Хелпикс

Главная

Контакты

Случайная статья





Spis treści 2 страница



na stoliku. U cieka spojrzeniem w bok. W

uł oż eniu jego ust jest coś sugerują cego zniesm aczenie
B udzę w nim odrazę.  
N ie jestem już taka jak kiedyś. Przestał am być pow abna, jestem na sw ó j sposó b odstrę czają ca. N ie

tylko dlatego, ż e przytył am, ż e od picia i z braku snu m am napuchnię tą tw arz. Jest tak, jakby ludzie w idzieli w szystkie m oje urazy, jakby dostrzegali je w m oich oczach, w tym, jak się noszę, jak się poruszam.

 

Pew nego w ieczoru w poprzednim tygodniu, gdy zeszł am na dó ł po szklankę w ody, podsł uchał am w salonie rozm ow ę C athy z jej chł opakiem D am ienem. „Jest sam otna, m ó w ił a C athy, napraw dę się o nią m artw ię. Sam otnoś ć nikom u nie sł uż y”. I dodał a: „N ie znasz nikogo z pracy albo z klubu rugby? ”. N a co D am ien odparł: „K ogoś dla R achel? N ie chcę się w ygł upiać, ale nie są dzę, ż ebym znał kogoś aż tak zdesperow anego”.

 

 

C zw artek, 11 lipca 2013

 

 

R ano

 

 

Skubię plaster na palcu. Jest m okry, zam ó kł, gdy m ył am rano kubek po kaw ie. R obi w raż enie lepkiego i brudnego, chociaż rano był czysty. N ie chcę go zdejm ow ać, bo m ocno się zacię ł am. K iedy

w ró cił am

do dom u, C athy nie był o, poszł am w ię c do m onopolow ego i kupił am dw ie butelki w ina

W ypił am jedną, po czym pom yś lał am, ż e korzystają c z nieobecnoś ci C athy, usm aż ę sobie stek

z czerw oną cebulą i zjem

go z sał atą. D obry, zdrow y posił ek. I kroją c cebulę, zacię ł am się w palec

Pew nie poszł am do ł azienki, ż eby go obm yć, a potem poł oż ył am się i o w szystkim zapom niał am, bo kiedy się obudził am, usł yszał am C athy i D am iena, któ rzy m ó w ili, ż e to ohydne zostaw iać kuchnię w takim stanie. C athy przyszł a do m nie na gó rę, cicho zapukał a i uchylił a drzw i. Przekrzyw ił a gł ow ę i spytał a, czy dobrze się czuję. Przeprosił am ją, nie w iedzą c za co. Pow iedział a, ż e nic nie szkodzi tylko czy m ogł abym po sobie posprzą tać? N a desce do krojenia był a krew, a w salonie pachniał o surow ym m ię sem, bo na blacie w cią ż leż ał sinieją cy już stek. D am ien naw et się ze m ną nie przyw itał N a m ó j w idok pokrę cił tylko gł ow ą i poszedł na gó rę.

K iedy się poł oż yli, przypom niał o m i się, ż e nie w ypił am drugiej butelki w ina, w ię c ją otw orzył am


U siadł am na sofie, w ł ą czył am telew izor i m ocno w yciszył am dź w ię k, ż eby nic nie sł yszeli. N ie pam ię tam, co oglą dał am, ale w pew nej chw ili poczuł am się chyba sam otna, szczę ś liw a albo nie w iem jaka, bo zapragnę ł am z kim ś porozm aw iać. Potrzeba rozm ow y m usiał a być ogrom na, ale z w yją tkiem Tom a nie m iał am do kogo zadzw onić.

 

Z w yją tkiem Tom a nie chcę rozm aw iać z nikim. W edł ug rejestru poł ą czeń w ychodzą cych w m ojej kom ó rce dzw onił am do niego cztery razy: o 23. 02, 23. 12, 23. 54 i 0. 09. Są dzą c po ich dł ugoś ci zostaw ił am m u dw ie w iadom oś ci. M oż e odebrał, ale nie pam ię tam, ż ebym z nim rozm aw iał a Pam ię tam tylko pierw szą w iadom oś ć; zdaje się, ż e poprosił am, aby oddzw onił. M oż liw e, ż e w tej drugiej prosił am o to sam o, w ię c nie jesttak ź le.

