Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Spis treści 4 страница



 

D opijam drugą puszkę i zaczynam trzecią. R ozkoszne uderzenie alkoholu do gł ow y trw a tylko kilka chw il, potem zaczyna m nie m dlić. Za szybko cią gnę, naw etjak na m nie, m uszę zw olnić, jeś li nie zw olnię, zdarzy się coś niedobrego. Zrobię coś, czego bę dę ż ał ow ał a. O ddzw onię, pow iem jej, ż e m am ją gdzieś, ją i jej rodzinę, ż e to, czy jej dziecko bę dzie dobrze spał o przez resztę ż ycia, w isi m i i pow iew a. Pow iem, ż e tekst, któ ry jej zapodał – „D latego nie oczekuj, ż e zachow am zdrow e zm ysł y, nie przy Tobie” – zaserw ow ał takż e m nie, kiedy zaczę liś m y się spotykać; napisał to w liś cie deklarują c sw oją dozgonną nam ię tnoś ć. N ie są to naw et jego sł ow a, ukradł je H enry’em u M illerow i W szystko, co ta baba m a, jest uż yw ane. C iekaw e, jak się z tym czuje. C hcę do niej zadzw onić i spytać „Jak to jest, A nno, m ieszkać w m oim dom u, w ś ró d m ebli, któ re kupił am, spać w ł ó ż ku, któ re przez tyle latz nim dzielił am, karm ić dziecko przy kuchennym stole, na któ rym m nie dym ał? ”.

 

To niezw ykł e, w cią ż tak uw aż am, ż e zdecydow ali się tam zostać, w tym dom u, m oim dom u. N ie

m ogł am w to uw ierzyć, kiedy m i pow iedział. U w ielbiał am ten dom. To ja nalegał am, ż eby go kupić,
m im o lokalizacji. Lubił am m ieszkać przy torach, lubił am patrzeć na pocią gi, lubił am ich stukot, nie

przeraź liw y w izg ekspresó w, tylko starodaw ny stukot leciw ych w agonó w. Tom m ó w ił, ż e nie zaw sze tak bę dzie, ż e w koń cu w ym ienią tory na lepsze i bę dą koł o nas przejeż dż ać pospieszne, ale nie w ierzę, ż eby kiedykolw iek to zrobili. G dybym m iał a pienią dze, został abym tam, w ykupił abym ten dom. A le nie m iał am i kiedy się rozw odziliś m y, nie m ogliś m y znaleź ć nikogo, kto zapł acił by przyzw oitą cenę, w ię c Tom pow iedział, ż e m nie w ykupi i bę dzie tam m ieszkał, dopó ki nie znajdzie chę tnego. Jednak nikogo nie znalazł i zam iast tego ś cią gną ł tam ją, a poniew aż dom podobał się jej tak jak m nie, postanow ili zostać. A nna m usi być chyba bardzo pew na siebie, jak są dzę, siebie i jego inaczej przeszkadzał oby jej to, ż e przebyw a tam, gdzie kiedyś przebyw ał a ta pierw sza. N ajw yraź niej nie w idzi w e m nie ż adnego zagroż enia. Przychodzi m i na m yś l Ted H ughes, to, ż e sprow adził A ssię W evill do dom u, w któ rym m ieszkał kiedyś z Sylvią Plath, ż e W evill nosił a jej sukienki, czesał a w ł osy jej szczotką. M am ochotę zadzw onić do A nny i przypom nieć jej, ż e A ssia skoń czył a z gł ow ą w piekarniku, tak jak Sylvia.

M usiał am zasną ć, uś pił m nie dż in i gorą ce sł oń ce. O budził am się gw ał tow nie i rozpaczliw ie
pom acał am w okoł o w poszukiw aniu torebki. Leż ał a na ł aw ce. W szystko m nie sw ę dział o, oblazł y

m nie m ró w ki, był y w e w ł osach, na szyi i piersi, w ię c zerw ał am się na ró w ne nogi i zaczę ł am je strzepyw ać. D w ó ch nastolatkó w, któ rzy dw adzieś cia m etró w dalej kopali pił kę, przerw ał o zabaw ę i patrzą c na m nie, zgię ł o się w pó ł ze ś m iechu.

