y. Tam tego lata B en stracił panow anie nad m otocyklem na A 10

i już nigdy nie w ypł ynę liś m y razem w m orze.

T ę sknię za ż yciem, jakim w tedy ż yliś m y, on i ja. N ie w iedzieliś m y, co to strach.

 

O pow iedział am o B enie K am alow i, ale zbliż yliś m y się za bardzo do innych rzeczy, do praw dy, cał ej praw dy o tym, co się stał o z M akiem, co był o przedtem i potem. Z K am alem jest bezpiecznie N ikom u tego nie pow tó rzy, bo obow ią zuje go tajem nica lekarska.

 

A le naw et gdyby m ó gł pow tó rzyć, nie przypuszczam, by to zrobił. U fam m u, napraw dę m u ufam To zabaw ne, bo tym, co m nie pow strzym uje, nie jest w cale strach ani to, co by z tym zrobił, nie strach przed osą dem, tylko Scott. M ó w ią c K am alow i coś, czego nie m ogł am pow iedzieć Scottow i, poczuł abym się tak, jakbym go zdradził a. K iedy m yś lę o innych rzeczach, któ re zrobił am, o innych zdradach, w ydaje się, ż e to drobiazg, ale tak nie jest. C zasem zupeł nie m nie to dobija, gdyż tu chodzi o praw dziw e ż ycie, o m oje praw dziw e „ja”, któ rym nie chcę się z nim dzielić.


W cią ż się pow strzym uję, poniew aż nie m ogę w yrzucić z siebie w szystkich uczuć. W iem, ż e taki jest cel każ dej terapii, ale po prostu nie m ogę. M uszę opow iadać m ę tnie, m ylić m ę ż czyzn, kochankó w i m oich był ych, lecz w m aw iam sobie, ż e tak jest O K, bo to niew aż ne, kim są. W aż ne jest, jak się przy nich czuję. Stł am szona, niespokojna, w ygł odniał a. D laczego nie m ogę m ieć tego, czego chcę? D laczego nie m ogą m i tego dać?

 

C zasem dają. C zasem potrzebuję jedynie Scotta. Jeś li tylko nauczę się pielę gnow ać to uczucie któ re m nie teraz w ypeł nia – jeś li odkryję, jak skupiać się na tym szczę ś ciu, cieszyć się chw ilą, nie m yś leć o nastę pnych podnietach – w szystko bę dzie dobrze.

 

 

W ieczorem

 

 

Przy K am alu m uszę być skupiona. Trudno jest nie bł ą dzić m yś lam i gdzie indziej, kiedy patrzy na m nie sw oim i lw im i oczam i, kiedy skł ada rę ce na kolanach i krzyż uje dł ugie nogi. Trudno jest nie m yś leć, co m oglibyś m y razem robić.

M uszę się skupić. R ozm aw ialiś m y o tym, co dział o się po pogrzebie B ena, po m ojej ucieczce Przez jakiś czas m ieszkał am w Ipsw itch, ale niedł ugo. To tam poznał am M aca. Pracow ał w pubie czy gdzieś. Podrzucił m nie do dom u. Z litoś ci.

 

– N ie chciał naw et… no w ie pan. – Ś m ieję się. – Przyjechaliś m y do niego i zaż ą dał am pienię dzy a on spojrzał na m nie jak na w ariatkę. Pow iedział am, ż e jestem już peł noletnia, ale m i nie uw ierzył

I zaczekał, napraw dę zaczekał do m oich szesnastych urodzin. D o tego czasu zdą ż ył się już
przeprow adzić do tej rudery pod H olkham . To był taki kam ienny dom na koń cu ś lepej uliczki

kilkaset m etró w od plaż y, kaw ał ek ziem i i biegną ce tuż obok stare tory kolejow e. N ocą rzadko kiedy spał am – zaw sze był am nakrę cona, duż o w tedy paliliś m y – leż ał am w ł ó ż ku i w ydaw ał o m i się, ż e sł yszę stukot pocią gu. B ył tak w yraź ny, ż e czę sto w staw ał am i w yglą dał am przez okno, w ypatrują c ś w iateł.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.