 

Pocią g szarpie, staje przed sem aforem, a ja podnoszę w zrok. Jess siedzi na dolnym tarasie, piją c kaw ę. O pala się z nogam i na stole i odchyloną do tył u gł ow ą. Za nią w idać czyjś cień, ktoś tam chodzi: to Jason. M arzę, ż eby go zobaczyć, dostrzec chociaż fragm ent jego przystojnej tw arzy. C hcę, ż eby w yszedł, staną ł za Jess i, jak to on, pocał ow ał ją w czubek gł ow y.

 

A le on nie w ychodzi, a ona się prostuje. D zisiaj porusza się inaczej niż zw ykle, jest pow olniejsza jakaś ocię ż ał a. Pró buję zm usić go do w yjś cia sił ą w oli, ale pocią g rusza, a jego w cią ż nie w idać. Jess jest sam a. I nagle, naw et o tym nie m yś lą c, zaglą dam do w nę trza m ojego dom u, nie m ogę odw ró cić w zroku. Przeszklone drzw i są otw arte na oś cież, kuchnia tonie w sł oń cu. N ie um iem pow iedzieć

 

napraw dę nie um iem, czy w idzę to, czy to tylko m oja w yobraź nia: jego ż ona stoi przy zlew ie

 

i zm yw a? C zy w foteliku-huś taw ce przy kuchennym stole siedzi m ał a dziew czynka?

Zam ykam oczy, czekam, aż ciem noś ć zgę stnieje i rozleje się w okoł o, aż uczucie sm utku ustą pi m iejsca czem uś gorszem u: w spom nieniu, kró tkiej jak rozbł ysk retrospekcji. N ie prosił am go, ż eby oddzw onił, w każ dym razie nie tylko. Pł akał am, teraz już pam ię tam. M ó w ił am, ż e w cią ż go kocham ż e nigdy nie przestanę. „Proszę cię, Tom, bł agam, m uszę z tobą porozm aw iać. B ardzo tę sknię ”. N ie nie, nie, nie, nie, nie, nie.

 

M uszę się z tym pogodzić, nie m a sensu chow ać gł ow y w piasek. B ę dę czuł a się strasznie przez cał y dzień, przez cał y dzień bę dzie pow racał o to do m nie falam i – silniejszym i, potem sł abszym i, potem znow u silniejszym i – te skrę ty ż oł ą dka, ten m ę czą cy w styd i uderzenia gorą ca, przez cał y dzień bę dę m ocno zaciskał a pow ieki, jakbym zam ykają c oczy, m ogł a spraw ić, ż e w szystko zniknie I przez cał y dzień bę dę w m aw iał a sobie, ż e m ogł o być gorzej. Praw da? Ż e m ogł am na przykł ad znow u upaś ć przy ludziach albo naw rzeszczeć na kogoś na ulicy. A lbo poniż yć m ę ż a na im prezie

z grillem, obrzucają c stekiem w yzw isk ż onę jego znajom ego. A lbo znow u w dać się z Tom em
w bó jkę, zaatakow ać go kijem golfow ym i zrobić dziurę w tynku w korytarzu do sypialni. A lbo po

trzygodzinnej przerw ie na lunch w ró cić do pracy, na oczach w szystkich chw iejnym krokiem przejś ć przez biuro i zaczekać, aż M artin M iles w eź m ie m nie na bok i pow ie: „C hyba pow innaś pó jś ć do dom u, R achel”. C zytał am kiedyś ksią ż kę napisaną przez był ą alkoholiczkę, w któ rej autorka w yznał a ż e upraw iał a seks oralny z dw om a ró ż nym i m ę ż czyznam i dopiero co poznanym i w restauracji przy ruchliw ej londyń skiej ulicy. Przeczytał am to i pom yś lał am, ż e tak nisko jeszcze nie upadł am. Ż e to jestgranica.