 

Pocią g staje. Jesteś m y niem al naprzeciw ko dom u Jess i Jasona, ale nie w idzę go, bo w przejś ciu stoi tł um ludzi zasł aniają cych w idok. Zastanaw iam się, czy tam są, czy Jason już w ie, czy odszedł czy m oż e jeszcze nie odkrył, ż e ż ycie, któ rym w cią ż ż yje, jestjednym w ielkim kł am stw em.

 

Sobota, 13 lipca 2013


 

 

R ano


B ez patrzenia na zegarek w iem, ż e jest m ię dzy sió dm ą czterdzieś ci pię ć a ó sm ą pię tnaś cie. D om yś lam się tego po barw ie ś w iatł a, odgł osach z ulicy, buczeniu elektroluksu, któ rym C athy odkurza w korytarzu pod m oim i drzw iam i. Ż eby nie w iem, co się dział o, w każ dą sobotę w staje w cześ nie i sprzą ta. B ez w zglę du na to, czy są to jej urodziny, czy dzień W niebow stą pienia, w staje bladym ś w item i bierze się do roboty. M ó w i, ż e to ją oczyszcza, dobrze nastraja na w eekend, a poniew aż sprzą ta aerobow o, nie m usi chodzić na ć w iczenia.

 

To poranne odkurzanie w cale m i nie przeszkadza, bo i tak bym się obudził a. R ano nie m ogę spać nie m ogę drzem ać spokojnie do poł udnia. B udzę się gw ał tow nie z uryw anym oddechem, szybko biją cym sercem i nieś w ież ym posm akiem w ustach i od razu w iem, ż e to już. Ż e już nie ś pię. Im bardziej chcę zasną ć, tym bardziej nie m ogę. N ie pozw alają m i ś w iatł o i ż ycie. Leż ę i w sł uchują c się w odgł osy tej w esoł ej, niestrudzonej krzą taniny, m yś lę o kupce ubrań przy torach, o tym, jak Jess cał ow ał a kochanka w porannym sł oń cu.

 

R ozcią ga się przede m ną cał y dzień, praw ie pó ł tora tysią ca w ypeł nionych pustką m inut.

M ogł abym

pó jś ć na targ przy B road, kupić trochę sarniny i pancettę i spę dzić dzień na gotow aniu.

M ogł abym

usią ś ć na sofie z kubkiem herbaty i pooglą dać Sobotnią kuchnię w telew izji.

M ogł abym

pó jś ć poć w iczyć.

Popraw ić C V.

 
M ogł abym

zaczekać, aż C athy w yjdzie z dom u, pó jś ć do m onopolow ego i kupić dw ie butelki

Sauvignon B lanc.

 
W tam tym

ż yciu też budził am się w cześ nie, na stukot podm iejskiego o ó sm ej cztery. O tw ierał am

oczy i w sł uchiw ał am

się w bę bnienie deszczu o szybę. C zuł am go z tył u, rozespanego, ciepł ego

i podnieconego. Potem

on szedł po gazety, ja robił am jajecznicę, siadaliś m y w kuchni przy herbacie
     

szliś m y do pubu na pó ź ny lunch, a jeszcze potem zasypialiś m y w nieł adzie przed telew izorem. Teraz jest pew nie inaczej – koniec z leniw ym sobotnim seksem i jajecznicą – ale zam iast tego m a inne radoś ci, bo leż y m ię dzy nim i m ał a gaw orzą ca có reczka. Pew nie uczy się już m ó w ić, w szystkie te „tata” i „m am a”, tajem ny ję zyk, któ ry rozum ie tylko rodzic.

 

B ó l jest cię ż ki i trw ał y, siedzi poś rodku piersi. N ie m ogę się doczekać, kiedy C athy w yjdzie z dom u.

 

 

W ieczorem

 

 

Jadę zobaczyć Jasona.  
C ał y dzień czekał am, aż C athy w yjdzie, ż ebym m ogł a się napić. A le nie w yszł a. Siedział a
kam ieniem w salonie, bo m iał a „zaległ oś ci w papierach”. Pod w ieczó r nie m ogł am już dł uż ej znieś ć

tej w ię ziennej nudy, w ię c pow iedział am jej, ż e idę na spacer. Poszł am do W heatsheaf, w ielkiego anonim ow ego pubu przy H igh Street, i w ypił am trzy duż e kieliszki w ina. D o tego dw ie szklanki

Jacka D anielsa. Potem poszł am na stację, kupił am parę puszek dż inu z tonikiem i w siadł am do

 

pocią gu.

Jadę zobaczyć Jasona.

 

N ie zam ierzam go odw iedzać, nie stanę przed ich dom em i nie zapukam do drzw i. N ie, nic w tym

 

stylu. N ic zw ariow anego. C hcę tylko tam tę dy przejechać, pocią giem. N ie m am nic innego do roboty, a nie chce m i się w racać. C hcę go tylko zobaczyć. Zobaczyć jego i ją.

 

To zł y pom ysł. W iem, ż e to zł y pom ysł. A le co się m oż e stać?

 

Pojadę na Euston, przesią dę się i w ró cę. (Lubię pocią gi, co w tym zł ego? Pocią gi są cudow ne).


K iedyś, kiedy był am jeszcze sobą, czę sto m arzył am o rom antycznych podró ż ach koleją z Tom em (Linią B ergen z B ergen do O slo na pią tą rocznicę ś lubu, B ł ę kitnym Pocią giem z Pretorii do K apsztadu na jego czterdzieste urodziny).

C hw ileczkę, zaraz bę dziem y ich m ijać.

 

Ś w iatł o jestjasne, ale sł abo w idzę. (Podw ó jny obraz. Zam knij jedno oko. Teraz lepiej). Są! To on? Stoją na tarasie. Stoją? To Jason? To Jess?

C hcę być bliż ej, nie w idzę. C hcę być bliż ej.

N ie jadę na Euston. W ysią dę w W itney. (N ie pow innam tam w ysiadać, to zbyt niebezpieczne, bo co bę dzie, jeś li zobaczy m nie Tom albo A nna? ).

 

Tak, w ysią dę w W itney. To zł y pom ysł.

To bardzo zł y pom ysł.

Po drugiej stronie przejś cia siedzi m ę ż czyzna o rudaw ozł otych w ł osach, bardziej rudaw ych niż zł otych. U ś m iecha się do m nie. C hcę coś do niego pow iedzieć, ale sł ow a w yparow ują, znikają z ję zyka, zanim zdą ż ę je sform uł ow ać. C zuję ich sm ak, lecz nie potrafię okreś lić, czy są sł odkie, czy gorzkie.

U ś m iecha się do m nie czy szyderczo w ykrzyw ia usta? N ie w iem.

 

 

N iedziela, 14 lipca 2013

 

 

R ano

 

 

Serce w ali m i tak m ocno, jakby był o w gardle, gł oś no i natarczyw ie. Zaschł o m i w ustach, boli m nie, gdy przeł ykam ś linę. Przew racam się na bok, tw arzą do okna. Zasł ony są zacią gnię te, ale ś w iatł o i tak razi m nie w oczy. Podnoszę rę kę, uciskam pow ieki, pró buję rozm asow ać bó l. M am brudne paznokcie.

 

C oś jest nie tak. Przez sekundę m am w raż enie, ż e spadam, jakby ł ó ż ko zniknę ł o spod ciał a. D ziś w nocy. C oś się stał o. G w ał tow nie w cią gam pow ietrze i siadam – za szybko – serce bije jak oszalał e, gł ow a pulsuje bó lem.