 

 

W ieczorem

 

 

Przez cał y dzień m yś lał am o Jess, m ogł am skupić się tylko na tym, co w idział am rano. D laczego pom yś lał am, ż e coś jest nie tak? Z tej odległ oś ci nie w idział am w yrazu jej tw arzy, m im o to, patrzą c na nią, czuł am, ż e jest sam a. W ię cej: ż e jest sam otna. M oż e i tak był o, m oż e Jason w yjechał w ezw any do któ regoś z tych tropikalnych krajó w, gdzie ratuje ludziom ż ycie. A ona za nim tę skni, a ona się


m artw i, chociaż w ie, ż e to jego obow ią zek.

 

O czyw iś cie, ż e za nim tę skni, tak jak ja. Jason jest dobry i silny, jest w zorem m ę ż a. Tw orzą zgraną parę. W idzę to, w iem, jacy są. Jego sił a, opiekuń czoś ć, któ ra z niego bije – to w cale nie znaczy, ż e Jess jest sł aba. O na też jest silna, tylko na inny sposó b: jest tak inteligentna, ż e Jason z podziw u rozdziaw ia usta. Potrafi bł yskaw icznie dotrzeć do sedna problem u, w yizolow ać je i przeanalizow ać w czasie, w któ rym inni nie zdą ż ą naw et pow iedzieć „dzień dobry”. N a przyję ciach Jason czę sto bierze ją za rę kę, chociaż są razem od w ielu lat. Szanują się w zajem nie i nie robią sobie afrontó w.

 

Jestem w ykoń czona. N ie pił am, jestem trzeź w a jak ś w inia. C zasem czuję się tak ź le, ż e m uszę się

 

napić, czasem tak ź le, ż e nie m ogę. D zisiaj na m yś l o alkoholu przew raca m i się ż oł ą dek. A le
trzeź w oś ć w w ieczornym pocią gu to praw dziw e w yzw anie, zw ł aszcza teraz, w ten upał. K aż dy

centym etr kw adratow y m ojej skó ry pokryw a w arstew ka potu, drapie m nie w ustach, sw ę dzą m nie oczy, bo w tarł am sobie tusz w ką ciki.

 

W torebce w ibruje kom ó rka; podskakuję ze strachu. D w ie siedzą ce po drugiej stronie przejś cia dziew czyny patrzą na m nie, a potem ukradkiem w ym ieniają uś m iechy. N ie w iem, co o m nie m yś lą, ale na pew no nic dobrego. Z w alą cym sercem w yjm uję telefon. C zuję, ż e to też nic dobrego: C athy któ ra poprosi m nie, jak zw ykle bardzo uprzejm ie, ż ebym dziś w ieczorem dał a sobie spokó j z alkoholem? A m oż e m oja m atka z w iadom oś cią, ż e za tydzień bę dzie w Londynie i w padnie do m nie do biura, w ię c m oż e poszł ybyś m y na lunch? Patrzę na ekran. Tom. W aham się, ale tylko przez sekundę, i odbieram.

 

– R achel?

Znam go od pię ciu lat i przez cał y ten czas nigdy nie był am dla niego „R achel”, tylko „R ach”

 

C zasem „Shelly”, bo w iedział, ż e nie znoszę tego im ienia, i w ybuchał ś m iechem, patrzą c, jak

 

w zdrygam się poirytow ana, a potem chichoczę, bo kiedy się ś m iał, zaw sze ś m iał am się i ja.

– R achel, to ja. – M ó w i grobow ym gł osem, jestzm ę czony. – Posł uchaj, m usisz z tym skoń czyć …

 

M ilczę. Pocią g zw alnia i jesteś m y praw ie naprzeciw ko m ojego dom u, tego daw nego. M am ochotę pow iedzieć: „W yjdź, stań na traw niku, chcę cię zobaczyć ”.

– Proszę cię, nie m oż esz tak do m nie w ydzw aniać. M usisz w zią ć się w garś ć …

W gardle narasta m i gula, tw arda jak kam ień, gł adka i uparta. N ie m ogę przeł kną ć ś liny. N ie m ogę m ó w ić.

 

– R achel? Jesteś tam? W iem, ż e ci się nie ukł ada, i bardzo ci w spó ł czuję, napraw dę, ale… nie m ogę ci pom ó c, a te cią gł e telefony denerw ują A nnę. R ozum iesz? N ie m ogę ci już pom agać. Idź na spotkanie A A czy gdzieś. Proszę cię. Idź po pracy na spotkanie.

 

Zryw am brudny plaster z czubka palca i patrzę na pom arszczone ró ż ow aw e ciał o, na krew zakrzepł ą u nasady paznokcia. K ciukiem praw ej rę ki uciskam ranę i czuję, ż e się otw iera, czuję ostry, gorą cy bó l. W strzym uję oddech. Zaczyna są czyć się krew. Siedzą ce po drugiej stronie przejś cia dziew czyny obserw ują m nie z pustym i tw arzam i.



M egan

 

R ok w cześ niej

 

 

Ś roda, 16 m aja 2012

 

 

R ano

 

 

Sł yszę nadjeż dż ają cy pocią g; znam na pam ię ć ten rytm. W yjechaw szy z N orthcote, przyspiesza a potem za zakrę tem zw alnia: stukot przechodzi w ł oskot, czasem piszczą ham ulce i zatrzym uje się przed sem aforem parę set m etró w od dom u. Stoją ca na stole kaw a już ostygł a, ale jest m i tak rozkosznie ciepł o, jestem tak bł ogo rozleniw iona, ż e nie chce m i się w stać i zaparzyć ś w ież ej.

C zasem

naw et nie patrzę na przejeż dż ają ce pocią gi, tylko ich sł ucham. G dy siedzę tak rano

z zam knię tym i oczam i, z

prom ieniam i gorą cego, pom arań czow ego sł oń ca

pod pow iekam i

m ogł abym być dosł ow nie w szę dzie. N a plaż y w poł udniow ej H iszpanii, w C inque Terre w e
W ł oszech

z tym i w szystkim i pię knym i kolorow ym i dom kam i i w oż ą cym i turystó w

pocią gam i
M ogł abym

być w H olkham, czuć sm ak soli na ję zyku, sł yszeć krzyk m ew i dudnienie pocią gu w idm a

przejeż dż ają cego zardzew iał ym i toram i kilkasetm etró w dalej.

 

D zisiaj się nie zatrzym uje, pow oli jedzie dalej. Sł yszę stukot kó ł na zł ą czach szyn, niem al czuję, jak się koł ysze. N ie w idzę tw arzy pasaż eró w, ale w iem, ż e to tylko dojeż dż ają cy do pracy, ż e jadą na Euston, aby znow u usią ś ć za biurkiem, ale zaw sze m ogę sobie pom arzyć: o bardziej egzotycznych podró ż ach, o przygodach na koń cu ś w iata i jeszcze dalej. C zę sto podró ż uję tak do H olkham; to dziw ne, ż e w cią ż o tym m yś lę, zw ł aszcza w poranki takie jak ten, z taką czuł oś cią i tę sknotą, ale tak w cią ż tam w racam. K ł aniają ca się w iatrow i traw a, w ielkie szaroniebieskie niebo nad w ydm am i rozpadają cy się dom, w któ rym roi się od m yszy, ś w iece, brud i m uzyka. Teraz jest to dla m nie jak sen.

 

Trochę za szybko bije m i serce.

Sł yszę jego kroki na schodach, sł yszę, ż e m nie w oł a.

 

– M egs, chcesz jeszcze kaw y? B udzę się i czar pryska.

 

 

W ieczorem

 

 

C hł odno m i od w iatru i ciepł o od m artini, któ re przypraw ił am porcją w ó dki na dw a palce. Jestem na tarasie, czekam na Scotta. C hcę nam ó w ić go, ż eby zabrał m nie na kolację do w ł oskiej restauracji przy K ingly R oad. C holera jasna, nie w ychodziliś m y nigdzie od w iekó w.