 

C zekam, aż w ró ci m i pam ię ć. Zw ykle trochę to trw a. C zasem w raca już po kilku sekundach C zasem nie chce.

 

C oś się stał o, coś zł ego. B ył a jakaś kł ó tnia. Podniesione gł osy. Pię ś ci? N ie w iem, nie pam ię tam

 

Poszł am do pubu, w siadł am do pocią gu, był am na stacji i na ulicy. N a B lenheim R oad. Poszł am na

 

B lenheim R oad.

C zarny strach zalew a m nie jak fala.

 

C oś się stał o, w iem, ż e coś się stał o. N ie w idzę tego, ale czuję. B oli m nie w nę trze ust, jakbym ugryzł a się w policzek, m am na ję zyku m etaliczny posm ak krw i. M dli m nie, krę ci m i się w gł ow ie Przeczesuję rę ką w ł osy. W zdrygam się. M am guza, bolesnego i w raż liw ego na dotyk, tu, po praw ej

stronie gł ow y. W ł osy są pozlepiane krw ią.    

Potknę ł am się. Tak, na schodach, na stacji w W itney. U derzył am

się? Pam ię tam, ż e jechał am
pocią giem, ale potem jest tylko czarna czeluś ć, otchł ań. G ł ę boko

oddycham, pró bują c uspokoić

serce, zdusić narastają cą w piersi panikę. M yś l. C o robił am? B ył am w pubie, w siadł am do pocią gu

W pocią gu był jakiś m ę ż czyzna, już pam ię tam, rudy m ę ż czyzna. U ś m iechał się. C hyba do m nie


zagadał, ale nie w iem, co m ó w ił. Zagadał i coś jeszcze, w spom nienia są niepeł ne, ale nie m ogę ich dosię gną ć, znaleź ć ich w ciem noś ci.

 

B oję się, ale nie w iem czego i to jeszcze bardziej w zm aga strach. N ie w iem naw et, czy jest się czego bać. R ozglą dam się po pokoju. N a stoliku nocnym nie m a kom ó rki. Torebka nie leż y na podł odze ani nie w isi na oparciu krzesł a, gdzie zw ykle ją zostaw iam. A le m usiał am ją m ieć, bo

jestem w dom u, co znaczy, ż e m iał am klucze.

W staję. Jestem naga. Patrzę na sw oje odbicie w duż ym lustrze w szafie. Trzę są m i się rę ce. N a
policzkach m am rozm azany tusz, m am rozcię tą dolną w argę. I siniaki na nogach. Jest m i niedobrze

Siadam na ł ó ż ku z gł ow ą m ię dzy kolanam i, czekają c, aż m iną m dł oś ci. Znow u w staję, biorę szlafrok i lekko uchylam drzw i. W m ieszkaniu jest cicho. N ie m am poję cia ską d, ale w iem, ż e C athy nie m a Pow iedział a m i, ż e zostaje na noc u D am iena? M am w raż enie, ż e tak, chociaż nie pam ię tam kiedy Zanim w yszł am? C zy rozm aw iał am z nią pó ź niej? N ajciszej jak um iem, w ychodzę na korytarz D rzw i do jej sypialni są otw arte. Zaglą dam. Ł ó ż ko jest posł ane. M ogł a już w stać i posł ać, ale nie przypuszczam, ż eby tu nocow ał a, co przynosi m i pew ną ulgę. Jeś li jej nie m a, to znaczy, ż e nie w idział a ani nie sł yszał a, jak w czoraj w racał am, i nie w ie, w jakim był am stanie. To nie pow inno m ieć znaczenia, lecz m a: poczucie w stydu po takim w ybryku jest proporcjonalne nie tylko do pow agi sytuacji, ale też do liczby osó b, któ re był y jego ś w iadkiem.