 

N iew iele dziś zrobił am. M iał am przygotow ać w niosek o przyję cie na kurs tkanin artystycznych w St M artins. N aw et zaczę ł am, pracow ał am już w kuchni, gdy usł yszał am krzyk jakiejś kobiety,


potw orny w rzask, jakby kogoś m ordow ano. W ybiegł am do ogrodu, ale nic stam tą d nie był o w idać. Jednak w cią ż ją sł yszał am, ten okropny, przenikają cy na w skroś krzyk, ten przesycony rozpaczą

przeraź liw y gł os. „C o ty robisz? C o ty jej robisz? D aj m i ją, daj m i ją ”. I tak bez koń ca, chociaż trw ał o to pew nie tylko kilka sekund.

 

Pobiegł am na gó rny taras i kilka ogrodó w dalej zobaczył am przez drzew a dw ie kobiety przy pł ocie. Jedna pł akał a – m oż e naw etobie – był o tam ró w nież drą ce się w niebogł osy dziecko.

 

C hciał am już w ezw ać policję, ale się uspokoił y. Ta, któ ra tak krzyczał a, w biegł a z dzieckiem do dom u. D ruga został a. Potem też ruszył a w stronę dom u, potknę ł a się, upadł a, w stał a i zaczę ł a chodzić w kó ł ko po ogrodzie. N apraw dę dziw ne. B ó g w ie, co się tam dział o. N ie był am tak podekscytow ana od w ielu tygodni.

 

M oje dni są teraz puste, bo nie chodzę już do galerii. B ardzo m i tego brakuje. B rakuje m i rozm ó w z artystam i. B rakuje m i naw et tych gł upich bogatych m am usiek, któ re w padał y tam z kubkiem kaw y w rę ku, ż eby pogapić się na obrazy i pow iedzieć psiapsió ł ce, ż e ich m ał a Jessie lepiej m alow ał a w przedszkolu.

 

C zasem m am ochotę odnaleź ć kogoś ze starych czasó w, ale zastanaw iam się w tedy, o czym bym z nim i rozm aw iał a? Pew nie naw et by m nie nie poznali, m nie, daw nej M egan, szczę ś liw ej m ę ż atki z przedm ieś ć. Tak czy inaczej, nie m ogę ryzykow ać i oglą dać się za siebie, to zaw sze zł y pom ysł Zaczekam do koń ca lata i poszukam pracy. Szkoda m arnow ać te dł ugie letnie dni. Znajdę coś, tutaj albo gdzie indziej, w iem, ż e znajdę.

 

 

W torek, 14 sierpnia 2012

 

 

R ano

 

 

Stoję przed szafą i po raz setny patrzę na rzą d w ieszakó w z pię knym i ubraniam i, doskonał ą w pros garderobę dla szefow ej niew ielkiej, lecz now atorskiej galerii sztuki. N ie m a tu nic dla niani. B oż e,

już na sam dź w ię k tego sł ow a robi m i się niedobrze. W kł adam dż insy i podkoszulek, ś cią gam do tył u
w ł osy. N ie zaw racam sobie gł ow y m akijaż em. M iał abym robić się na bó stw o tylko po to, ż eby
spę dzić dzień z czyim ś bachorem? B ez sensu.  

Zbiegam na dó ł, podś w iadom ie rw ą c się do kł ó tni. Scott robi kaw ę w kuchni. Patrzy na m nie z uś m iechem i od razu popraw ia m i się hum or. C how am nadą saną m inę do kieszeni i też się uś m iecham. Scottpodaje m i kaw ę i m nie cał uje.

 

N ie m a sensu się na nim w yż yw ać, to był m ó j pom ysł. Zgł osił am się na ochotnika i został am opiekunką dziecka są siadó w. Począ tkow o m yś lał am, ż e m oż e być zabaw nie. Zupeł nie m i odbił o chyba zw ariow ał am. N udził o m i się, był am zł a i zaciekaw iona. C hciał am zobaczyć, chciał am się dow iedzieć. Pom ysł zaś w itał m i chyba zaraz po tym, jak ta kobieta krzyczał a w ogrodzie. N ie ż ebym

ją o to spytał a, a ską d. O takie rzeczy się nie pyta, praw da?  
Scott bardzo m nie zachę cał, był w sió dm ym niebie, kiedy o tym w spom niał am. M yś li, ż e jeś li
spę dzę trochę czasu z dzieć m i, zam arzy m i się w ł asne. Tym czasem jest dokł adnie odw rotnie, bo

kiedy koń czę, od razu biegnę do dom u, rozbieram się i idę pod prysznic, ż eby zm yć z siebie zapach dziecka.

 

T ę sknię za starym i czasam i, za galerią, gdy ł adnie um alow ana i uczesana m ogł am rozm aw iać z dorosł ym i o sztuce, film ach albo o niczym. R ozm ow a o niczym był aby duż ym krokiem naprzó d


w m oich relacjach z A nną. B oż e, jaka z niej nudziara! O dnoszę w raż enie, ż e kiedyś, daw no tem u m iał a coś do pow iedzenia, ale teraz gada tylko o dziecku: nie zim no jej? N ie za ciepł o? Ile w ypił a m leka? I zaw sze jest w dom u, w ię c przez w ię kszoś ć czasu czuję się tam jak pią te koł o u w ozu. M oim zadaniem jest pilnow anie m ał ej, kiedy A nna odpoczyw a, robi sobie przerw ę. A le w ł aś ciw ie w czym?

N o i jest dziw nie nerw ow a. C ią gle zdaję sobie spraw ę z jej obecnoś ci, w idzę, jak się krę ci
i podskakuje. A podskakuje, ilekroć przejeż dż a pocią g albo dzw oni telefon. „D zieci są takie

delikatne, m ó w i, praw da? ”. N ie m ogę się z tym nie zgodzić.

   

W ychodzę i pow ł ó czą c nogam i, idę B lenheim R oad do stoją cego pię ć dziesią t m etró w dalej dom u K rok za krokiem, cię ż ko i niechę tnie. D zisiaj otw iera m i drzw i nie ona, tylko on, m ą ż. Tom w garniturze i butach, gotow y do w yjś cia. W garniturze jest naw et przystojny. N ie tak przystojny jak Scott, bo jest drobniejszy i bledszy, a jego oczy są osadzone za blisko siebie, ale w sum ie w yglą da cał kiem nieź le. Posył a m i szeroki uś m iech à la Tom C ruise, i już go nie m a, ja zaś zostaję sam na sam z nią i dzieciakiem.

 

 

C zw artek, 16 sierpnia 2012

 

 

Po poł udniu

 

 

R zucił am to!

 

C zuję się duż o lepiej, m ogę gó ry przenosić. Jestem w olna!

Siedzę na tarasie i czekam na deszcz. N iebo jest czarne, pow ietrze gę ste od w ilgoci, jaskó ł ki robią pę tle i nurkują. Scott w ró ci m niej w ię cej za godzinę i m uszę m u pow iedzieć. B ę dzie w kurzony, ale

tylko przez chw ilę, potem

m u to w ynagrodzę. I nie zam ierzam przez cał y dzień siedzieć w dom u:

robię plany. M ogł abym

pó jś ć na kurs fotografii albo otw orzyć stoisko i sprzedaw ać biż uterię
M ogł abym

nauczyć się gotow ać.

 
M iał am

w szkole nauczyciela, któ ry pow iedział m i kiedyś, ż e jestem

m istrzynią zm ieniania
       

sw ojego im age’u. W tedy nie w iedział am, o co m u chodzi, i m yś lał am, ż e opow iada gł upie bajki, ale potem jego opinia przypadł a m i do gustu. U ciekinierka, kochanka, ż ona, kelnerka, kierow niczka galerii, niania i jeszcze kilka innych ró l. A w ię c kim chcę być jutro?