N a szczycie schodó w znow u dostaję zaw rotó w gł ow y i kurczow o przytrzym uję się porę czy. To jeden z m oich najw ię kszych lę kó w (oraz ż e kiedy w koń cu pę knie m i w ą troba, w ykrw aw ię się na ś m ierć do brzucha), ż e spadnę ze schodó w i skrę cę sobie kark. N a m yś l o tym znow u robi m i się niedobrze. C hcę się poł oż yć, ale m uszę znaleź ć torebkę, spraw dzić kom ó rkę. M uszę przynajm niej w iedzieć, czy nie zgubił am kart pł atniczych, do kogo dzw onił am i kiedy. Torebka leż y w przedpokoju pod frontow ym i drzw iam i. O bok niej m oje w ygniecione dż insy i bielizna; u podnó ż a schodó w czuję sm ró d m oczu. C hw ytam i otw ieram torebkę – kom ó rka jest, dzię ki B ogu, kom ó rka kilka zm ię tych dw udziestek i zakrw aw iona chusteczka higieniczna. W racają m dł oś ci, czuję w gardle sm ak ż ó ł ci; biegnę, lecz nie zdą ż am do ł azienki i w ym iotuję na w ykł adzinę w poł ow ie schodó w.

 

M uszę się poł oż yć. Jeś li się nie poł oż ę, zem dleję i spadnę. Posprzą tam potem.

N a gó rze podł ą czam kom ó rkę do prą du i kł adę się na ł ó ż ku. Podnoszę rę ce i nogi, ostroż nie delikatnie, ż eby dokł adnie obejrzeć w szystkie koń czyny. N a nogach m am siniaki, nad kolanam i, typow e dla każ dego pijaka, od w padania na ró ż ne przeszkody. N a przedram ionach też i te są bardziej niepokoją ce, ciem ne i ow alne, jak odciski palcó w. N ie m uszą oznaczać niczego groź nego, już takie m iew ał am, zw ykle po tym, jak upadł am i ktoś pom agał m i w stać. Skaleczenie na gł ow ie bardzo boli

ale m oż e być skutkiem czegoś tak niew innego jak w siadanie do taksó w ki. M ogł am w ró cić do dom u
taksó w ką.  
B iorę kom ó rkę. M am dw ie w iadom oś ci. Jedna jest od C athy, któ ra zadzw onił a do m nie kilka m inu

po pią tej, pytają c, gdzie jestem. Idzie na noc do D am iena, bę dzie jutro. M a nadzieję, ż e nie piję sam a

D ruga, nagrana kw adrans po dziesią tej, jest od Tom a. Sł yszą c jego gł os, om al nie upuszczam

telefonu, bo Tom krzyczy.  
„Jezu C hryste, co się z tobą dzieje, do cholery? M am tego doś ć, sł yszysz? Szukał em cię praw ie
godzinę, jeź dził em w kó ł ko i szukał em. W ystraszył aś A nnę, w iesz? M yś lał a, ż e chcesz… m yś lał a,

ż e… C hciał a dzw onić na policję, ledw o ją pow strzym ał em. O dczep się od nas. Przestań do m nie

w ydzw aniać, przestań się tu krę cić, daj nam ś w ię ty spokó j. N ie chcę z tobą rozm aw iać. R ozum iesz? N ie chcę z tobą rozm aw iać, nie chcę cię w idzieć, trzym aj się z daleka od m ojej rodziny. C hcesz zniszczyć sobie ż ycie, to je zniszcz, ale nie pozw olę ci zniszczyć m ojego. Już nie. N ie bę dę cię dł uż ej chronił, rozum iesz? Trzym aj się od nas z daleka”.

 

N ie w iem, co zrobił am. C o ja zrobił am? C o robił am m ię dzy pią tą a dziesią tą pię tnaś cie? D laczego m nie szukał? C o zrobił am A nnie? N acią gam koł drę na gł ow ę, m ocno zaciskam pow ieki


W yobraż am sobie, jak idę do ich dom u, jak skrę cam w w ą ską ś cież kę m ię dzy ogrodem i ogrodem
są siadó w, jak przechodzę przez pł ot. O tw ieram rozsuw ane drzw i na taras, ukradkiem w chodzę do

kuchni. A nna siedzi przy stole. C hw ytam ją od tył u, naw ijam na rę kę jej dł ugie jasne w ł osy, szarpię ś cią gam ją z krzesł a na podł ogę i tł ukę jej gł ow ą w zim ne niebieskie pł ytki.

 

 

W ieczorem

 

 

K toś krzyczy. Są dzą c po ką cie padania ś w iatł a w lew ają cego się przez okno, bardzo dł ugo spał am Jest chyba pó ź ne popoł udnie, w czesny w ieczó r. B oli m nie gł ow a. N a poduszce jest krew. Z doł u dochodzi czyjś krzyk.

– N o nie! N a m ił oś ć boską! R achel! R achel!

 

Zasnę ł am. O C hryste, nie w yczyś cił am schodó w. N a dole został o m oje ubranie. B oż e, o B oż e.

 

W kł adam spodnie od dresó w i podkoszulek. O tw ieram drzw i i tuż za progiem w idzę C athy. Patrzy na m nie przeraż ona.

 

– C o się stał o? – pyta i podnosi rę kę. – N ie, przepraszam, nic nie chcę w iedzieć. N ie m ogę na to

 

pozw olić, nie w m oim dom u. N ie zam ierzam … – uryw a, lecz patrzy w gł ą b korytarza, w stronę

 

schodó w.

– Przepraszam – m ó w ię. – B ardzo przepraszam, ź le się poczuł am, chciał am posprzą tać, ale…

 

– B ył aś chora? N ie. B ył aś pijana, praw da? M iał aś kaca. Przykro m i, R achel. N ie m ogę tego tolerow ać. N ie m ogę tak ż yć. M usisz się w yprow adzić. D obrze? D am ci m iesią c na znalezienie m ieszkania, ale potem się w yprow adzisz. – C athy odw raca się i idzie do sw ojego pokoju. – I na litoś ć boską, sprzą tniesz w reszcie ten syf? – Zatrzaskuje za sobą drzw i.

 

Sprzą tam na schodach i w racam do siebie. D rzw i C athy są w cią ż zam knię te, lecz czuję biją cą zza nich tł um ioną w ś ciekł oś ć. W cale się jej nie dziw ię. Ja też był abym w kurzona, gdybym po pow rocie do dom u znalazł a zasikane m ajtki i kał uż ę w ym iocin na w ykł adzinie. Siadam na ł ó ż ku, otw ieram laptop, loguję się na pocztę i zaczynam pisać list do m atki. W koń cu nadeszł a pora. M uszę prosić ją o pom oc. G dybym przeprow adził a się do dom u, nie m ogł abym tak ż yć, m usiał abym się zm ienić, w ytrzeź w ieć. A le nie przychodzą m i do gł ow y odpow iednie sł ow a, nie w iem, jak jej to w ytł um aczyć W yobraż am sobie jej tw arz, gdy czyta ten bł agalny list, jej gorzki zaw ó d, irytację. N iem al sł yszę, jak w zdycha.

 

Piszczy kom ó rka. N ow a w iadom oś ć, sprzed kilku godzin. Znow u Tom. N ie chcę sł yszeć, co m a do pow iedzenia, ale m uszę, nie m ogę go zignorow ać. N astaw iają c się na najgorsze, z coraz szybciej biją cym sercem dzw onię na pocztę gł osow ą.

 

„R achel? M oż esz oddzw onić? ”. M a spokojniejszy gł os, w ię c m oje serce trochę zw alnia. „C hcę się tylko upew nić, czy bezpiecznie dotarł aś do dom u. B ył aś w takim stanie, ż e… ”. Pauza, dł uga i peł na ubolew ania. „Posł uchaj. Przepraszam, ż e na ciebie nakrzyczał em, ale był o tu trochę … gorą co B ardzo ci w spó ł czuję, napraw dę, ale to się m usi skoń czyć ”.