 

Tak napraw dę to nie chciał am rezygnow ać, po prostu w yrw ał o m i się. Siedzieliś m y przy kuchennym stole, ja, A nna z dzieckiem na kolanach oraz Tom, któ ry m usiał po coś w ró cić i akura pił kaw ę, i kiedy tak siedzieliś m y, doszł am do w niosku, ż e to idiotyczne, ż e m oja obecnoś ć w tym dom u jestzupeł nie bez sensu. C o gorsza, czuł am się niesw ojo, jakbym im przeszkadzał a.

– Znalazł am inną pracę – w ypalił am. – D latego nie m ogę już przychodzić.

 

A nna posł ał a m i w ym ow ne spojrzenie – chyba m i nie uw ierzył a. Pow iedział a tylko: „Jaka szkoda” a ja od razu w yczuł am, ż e niczego nie ż ał uje. W yraź nie jej ulż ył o. N ie spytał a m nie naw et, jaka to praca, dlatego ulż ył o i m nie, bo nie zdą ż ył am w ym yś lić przekonują cego kł am stw a.

Tom był trochę zaskoczony. „B ę dzie nam pani brakow ał o”, rzucił, ale to też był o kł am stw o. Jedyną osobą, któ ra bę dzie szczerze zaw iedziona, jest Scott, dlatego m uszę m u coś pow iedzieć

M oż e pow iem, ż e Tom m nie podryw ał. To by zał atw ił o spraw ę.


 

 

C zw artek, 20 w rześ nia 2012


R ano

 

 

D opiero kilka m inut po sió dm ej i na dw orze jest chł odno. C hł odno, lecz pię knie: te są siadują ce ze sobą pasem ka ogró dkó w, zielone i zim ne, któ re tylko czekają, aż sł oń ce speł ź nie z nasypu i je oż yw i N ie ś pię od w ielu godzin, nie m ogę zasną ć. N ie spał am od tygodni. N ienaw idzę tego, nienaw idzę bezsennoś ci bardziej niż czegokolw iek innego, tego leż enia, tego tik-tak, tik-tak w m ó zgu. W szystko m nie sw ę dzi. M am ochotę ogolić sobie gł ow ę.

 

I uciec. Pojechać gdzieś kabrioletem z opuszczonym dachem. N a w ybrzeż e, jakiekolw iek. C hcę pospacerow ać po plaż y. M ó j starszy brat i ja chcieliś m y być podró ż nikam i. M ieliś m y takie w spaniał e

plany, B en i ja. W ł aś ciw ie to planow ał B en, był w ielkim m arzycielem. C hcieliś m y pojechać
m otocyklem z Paryż a na Lazurow e W ybrzeż e, zw iedzić cał e Zachodnie W ybrzeż e Stanó w, od Seattle

do Los A ngeles. Zaliczyć trasę z B uenos A ires do C aracas, ś ladam i C he G uevary. M oż e gdybym to

w szystko zrobił a, nie skoń czył abym tutaj, nie w iedzą c, co dalej. A lbo m oż e bym skoń czył a
i był abym cał kiem zadow olona. A le oczyw iś cie tego nie zrobił am, poniew aż B en nigdy nie dotarł do

Paryż a, a naw et do C am bridge. Zginą ł na drodze A 10 z czaszką zm iaż dż oną przez cię ż aró w kę z naczepą.

 

N ie m a dnia, ż eby m i go nie brakow ał o. B ardziej niż kogokolw iek innego. Jest w ielką dziurą w m oim ż yciu, dziurą w duszy. A m oż e był tylko praprzyczyną? N ie w iem. N ie w iem naw et, czy chodzi o niego, czy o to, co stał o się potem i jeszcze potem. W iem tylko, ż e jednego dnia czuję się dobrze, ż ycie jest sł odkie i niczego w ię cej m i nie potrzeba, a nastę pnego rw ę się do ucieczki, nie m ogę znaleź ć dla siebie m iejsca i znow u się pogrą ż am.



  

© helpiks.su При использовании или копировании материалов прямая ссылка на сайт обязательна.