 

O dsł uchuję w iadom oś ć jeszcze raz, z jego gł osu bije dobroć i do oczu napł yw ają m i ł zy. M ija

duż o czasu, zanim przestaję pł akać, zanim udaje m i się napisać, ż e jestem

już w dom u, ż e bardzo go

przepraszam. N ie m ogę nic dodać, bo

nie w iem za co. N ie w iem, co zrobił am A nnie, czym ją
przestraszył am. A nna aż tak bardzo m nie nie obchodzi, ale Tom tak i nie chcę, ż eby był
nieszczę ś liw y. Po tym, co przeszedł, w

peł ni na to zasł uguje. N ie chcę i nigdy nie bę dę chciał a

odbierać m u szczę ś cia, w olał abym tylko, ż eby zaznał go ze m ną.

 

K ł adę się i w peł zam pod koł drę. C hcę w iedzieć, co się stał o, ż ał uję, ż e nie w iem, za co m usiał am go przepraszać. R ozpaczliw ie pró buję rozw ikł ać ten ulotny fragm ent pam ię ci. Jestem pew na, ż e się


z kim ś pokł ó cił am albo ż e był am ś w iadkiem kł ó tni. Z A nną? D otykam palcam i rany na gł ow ie dotykam rozcię tej w argi. N iem al to w idzę, niem al sł yszę te sł ow a, lecz obraz znow u się oddala. N ie m ogę tego rozgryź ć. Ilekroć m yś lę, ż e zaraz schw ytam tę chw ilę, w szystko ucieka w cień, poza zasię g w spom nień.



M egan

 

W torek, 2 paź dziernika 2012

 

 

R ano

 

 

Zaraz lunie, czuję, ż e lada chw ila. Szczę kam zę bam i, m am biał osine czubki palcó w. N ie w chodzę do ś rodka. Podoba m i się tu, to rozł adow uje uczucia, oczyszcza jak lodow ata ką piel. Zresztą i tak Scot zaraz w yjdzie, zaprow adzi m nie do dom u i ow inie kocem jak dziecko.

 

W czoraj m iał am atak paniki. Już w racał am, gdy zobaczył am m otocykl, któ ry cią gle przyspieszał czerw ony sam ochó d jadą cy tuż przy kraw ę ż niku, jakby kierow ca polow ał na prostytutki, i dw ie kobiety z w ó zkam i blokują cym i chodnik. N ie m ogł am ich om iną ć, w ię c w eszł am na jezdnię i om al nie potrą cił m nie sam ochó d jadą cy w przeciw nym kierunku, któ rego nie zauw aż ył am. K ierow ca zatrą bił i krzykną ł coś do m nie. N ie m ogł am zł apać tchu, serce w alił o m i jak szalone, ś cisnę ł o m nie w ż oł ą dku jak w tedy, gdy bierze się piguł kę i m a się zaraz dostać kopa, poczuł am gw ał tow ne uderzenie adrenaliny, po któ rym dostaje się m dł oś ci, choć jest się jednocześ nie podnieconym i przeraż onym.

 

W padł am do dom u, przebiegł am przez salon i ogró d i usiadł am pod pł otem, czekają c, aż nadjedzie pocią g, aż się w e m nie przetoczy, zagł uszają c inne odgł osy. C hciał am, ż eby Scott w yszedł i m nie uspokoił, lecz nie był o go w dom u. Pró bow ał am przejś ć przez pł ot i posiedzieć chw ilę po drugiej stronie, tam, gdzie nikt nie chodzi. Skaleczył am się w rę kę, w ię c w ró cił am do dom u, a potem przyszedł Scott i spytał, co się stał o. Pow iedział am, ż e zm yw ają c, upuś cił am szklankę. N ie uw ierzył m i i bardzo się zdenerw ow ał.

 

W nocy w stał am, zostaw ił am Scotta ś pią cego i po cichu zeszł am na dó ł, na taras. W ybrał am num er i sł uchał am jego gł osu, gdy odebrał, począ tkow o cichego i sennego, potem gł oś niejszego, czujnego,



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.